Lidl, Aldi, Biedronka… – czyli marketowe ciuchy dla biegaczy

Lidl, Aldi, Biedronka… – czyli marketowe ciuchy dla biegaczy

Bieganie ostatnimi laty stało się modne. Biega coraz więcej osób, coraz częściej o bieganiu słychać. Skoro zaś coś jest popularne to da się na tym zarobić.

Z tego też założenia wychodzą sprzedawcy coraz częściej włączając do oferty „sprzęt” do biegania. O ile jeszcze niedawno akcje „sport” były sporadyczne, to teraz praktycznie raz w miesiącu w marketach rzucając buty, ciuchy i inne gadżety do biegania.

Dla klienta to teoretycznie dobrze. Oferta jest szeroka, da się wygrzebać zawsze coś dla siebie – co jest nam potrzebne albo uważamy, że się przyda. Czy ta szeroka moda na sport/biegi niesie również wzrost poziomu oferowanych towarów? A z tym to jest już różnie.

crivit2_01

Jako wielki fan wizyt w tytułowych sklepach :), wydaje mi się, że jestem na bieżąco z tym co oferują. Sporo rzeczy już kupiłem, sporo oglądałem. Chciałbym więc podsumować w paru słowach co myślę o takim, marketowymm podstawowym wyposażeniu biegacza (koszulki, spodnie, buty).

Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że oferowany w marketach towar skierowany jest dla biegaczy sporadycznych, początkujących. O ile robimy treningi po parę kilometrów pasować będzie nam wszystko i nie zauważymy praktycznie żadnych wad takiego sprzętu.

Wraz ze wzrostem zaangażowania (kilometrażu) niedostatki wyposażenia wyjdą wcześniej lub później.

Najlepszym przykładem są tutaj buty. Ładne, kolorowe, posiadające wiele różnych systemów wspomagających. Kilka różnych par (z ostatnich lat) już miałem i o ile biegając mało żadnych kłopotów nie miałem, to przekraczając na treningach dystans 10 km większość z nich zaczynała mnie obcierać.
Da się takie buty jakoś uratować – mi np. pomogła wymiana wkładek ze standardowych na żelowe (też z marketu :)) no ale nie o to chodzi. But jako „całość” takich atrakcji oferować nie powinien.

Dość drastycznie spada też komfort używania tanich butów już po kilkunastu treningach. Ubijają się, bardzo szybko ściera się podeszwa. Zwłaszcza nieporozumieniem jest dla mnie fakt, że ostatnio coraz więcej producentów daje buty, w których na podeszwie nie ma żadnej warstwy gumy/tworzywa mającego za zadanie ten wpływ czasu zniwelować. Konkretnie chodzi mi o buty z białymi podeszwami jak na załączonym obrazku. Ścierają się momentalnie.

intertek_biedronka

Troszkę lepiej wypadają tu ciuchy. Bluzy, koszulki, legginsy. Raczej złego słowa o nich powiedzieć nie mogę. Swoje „robią”, nie obierają, nie drażnią. Pewną loterią jest tylko dobry dobór rozmiaru. Najczęściej rozmiarówka marketowa jest zawyżona – używając firmowych ciuchów XL w markecie warto kupić L. Powinno by wtedy ok, ale … niektóre z tych ciuchów mają troszkę dziwny krój. Raczej dotyczy to spodni bo w koszulkach to naprawdę ciężko coś zepsuć.
Dziwny krój najczęściej oznacza, że o ile rozmiar wydaje się ok, to legginsy potrafią być gdzieniegdzie luźne albo zbyt ciasne (krępując np. długość stawianego kroku).

Spodnie_Shamp_01

Wszystko to oznacza, że w przypadku zakupu w markecie trzeba mieć trochę szczęścia. Niektóre wypusty ciuchów są genialne, inne byle jakie.

Bluza_Shamp_01

Czy warto w takim razie je kupować? Ja uważam, że przy akceptowaniu, że to nie półka dla zawodowców – tak. Jakościowo ubrania/buty te są solidne. Nigdy jeszcze nic mi się w nich nie urwało, odpadło,  podarło. Wprawdzie w markecie dokładnie wszystkiego nie przymierzymy ale duże sieci nie robią żadnych problemów ze zwrotem/wymianą. A w przypadku zakupu w zwykłych sklepach z tym potrafi być różnie.
Uważam, że swoją biegową przygodę można zacząć od poziomu marketu. Jeśli bieganie  nas wciągnie, poznamy swoje preferencje, upodobania wtedy spokojnie można przejść i z ciuchami na „wyższą półkę”.

Orlen Warsaw Marathon 2015 – czyli biegowy weekend w Warszawie

Orlen Warsaw Marathon 2015 – czyli biegowy weekend w Warszawie

Poza Biegiem Rzeźnika, maraton w Warszawie jest najdłuższym biegiem jaki chcę pokonać w tym roku. Przygotowania do niego przebiegały niejako po drodze do Rzeźnika (nie wykonywałem żadnego specjalnego treningu skupionego na maratonie) – ale liczyłem, że obiegane kilometry w końcu poskutkują dobrym wynikiem na maratonie. Wyszło niezbyt dobrze ale o tym niżej.

Przygotowania do Maratońskiego weekendu nie były trudne.  Bazując na doświadczeniach z zeszłego roku wyjazd, miejsce noclegowe zaplanowałem odpowiednio wcześniej więc było bezstresowo. No może nie całkiem, bo w drodze do Warszawy padła nam nawigacja.
Zakupiona za 8 zł mapa na stacji benzynowej i osoba mojej Żony pozwoliła jednak bezbłędnie trafić na miejsce 🙂

Dzień przed właściwym biegiem był Charytatywny marszobieg Orlenu, w którym to wystartowaliśmy całą czwórką przybyłą do stolicy.

Dystans: 4,905 km
Czas: 00:37:03
Średnie tempo: 7:56 min/km
Średnie tętno: –

Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Sandic SD1525 🙂

Ponieważ dziewczyny mocy za wiele nie miały to bieg odbył się zgodnie z jego założeniami. Trochę wolnym biegiem, trochę marszem. Ale żonę swoją muszę pochwalić bo przerwy zrobiła może ze 2.
Niemiłą niespodziankę zrobił mi tylko zegarek SpoQ bo zestresował mnie przed samym startem nie reagując na żaden przycisk. Szczęśliwie jednak udało mi się go wyłączyć i po włączeniu działał już ok. Niemniej pod względem elektroniki ten weekend nie był rewelacyjny 🙂

26/04/2015 – Orlen Warsaw Marathon 2015.

Dystans: 42,195 km
Czas: 04:50:09
Średnie tempo: 6:52 min/km
Miejsce w generalce: 6602

Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Nike LunarSwift +4

Bieg właściwy. Pogoda i warunki wydawały mi się całkiem dobre. Po upalnej sobocie w niedzielę było chłodno i kropił deszcz.
Przed biegiem rozgrzewka no i planowo – START.  Już od razu czułem jednak, że coś nie idzie tak jak powinno.  Startowałem z strefy 3:45-4:00 i to tempo było za szybkie jak dla mnie.  Planowałem biec po około 06:00 min/km (albo troszkę wolniej) a w tej strefie kolejne kilometry wchodziły po 05:40. Stopowałem ile mogłem ale jednak tłum ciągnie za sobą i dalej było za szybko. Zgodnie z przewidywaniami oznaczało to kłopoty.  I tak też było. Poszło jak wszystkie maratony do tej pory. Do połowy miałem siłę a później zaczęło się podchodzenie.
Traciłem kolejne minuty by finalnie doczłapać do mety prawie w 5 godzin.
Kiepsko. Wiem, że słabo zacząłem taktycznie, ale jednak nie sadzę by zwolnienie spowodowało, że dałbym radę przebiec cały dystans. Ciężko mi znaleźć więc przyczynę porażki bo mimo, że nie miałem długich wybiegań (ponad 20 km) to jednak ostatnie miesiące przepracowałem dość sumiennie.
Chyba jednak dystans 42 km jeszcze nie dla mnie 🙂

Od strony logistycznej Maraton muszę pochwalić. Tak jak i poprzedni OWM 2014 tak i ten zorganizowany był w mojej ocenie dobrze. Nie było problemów z trafieniem we właściwe miejsce, wydawanie pakietów szło sprawnie. Oby na wszystkich biegach było tak samo.
Ja żadnych znaczących uchybień w każdym razie nie widziałem. No może poza punktami nawadniania. Na kilku wolontariusze nie nadążali z nalewaniem wody i można było trafić na puste kubeczki. Dla biegacza mojej klasy to nie tragedia (woda była na kolejnych stołach albo nalali za chwilkę) ale jak ktoś walczył o ułamki sekund na pewno nie był zadowolony z takiego spowolnienia.

TRENING (TYDZIEŃ 17) – 21+23/04/2015

trening

Tydzień 17 – 21/04/2015

Dystans: 11,57 km
Czas: 01:08:01
Średnie tempo: 5:53 min/km
Średnie tętno: –

Sprzęt: Garmin FR10. Buty – Nike LunarSwift +4

Tydzień 17 – 23/04/2015

Dystans: 10,88 km
Czas: 01:05:33
Średnie tempo: 6:01 min/km
Średnie tętno: –

Sprzęt: Garmin FR10. Buty – Puma Kevler Runner
Ostatnie 2 treningi przed maratonem. Nie kombinowałem już z urozmaiceniami tylko zrobiłem swoje 2 kółka po Oleśnicy. Trening z 23/04 zmniejszyłem troszkę objętościowo, chociaż zmiana ta bardziej taka kosmetyczna wyszła.
W obu biegach za to przetestowałem przyszły zestaw startowy – skarpetki kompresyjne z Lidla i buty. Nie byłem zdecydowany w których pobiec. Zeszłe martony biegłem w EB DiamondStar ale po założeniu ich ostatnio na trening, czułem później mocno wytłuczone nogi. Chyba za mało je ostatnio używałem i przyzwyczaiłem się do większej amortyzacji.
Oznaczało to, iż wybór miał być między Nike i Puma. Padło finalnie na Nike bo Pumy mimo, że mają troszkę więcej miejsca w środku to czuję w nich bardziej prawego achillesa. Zaczynam wtedy wykonywać różne dziwne ruchy nogą by ją rozruszać (podczas biegu) co finalnie powoduje duże zmęczenie. Nike jakoś lepiej „mi wchodzi” ostatnio.

TRENING (TYDZIEŃ 16) – 18+19/04/2015

trening

Tydzień 16 – 18/04/2015

Dystans: 4,52 km
Czas: 00:27:42
Średnie tempo: 6:08 min/km
Średnie tętno: –

Sprzęt: Garmin FR10. Buty – Crivit 2015

Powrót na stare trasy (okolice Nowej Rudy czyli Góry Sowie). Sobotni trening jak zwykle na rozruszanie nóg po górkach. Spokojnie biegłem ale coś ciężkawo szło. Widać różnicę między bieganiem po płaskim a po pagórkach 🙂

Tydzień 16 – 19/04/2015

Dystans: 17,38 km
Czas: 01:48:38
Średnie tempo: 6:15 min/km
Średnie tętno: –

Sprzęt: Garmin FR10. Buty – Crivit 2015

Zastanawiałem się co pobiec w niedzielę. Czy dłuższy dystans, czy zmniejszyć długość wybiegania (w sumie to tydzień został do maratonu). Finalnie uznałem, że nie będę kombinował i pobiegnę te 17 km. Więcej nie ma sensu, a z kolei nie ma też co zmniejszać treningów (bo ich wcale dużo nie robię).
Dobrze się biegło, leciałem bardzo spokojnie i kryzysów na trasie nie miałem.

TRENING (TYDZIEŃ 16) – 14/04/2015

trening

Tydzień 16 – 14/04/2015

Dystans: 5,20 km
Czas: 00:29:58
Średnie tempo: 5:46 min/km
Średnie tętno: –

Sprzęt: Garmin FR10. Buty – Nike LunarSwift +4

Nie lubię biegać rano, prawie wyrwany z łóżka 🙂 Ciężko mi coś zastartować i bieg idzie z mozołem. Dodatkowo miałem krótką przerwę od ostatniego treningu (dzień wcześniej wieczorem) co swoje napewno dołożyło. Wielkiego wyboru jednak nie było. Zależało mi na wolnym popołudniu (w końcu urodziny żony) to trening odbył się o 06:15.
Cóż można powiedzieć. 5 km to wielkie wyzwanie nie było więc do mety doleciałem 🙂

TRENING (TYDZIEŃ 16) – 13/04/2015

trening

Tydzień 16 – 13/04/2015

Dystans: 4,51 km
Czas: 00:26:31
Średnie tempo: 5:53 min/km
Średnie tętno: –

Sprzęt: Garmin FR10. Buty – Puma Kevler Runner

Troszkę mi się pokomplikowały plany treningowe w zeszłym tygodniu. Jak na złość coraz częściej zaczął mnie pobolewać ząb i uznałem, że zanim zacznie się masakra trzeba jednak uderzyć do dentysty. Nie tak łatwo się zapisać ale finalnie padło mi na sobotę. Lekarz pomógł mi wprawdzie podwójnie bo:
1. ząb już nie boli
2. lżejszy jestem o jego wagę 🙂
Ale jakoś nie wpłynęło to na moją mobilizację do biegów. Po tym traumatycznym przeżyciu zrobiłem sobie 2 dni wolnego od biegania i na trasę ruszyłem dopiero dzisiaj. Nie chciałem od razu lecieć nie wiadomo ile, więc tylko lekki ~5 km rozruch.

TRENING (TYDZIEŃ 15) – 09/04/2015

trening

Tydzień 15 – 09/04/2015

Dystans: 11,81 km
Czas: 01:08:59
Średnie tempo: 5:50 min/km
Średnie tętno: –

Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Nike LunarSwift +4

Kolejny cotygodniowy trening.
Przechwaliłem się trochę po ostatnim biegu, że dobrze mi się leciało w butach EB. Na drugi dzień czułem jednak mocno „obite” nogi. Co gorsze zrobił mi się bąbel na boku pięty, który przeszkadza w chodzeniu. Łaziłem przez to dziwne stawiając stopę i pod koniec środy czułem Achillesa 🙁
Szczęśliwie już mi przechodzi i dzisiaj nawet dało się biec.
Początek treningu to ciężkie nogi. Dopiero z czasem i dystansem trochę się rozkręciłem i leciało mi się już lepiej.

Dzisiejszy bieg był jednocześnie testem całkowitej nowości jak na mnie – skarpetek kompresyjnych z Lidla. Ich recenzję umieściłem już na stronie.

TEST – Crivit Skin Compression (Skarpetki do biegania)

Test_sprzetu

TEST – Crivit Skin Compression (Skarpetki do biegania)

Lidl był jednym z pierwszych marketów, które wyczuły duże zapotrzebowanie na produkty przeznaczone do uprawiania sportu.
Ich wypusty odzieży do biegania, na rower czy narty pojawiają się już od ładnych paru lat. Cześć z tych rzeczy całkiem zasłużenie zdobyła duża renomę wśród biegaczy bowiem w niskiej cenie gwarantują dobrą jakość i spore walory użytkowe. Był okres, że po dostawie, całość towaru rozchodziła się jak świeże bułeczki i trzeba było się spieszyć by cokolwiek kupić.
W tym momencie rynek już się trochę nasycił (konkurencja również co moment organizuje akcje na sprzęt sportowy) i takich problemów już nie ma. W sklepach na Dolnym Śląsku potrafią leżeć koszulki, buty z kilku ostatnich wypustów.
By przyciągnąć klientów ostatnio w marketach spod znaku L pojawiła się zupełna nowość czyli kompresyjne skarpetki do biegania – Crivit Skin Compression.

Przyznaję się, że nigdy takiego sprzętu nie miałem. Sens wcześniejszego zakupu blokowała mi na pewno cena bo uznani producenci za skarpety kompresyjne wołają sporo ponad 100 zl.
W cenie Lidlowej warto natomiast spróbować bo jest to praktycznie koszt zwykłej pary skarpet sportowych.
Do marketu udałem się drugiego dnia wieczorem (od rozpoczęcia akcji). Skarpetki były. W moim rozmiarze (43-44) zestawów (białych – nie wiem czy były dostępne inne kolory) było sporo tak więc stałem się dumnym posiadaczem swoich pierwszych skarpet kompresyjnych 🙂

skin_comp_01

Skarpetki zapakowane są w papierową obwolutkę, do której przyszyte są nitką. Z opakowania wyczytać można szereg informacji o zastosowanych w nich systemach chroniących poszczególne elementy stóp. Według producenta chronią one kostki, podbicie, ściegna Achillesa, podeszwę, pięty i palce. Czyli w dużym skrócie wszystko 🙂 Z właściwości kompresyjnych wymienione są redukowanie wibracji mięśni, optymalizacja ukrwienia i odprężenie dla nóg.

skin_comp_02

Po uporaniu się z pudełeczkiem naszym oczom ukazują się skarpetki w całej okazałości. Wykonane są całkiem solidnie. Materiał większości jest cieńki w newralgicznych miejscach grubszy. Widać pasy wzmocnień. Czarne wstawki napisów, linii są hatfowane (bo od środka wisi sporo niteczek).

skin_comp_03skin_comp_04
Cóż… pozostaje założyć i przebiegnąć się trochę.
Skarpety zakłada się na odpowiednią nogę (są opisy Lewa, Prawa). Po zainstalowaniu 🙂 ładnie opinają nogę. Nie jest to jakieś mega ściskanie ale czuć, że dobrze przylegają.
U mnie po naciągnięciu sięgnęły na około 10 cm przed dół kolana czyli praktycznie do najszerszego miejsca łydki. Z biegów widziałem, że dużo osób ma skarpetki kompresyjne wyższe, praktycznie pod samo kolano. Czy to dobrze czy źle niestety nie mogę się wypowiedzieć bo nie mam z czym porównać.
Mimo, że skarpety sprawiały wrażenie cieńkich, przez swoje warstwy wzmocnień są jednak grubsze od zwykłych. W porównaniu do najtańszych Kalenji (w których zawsze biegam) czuło się, że w bucie zostaje mniej miejsca.
Podczas biegu żadnych minusów Crivitów nie czułem. Obciskają nogę, nie zsuwają się. Opięcie nie przeszkadza, nie czuć żadnego dyskomfortu.
Po biegu muszę powiedzieć, że pewne plusy kompresji są widoczne. Nie miałem nóg „wybitych” jak po rundce w zwykłych skarpetkach i o to raczej chodzi. Muszę jednak uczciwie powiedzieć, że moim zdaniem podobny efekt stabilizacji mięśni można uzyskać mocniej opiętymi spodenkami  czy dopasowanymi podkolanówkami.
Pierwsze pranie Crivity przeżyły ok, nic im się nie stało i wyglądają dalej ładnie. Szkoda jednak, że są białe. Boje się, że po dłuższym używaniu już takie piękne nie będą. Jednak ciemne kolory są z reguły praktyczniejsze dla faceta 🙂

Finalnie, w tej cenie uważam, że warto je kupić. Chociaż na spróbowanie, a może będzie to właśnie ten towar, który pokaże, że Lidla dalej liczy się na rynku biegowym 🙂 bo nie ma co ukrywać, że większość z dostępnych w tym markecie artykułów zorientowanych jest na początkujących biegaczy jak i osoby uprawiające sport rekreacyjnie. „Wyczynowi” biegacze raczej sięgną po sprzęt innych producentów.

CITY TRAIL Wrocław 2014/2015 – zakończenie cyklu

CITY TRAIL Wrocław 2014/2015 – zakończenie cyklu

Miałem przyjemność uczestniczyć dzisiaj w ceremonii zakończenia (wręczenia nagród) cyklu CITY TRAIL 2014/2015.
Kto nie słyszał, nie startował to polecam przejrzeć stronę organizatora – http://citytrail.pl/
W telegraficznym zaś skrócie jest to cykl 6 trailowych (comiesięcznych) zawodów na dystansie 5 km. Zawody odbywają się w okresie jesienno-wiosennym więc są dobrym motywatorem by nawet w zimie nie rezygnować z treningu a sumiennie przepracować ten okres.
city_tr_001

Biegi CT organizowane są już 3 rok z rzędu – początkowo pod nazwą Biegaj z Naturą. Cykl rokrocznie rozrasta się (początkowo były chyba 4 miasta a teraz już 10) co świadczy o zainteresowaniu nimi.

Do tej pory uczestniczyłem w edycji pierwszej 2012/2013 i aktualnej 2014/2015 więc mam pogląd jak zmieniały się one na przestrzeni tych lat.
Od strony „biegowej” widać, że formuła zawodów (jak i ich ogólna otoczka) jest już ustalona i organizatorzy nie starają się dokonywać corocznego „przewrotu”. Trasa biegu jest ciągle ta sama, organizacja przed biegiem (jak i po) również.
Nie jest to żaden minus. Ci, którzy już startowali wiedzą co i jak, natomiast reguły są na tyle proste, że i nowi zawodnicy bez trudu się w nich odnajdą.
Widać natomiast, że biegi w Polsce przeżywają rozkwit i jest zapotrzebowanie na taką aktywność. Już samo zwiększenie ilości miast biorących udział w cyklu świadczy, że ma kto biegać. Ilość startujących również pokazuje, że ludzie chcą i lubią biegać. We Wrocławiu najlepiej widać to po sznurze aut parkujących przez zawodami 🙂 Kiedy biegłem w 2012/13 roku tych aut było kilkanaście-dziesiąt a w tym roku rząd fur ciągnął się praktycznie przez cały Las Osobowicki. Rozgrzewkę można było zrobić idąc od samochodu do biura zawodów 🙂
Cieszy to bo z tego co widziałem na ceremonii dla wielu osób był to pierwszy kontakt z prawdziwymi zawodami. A rywalizacja wciąga i wiele z tych osób na pewno pozostanie z bieganiem na dłużej.

Żeby nie było tylko na plus 🙂 trzeba powiedzieć, iż tegoroczna, wrocławska edycja była raczej dość pechowa dla organizatorów. Pierwszą (ale za to wielką) wtopę zanotowali w 1 biegu, kiedy to źle oznaczyli trasę i wszyscy zawodnicy pobiegli około 5,7 km zamiast 5. Dla mnie bieg pierwszy (tempowo do 5 km) był biegiem najlepszym więc taka pomyłka była dość mocno dyskwalifikująca (tym bardziej, że wyników tych zawodów nie policzono do generalki).
Drugim niedociągnięciem była zaś ceremonia zakończenia, kiedy to źle podano adres imprezy (na www) i dużo ludzi czekało nie tam gdzie trzeba. Szczęśliwie przybył po nas organizator i doprowadził na właściwe miejsce.
Samo zakończenie odbyło się w miarę szybko, były niedociągnięcia ze sprzętem (prezentacje nie mieściły się w ekranie), mi nie podobało się również wręczanie medali. Dekoracje zwycięzców generalki/kategorii ok ale na sam koniec „szaraków” jak ja wywołano tylko – teraz przychodzi lewa strona sali, później prawa. Niefajnie trochę 🙁 jednak o powodzeniu zawodów zadecyduje ilość takich biegaczy jak ja a nie tych paru najszybszych. I to nam warto było tego czasu poświęcić troszkę więcej.

Mimo tych małych minusów polecam jednak wszystkim, którzy jeszcze w CT nie startowali, by zainteresowali się tym cyklem bo dobrze przepracowana zima na pewno zaprocentuje w biegach już we właściwym sezonie.

P.S.
Gdyby zaś kogoś interesowało. Pod względem sportowym zanotowałem pozycję 172 (na 211 sklasyfikowanych mężczyzn) ze średnim czasem około 25 min. W porównaniu z pierwszą edycją podciągnąłem się, bo wtedy notowałem czasy około 27 min, jednak dalej szału nie ma bo to ogony grupy 🙂