Kamizelka do biegania – Aldi

Uwaga – produkt już archiwalny (trochę u mnie przeleżał w szafie) ale czasem to samo (niewiele zmienione) powraca w kolejnej akcji. Ewentualnie może ktoś trafi na jakichś wyprzedażach. Ponieważ okazał się całkiem ciekawy chciałem go pokazać i Wam.

Reklama Aldi

W swojej karierze biegowej miałem (mam) już parę różnych plecaków-kamizelek. W sumie kolejny nie był mi aż tak potrzebny, ale ten z Aldi zaciekawił mnie zwłaszcza tym, że w komplecie były softlaski. Kiedyś ciężko było je kupić, kosztowały drogo a tu proszę – są i to dwa. Z samego tego powodu zakup uważam za okazyjny. Nawet teraz, kiedy softlaski potaniały to ciężko kupić je same za 50 zł. A gdzie plecak 🙂

W każdym razie. Wybrałem model czarno-stalowy z zieloną lamówką.

Widok całości z przodu

Kamizelka jest dość lekka, wykonana ze sztucznych materiałów. Czarny (z którego wykonane są kieszenie przednie) ma fakturę lekko siatkową, rozciągliwą. Baza czyli środek i tył (w stalowym kolorze) jest bardziej sztywna, jednolita i szeleszcząca . Sprawia przy tym wrażenie wodoodpornej.

Siateczka w środku i po 2 kieszonki na ramionach


Sporą różnicą, do innych jakie miałem, jest dość gruba, sztywniejsza, oczkowana siatka wentylacyjna na plecach. Kojarzy mi się to bardziej z plecakami turystycznymi niż bezpośrednio przylegającymi do ciała kamizelkami biegowymi. Nie uważam tego jednak za jakąś wadę. W teorii wentylacja jest. Siateczka też dobrze się do nas dopasowuje i nie przeszkadza.

Plecak zapinany jest za pomocą dwóch pasków z klamrami. Są one sztywne, regulowane przez wydłużanie-skracanie. Da się to ogarnąć, nie luzuje się w czasie biegu ale trochę szkoda, że to nie bardziej elastyczne rozwiązanie. Taśmy, „gumy” jakie np. mam w Dynaficie (opisywanym kiedyś na blogu) to wygodniejszy system.

Z zewnątrz też da się coś umieścić

Wielkim plusem tego plecaczka jest za to system kieszeni przednich. Na każdym ramieniu są dwie. Wyższa służy do włożenia softflaska. Pojemności ~250 ml wchodzą prawie całe. By butelka nie wyleciała, kieszonki można ściągnąć za pomocą gumkowych „zacisków”. Jeśli jednak flask wystaje więcej to można sobie podłapać go za pomocą umieszczonych wyżej rozciągliwych pasków. Powinno pomóc. Przyznaję nie próbowałem ale zastanawiam się czy za ich pomocą nie ustabilizował by i butli 500 ml. Hmmm…
Kieszonki niżej są dość głębokie, zachodzące na boki. Pozwalają na włożenie do nich np. po 2 musy 100gr i jeszcze miejsca zostaje. Są więc dość pakowne.

Góra niestety tylko na gumce

Jeśli komuś dalej mało to zostaje nam jeszcze tył. Komora główna sięga aż do dołu. Nie jest dzielona. Nie ma też żadnego zamknięcia od góry – tylko lekki ściągacz. Nie powinno nic wypaść ale jednak trzeba mieć to na uwadze. Na dole plecków jest siateczkowa półeczka i powyżej gumkowe mocowanie. Znaczy to, że można np. umieścić na zewnątrz wiatrówkę albo coś po co planujemy sięgać częściej. Nie trzeba wygrzebywać wszystkiego z komory głównej ryzykując przypadkowe zgubienie. Dobry patent.

Uważam, że pod względem pakowności i wygody sięgania po nasze różności Aldi daje radę bardzo dobrze. Na ostatnie treningi zabieram tylko tą kamizelkę i daje radę. Jest wygodna, nie obciera mnie, nie lata po plecach. Plecy pod nią się pocą ale raczej nie więcej niż w innych plecakach/kamizelkach.

Na koniec. Żeby nie było, iż tylko słodzę to minus jakiś musi być. Niestety zielona lamówka (albo jej krawędź) jest dość sztywna. Zaciągnięte mocniej paski przy ruchu zostawiają ślad na koszulce – mechacą ją delikatnie. Nie na każdej jest to mocno widoczne ale ostrzegam.

Jestem z tego plecaczka bardzo zadowolony. Jak traficie gdzieś to polecam kupić.

POMARATOŃSKIE ROZTRENOWANIE

i nie tylko.

Od maratonu minęły dwa tygodnie. Szczerze, czułem się po biegu w miarę dobrze. Nie miałem żadnych mocnych nadwyrężeń, skurczy mięśni i tym podobnych atrakcji. Wiadomo, dzień, dwa nogi bolały ale jakby trzeba szybko wrócić do biegania to pewnie bym dał radę. Czy wróciłem? No nie, zafundowałem sobie psychiczny odpoczynek od trenowania 🙂

Sporo w tym czasie za to pojeździłem rowerem. Owszem elektrycznym ale zawsze to jakieś kręcenie nogami było.

Układając to w ramy chronologiczne było tak:

TYDZIEŃ 1 (ROZTRENOWANIA)

02/05/2023
Rower. Dystans: 7.44km, czas:0:27:52, śr.prędkość:16,00 km/h, śr. tętno: 94 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +33/-35 m.

Rodzinna rundka po okolicy. Dla mnie na rozruszanie nóg. Dla mojego syna na przyzwyczajenie tyłka do siodełka (bo na czerwiec planujemy większą wspólną wycieczkę). Strasznie się broni przed jeżdżeniem. Cóż… przyjdzie mu za to odpokutować bo kilometrów będzie trochę więcej 🙂 Ale… po prawdzie to słaba pogoda też była. Zanosiło się na deszcz więc wróciliśmy szybciej niż było to planowane.

03/05/2023
Rower. Dystans: 30.62km, czas:2:48:36, śr.prędkość:10,09 km/h, śr. tętno: 110 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +30/-27 m.

Na finisz majowego weekendu wybraliśmy się w okolice Stawów Milickich. Piękny obszar i jak ktoś nie był to warto obadać. Zwiedzać można je na piechotę, rowerami. Tras rowerowych jest tu zresztą całkiem sporo i to takich pod 50-100 km. Myślę, że można by tam spokojnie zrobić kilkudniowy trip i codziennie widzieć coś innego.
My wybraliśmy rundkę trochę w ciemno. Nie nastawiałem się na dystans a na objazd tego co wydawało mi się ciekawe. Ruszyliśmy spod Rudy Milickiej, przez Stawno, groblę przy Stawie Górnym Słonecznym by po objechaniu go udać się do Grabownicy i finalnie na objazd Stawów Krośnickich. Stamtąd wróciliśmy na start, zapakowaliśmy rowery na auto i można było wracać.
Zadowolony jestem. Trafiliśmy z pogodą, okolice piękne co widać na paru poniższych zdjęciach.

Stawy Krośnickie
Szlak wokół Stawów Krośnickich

04/05/2023
Rower. Dystans: 32.36km, czas:1:48:15, śr.prędkość:17,9 km/h, śr. tętno: 98 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +66/-63 m.

Skoro jeździło się tak fajnie to czemu tego nie kontynuować? Po robocie zrobiłem rundkę po okolicach Oleśnicy. Nic nowego dla mnie, parę razy już ją objeżdżałem więc główny zamysł jazdy był taki by sprawdzić jak to w końcu jest z baterią w moim elektryku. Ile to on wytrzyma (bo moment, gdy wybiorę się nim do roboty coraz bliżej). Test wyszedł marnie bo… z czterech kropek do pełna zeszła mi tylko jedna 🙂 🙂 Jechałem na najmniejszym wspomaganiu i widzę, że w sumie wtedy raczej polegam na swoich nogach. Jadąc do pracy chciałbym jednak polegać na sile silnika tak by się zmęczyć jak najmniej. Wiem więc, że nic nie wiem 🙂 i kiedyś muszę pokręcić dłużej na silniejszych biegach.

05/05/2023
Spacer. Dystans: 1.96km, czas:0:25:46, śr. tempo:13.07 min/km. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +58/-55 m.
Rower. Dystans: 32.41km, czas:2:06:40, śr.prędkość:15,4 km/h, śr. tętno: 88 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +212/-258 m.

Spacerek sklepowy a rower z Małżonką. Pętla w terenie podgórskim, można było się już więcej zmęczyć.

Pagórki koło Ścinawki Śr.

06/05/2023
Bieg. Dystans: 4,54km, czas:0:28:19, śr. tempo:6,14 min/km, śr. tętno:144 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +83/-74 m.
Rower. Dystans: 52.84km, czas:4:33:04, śr.prędkość:11,6 km/h, śr. tętno: 110 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +? / -? m.

Koniec obijania 🙂 Zebrałem się w sobie i udałem na rozruch biegowy. Niedużo – moja krótka trasa pod górkę i w dół. Biegło się całkiem dobrze. Tylko jak zimno! Ubrałem się na krótko a dzień prawie jak zimowy 🙁

Po biegu zaś rower. Tym razem wymyśliłem trasę ja. A jak ja wymyślę to… ciężko kogoś później obwiniać 🙂
Machnęliśmy rundę przez dwie przełęcze – Sowiogórską i Woliborską. Sporo wspinania, stąd marne tempo. Coś mi w Suunto padło wskazanie wysokości przy tej aktywności – pokazało 0/0. Szkoda, mógł być rekord 🙂
W dalszym ciągu zimno. Pod górę rozgrzewaliśmy się, na zjazdach wiatr zabijał 🙁 Para momentami szła z usta, znaczy blisko zera musiało być. No ale cóż, dystans słuszny. I widoki ładne, w mijanych wioskach ruiny zamku i pałacu. Lubię takie klimaty, jakieś foty powstały.

Ruiny Zamku

TYDZIEŃ 2 (ROZTRENOWANIA)

09/05/2023
Bieg. Dystans: 12,09km, czas:1:12:59, śr. tempo:6,02 min/km, śr. tętno:150 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +48/-43 m.

Za dużo obijania to źle. Bałem się, że waga ruszy w górę a przy okazji coraz ciężej będzie wrócić do treningów więc powróciłem na swoje zwyczajowe, pod oleśnickie asfalty. Bieg spokojny, bez wydziwiania. Przeszkadzał trochę wiatr, temperatury już wyższe (ciepło) no ale maj ma swoje prawa.

11/05/2023
Bieg. Dystans: 10,93km, czas:1:03:49, śr. tempo:5,50 min/km, śr. tętno:152 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +36/-34 m.

W sumie to chciałem zrobić 12 km z jakimś szybszym akcentem ale nie przypasował mi obiad w pracy. Czułem go na żołądku, bałem się, że nie doniosę 🙂 stąd tempo bez szaleństw i decyzja by szybciej odbić w stronę domu.

13/05/2023
Bieg. Dystans: 4,79km, czas:0:24:35, śr. tempo:5,08 min/km, śr. tętno:177 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +1/-2 m.
Spacer1. Dystans: 7.52km, czas:2:43:59, śr. tempo:21.47 min/km. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +19/-20 m.
Spacer2. Nie chce mi się tego już sumować ale kolejne 2.9 km jeszcze we Wrocławiu i Oleśnicy dołożyłem.

Na sobotni ranek wpadł mi udział w Biegu Firmowym. Miałem zakusy, że może koło 23 min? Ale w sumie skąd się ten optymizm bierze to nie wiem 🙂
Wystartowałem owszem ostro ale dość szybko zaczęło się zwalnianie. Kilometry wyszły mi tak:
1 4:35 min/km
2 4:50 min/km
3 5:20 min/km
4 5:39 min/km
5 4:08 min/km (estymacja 5:14)
W sumie i tak dobrze, nie ma co narzekać. Warunki do biegu dobre, ciepło ale jeszcze upał nie zabijał (moje szczęście, że biegłem jako pierwszy).

Od wyniku ważniejszy cel ale nasza grupa zajęła miejsce 220 z 1246 (jak dobrze patrzę) czyli nie tak źle 🙂

Przed startem. Zdjęcie pobrane ze strony biegu.

Po biegach zaś – wielkie łażenie! Jako rodowity Wrocławianin uznałem, iż dawno nie kręciłem się po swoim mieście więc trzeba rundkę zrobić. No to poszliśmy rodzinką na spacer od Nadodrza, przez Rynek, Świdnicką, Piłsudzkiego, plac Jana Pawła II, mosty Pomorskie. Przyjemnie, napykałem zdjęć o niczym 🙂 ale może dużo ich tu wrzucał nie będę. Napomknę tylko, że bardzo miłą niespodzianką był fakt, że dalej działa lodziarnia na Cybulskiego (najstarsza we Wrocławiu jak pamiętam)! Ostatni raz w niej byłem chyba z 12 lat a jest 🙂 Lody dalej świetne, niedrogie. I jest dalej promocja która była kiedyś. Jaka, to już wybierzcie się i zobaczcie sami 🙂

Nadodrze
Rzeźba Nawa
Renoma

Na koniec dnia jeszcze jakieś chodzenie po Oleśnicy (z okazji Dnia Muzeów). Tu już nogi czułem, dobrze że później można było w domu leżakować 🙂

14/05/2023
Rower. Dystans: 43.26km, czas:2:31:32, śr.prędkość:17,1 km/h, śr. tętno: 108 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +115/-112 m.

W niedzielę miało być rowerowo i biegowo. Żonka jednak marudziła by zrobić dużą trasę. Zrobiliśmy i trochę mi się już biegać nie chciało. Odpuściłem. Trudno. Jak nie będzie padać to przyszły tydzień będzie bardziej biegowy.

Rowerowo pod Oleśnicą

XIX Toyota Maraton Jelcz-Laskowice 2023

Jestem trochę w kropce. Z jednej strony wypadałoby dokładnie opisać maratońskie wydarzenie, a może kogoś zainspiruje to do zmierzenia się z królewskim dystansem, zachęci może do tego, konkretnego biegu w Jelczu? Z drugiej po przebiegnięciu kilkudziesięciu różnych zawodów bardzo ciężko wykrzesać z siebie coś odkrywczego. Wstało się wcześnie, zabrało co trzeba no i pobiegło 🙂 Nudne to trochę…

No ale ok, spróbuję 🙂 bo nie wypada po tak długich przygotowaniach spłycić wszystkiego do wyniku. Organizatorom należy się też dobre słowo – przygotowania i bieg mi się podobały.

Historia, teraźniejszość
Maraton w Jelczu to bieg organizowany już po raz 19. Przez pandemię były niestety 2 lata przerwy (jak dobrze liczę), ale zapał w organizatorach nie zgasł i jak tylko się dało to wydarzenie potwierdzili. Cieszy mnie to. Nie jest to reguła w dzisiejszych czasach, kiedy to pod pretekstem kosztów, problemów kilka większych imprez całkiem znikło.
Nie ma co ukrywać Jelcz to wydarzenie bardziej lokalne. Biegaczy startuje sporo (bo i połówka jest, 10 km jak i nordic walking czy imprezy dla dzieci) ale sznyt jest „małomiasteczkowy”. Czy to źle? Dla mnie nie. Pasja, zaangażowanie organizatorów, wolontariuszy cenniejsze jest niż wypasione pakiety, peacemakerzy, bieg przez centrum metropolii i inne w sumie zbędne ekstrasy.
Jak myślę po latach startów, lubię zresztą takie biegi. Nie ciągnie mnie np. by pojechać gdzieś i biec turystycznie. Turystycznie to bym wolał sobie pochodzić, porobić zdjęcia itp.
Pochwalę już tu na początku, że bieg zrobiony był dobrze. Trasa wyznaczona bezpiecznie. W porównaniu do 2016r (bo wtedy tu biegłem) wprowadzono lekką modyfikację, która w sumie najbardziej satysfakcjonowała kierowców, zmniejszając korki. O nawadnianie na maratonie dbały 3 punkty oddalone o około 3 km od siebie. Nic na nich nie zabrakło – do końca była woda, izotonik, cola, kubeczki. No i oczywiście jedzenie (banany, czekolada). Wolontariusze radzili sobie całkiem dobrze. Za to wszystko duży plus.

Przezorność podpowiedziała mi, że nie warto będzie jechać po pakiet w dniu zawodów. Lepiej na spokojnie przygotować się w domu i nie stresować odbiorem, kolejkami, korkami itp.
Była taka możliwość, biuro zawodów pracowało dzień wcześniej od 18:00 do 20:00. Kolejek nie było, szybciutko załatwiłem co trzeba no i pozostało już stresować się tylko biegiem 🙂
Gdyby kogoś interesowało to w pakiecie była koszulka i baton energetyczny.

Dyspozycja dalsza i bliższa
Im bliżej do biegu tym bardziej martwiłem się czy doczekam go w dobrym zdrowiu. Jakoś koło poniedziałku 24/04 wymarzłem w robocie, swoje dołożyło chyba pylenie się jakiegoś zielska i późniejsze dni miałem stres czy mnie coś nie rozłoży (a jakiś taki siąpiący nos był, lekko zaswędziało przy oczach). Szczęśliwie do wydarzenia udało się dotrwać bez negatywnych sensacji.
Strategię maratońską obrałem jakoś w ostatnim tygodniu przygotowań, o czym zresztą pisałem. Pogoda, niestety z zaskakującą precyzją, zdążała do przewidywanego słońca i 19 stopni, więc finalnie uznałem, że pobiegnę bliżej 5:40-6:00. Nie da to szans na złamanie 4 ale o ile nic złego się nie wydarzy to może zakręcę się koło swojego rekordu (4:09).

Przed, w trakcie, po
Pobudka o 06:00, na śniadanie zwyczajowa bułka z serem. Czasu było sporo, to spokojnie zebrałem ekwipunek, napełniłem soft flaski. Dzięki dobroci mojej Żony 🙂 ustaliliśmy, że po 2 kółkach poda mi 2 żele i nowy bidon tak bym nie musiał dźwigać wszystkiego od początku.
Do Jelcza zajechaliśmy trochę za wcześnie bo o 08:00. Żeby nie stać jak kołek pod startem posiedzieliśmy w aucie do 08:20 i dopiero wtedy udaliśmy się na miejsce.

Ludzi już trochę się kręciło. Zrobiłem rozgrzewkę i udałem się w okolice bramy startowej. Wychwycili mnie tu filmowcy i miałem swoje 5 min sławy (wywiad). Z tą sławą to mnie trochę poniosło. Nagadałem się a i tak wycięli większość 🙂 No ale jak ktoś ciekawy to może posłuchać co mówiłem o maratonie (pod koniec filmiku) 😉

Maraton w Jelczu-Laskowicach

No to lecimy. Ruszyłem z dalszych szeregów by się nie podpalić tłumowi.

Szlo to w sumie całkiem dobrze. Międzyczasy z pierwszych 3 kółek wyglądały tak:
1 okrążenie – 01:00:57 (miejsce 85)
2 okrążenie – 02:02:15 (miejsce 83)
3 okrążenie – 03:06:05 (miejsce 78)

Biegło mi się całkiem dobrze. Robiło się wprawdzie coraz cieplej, czuć to już było przy trzecim okrążeniu. W czwartym było już niestety upalnie 🙁 Na trasie wiał też spory wiatr ale … Tak naprawdę ciężko mi w sumie powiedzieć co zawiodło. Powiedziałbym, że bardziej głowa niż mięśnie, pogoda.
Maraton dla mnie zaczął i skończył się jakoś koło 33 km. Tętno rosło mi pod ~170, mózg zaczął podpowiadać by kawałek podejść. No i niestety posłuchałem przy punkcie odżywczym. Jak ruszałem do biegu to dawałem radę biec kawałek po ~6:00-06:10 i znów spacer. Niestety, za dużo szedłem, grzebiąc ostatecznie szanse na dobry wynik.

Na mecie pojawiłem się po 04:22:07, zajmując miejsce 83/123.

Cóż. Szkoda trochę, wyszło podobnie jak kilka ostatnich maratonów. Gorzej, że wykonałem tym razem kawał roboty treningowej. Po biegu w miarę łaziłem, nie miałem skurczy ani żadnych dolegliwości. Dzień później wybrałem się nawet na króciutki rower a dawnymi czasy potrafiłem ledwie człapać kilka kolejnych dni.

Zastanawiałem się czego zabrakło tym razem. W 100% nie wiem ale wyszło mi co mogłem zrobić lepiej:
– zabrakło jeszcze z 2-3 miesięcy bym przyzwyczaił się do długich dystansów, robił je lżej niż teraz (większość treningów wymęczone było za mocno),
– za dużo ważyłem. 90 kg nigdy wcześniej nie miałem przy maratonach,
– starszy też już jestem niż te 6-7 lat temu gdy biegałem ostatni raz 42 km.

Po przemyśleniu sprawy wydaje mi się jednak, że nie powinienem oceniać się zbyt surowo. Metę osiągnąłem, zmobilizowałem się do treningów, biegania na czym najbardziej mi zależało. Cele zostały więc spełnione.
Uważam, iż jestem teraz w dobrym punkcie startowym by móc przekuć te przygotowania na owocne rezultaty w kolejnych zawodach 2023-2024.