XXX Międzynarodowy Bieg Uliczny w Twardogórze – 2024

Tegoroczny bieg był delikatnie mówiąc pełen sprzeczności. Ponieważ ciężko mi jednoznacznie określić się co do samego biegu jak i do swojej dyspozycji więc wybaczcie jak relacja będzie trochę chaotyczna 🙂

Pierwotnie bieg zaplanowany był na 15/09. Z powodu sytuacji powodziowej przesunięto go o tydzień na 22/09. W Twardogórze i okolicy powodzi szczęśliwie nie było ale rozumiem decyzję – nie był to najlepszy czas. Akcje ratunkowe, problemy z dotarciem i wiele innych problemów.
Zawirowania te z pewnością wpłynęły na frekwencję. Na starcie stanęło wizualnie mniej ludzi niż w poprzednich latach.
Szczęśliwie dla mnie kolejny weekend też miałem wolny więc nie skomplikowało to mocno moich planów. Trochę się nawet ucieszyłem bo zawsze to tydzień więcej na przygotowania.
Niestety… los mnie pokarał bo w sobotę 14/09 pechowo znów naciągnąłem ścięgno achillesa. Coś z nim mam nie ok, albo to już ten wiek gdy człowiek się sypie.
Treningów praktycznie nie było, odpuściłem bieganie na rzecz roweru. Pierwsze delikatne truchtanie zrobiłem w piątek i sobotę. Każdy dzień to 3 km, ot tak na rozruch i sprawdzenie czy noga nie odpadnie 🙂 Nie odpadła więc do Twardogóry można jechać.

Po dotarciu do biura zawodów odebrałem pakiet. Ze smutkiem zanotowałem, że coś ubogi – koszulka, płócienna torba i woda mineralna.
Dużo skromniejsza była też część około biegowa. Parę straganów z zabawkami, dmuchańce dla dzieci i symulator wyścigów. I to wszystko.

No nic. Przygotowałem się do zawodów, rozgrzewka i jakoś 12:10 ruszyliśmy (miało być o 12:00!).

Bieg odbywał się na trasie znanej z zeszłego roku, tu nie miałem więc żadnej niespodzianki. Słoneczko również przypiekało jak zawsze więc wiadomo było, iż przyjdzie się zmęczyć.
Problemem było dla mnie jednak określenie jak mam biec. Przez brak treningów i kontuzję wydawało mi się, że zasadnym będzie ruszyć pod 06:00 min/km i później (po połowie) może przyśpieszyć pod 05:30-05:45 min/km.
Start z górki i widzę, że już od razu lecę bliżej 05:10. Kurcze, pewnie za szybko ale wydaje mi się, że dość lekko to idzie więc czemu nie? Spróbujmy 🙂

Nie wiem czy to urok tej trasy (zawsze jestem tu dość szybki jak na swoje możliwości) czy fakt, iż byłem wypoczęty (brak wyczerpujących treningów) ale faktycznie kilometry leciały po 05:04-05:30 (zależy czy te bardziej płaskie, z górki czy pod). Wytrzymywałem te tempo, nic złego z nogą się nie działo. Biegłem w drugiej połowie stawki, parę osób po drodze udało mi się jednak wyminąć.

Na metę wpadłem po 52:36 min zajmując miejsce 49 z 71*. Szczerze powiem, że byłem z czasu zadowolony.

*Tu mała wkrętka na minus – nie przyszedł żaden sms z wynikiem, czasem. Dopiero później na stronie FB organizatora je podali. Czyżby oszczędzono na tym?

Dali mi medal, dali kolejną wodę. Był posiłek regeneracyjny – makaron z mięsem. Ciekawostka, że podany na prawdziwej zastawie. I to w sumie jest ekologia a nie stos plastiku, papieru 🙂

Chwilę odsapnąłem i udałem się do auta by przebrać i w spokoju oczekiwać na dekoracje, losowania.

Po biegu udało mi się wyczaić w tłumie kolegę Witka (znanego z forum bieganie.pl). Widziałem go wcześniej na trasie, leciał dużo szybciej niż ja, co zaowocowało u niego wygraniem kategorii wiekowej. Brawo! może i mi kiedyś uda się chociaż zbliżyć do takiego biegania.

Miło gawędząc zaczęliśmy obserwować dekoracje. No i coś to nie szło. Organizatorzy się mylili, mieli jakieś przerwy na ustalenia co w ogóle dekorują 🙁
Słabo wyglądało również w moich oczach wręczenie upominków od sponsora – takich koszy prezentowych. Dostali je tylko zawodnicy z dystansu 5 km. 10 km nic… Nie wiem jak to skomentować. Oczywiście prawem sponsora jest wybrać co i komu daje ale jednak słabe to. W końcu to 10 km jest koronnym dystansem zawodów. Ja (personalnie) bym na miejsc organizatora wykosztował się i dokupił te parę koszy więcej.

Stoję, patrzę, nie widzę przygotowanych żadnych upominków, nagród do losowania. Może go nie będzie? Ale nie, mówią, że będzie losowanie. No i było… przygotowano 1 nagrodę, którą był zestaw kilku szafeczek od producenta mebli. Na scenę wkroczył gość z przeźroczystym workiem losów. Wywołano jedną, z Pań sponsorujących, zagrzebała w worku, kilka losów poleciało (i je zbierali) ale od razu strzał. Ktoś wygrał.

No to można było jechać do domu, co też uczyniłem.

Jak pisałem na początku mam mieszane uczucia. Być może magia liczby 30 🙂 trochę napompowała mi oczekiwania i stąd pewne rozczarowanie ale … mam wrażenie, że poszło to po „taniości” i bardziej rozpędem niż prawdziwym zaangażowaniem (za które zawsze ten bieg chwaliłem). W mojej, prywatnej ocenie jubileusz 30-lecia zawodów zmarnowano. Szkoda, miejmy nadzieję, że to jednostkowy wypadek „przy pracy” i kolejne edycje jak będą to znów będę mógł je chwalić na całą Polskę 🙂

Plus chociaż, iż od swojej sportowej strony jestem zadowolony. Zrobiłem co mogłem i wyszło to ładnie.

Adidas Terrex Agravic Pro

Jak opisywałem wcześniej, przed Śnieżką stanąłem przed problemem zakupu nowych butów do biegania trailowego.

Wybaczcie, nie będę tu wymyślał specjalnych historii. Nie śledzę przesadnie nowości, zakupy drogich butów to nie moja specjalność no to udałem się trochę na skróty. Miałem już kilka par Adidasów więc zerknąłem co można wyszukać z tej marki. A jakby jeszcze nie zabiło ceną to idealnie 🙂

Pojawił mi się w ten sposób model – Terrex Agrivic Pro. Z opisów wyczytać można, że polecane są na skaliste szlaki. Podeszwa z solidnym, bieżnikiem, guma Continentala. Lekkie, z amortyzacją (Lightstrike), małym dropem (4mm). Do tego wkładka karbonowa pod środkową podeszwą (chroniąca przed kamieniami). Brzmiało idealnie pod 3xŚnieżka bo to kupiłem 🙂

Uwaga, poniżej raczej zbiór luźnych przemyśleń, odczuć o nich. Opisy, parametry należy wyszukać samemu w sieci.

No to startujemy.

Ekologia/look. Oczywiście 😉 Naturalne, tekturowe pudełeczko i but wykonany z tworzyw z odzysku. Ale wygląda ładnie i nic się nie rozłazi. Jest przy tym lekki, w miarę przewiewny. Plus

System sznurowania – BOA. To, widoczne na zdjęciach kółeczko i przeplecione sznureczki 🙂 Zaciska się je banalnie kręcąc kołkiem. Momentalnie ściąga buta i jest ok. Trzyma się to, nie popuszcza w czasie biegania. Aby buty zdjąć – wyciągamy kółeczko lekko na zewnątrz i już. Wygodne. Trochę tylko strach jak to się kiedyś rozleci 🙁 Nie będzie tak łatwo jak założyć nowe sznurówki do zwykłego buta.

Wysoka cholewka. Sięga za kostkę. Po zaciśnięciu ogranicza to wpadanie nam do buta błota, kamieni. W sumie działa ale z tymi kamieniami to wiecie … jak się ma pecha to coś może wlecieć. Jak zawsze.

Karbonowa płytka/podeszwa. No chyba jest. Faktycznie próbowałem przelecieć specjalnie po różnych, małych kamyczkach i dyskomfortu brak. Chroni, przy czym podeszwa coś tam pracuje. Nie zabija nam to 100% czucia podłoża.
Wypustki, guma Continentala to w sumie standard od wielu lat w Adidasach. Trzyma się szlaku, nie ślizga tylko… kto wymyślił tą dziurę na środku! Ideę rozumiem, pewnie ma to odciążyć but. Szkoda tylko, że kilka razy utkwił mi w tym większy kamień albo szyszka. Raju, jak to wkurza jak się z tym biegnie. Wypaść oczywiście nie chce, trzeba stanąć i wyskubać.

Rozmiar. Do tej pory wszystkie moje Adidasy wydawały się raczej zaniżone rozmiarowo (zwłaszcza te 45 2/3). Agravic-i były 46 2/3 no to ok, wezmę. Niestety… nie są złe ale jednak wydaje mi się, że mogłyby być ciut mniejsze. Przy mocniejszych zasznurowaniu, w solidnej biegowej skarpetce nie mam problemów. Kiedy jednak próbując je rozchodzić przed zawodami zabrałem je na spacerek (ubrany w lekką skarpetkę) skończyło się to katastrofą. Obtarłem nogę w okolicy kostki. Polecam więc dobrze przemyśleć wybór rozmiaru.

Adidasy takie, po przejrzeniu ofert można zakupić za około 300-450 zł. Jak za but z nowoczesnymi technologiami, solidne wykonanie nie jest to jakoś dużo. Podczas około 60 km zawodów moje stopy w nich przeżyły należy więc uznać, że pieniądze nie zostały przetracone 🙂