Archiwum kategorii: Trening

Maraton, maraton i po maratonie

A przynajmniej chwilowo.

Jak wspominałem ostatnio, na koniec lutego miałem podjąć decyzję co z majowym startem w Jelczu.

Luty nie poszedł zbyt dobrze. Przez cały miesiąc udało mi się zrobić 107 km. Widać przy tym moją słabą kondycję fizyczno-psychiczną. Większość biegów wymęczona. Niezbyt mi się chciało pokonywać dłuższe dystanse a jak już jakiś dokonałem to mocno mnie męczył. Dopiero pod koniec miesiąca zanotowałem lekki postęp mobilizując się do dłuższego biegania (treningi po 8-10 km).

Nie ma co się jednak oszukiwać. Z takimi zaległościami nie warto porywać się na maraton. Przepisałem się na połówkę i będę prowadził przygotowania do niej.

Jeżeli nie nastąpią jakieś nieprzewidziane problemy to półmaraton w maju (Jelcz Laskowice) będzie takim wstępnym sprawdzianem co mi wyszło z przygotowań a później we wrześniu postaram się pobiec trochę szybciej (Wałbrzych). Finalnie z maratonem zmierzę się w październiku w Dębnie.

O ja cię… maratońskie przygotowania 2025

O ja cię… za każdym razem wydaje mi się, że jestem już na dnie formy, chęci i za każdym razem okazuje się, że ciągle może być gorzej :/

Narodzona w końcu zeszłego roku chęć przebiegnięcia maratonu jakoś specjalnie nie została poparta solidną pracą. Albo może trochę inaczej – wydawało mi się, że muszę spokojnie i powoli rozkręcić się przed solidnymi treningami. No i minął grudzień, minął styczeń a ja rozkręcam się dalej. Fajnie, tylko czasu do maja jak zwykle zrobiło się mało.

Maraton okazał się za to być już potwierdzonym – 1 maja 2025 (Jelcz-Laskowice).

Na obecną chwilę sytuacja wygląda tak (pominę rower i spacery chociaż one trochę wspomagają całokształt):

Październik 2024 – 87,3 km
Listopad 2024 – 88,1
Grudzień 2024 – 87,1 km
Styczeń 2025 – 103 km

Mało 🙁 Wszystkie te biegi były raczej z zakresu 5-10 km, przy czym tych bliżej piątki było oczywiście przewaga. Mały plusik to fakt, że sporo biegam po lesie, górkach więc wysiłek jest troszkę większy niż na asfalcie.
Powoduje to jednak, że robione (coraz częściej teraz) biegi po 10 km idą mi jak po grudzie. Niby przebiegnę ale po czuję, że mocno dały mi w kość.

Przy tym wszystkim największym problemem jest jednak fakt, iż zapuściłem się wagowo. W ciągu dnia jakaś marna dieta, wieczorem dożeram słodkim i osiągnięte przed grudniem 93 kg trzymają się mnie i nie chcą puścić 🙁 Pierwszy raz w swojej karierze będę musiał chyba pochylić się nad sensowniejszą dietą bo coś samymi treningami chyba się nie ogarnę.

No i tak… 3 miesiące zostały a ja jestem na poziomie 100 km/miesiąc. Dylemat mam co z sobą począć? Odpuścić? Walczyć?
Wzrost treningu o 50 km na miesiąc brzmi dość ryzykownie. Boję się, że posypię się całkiem (a i tak co trochę czuję jak nie achillesa, to kolana, czy biodro). Z drugiej strony jak będę dodawał sobie z 20 km na miesiąc to już teraz wiadomo, że maratonu z tego nie pobiegnę.

Nie widzę dobrego wyjścia z tej sytuacji no może takie, że maj pobiegnę na zaliczenie a na jesień poszukam sobie imprezy, do której uda mi się dobić z właściwą formą.

Na sam koniec by osłodzić sobie gorycz porażki 🙂 i trochę pokazać, że coś jednak robię (nie biegowo) to pochwalę się, że wziąłem się za domowe treningi siłowe – 4 x w tygodniu.
Nie są to typowo kulturystyczne ćwiczenia ale takie bardziej ogólnorozwojowe sesje nakierowane na rozruszanie się, wyjście z wieloletniego nic nie robienia. Ciężary mniejsze, więcej powtórzeń. Kurcze… jak tak człowiek zacznie coś nowego to tak elegancko idzie na początku 🙂 Forma rośnie, plecy mniej bolą. Klata, biceps rosną. Fajnie 🙂

Biegowy koniec roku

Dla mnie, przynajmniej pod względem zawodów. 11 listopada wystartuję w Biegu Niepodległości w Świerkach. 10 km, które ostatnio robiłem już dobre parę lat temu. Trasa ta sama, wiem co i jak, a że bieg sympatyczny zawsze to czemu nie.

Gdzieś tam w głowie kołatała mi myśl, że fajnie by było zamknąć sezon solidnym biegiem. Tym bardziej, że wystartuje i mój brat i wujek (biec miały jeszcze dwie osoby z rodziny ale ich chyba nie będzie). Wiadomo jednak… plany planami, życie życiem. Nie chciało mi się przygotować, temu zwyczajowo będą zawody aby do mety i nie ostatni 🙂

Aby nie było, iż pobiegnę na całkowitym wyrąbaniu 😉 to ostatnie 2-3 tygodnie trochę ruszyłem w górki, tereny. Po te 6, 9 km na treningu wjeżdżało. Przyjemnie tak pobiec znów w lesie 🙂 Niby męczy bardziej ale jakoś nogi lepiej to znosiły. Do końca roku chyba przeniosę się głównie w te tereny. Komary, muchy nie żrą już, świeże powietrze, spokój, cisza to czemu nie 🙂 Wzmocnię się trochę. A może i chęci jakieś wrócą na bieganie?

Przydałoby się powiem szczerze bo sporo myślałem o przyszłorocznym sezonie. Będzie to rok, w którym osiągnę półwiecze żywota. Chciałem kiedyś uczcić to powrotem na trasę Biegu Ultra Granią Tatr. Bardziej realnie myślałem, że może odgryzę się 3xŚnieżce ale… po przemyśleniu życia uznałem, że nie.
Nie biegam już dużo zawodów w ciągu roku ale wygląda, że miotam się zawsze między asfaltem a górami. I ani do tego się nie przygotuję dobrze ani do tego. Dlatego też… postanowiłem, iż przyszły rok poświęcę pobiciu swoich rekordów w biegach ulicznych 🙂 🙂 Uspokajam nie są wyśrubowane więc tym bardziej ma to szanse powodzenia.

Na pewno pobiegnę maraton – Jelcz Laskowice w maju, we wrześniu zaś Półmaraton Wałbrzych. Ewentualnie jakby kolidowało mi to z dziesiątką w Twardogórze to jednak wybiorę ją.
Na ten moment mam sporo zapału do swojego planu a jak się będzie realizował to pewnie skrobnę od czasu do czasu.

Przed 3xŚnieżka (podsumowanie przygotowań)

Szybko pójdzie bo co tu pisać 🙂

Poprzedzające bieg na Śnieżkę miesiące minęły tak:

MAJ
Bieganie – 138 km
Rower – 494 km

CZERWIEC
Bieganie – 144 km
Rower – 483 km

LIPIEC
Bieganie – 34,1 km
Rower – 98,4 km

Zawody beda wiec ciekawym widowiskiem 🙂

Czy są jakieś plusy? W sumie ładnie zszedłem z wagi. Finalnie mam około 89,5 kg (a startowałem z levelu 95 kg)

Czy są jakieś minusy? Oprócz przygotowań 😉 to w sumie nie. A.. no dobra buty.

Ostatnie ~3 tyg zszedłem z asfaltów i zacząłem przyzwyczajać się do warunków terenowych.

No i napotkałem spory problem bo mi nie pasują żadne buty z tego co mam… Planowałem pobiec w takich terenowo-wojskowych bucikach sporowych (uzywalem rok temu na 2xSniezka). Założyłem je na nogi i kurcze strasznie źle mi się wnich biegało. Jakieś takie ciężkie, gorąco. Może to wpływ, iż wziąłem je w okresie upałów ale zmęczyłem nogi i uznałem, że nie.

No to zacząłem grzebać po swojej półce i przyglądać się posiadanym antykom 🙂 Adidas Canadia. Pobiegłem 10 km. Niby dało radę ale jakieś takie sztywne mi się wydawały i trochę mam stracha, że mnie obetrą na achillesie (kiedyś już tak miałem). No to następne – Adidas Raven. Pierwsza 10 ok. Na następny trening założyłem leciutkie skarpetki z palcami (startowałem w nich w maratonie). Zrobiłem 5 km i dałem spokój. Obtarły mnie w okolicy śródstopia. Jakby wkładka przeszkadzała. Katastrofa :/

Wkurzyłem się i mimo, że nie powinno się kupować nic na ostatni moment to wyszukałem sobie Adidas Terrex Agravic Pro. Z opisów świetne na kamienie (płytkę mają z karbonu zabezpieczającą stopę) itp. Przyszły – znów 10 km i jest ok. Ale… uznałem, że pochodzę w nich po terenie by lepiej przypasować do nogi. Te Adidasy takie wyższe są, cholewka zakrywa kostkę, niemniej na mojej wypada jakieś wzmocnienie. Niby miękkie ale po 3 km spaceru po krzywej łące mnie obtarły. Kostka chyba o coś haczy.

Nosz kur… ale jestem zły! Przez te obtarcia żadne mi teraz nie pasują. Boję się, że mi podrażnione stopy zmasakrują na biegu. I jak to mówili filozofowie – wiem, że nic nie wiem.

No nic. W Ravenach zmieniłem wkładkę, do Agravica przymierzałem się w dobrej biegowej skarpecie. Decyzja raczej zapadnie na sam koniec.

Maratońskie przygotowania – 04/2024

Ostatni miesiąc przygotowań (piękne słowo) do maratonu już za mną. Gdyby rozpatrywać kwiecień jako odrębną jednostkę to powiedziałbym, że szło całkiem, całkiem. Analiza całościowa przygotowań jest jednak dalej na minus i nie ma co ukrywać jestem zwyczajowo niezadowolony, zdołowany i pełen wątpliwości w sens przedsięwzięcia.

Bieganie: 175 km
Rower: 441 km
Spacery: 5.5 km

Średnio mi się chce ubierać to w jakieś słowa bo pewnie skończę narzekając ale trudno, niech będzie.

Kwiecień udało mi się przepracować porządnie. „Autorski” plan powolnego zwiększania obciążeń udał się w 100%. Pod koniec miesiąca robiłem już biegi po 15 km i nie były robione ostatkiem sił. Raczej w sposób powtarzalny.

Fajnie wchodził mi też rower co widać po kilometrażu. Korzyść z tego jednak tylko taka, że waga troszkę lepiej schodziła niż z samego biegania.

Spacerów omawiał nie będę. Chodzę trochę więcej ale raczej nie rejestruję tych aktywności. Te 5km to przy okazji jakiejś rodzinnej wycieczki.

No a przechodząc do narzekania 🙂

Od 15 km do maratonu i tak dość daleko. Znam się dobrze i nie nastawiam na nic innego niż bieg ~20 km a później pewnie walka by iść jak najmniej / jak najszybciej 🙂

Jak jeszcze zrobi się gorąco (a zrobi na pewno) to kto wie czy nie poskłada mnie jeszcze szybciej. Tegoroczna aura nie dała dużo szans zaadaptowania się do wyższych temperatur. Zimno, zimno … je… łup 😉 i upały.

Waga – tragiczna w dalszym ciągu 🙁 Przystopowało mnie na około 92 kg (ledwie ze 3 zrzuciłem od początku). Ależ zły na siebie za to jestem – upatrywałem w tym pewną szansę. Jakbym zszedł do tych osiemdziesięciu kilku kg to nawet przy marnym treningu biegło by się całkiem inaczej. No ale nie mogę i koniec :/ Codziennie wieczorem mam jakiś kryzys i się objadam dużo za dużo. Wiem, że źle robię ale coś ciężko głowę przekonać by się ogarnąć.

Motywacja siada mi też do ćwiczeń, coraz mniej ich w tygodniu. W dniu biegowe to rozumiem, że zmęczenie nie pomaga ale w resztę? To też chyba słaba psychika,

Na sam koniec zostawiłem sobie jakiś problem z kolanem. Z niczego (bo siedząc w robocie) zacząłem czuć lewe. Szczęśliwie nie w sposób krytyczny. Smarowanie, rozruszanie w domu i w sumie da się żyć. Liczę, że przejdzie.

I tak… W biegu oczywiście pobiegnę nastawiając się na najgorsze. Może chociaż porażka tym razem nie będzie boleć aż tak. Okaże się za parę dni.

Długofalowo muszę jednak przemyśleć swoje życie bo takie zabawy bardziej mnie wkurzają ostatnio niż cieszą. Strasznie bym chciał jeszcze coś konkretnego pobiegać – wymyślam sobie ciekawe/ciężkie cele. Przed/po każdym jestem jednak coraz bardziej zdołowany a nie o to chodzi.

No dobra 🙂 Zobaczymy jak maraton, a może nastąpi jakiś cud? 🙂

Maratońskie przygotowania – 03/2024

Po totalnie nieudanym lutym, w marcu można powiedzieć, że zaświeciła dla mnie (delikatnie) gwiazdka nadziei 🙂

Po analizie swojej formy, pozostałego do maratonu czasu uznałem, że spróbuję skupić się na trzech aspektach:
– zbudowanie chociaż podstawowej, powtarzalnej wytrzymałości biegowej. Mam tu na myśli regularne, spokojne bieganie i z każdym tygodniem delikatne zwiększanie dystansu. Uznałem, że będę dokładał po 1-2 km do każdego tygodnia. Trochę bałem się wrzucać w treningi jednego longa i resztę krótszych biegów więc podjąłem decyzję by każdy trening był taki sam. Nie jest to może zbyt efektywne ale obawiałem się, że po długim biegu będę zmęczony i kolejne 3 treningi będą „oszukane/słabe”. Wolę być przygotowany nawet na krótszy dystans ale w sposób powtarzalny a nie dłuższy a dokonywany wysiłkiem woli :),
– zróżnicowany rozwój „formy ogólnej” czyli rower, spacery, ćwiczenia w domu,
– zrzucenie wagi ile się da ale w sposób bezpieczny, nie rzutujący na zdrowie, siłę potrzebną do trenowania.

O dziwo udało mi się sumiennie przepracować cały miesiąc. Regularnie wychodziłem na swoje bieganie i faktycznie co tydzień po ten jeden km dokładałem – do trzech treningów, pierwszy był zawsze mniejszy (taki jak w poprzednim tygodniu).
Kiedy pierwszy raz od bardzo dawna zrobiłem 10 km podczas biegu naprawdę mega mnie to podbudowało! Poczułem, że jeszcze jestem w stanie coś przebieg i nie powiem dało mi to sporego motywacyjnego kopa. Oczywiście to nie gwarantuje sukcesu maratońskiego ale dla mnie było naprawdę ważne.
Treningi biegowe bardzo mocno wsparłem rowerem. Czasem myślę, że nawet za mocno ale jednak nie mam ochoty żonie odmawiać i wolę z nią pojeździć 🙂
Oprócz tego udało mi się faktycznie regularnie ćwiczyć w domu. Tu przyznam się potrzebuję więcej silnej woli bo po ciężkim dniu (bieganie, rower itp.) trochę mi się już nie chce i nieraz oszukuję 🙂 Albo tylko trochę pomacham hantelkami albo odpuszczam. Muszę się bardzo pilnować żebym nie zrezygnował całkiem 🙂

Patrząc na numerki wyszło to tak:
Bieganie: 106 km (wzrost w sumie 100% względem lutego)
Rower: 437 km
Spacery: 16,1 km
Waga: -2.5 km względem startu. Dobrze, ale dalej jednak dużo za dużo 🙁

Na tą chwilę jest w miarę ok. W kwietniu będę kontynuował powyższą strategię. Jeśli nic po drodze się nie spieprzy przed samym maratonem powinienem być w stanie przebieg około 14-15 km (4x w tygodniu). Myślę, że pozwoli to dociągnąć przynajmniej do połówki a później to się zobaczy 🙂


Maratońskie przygotowania – 02/2024

Mocno narzekałem na swoją dyspozycję w początku maratońskich przygotowań. Boję się trochę tak napisać (bo jeszcze się okaże, że da się gorzej) ale w lutym poziom niefartu osiągnął chyba swoją kulminację.

Biegałem w kratkę i tyle co nic. Co trafił się akceptowalny tydzień to w kolejnym masakra. W sumie odpadły mi dwa pełne tygodnie, a kolejny trzeci był taki sobie.

Pierwszy niefart to zasygnalizowane w poprzednim raporcie problemy z achillesem. W głupiej sytuacji – w łazience ściągając skarpetkę, szarpnąłem za nią mocno wyginając nogę (można by powiedzieć ściskając go). Wystarczyło to, że coś sobie naciągnąłem. Bolał mnie i zastosowałem sprawdzony sposób biegaczy – przerwę i może samo przejdzie. Samo przeszło ale tydzień wypadł.
Taka mała dygresja – zdarzenie to z pewnością nie jest winą skarpetki 😉 a pewnie mojego zapuszczenia, pospinania i marnej kondycji ogólnej.

Oczywiście w kolejnym tygodniu nie szalałem, wolno rozkręcałem się po kilka kilometrów a tu niestety kolejny pech. Syn przyciągnął jakieś choróbsko ze szkoły w piątek. Jemu oczywiście prawie nic nie było a ja po kilku dniach umierałem. We wtorek zrobiłem jeszcze bieg czując gardło. Później mnie połamało, spływało z zatok, kaszel i o żadnym bieganiu mowy nie było. Przeszło mi w sumie dopiero gdzieś po tygodniu ale w sumie do tej pory odczuwam dyskomfort. Niby nic nie boli ale spływa dalej z zatok, słabszy jestem w dalszym ciągu.

Statystyki miesięczne mówią, że:
Bieg: 53,8 km
Spacery: 17,6 km
Rower: 63,5 km

Jedynymi dobrymi zdarzeniami w lutym był fakt, iż:
– zacząłem codziennie ćwiczyć (w domu) i udało mi się to zachować do tej pory. Na ten moment ćwiczenia takie bardziej na rozruszanie zastanego latami organizmu (strasznie byłem zapuszczony) ale widzę już powoli pozytywne zmiany i postaram się tego nie zmarnować,
– udało się z wagi jakiś 1 kg zejść.

Cóż. Miesiąc temu czułem, że znów maraton będzie stracony i myślę, że już teraz można to potwierdzić. Zdaję sobie sprawę, że nie działa to dobrze motywacyjnie ale też trzeba być realistami. Przez 2 miesiące z poziomu 50-100 km ja nie dam rady się do niego dobrze przygotować. Szkoda, ale może będzie motywacja by za rok znów spróbować.

Na ten moment zaś próbuję przeanalizować jaką strategię treningową na kolejne miesiące przyjąć – czy ciągnąć przygotowania wg pierwotnego planu czy też może spróbować coś nietypowego. Tylko co?

Maratońskie przygotowania 2023/24 – start

Jak już wspominałem, w maju chciałbym pobiec w 50 Dębno Maraton. Plan zakładał przygotowania, realizowane wg podobnego schematu, jak rok temu.
Grudzień miał znów być miesiącem rozruchowym, a od stycznia już jazda z treningiem 🙂
Bazując na ubiegłorocznych przygotowaniach miałem obawy, iż zakończy się to podobnie jak w 2023. Forma będzie taka sobie i przebiegnę go raczej „turystycznie”. Mam ciągle jakieś tam ambicje, po głowie chodziła mi więc myśl, że może jednak docisnąć mocniej. Trochę bardziej dołożyć kilometrów, trochę szybciej, może diety i ćwiczeń przypilnować w końcu…

Będę szczery – idzie bardzo źle 🙁

Po pierwsze i najważniejsze – Zastrajkowała mi coś głowa. Nie chce mi się „poważniej” biegać. Mam tu na myśli fakt, że wychodziłem te 4 razy w tygodni ale zadowalałem się truchcikiem na 5, 8 km. Zawsze był jakiś wykręt. A to zmęczony, a to rozruch, mocniej będzie na kolejnym treningu, pogoda nie ta…

Po drugie – biegało mi się tak sobie nawet na tych marnych dystansach. Jak poleciałem ciut dłużej to później zmęczony, nogi bolą. Kontuzje też mnie trochę łapały w głupich sytuacjach. Zmieniałem koło w aucie, poderwałem się z kucków – w kolanie coś chrupło. Szarpałem się w łazience ze skarpetką – jak nogę zgiąłem to myślałem, że achilles mi się urwał! Ufff.. nadwyrężyłem tylko bo pracował jednak. Dwa dni go czułem ale przeszło.
Dumałem trochę czemu i chciałem zrzucić to trochę na wiek (48 lat już :)) ale swoje zrozumiałem jak wlazłem na wagę. 95 kg się ma.

No masakra. Jestem w pupie. Zmarnowanego czasu mnóstwo i to nie koniec. Zadbać muszę najpierw o siebie (ogólnie). W lutym więc nie będę się porywał na mocniejsze treningi. Oznacza to, że zostanie mi jakieś 2 miesiące – marzec, kwiecień. Cóż, wynik jest już chyba przesądzony no ale może jakieś światło nadziei dla mnie zaświeci.

Cyferki zaś wyglądały tak:

Grudzień 2023
Bieganie: 77,2 km
Rower: 44 km
Spacery: 23,4 km

Styczeń 2023
Bieganie: 106 km
Rower: 47,3 km
Spacery: 46,1 km

Trochę matematyki z 2023 i przemyśleń przyszłościowych

Dla porządku mialem wpisać cóż tam się biegało w ostatnich miesiącach ale, ze cyferki szalu nie robią to podsumujmy lepiej cały rok:

Bieganie: 1711km
Rower: 3207 km
Chodzenie: 169 km

Nie tak zle w sumie ale ilość dziwnie nie przekłada się na jakość u mnie 🙂

 Rekordów żadnych nie zanotowano w ubiegłym roku.

Mam wrażenie, ze wiem bardzo dobrze co powinienem zmienić, tylko gorzej z chęciami do tych zmian. Cóż… nie każdemu widać dane 🙂 no ale zobaczymy jak to pójdzie w 2024.

W każdym razie… Żeby podtrzymać chęci do roboty wybrałem już 2 główne biegi. Będzie to Maraton w Dębnie a później 3 x Śnieżka. Biegi „poboczne” to pare moich ulubionych 10 kilometrówek które gdzieś tam od czerwca do września będą. Później się zobaczy, może City Trail by tradycji było za dosc (start co 2 lata).

Na ten moment jestem w podobym punkcie przygotowania jak w 2023. Waham się czy trenować jak rok temu czy postawić wszystko na jedna kartę i docisnąć do oporu. Rozum podpowiada ostrożnie, bo czuje swoje niedomagania ale mam obawy, ze ostrożnie = skończę jak ostatnio. Czyli – słabo.

Podsumowanie Lipiec + Sierpień 2023

Kurcze, już się bałem, że ciężko będzie mi podsumować miniony okres ale miła niespodzianka 🙂 W końcu, łatwo w apce Suunto uzyskać dane za okres miesiąca. 2 kliknięcia i jest 🙂 Utwierdza mnie to w przekonaniu, że zakup zegarka był dobrym krokiem.

Lipiec 2023
Bieg: 114 km
Rower: 565 km
Chodzenie: 15.3 km

Sierpien 2023
Bieg: 71 km
Rower: 545 km
Chodzenie: 20.7 km

No a wracając na ziemię. Nie ma co tu wymyślać – nie chciało mi się biegać ostatnie 2 miesiące. Najpierw, po Śnieżce był odpoczynek, później okres rowerowo-urlopowy i tak jakoś zleciało. Głowa zadecydowała by się nie męczyć 🙂

 Owszem, jak to u mnie starałem się biegać dość regularnie (3-4 razy na tydzień) ale dystanse siadły dokumentnie. Truchtałem po 5-10 km i to tyle. Sporo było w zamian roweru. Wraz z rodziną kręciliśmy długie wycieczki po Dolnym Śląsku. Polecam tu stronę:

https://dolnyslaskrowerem.pl/

Trasy fajne, dobrze poprowadzone (przynajmniej te z Ziemi Kłodzkiej). Wrzucę niedługo na swoją stronę coś więcej o tych jazdach + zdjęcia, to może ktoś zechce odwiedzić nasz rejon.

Biegowo, cóż wielkiego pożytku z tego nie będzie. Forma jeśli jakaś po maratonie/Śnieżce była to przepadała. Niemniej nie chcę ogłosić porażki sezonu dlatego coś tam jeszcze chciałbym w tym roku powalczyć.

Na początek września miałem w planach Półmaraton Wałbrzych ale zbulwersowało mnie wpisowe (ponad 100 zł do zapłacenia). Długo myślałem czy mi nie szkoda i finalnie dałem sobie spokój. Biegałem tu już tyle razy, Toyoty nigdy nie wygrałem. W połączeniu z aktualnie marną formą nie miało to sensu.

Z zaskoczenia wystartuję jednak 10/09 w Biegu Koguta (Oława). Firma moje zmontowała ekipę biegową, opłaciła start to czemu nie. Zobaczę na co mnie stać aktualnie.

Na bazie tego postaram się wypaść dobrze w kolejnym biegu, który lubię czyli w Twardogórze (tydzień później). Chciałbym pobiec szybko (na swoje możliwości) żeby nie wylądować całkiem w ogonie 🙂

 Czy się uda, zobaczymy.

Na koniec sezonu zaś chodzi mi po głowie Półmaraton Górski Orzeł. Tu by wypadało się jednak sprężyć i solidny trening dokonać. Niby mam wszelkie warunki ku temu – co tydzień jestem w Górach Sowich. Nic tylko biegać, biegać … zobaczymy 🙂