XXV Międzynarodowy Bieg Uliczny Twardogóra 2019 – 22/09/19

Kolejnych z moich „stałych punktów programu”. Lubię biegać w Twardogórze i także w 2019 r. nie mogło mnie tu zabraknąć.

Organizacja, trasa i inne sprawy formalne zawodów w sumie bez zmian, szkoda więc klepać w klawiaturę. Kto ciekawy sobie wyszuka w starych relacjach 🙂

Tegoroczna edycja powitała biegaczy słoneczkiem i ciepłem. Jak dla mnie mogłoby być chłodniej ale spoko, nie padałem. Bidon z wodą w ręce był, więc ok.

Na sam bieg nie miałem przygotowanej wielkiej strategii. Z jednej strony chciałem zaprezentować się jak najlepiej, z drugiej byłem pewien na 100%, że wyniku z zeszłego roku nie osiągnę. Pozostało więc nie lenić się, ale i pilnować by nie spalić za szybko po starcie.

Plany, planami a wyszło trochę jak zawsze 🙂 OK, nie poleciałem w trupa ale otwarcie miałem raczej za szybkie. Widać to na zapisie z trasy. Pierwsze 2 kółka równo, począwszy od 3, 4 okrążenia systematycznie zwalniałem. Jakoś koło 3 okrążenia zaczęła mi podpowiadać głowa, że za ciężko, może by tak parę metrów spaceru… Aż się sam przestraszyłem bo co to za taktyka iść na 10 km biegu. „Złe” głosy w głowie udało się zgasić. Troszeczkę zwolniłem i po chwili kryzys minął.

Na trasie. Żle się ustawiłem na wirażu, prawie mnie nie widać 🙂

Oficjalnie wyszło, iż metę minąłem po 00:48:26. Dało mi to miejsce 58 z 93. W swojej kategorii byłem 16. Średnie tempo na biegu – 4:51 min/km. No nieźle, wstydu nie było.

Ciekawostką może być fakt, że mimo iż rok temu wykręciłem tu kosmiczne 44:49 to byłem „tylko” 63/19. W kategorii za to tak samo – 16 lokata 🙂 Oznaczałoby to, iż tym razem poziom rywali był słabszy.

Po bieganiu przyszła pora na dekoracje zwycięzców i losowanie nagród. Muszę tu pochwalić organizatorów – poszło im to naprawdę sprawnie. Ja, trochę gorszy bieg wynagrodziłem sobie otrzymaniem wylosowanej wagi domowej. No proszę, miało się szczęście 🙂

W Twardogórze startowała również moja małżonka. Wykazała wolę walki i ładnie do mety doleciała. Chwali się, jak na niewielki okres treningowy było super. Mam wrażenie, że do biegania to ona ma większy potencjał niż ja. Może jednak z grzeczności nie chce mi robić konkurencji 🙂

Rodzinny team 🙂

Kończąc pozostaje zwyczajowo pochwalić Twardogórę za sprawną organizację, fajnego biegu. Pewnie za rok znów pojawię się na trasie.

IV Bieg Pustelnika – 01/09/2019

Pamiętając miła atmosferę zeszłorocznych zawodów postanowiłem również w 2019 zapisać się na kolejny Bieg Pustelnika.

Relacja z ubiegłorocznych zawodów zawarta jest tutaj:

Bieg Pustelnika 2018

Jako, że w aspekcie całościowym bieg wygląda podobnie nie będę tu powtarzał opisu całej otoczki – zapisów, dojazdu,trasy itp. Skupie się na interesujących szczegółach no i samej walce na trasie 🙂

  • Podobnie jak w zeszłym roku, Bieg Pustelnika był biegiem kameralnym. Na starcie/mecie stanęło 23 osoby.
  • Po opłaceniu startowego czekała mnie miła niespodzianka bo organizatorzy wręczyli mi zaległy dyplom. Słowo pisane ma jednak moc 😉 Szacunek za to, że komuś się chciało o nim pamiętać i przygotować go.
Dyplom w całej okazałości.
  • Warunki pogodowe tym razem były gorsze. Gorsze dla mnie – w znaczeniu, że już od rana mega grzało słońce i było po prostu upalnie. Nie oceniłem właściwie zagrożenia i zrobiłem tu jeden z kilku błędów, który boję się, że finalnie mocno odbił się na mojej formie (dokładniejsza analiza pomyłek na dole relacji).
  • Wyśmienitą sprawą w pakiecie startowym było drzewko, które można było sobie zasadzić. Swoje zasadziłem i w sumie czuję się spełniony. Zbudować dom, mieć syna i zasadzić drzewo 🙂
  • Organizatorzy powinni popracować nad numerami startowymi. W zeszłym roku go zgubiłem tu udało mi się wyłapać moment, że wisiał już na jednym paseczku. Ostatni kilometr niosłem go w ręku bo bałem się, że odpadnie sam. Mógłbym przypuszczać, że mam pecha ale Małżonka mówiła, że ktoś też miał swój w opłakanym stanie. Chyba powinny być wydrukowane na jakimś innym, wytrzymalszym materiale.
Oczekiwanie…

Po rozgrzewce, niedługim oczekiwaniu na start pozostało ruszyć. Znając profil trasy wystartowałem „z kopyta” wiedząc, iż tylko na początku, korzystając ze zbiegu będzie można coś ugrać. Później zacznie się góra i nastąpi oczywiste spowolnienie.

Chwila przed startem. Już wszyscy skupieni i gotowi.

Tutaj mała dygresja. Bieżący sezon nie jest moim najlepszym. Widać to po wynikach, gdzie startując regularnie na tych samych biegach notuję gorsze czasy. Z tego powodu mimo uczciwej i trudnej w mojej ocenie walki cyferki niestety wychodzą gorsze. Tak było i tym razem.

Pierwszy zbieg odczuciowo wykonałem naprawdę mocno. Kolejne kilometry też starałem się cisnąć na 100% swoich możliwości. Tym razem nie podchodziłem, ale aż do najwyższego szczytu biegu biegłem 🙂

Z tego etapu byłem nawet zadowolony. Znalazłem swoje miejsce w stawce i biegłem praktycznie sam, bez wiszących mi na plecach przeciwnikach.

Problemy zaczęły się po osiągnięciu szczytu Krąglaka. Puściłem się szybko w dół i nagle czuję sensacje żołądkowe. Odczucia miałem, że wyjdzie albo dołem albo górą 🙂 i mimo szczerych chęci by utrzymać tempo 4.40 nie byłem w stanie. Musiałem zwolnić na około 5.10. Próbowałem po chwili znów podkręcić ale nic z tego. Czuję, że jest źle. Znów musiałem zwolnić. Doszło mnie tu chyba dwóch zawodników i wyprzedziło. Po chwili dalszej beznadziejnej walki wyprzedziło mnie kolejnych dwóch, w tym najstarszy uczestnik biegu Pan Zygmunt Witkowski, z którym to rok temu toczyłem zaciętą walkę (wtedy zakończoną moją wygraną 🙂 ).

No niestety. Ostatnia górka przed metą i spacer. Chyba trochę mi pomógł bo żołądek uspokoił się. Ostatnie metry w dół już leciałem, ale co straciłem to moje. Szczęście, że nikt już więcej nie zdążył mnie dojść 🙂

Meta w tym roku to miejsce 16/23 z czasem 1.00.36. Słabo. Rok temu było 00:55:41.

I gotowe 🙂 Na mecie.

Cóż, po dekoracji zwycięzców nastąpił najprzyjemniejszy moment biegów czyli … losowanie nagród. Tym razem los mi sprzyjał wygrałem kolejną roślinę – ładnego iglaka, który też znalazł miejsce na ogrodzie moich rodziców.

Bieg Pustelnika to naprawdę fajne zawody. Dobrze zorganizowane. Widać pasję i chęci organizatorów a nie wszechobecny pęd na kasę, liczby, rekordy. Kolejny raz polecam wszystkim przyjechać tu i zmierzyć się z wymagającą, 10 km trasą.

No to na koniec o tym jak pomóc sobie w osiągnięciu słabego wyniku. (mimo dużego słońca i generalnie słabszego sezonu).

  1. Dzień wcześniej miałem naprawdę bardzo intensywny. Stawiałem murek przy altance. Co nanosiłem się cegieł, namieszałem zaprawy (też w pełnym słońcu) to moje. Schodząc z łóżka w niedzielę rano czułem większość mięśni. Z samego tego nie mogło być już dobrze.
  2. Błędem krytycznym było nawadnianie i odżywianie. Nie wziąłem zapasu wody a tylko wlałem w domu 2 x 250 ml do bidonów. Ponieważ uszkodzone miałem jedno ze swoich aut to pojechaliśmy z Żoną moim wiekowym Mercedesem. Fajnie oczywiście, stylowo ale nie ma on klimy i po godzinnej jeździe byłem kompletnie mokry i odwodniony. Pić się chce a nie ma co (chociaż pewnie w tym momencie wlewać w siebie dużo wody też już by dużo nie pomogło). W pakiecie startowym był napój witaminowy, który niezwłocznie wypiłem. Trochę poratowała mnie wodą Żona ale to wszystko mało. Co gorsze uznałem, że warto by wrzucić w siebie jakieś cukry. Miałem (też z pakietu) wafelek w białej czekoladzie. Chyba słabo się przyjął patrząc na to co czekało mnie na trasie.

Cóż, nie ma co płakać. Wiem na co uważać w przyszłości. Miejmy nadzieję, że za rok uda się zrehabilitować.