Archiwa tagu: opis

POMARATOŃSKIE ROZTRENOWANIE

i nie tylko.

Od maratonu minęły dwa tygodnie. Szczerze, czułem się po biegu w miarę dobrze. Nie miałem żadnych mocnych nadwyrężeń, skurczy mięśni i tym podobnych atrakcji. Wiadomo, dzień, dwa nogi bolały ale jakby trzeba szybko wrócić do biegania to pewnie bym dał radę. Czy wróciłem? No nie, zafundowałem sobie psychiczny odpoczynek od trenowania 🙂

Sporo w tym czasie za to pojeździłem rowerem. Owszem elektrycznym ale zawsze to jakieś kręcenie nogami było.

Układając to w ramy chronologiczne było tak:

TYDZIEŃ 1 (ROZTRENOWANIA)

02/05/2023
Rower. Dystans: 7.44km, czas:0:27:52, śr.prędkość:16,00 km/h, śr. tętno: 94 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +33/-35 m.

Rodzinna rundka po okolicy. Dla mnie na rozruszanie nóg. Dla mojego syna na przyzwyczajenie tyłka do siodełka (bo na czerwiec planujemy większą wspólną wycieczkę). Strasznie się broni przed jeżdżeniem. Cóż… przyjdzie mu za to odpokutować bo kilometrów będzie trochę więcej 🙂 Ale… po prawdzie to słaba pogoda też była. Zanosiło się na deszcz więc wróciliśmy szybciej niż było to planowane.

03/05/2023
Rower. Dystans: 30.62km, czas:2:48:36, śr.prędkość:10,09 km/h, śr. tętno: 110 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +30/-27 m.

Na finisz majowego weekendu wybraliśmy się w okolice Stawów Milickich. Piękny obszar i jak ktoś nie był to warto obadać. Zwiedzać można je na piechotę, rowerami. Tras rowerowych jest tu zresztą całkiem sporo i to takich pod 50-100 km. Myślę, że można by tam spokojnie zrobić kilkudniowy trip i codziennie widzieć coś innego.
My wybraliśmy rundkę trochę w ciemno. Nie nastawiałem się na dystans a na objazd tego co wydawało mi się ciekawe. Ruszyliśmy spod Rudy Milickiej, przez Stawno, groblę przy Stawie Górnym Słonecznym by po objechaniu go udać się do Grabownicy i finalnie na objazd Stawów Krośnickich. Stamtąd wróciliśmy na start, zapakowaliśmy rowery na auto i można było wracać.
Zadowolony jestem. Trafiliśmy z pogodą, okolice piękne co widać na paru poniższych zdjęciach.

Stawy Krośnickie
Szlak wokół Stawów Krośnickich

04/05/2023
Rower. Dystans: 32.36km, czas:1:48:15, śr.prędkość:17,9 km/h, śr. tętno: 98 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +66/-63 m.

Skoro jeździło się tak fajnie to czemu tego nie kontynuować? Po robocie zrobiłem rundkę po okolicach Oleśnicy. Nic nowego dla mnie, parę razy już ją objeżdżałem więc główny zamysł jazdy był taki by sprawdzić jak to w końcu jest z baterią w moim elektryku. Ile to on wytrzyma (bo moment, gdy wybiorę się nim do roboty coraz bliżej). Test wyszedł marnie bo… z czterech kropek do pełna zeszła mi tylko jedna 🙂 🙂 Jechałem na najmniejszym wspomaganiu i widzę, że w sumie wtedy raczej polegam na swoich nogach. Jadąc do pracy chciałbym jednak polegać na sile silnika tak by się zmęczyć jak najmniej. Wiem więc, że nic nie wiem 🙂 i kiedyś muszę pokręcić dłużej na silniejszych biegach.

05/05/2023
Spacer. Dystans: 1.96km, czas:0:25:46, śr. tempo:13.07 min/km. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +58/-55 m.
Rower. Dystans: 32.41km, czas:2:06:40, śr.prędkość:15,4 km/h, śr. tętno: 88 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +212/-258 m.

Spacerek sklepowy a rower z Małżonką. Pętla w terenie podgórskim, można było się już więcej zmęczyć.

Pagórki koło Ścinawki Śr.

06/05/2023
Bieg. Dystans: 4,54km, czas:0:28:19, śr. tempo:6,14 min/km, śr. tętno:144 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +83/-74 m.
Rower. Dystans: 52.84km, czas:4:33:04, śr.prędkość:11,6 km/h, śr. tętno: 110 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +? / -? m.

Koniec obijania 🙂 Zebrałem się w sobie i udałem na rozruch biegowy. Niedużo – moja krótka trasa pod górkę i w dół. Biegło się całkiem dobrze. Tylko jak zimno! Ubrałem się na krótko a dzień prawie jak zimowy 🙁

Po biegu zaś rower. Tym razem wymyśliłem trasę ja. A jak ja wymyślę to… ciężko kogoś później obwiniać 🙂
Machnęliśmy rundę przez dwie przełęcze – Sowiogórską i Woliborską. Sporo wspinania, stąd marne tempo. Coś mi w Suunto padło wskazanie wysokości przy tej aktywności – pokazało 0/0. Szkoda, mógł być rekord 🙂
W dalszym ciągu zimno. Pod górę rozgrzewaliśmy się, na zjazdach wiatr zabijał 🙁 Para momentami szła z usta, znaczy blisko zera musiało być. No ale cóż, dystans słuszny. I widoki ładne, w mijanych wioskach ruiny zamku i pałacu. Lubię takie klimaty, jakieś foty powstały.

Ruiny Zamku

TYDZIEŃ 2 (ROZTRENOWANIA)

09/05/2023
Bieg. Dystans: 12,09km, czas:1:12:59, śr. tempo:6,02 min/km, śr. tętno:150 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +48/-43 m.

Za dużo obijania to źle. Bałem się, że waga ruszy w górę a przy okazji coraz ciężej będzie wrócić do treningów więc powróciłem na swoje zwyczajowe, pod oleśnickie asfalty. Bieg spokojny, bez wydziwiania. Przeszkadzał trochę wiatr, temperatury już wyższe (ciepło) no ale maj ma swoje prawa.

11/05/2023
Bieg. Dystans: 10,93km, czas:1:03:49, śr. tempo:5,50 min/km, śr. tętno:152 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +36/-34 m.

W sumie to chciałem zrobić 12 km z jakimś szybszym akcentem ale nie przypasował mi obiad w pracy. Czułem go na żołądku, bałem się, że nie doniosę 🙂 stąd tempo bez szaleństw i decyzja by szybciej odbić w stronę domu.

13/05/2023
Bieg. Dystans: 4,79km, czas:0:24:35, śr. tempo:5,08 min/km, śr. tętno:177 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +1/-2 m.
Spacer1. Dystans: 7.52km, czas:2:43:59, śr. tempo:21.47 min/km. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +19/-20 m.
Spacer2. Nie chce mi się tego już sumować ale kolejne 2.9 km jeszcze we Wrocławiu i Oleśnicy dołożyłem.

Na sobotni ranek wpadł mi udział w Biegu Firmowym. Miałem zakusy, że może koło 23 min? Ale w sumie skąd się ten optymizm bierze to nie wiem 🙂
Wystartowałem owszem ostro ale dość szybko zaczęło się zwalnianie. Kilometry wyszły mi tak:
1 4:35 min/km
2 4:50 min/km
3 5:20 min/km
4 5:39 min/km
5 4:08 min/km (estymacja 5:14)
W sumie i tak dobrze, nie ma co narzekać. Warunki do biegu dobre, ciepło ale jeszcze upał nie zabijał (moje szczęście, że biegłem jako pierwszy).

Od wyniku ważniejszy cel ale nasza grupa zajęła miejsce 220 z 1246 (jak dobrze patrzę) czyli nie tak źle 🙂

Przed startem. Zdjęcie pobrane ze strony biegu.

Po biegach zaś – wielkie łażenie! Jako rodowity Wrocławianin uznałem, iż dawno nie kręciłem się po swoim mieście więc trzeba rundkę zrobić. No to poszliśmy rodzinką na spacer od Nadodrza, przez Rynek, Świdnicką, Piłsudzkiego, plac Jana Pawła II, mosty Pomorskie. Przyjemnie, napykałem zdjęć o niczym 🙂 ale może dużo ich tu wrzucał nie będę. Napomknę tylko, że bardzo miłą niespodzianką był fakt, że dalej działa lodziarnia na Cybulskiego (najstarsza we Wrocławiu jak pamiętam)! Ostatni raz w niej byłem chyba z 12 lat a jest 🙂 Lody dalej świetne, niedrogie. I jest dalej promocja która była kiedyś. Jaka, to już wybierzcie się i zobaczcie sami 🙂

Nadodrze
Rzeźba Nawa
Renoma

Na koniec dnia jeszcze jakieś chodzenie po Oleśnicy (z okazji Dnia Muzeów). Tu już nogi czułem, dobrze że później można było w domu leżakować 🙂

14/05/2023
Rower. Dystans: 43.26km, czas:2:31:32, śr.prędkość:17,1 km/h, śr. tętno: 108 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +115/-112 m.

W niedzielę miało być rowerowo i biegowo. Żonka jednak marudziła by zrobić dużą trasę. Zrobiliśmy i trochę mi się już biegać nie chciało. Odpuściłem. Trudno. Jak nie będzie padać to przyszły tydzień będzie bardziej biegowy.

Rowerowo pod Oleśnicą

Hykker urządzenie do masażu

Zwane również pistoletem do masażu.

Często pokazuję na swojej stronie różne urządzenie służące regeneracji potreningowej, rozluźnieniu mięśni. W mojej ocenie ten aspekt jest bardzo ważny i w znaczący sposób pozwala nam szybko odbudować swoją formę. Z pewnością też potrafi też dostarczyć ulgi naszym mięśniom, poprawić samopoczucie. I warto go stosować 🙂

W galerii parę zdjęć tego przyrządu, a ja nie przedłużając 🙂 zapraszam do zobaczenia krótkiego filmu o urządzeniu do masażu firmy Hykker

Na wspomaganiu

Jak połączyć w sobie:
– chęć posiadania tego co nam chodziło po głowie,
– zapewnienia sobie rozwoju manualnego i umysłowego,
– zajęcia czasu na wkurzające i nigdy dobrze nie idące rzeczy
– zmniejszenie kasy w portfelu,

Należy kupić rower 🙂  A oto i on. Adore Versailles 28″ E-bike. Jest to produkt niemieckiej firmy KS-Cycling.

Świeżo po zakupie

Sporo jeżdżę z moją żoną rowerami „tradycyjnymi”, od dłuższego czasu po głowie chodziła mi jednak chęć posiadania elektryka. Planowałem czasem wybrać się rowerem do pracy ale, że mam ponad 20 km w jedną stronę jazda normalnym to jednak zbyt duży hardcore. Ok, dojedzie się (raz już byłem) ale człowiek później zmęczony, nieświeży. Trzeba by brać ciuchy na zmianę, prysznic (o ile jest gdzie), Ze wspomaganiem sytuacja wydaje się łatwiejsza.

Pomysłów w tej materii miałem dużo. Najbardziej podobały mi się oczywiście elektryki w górskim stylu 🙂 Zastanawiałem się mocno nad Decathlonowym Rockrider E-ST 900 ale to jednak sporo kasy za rzecz, której w sumie może wcale dużo używał nie będę. Do roboty mam też po asfalcie, po płaskim więc góral to trochę przerost formy nad treścią.

Zmniejszyłem fantazję i oglądałem najróżniejsze używki. Za 2-3k coś już by wybrał, wpadł mi w oko np. ciekawy miejsko-trekkingowy KTM. Już prawie go negocjowałem cenowo ale przyszły do mnie wątpliwości, że tyle to też dużo za starą maszynę. Większość sprzedawców oględnie wypowiada się o stanie baterii co może oznaczać, że wytrzyma z 20 km (i trzeba będzie ją regenerować). Regenerowana bateria to jakieś 1000 zł, nowa bliżej 2000 zł. Śliski temat, znów wchodzimy na poziom nowych rowerów.

Moja maszyna pojawiła mi się nagle w ogłoszeniach w okolicy. Opisana, że z defektem – uszkodzonymi kablami i brakiem wspomagania elektryki. Zadzwoniłem, zbiłem cenę na 700 zł 🙂  i mam.

Ktoś chyba wywalił się albo w jakiś inny sposób uszkodził wiązkę. Naderwany był czujnik przy klamce i ogólnie kabelki w tej okolicy były uszkodzone (główna wiązka już połatana).

Moje zakupy często mają charakter loterii 🙂 częściej się przegrywa niż wygrywa. Ale jak uda się trafić to jest kumulacja 🙂
Na początek zakupiłem klamkę hamulca ze stosowną wtyczką. Chwila walki z przekładką + sztukowanie kabla (Chińczycy przyoszczędzili i nie sięgał do reszty instalacji) i oto mój elektryk ożył i jeździ w najlepsze.

Świetnie! Oczywiście zrobiłem mu już mały „tuning” i regulacje. Dostał nowe klocki hamulcowe. Wywaliłem koszyczek z przodu, zmieniłem rączki, pedały, siodło. Finalnie dołożyłem mocowanie bidonu, odblaski + licznik prędkości (z odzysku, miałem ze starego roweru). Po tych zabiegach rower jest sprawny i został już parę razy objeżdżony w okolicach Oleśnicy.

Jeszcze nie wersja finalna ale już blisko

Ponieważ okazuje się, że ten model jest produkowany do tej pory (z niewielkimi zmianami – po mojemu cyfrowy licznik/sterownik parametrów, bateria) to pozwolę sobie opisać wstępne wrażenia z jazdy takim elektrykiem. Dla mnie to nowość, a może ktoś poczuje też chęć zakupu 🙂

Tutaj parametry ze strony producenta:

https://ks-cycling.com/Versailles-28-schwarz/113E/

Rower jest cięższy od posiadanych przeze mnie górali. Jest to model miejski więc zapuszczanie się nim w teren, górki nie jest najlepszym pomysłem. Limitują go zwłaszcza przerzutki – ma tylko 7 przełożeń z tyłu. Pojechać pewnie pojedzie ale jak padnie bateria to współczuję 🙂 Po asfalcie jedzie się jednak wygodnie. W wyprostowanej pozycji, dystyngowanie można kilometry przemierzać.

Adore ma 3 stopnie wspomagania. Najbardziej czuć je (wszystkie) podczas ruszania. Silnik startuje po rozpoczęciu pedałowania. Pomaga nam przy tym „dość mocno” Trzeba uważać ruszając i chcąc np. ostro skręcić (włączając się do ruchu itp.). Siła wspomagania w miarę wzrostu prędkości maleje. Jest jednak różnica w jeździe ze wspomaganiem i bez. Ja najczęściej używałem średniego stopnia. Pozwalało mi to na komfortowe jechanie 19-21 km/godz. Wydaje się, iż to my pedałujemy ale jak wspomaganie się wyłączy różnicę czuć 🙂 Na trzecim, najmocniejszym poziomie rower ciągnie cały czas mocno do przodu praktycznie pod te 23-25 km/godz. Silnik sporo nam pomaga.

Cóż. Na obecną chwilę jestem z zakupu zadowolony. Po taniości spełniłem swoje marzenie o elektryku 🙂 Testuję powoli zasięg, możliwości. Może kiedyś jak uznam, że kręci mnie takie wspomaganie to zakupi się jakiś nowy, fajniejszy.

Acha, na normalnych rowerach będzie się dalej jeździć, bo moja małżonka to zadeklarowany przeciwnik elektro-mobilności na dwóch kołach 🙂

City Trail 2022/23 – Zawody 5/5

25/03 odbyły się ostatnie, wrocławskie, zawody CT w tym sezonie. Miałem już wymaganą liczbę biegów ale wystartowałem w nich najbardziej po to by sprawdzić swoją aktualną dyspozycję biegową, a przy okazji odebrać medal za cykl. W tej edycji zrezygnowano bowiem z uroczystej gali i medale rozdano już po biegu.

Warunki pogodowe były całkiem dobre. Temperatura – parę stopni na plusie. Opady deszczu, jakie było w kilku poprzedzających dniach, nie spowodowały tragedii na trasie (mało błota) można było spodziewać się więc całkiem dobrego biegania.

Po cichu liczyłem na poprawę swoich czasów ale, że ostatnio nie wyszło mi zbyt dobrze tym razem nie wydziwiałem. Rozgrzewkę zrobiłem lżejszą, ustawiłem się na czole grupy +25 min i spokojnie czekałem na start.

Bieg 5 Wrocław 1/2

Wyszło zwyczajowo. Pierwszy kilometr dużo za szybko, w drugim utrzymanie czasu z pierwszego a później spowalnianie tempa z powodu zmęczenia. Szczęśliwie nie takie mocne spowalnianie, widać, że coś te treningi maratońskie dają.

Tempa poszczególnych odcinków (odczytane z Garmina) były takie:
1 – 4:41 min/km
2 – 4:59
3 – 5:09
4 – 5:09
5 – 4:59

Czasowo (już oficjalnie) dało to 24:02 min a więc mój rekord sezonu 🙂

Fajnie. W ostatnim biegu zająłem miejsce 180 / 393 ( 150 / 252 mężczyźni).
W całym cyklu wrocławskim byłem – 177 mężczyzną z 248.

Można by powiedzieć, że utrzymałem zwyczajową dyspozycję lokując się w ogonach stawki 🙂

Jak napomknąłem widać poprawę mojej formy z czego jestem zadowolony. Zawsze chciałoby się pobiec jeszcze lepiej ale na to dalej za wcześnie. Zaległości ostatnich lat (ot chociażby masa – marnie wyszedłem na fotach 😉 ) nie pozwalają na szaleństwo.

Bieg 5 Wrocław 2/2

Cóż. Kolejny sezon City Trail za mną. Ciężko wykrzesać z siebie coś odkrywczego o nim ale z pewnością nie ma na co narzekać. To plus. Organizacja w niczym mi nie podpadała, kosztowo jeszcze da się za to zapłacić, trasę znam więc przyjemne spędzenie soboty 🙂
Zwyczajowo polecam tym co nigdy na nim nie byli.

Maratońskie przygotowanie – Tydzień 01-2023

Pierwszy tydzień nowego roku minął mi na urlopowaniu się 🙂 więc w spokoju i komforcie można było skupić się na przygotowaniach do maratonu.

Jako że czas wolny spędzałem w „swoim” Sowiogórskim terenie to uznałem, iż nie ma sensu przesadnie kombinować z jednostkami treningowymi. Układ terenu i dystans będzie wystarczającym wyzwaniem. Ważne tylko bym pilnował założonego kilometrażu, liczby biegów i nic nie nabroił.

03/01/2023
Bieg. Dystans: 12,09km, czas:1:17:00, śr. tempo:6:22min/km, śr. tętno:151 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +219/-219 m.

Skoro obiecałem sobie, że wtorki miały być dniem dłuższych wybiegań to puściłem się na 12 km trasę. Biegłem na niej w poprzednim tygodniu ale, że czekała mnie później ważna misja (zawieźć teściową do lekarza) to starałem się przebierać nogami trochę żywiej, by mieć później chwilę na odpoczynek.
Biegło mi się średnio. Ubrałem się za grubo a mocniejsze tempo narzuciłem już na początku, na podbiegu. Niemniej dobiegłem bez większych problemów a trasę faktycznie zrobiłem w około 1.5 min szybciej.

05/01/2023
Bieg. Dystans: 12,19km, czas:1:17:16, śr. tempo:6:20min/km, śr. tętno:150 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +221/-217 m.

To samo w sumie co we wtorek. Tym razem zacząłem spokojnie, nie cisnąłem pod górkę. Fantazja włączyła mi się za to w drugiej połowie treningu i z góry puściłem się sporo szybciej. Oj, mięsnie zapomniały jak to jest na zbiegach 🙂 Dało mi to solidnie w kość, pod koniec biegu przyszło za to odpokutować. Ostatnie 3 km wymęczone.

07/01/2023
Bieg. Dystans: 6,04km, czas:0:37:09, śr. tempo:6:09min/km, śr. tętno:151 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +79/-76 m.

Tym razem bardziej po płaskim i jak widać krócej. Nic więcej ciekawego o tym biegu powiedzieć się nie da.

08/01/2023
Bieg. Dystans: 10,28km, czas:1:06:00, śr. tempo:6:25min/km, śr. tętno:148 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +151/-150 m.

Nordic-walking. Dystans: 4,23km, czas:0:57:36, śr. tempo:13:38min/km, śr. tętno:- ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +68/-64 m.

Dyszka na klasycznej (dla mnie w tym terenie) trasie „pół na pół” podbiegów i zbiegów. Odczuciowo szło mi tak sobie. Czułem się lekko zmęczony i bez większych chęci (z tętna, tempa nie wynika bym miał jakieś problemy). Żałowałem w sumie, że sobotę zrobiłem lekką. Lepszym pomysłem pewnie byłoby kolejność zamienić i na zakończenie tygodnia zafundować sobie taki krótszy bieg na dopełnienie kilometrów. No ale nie ma co płakać, najwyżej za tydzień się zmieni.

Po odpoczynku, obiedzie wyszliśmy jeszcze z Żoną na rundkę nordic-walking i dodatkowe 4 km wpadły.

Biegowo tydzień zamknął się dystansem – 40.6 km. Wyszło dokładnie tak jak chciałem. Generalnie jestem zadowolony ze swojej dyspozycji. Treningi zostały zrealizowane – czułem je momentami ale nie były to obciążenia zbyt duże do udźwignięcia. Ot, człowiek się trochę zmęczył bo dawno solidniej nie biegał 🙂

City Trail 2022/23 – Zawody 3/5

Największym moim problemem jest fakt, że z reguły dobrze zaczynam (dotyczy to wielu, różnych dziedzin życia) a słabo kończę 🙂 Zachodzą, nieprzewidziane, przeszkadzające okoliczności i jest marnie…

No dobrze. Nie wpadajmy w depresyjny nastrój. Chodzi po prostu o to. że zadowolony z pierwszych zawodów CT nastawiałem się na ciut lepszy wynik w kolejnych. Treningi szły dobrze, delikatnie podnosiłem obciążenia. W międzyczasie okazało się jednak, że mam służbowy wyjazd do Włoch i zawody nr.2 mi przepadną. Nie jest to jakaś tragedia, liczyłem na bieg nr.3 (który dość szybko był po 2). Tak jakoś wychodziło z kalendarza.
Nawet udało mi się wcisnąć do bagażu ciuchy do biegania, No i niestety… „Słoneczna Italia” przywitała mnie prawie 2 tygodniami ciągłego deszczu. Dodatkowo hotel położony był na totalnym zadu…iu. Blisko do drogi szybkiego ruchu, brak chodników itp. Niestety niewiele udało mi się pobiegać przez ten okres.
Po powrocie ruszyłem do trenowania i od razu po zaszkodził mi albo klimat (jednak zimno u nas jest) albo jakieś grypowe bakcyle (covida nie ma to można jak kiedyś łazić kaszlący, kichający do roboty i zarażać innych). Nie rozłożyło mnie nic dokumentnie ale taki byłem nijaki. Nie czułem chęci na biegi więc kolejny tydzień przepadł na odpoczynku i pasieniu się witaminami.

Dochodząc do sedna sprawy. Niewiele niestety potrenowałem i czułem, iż wielkiego wyniku z tego nie będzie.

Też tu jestem. Ten czerwony. Nie z wysiłku a z kurtki 🙂

Sobotni poranek CT przywitał biegaczy sporym zimnem i niezbyt sprzyjającymi warunkami „drogowymi”. Leśne ścieżki były błotniste, z kałużami.
Ciężko było tu cokolwiek planować na bazie swojej dyspozycji więc podobnie jak ostatnio uznałem, że wybiorę strefę ~25-28 min i ruszę z jej początku. Tym razem chyba sporo osób miało podobny pomysł bo po ruszeniu okazało się, że biegnę w grupce, która trzyma dobrze to tempo. O wyprzedzaniu mowy nie było, skupiłem się by trzymać się osoby, która dość równo i troszkę szybciej cisnęła do przodu.

Nie dałem rady utrzymać niestety „mojego zająca”. Jakoś koło 3 km trochę zwolniłem ale tempo i tak było zadowalające. Biegło się, kogoś się wyprzedziło, ktoś wyprzedził mnie…

Bez większych kryzysów, z mocniejszym finish’em doleciałem do mety. Czas mój to 25:18, czyli 4 sekundy wolniej niż w pierwszym biegu. Tym razem dało to miejsce 234 z 398 (OPEN).

Jak na słabe przygotowanie – nie było źle. Nie ma się czego wstydzić, to po prostu mój aktualny poziom. Martwi mnie jednak to, że te nieprzewidziane przerwy zachodzą bo mam duże plany na przyszłość. Duże i ryzykowne. nie ma w nich miejsca na marnowanie czasu. No ale to może w kolejnym wpisie.

Rowerem wokół Tatr – 1/3

Nowy Targ – Liptovsky Mikulas (123,14 km, czas samej jazdy około 09:59)

Zadowoleni, że pogoda nie jest tragiczna (nie pada!) ruszamy spod hotelu. Do oficjalnego punktu startowego nie jest daleko więc już po chwili widzimy tabliczki dumnie informujące, że jesteśmy na Szlaku Wokół Tatr.

W stronę polsko-słowackiej granicy jedzie się bardzo przyjemnie. Asfaltowa ścieżka prowadząca po nieczynnym już nasypie kolejowym pozwala w spokoju nabijać kilometry i rozkoszować się widokami na Kotlinę Orawsko-Nowotarską.

Kotlina Orawsko-Nowotarska

Widać jednak, że jest już po sezonie. Infrastruktura gastonomiczna 🙂 pozamykana. Zwłaszcza później, na Słowacji będzie z tym problem. Jak widzicie czynną restaurację, pizzerię to lepiej korzystajcie bo nie zdarzają się one często (nawet w większych miasteczkach szału nie było).

Poza nami na trasie nie ma też innych rowerzystów więc po króciutkiej przerwie na termosową kawę mkniemy dalej.

Ciemna chmura widoczna w oddali dochodzi nas po jakimś czasie więc w wiacie turystycznej (sporo ich na szlaku) decydujemy się ubrać w swoje poncha. Brak treningu powoduje, że chwilę to trwa i … przestaje padać 🙂 W sumie lepiej, z powrotem ładujemy je do sakw. W ten dzień popada jeszcze może z raz (30 minut lub krócej) i wtedy się one przydadzą. Przy okazji powiem, że oprócz deszczu, bardzo fajnie chronią przed chłodem.

Słowacja zaczyna się szybko. Szybko też zaczyna być potrzebna mapa.cz. Zerkam na nią co trochę bo szlak zaczyna prowadzić przez mix – opłotków mniejszych i większych miejscowości, nadrzeczne szutrowe ścieżki czy dość częste etapy po normalnych drogach (z mniejszym lub większym ruchem samochodowym).
Często też szlak przekracza rzeki więc trzeba czuwać by nie minąć linowych mostków po których się przeprawiamy.
Oznaczenia nie są tak dobre jak u nas. Tabliczki od czasu do czasu mówią o kierunku jazdy, najczęściej trzeba jednak wypatrywać rzadkich malowanych literek C (Cyklostrada jak mniemam :)) I to wszystko 🙁 Bez tracku GPX zgubić można się co kawałek.
Najbardziej słabą sprawą jest fakt, iż Słowacy od czasu do czasu prowadzą na trasie roboty ziemne. Po przejechaniu przez dwa place budowy mamy dokumentnie uwalone błockiem rowery. W takim kamuflażu będziemy jechać już do końca – niezbyt jest gdzie ani jak je porządnie doczyścić.

Niedostatki trasy rekompensują jednak piękne widoki. Mijamy ładne wioski z dużą ilością drewnianych chatek, zakola rzeki Orawy, zieleń dolin i pagórków. Są zabytki, ot choćby monumentalny Zamek Orawski.

Zamek Orawski

No i oczywiście góry 🙂 Widać je w oddali cały czas ale od około 70 km zaczynają się solidniejsze podjazdy i ich przedsmak można też poczuć w nogach. Wspinamy się powoli szutrową drogą by po chwili sycić oczy widokiem Małej i Wielkiej Fatry, w paśmie Wielkiego Chocza.

Już za chwileczkę…
Mała i Wielka Fatra, Pasmo Wiekiego Chocza 1/2
Mała i Wielka Fatra, Pasmo Wiekiego Chocza 2/2

Aż przyjemnie stawać i robić zdjęcia ale samo się nie przejedzie. Ruszamy dalej.

Droga coraz częściej prowadzi w górę. Tempo jazdy zauważalnie spada by jakoś przy 90 km (podjazdy o około 12% nachyleniu) wymusić spacerki. Oj, dało to w kość. Trudy rekompensują jednak widoki na Tatry i Niskie Tatry.

Panorama Tatr, Niskich Tatr 1/2
Panorama Tatr, Niskich Tatr 2/2

Solidnie zmęczeni zaczynamy martwić się o czas. Robi się powoli coraz później, szaro, zimno i jeśli ostatnie ~20 km będzie podobne to chyba za dnia nie dojedziemy. Od losu (twórców szlaku) dostajemy jednak bonus – kolejne 5 km to ciągły zjazd asfaltową drogą, prowadzącą przez lasy Sestrcskiej Doliny.
Udaje się nadrobić trochę czasu i dystansu gdy… nieoczekiwanie wyłącza się mi komórka. Jest zimno, padła bateria. Próbuję ją naładować powerbankiem, ale chytrość na kilogramy spowodowała, że zabrałem jakiś stary, malutki i wcale nie ma chęci on utrzymać telefonu na ON 🙂 Wrzucam telefon do sakwy niech się podładuje zgaszony, a sami próbujemy nawigować mapą. Oj, słabo to wyszło. Źle skręcamy i bez sensu drzemy pod górę z kilometr. Telefon na chwilę włącza się, udaje mi się zerknąć jak jechać i lecimy na szybkości w dół z powrotem. Po drodze pytam jeszcze policjantów w którą to stronę do Liptovskiego Mikulasa, zakładamy poncha (bo pada) i ostro pedałujemy korzystając, że jest dobrym asfaltem (główna droga), w większości w dół.
Jest! nasz cel. Ostatni stresik to znalezienie noclegu. Telefon pokazuje mi 10% baterii, mapy miejscowości nie mamy więc w myśl zasady – głupi ma szczęście na oparach energii i już prawie po ciemku docieramy na miejsce.

Uff… nocleg jest komfortowy. Duża kwatera w spokojnej dzielnicy. Ciepło, czysto, pełne wyposażenie (ręczniki, lodówka, kuchenka itp.). Odświeżenie, jeszcze spacerek do Kauflandu, gdzie oprócz jedzenia kupuję normalnego powerbanka 🙂 i można odpoczywać. Drugi dzień jazdy to mniej kilometrów ale czy po prostym terenie?

Zapraszam do czytania relacji z drugiego dnia jazdy w kolejnym poście.

Adidas Duramo SL

Mało piszę ostatnio o bieganiu ale co uważniejsi czytelnicy chyba zauważą, że coś tam jednak biegam 🙂

Nawarstwiło mi się przez ten czas sporo niezrealizowanych opisów sprzętu i nie wiem czy nawet jest już sens pisać (jak to u mnie) o starociach 🙂

Skoro jednak zakupiłem z okazji Półmaratonu Wałbrzyskiego nowe buty to chociaż się nimi trochę pochwalę.

Oj dawno nie kupowałem nowych butów do biegania. Te co mam, są wszystkie w sumie w całkiem dobrej formie (nie rozłażą się itp.) ale miałem wrażenie, że nie będą idealne na dłuższy bieg przy mojej słabej dyspozycji. Bałem się, są zbyt minimalistyczne (mała amortyzacja, drop), uklepane itp. więc gdy przeglądając co tam na wyprzedażach widać ,moja uwaga padła na tytułowe Adidasy to zakupiłem.

Adidas Duramo SL

Adidas Duramo SL to prosty i tani (w miarę) model buta. Nie ma żadnych skomplikowanych systemów, ot jest to but dla mniej wymagających (może zaczynających przygodę z bieganiem?) sportowców amatorów.

Bezpieczny zestaw kolorów, nie pobrudzi się za szybko.

Opisów tego buta trochę w sieci znajdziecie to nie będę wyważał otwartych drzwi. Napiszę tylko, że:
– nauczony doświadczeniem rozmiarowym z Adidasami (gdzie z reguły 45 są na mnie zbyt mocno dopasowane) wziąłem 46 2/3. Szkoda, że nie ma samego 46 bo ten jest minimalnie za duży. Sznurówkami da się to jednak skorygować i biega mi się dobrze. Po nodze nie lata, nie uciska przy tym wcale. Pasuje 🙂
– but jest bardzo podobny do innych tanich adidasów jakie miałem w przeszłości. Przede wszystkim solidnie wykonany, nie ma niedoróbek, skaz. Poza tym – podobny drop, podobna elastyczność, przewiewny. Podeszwa, która przy mokrym asfalcie sprawie wrażenie mniejszego trzymania ale jednak trzyma ok (nie ślizgam się, nie wywaliłem :)).

Bieżnik raczej na asfalt.

Podsumowując więc. Zakup jest udany, jestem z nich zadowolony. Na półmaratonie nie uraziły mnie z żadnej strony, nie zepsuły się nigdzie (ale na to jeszcze za wcześnie) czyli – jak nie macie pomysł co kupić sobie na start to może Adidasy?

XXII Półmaraton Wałbrzych

Stwierdzić należy, że był i w nim pobiegłem.

Organizacja zwyczajowo stała na dobrym poziomie (jak dla mnie), nie będę się więc jakoś specjalnie o niej rozpisywał. Powiem tylko, że Wałbrzyski bieg jest już powoli takim rodzynkiem, gdzie w pakiecie dają różne ciekawe rzeczy. A cena nie zabija, co tym bardziej cieszy 🙂

Same, tegoroczne zawody za to były dla mnie sporym znakiem zapytania.

Po pierwsze – forma. Zwyczajowo słaba 😉 Powolutku się rozkręcam ale wystarczy powiedzieć, że dwa-trzy razy w tym roku zrobiłem 10 km 🙂 a cała reszta to bieganie dużo krótsze.
Z tego powodu dość długo wahałem się jak rozegrać zawody. Całość biegiem była zbyt ryzykowna. Galloway (jaki zastosowałem rok temu) raczej w Wałbrzychu się nie sprawdza bo zbyt często bieg wypadał mi pod górę, a spacery z górki.
Finalnie uznałem, że biegnę ile się da, a fragmenty pod górę będę podchodził. Ewentualnie, w końcówce biegu jeśli wymięknę to będzie przeplatanka – bieg/chód.

Po drugie – nowości. Okazało się, że półmaraton poprowadzono nową trasą. Pierwszy raz odkąd biegam tu była tylko jedna pętla. Zepsuło mi to trochę strategię bo nie byłem pewien czy podchodzenia (pod górę) nie będzie za dużo i nie wpłynie to jakoś znacząco na wynik.

Po trzecie – pogoda (w tygodniu z biegiem). Ciężka niestety. Jak padało to solidnie, jak włączało się słońce to od razu robiło się mega parówka. Bałem się czy upał nie zniszczy mnie całkowicie.
Szczęśliwie podczas biegu było cały czas pochmurno i temperatura nie przeszkadzała.

Przed startem.

No ale zaczynając w miarę od początku i szybko zmierzając ku końcowi 🙂

Trasa okazała się być do wytrzymania, chociaż absolutnie nie lekka. Jest „górska”, nie ma co liczyć na luźne bieganie. Zwłaszcza dwa fragmenty na obwodnicy (długie podejścia niestety) potrafią wymęczyć. Szczęśliwie, po każdym z nich następuje dłuższy odcinek lekko w dół czy po prostej. Dawało to możliwość nadrobić stracony czas.
Poniżej prezentuje wykres przewyższeń, myślę iż najlepiej widać na nim, na co trzeba się nastawiać 🙂

Trasa biegu 2022.

Najbardziej zadowolony jestem z faktu, iż założoną strategię udało mi się spełnić. Do końca biegłem, nie miałem żadnych kryzysów. Uzyskany czas nie jest oczywiście porażający – 02:15:05 ale należy przyjąć go z pokorą i zadowoleniem.

Na mecie pojawiłem się jako 647 osoba z 801 sklasyfikowanych.

Na trasie biegu

Wygrać w loterii niestety znów się nic nie udało, co pozwala przypuszczać, że za rok znów zmierzę się z Wałbrzyskim Półmaratonem 🙂 A ma być, co jest dobrym znakiem w dobie kiedy biegi nie są już tak na topie. Kto nie był tego zapraszam, warto spróbować swoich sił w Wałbrzychu.

VIII Bieg Szerszenia – Nocny Bieg Świętojański

Jak końcówka czerwca to wiadomo trzeba pobiec w Biegu Szerszenia. Nie inaczej stało się więc i w tym roku. Mimo (zwyczajowych) trudności kondycyjnych / słabej formy stawiłem się kilkanaście minut przed startem na dziedzińcu Oleśnickiego zamku.

Jak to po czasach covidowych, także ten bieg trochę skromniejszy, mniej osób na starcie. Ogłaszano też, że nie będzie imprez towarzyszących jak bieg dzieci, pokazy ognia czy wspólna biesiada po zawodach. No szkoda ale cóż…
Organizatorzy miotali się trochę walcząc ze sprzętem nagłaśniającym ale mi to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Grzecznie stanąłem na końcu grupy, trochę się porozciągałem i uznałem, że jestem gotowy.

Startujemy

Jak i w paru poprzednich zawodach, nie miałem tu jakoś sztywno wyznaczonego celu. Ot, by wypaść dobrze przed samym sobą 🙂
Pamiętając jak szybko odcięło mnie na Biegu Firmowych tym razem zacząłem dużo spokojniej pilnując by nie lecieć szybciej niż 6 min/km. Chciałem utrzymać to do połowy trasy, a później zobaczyć czy są jeszcze jakieś siły czy będzie się spacerować.

Na trasie 1
Na trasie 2
Na trasie 3

Założenia taktyczne nawet były przestrzegane 🙂 A to zrobiłem kilometr trochę wolniej, a to trochę szybciej ale bez szaleństw. Ostatni nie biegłem, coraz bliżej do połowy i ze zdumieniem odkryłem, że chyba przebiegnę całość (wiem jak to brzmi ale w sumie więcej niż 5 km to nie biegam od dawien, dawna więc… :))
Rozochociłem się trochę, nie powiem więc zacząłem małymi kroczkami wyznaczać cele – a to utrzymać się chwilkę za tym, dojść, wyprzedzić i znów.
Kurcze, fajnie to szło, naprawdę jestem zaskoczony. Tym bardziej, że sobota u nas była upalna (ponad 35 stopni w dzień, słońce) a ja cały dzień praktycznie robiłem sobie coś tam przy aucie. Samo to powinno mnie zniszczyć a tu takie historie 🙂

Udało się dobiec! Metę na zamku minąłem w czasie 1:00:09. Uplasowałem się po tym na pozycji 103 z 146 z czego jestem bardzo zadowolony.
Atmosfera rywalizacji, siły na trasie działają budująco i nie powiem ma chętkę by przyłożyć się bardziej do trenowania przed kolejnymi zawodami. Obym dotrzymał obietnicy 🙂