Tym razem będzie nie o bieganiu a o akcesoriach rowerowych. Przydatnych zwłaszcza tym turystom, którym bliska jest idea bikepackingu.
Na nowy sezon jazd trzeba jeszcze poczekać, ale jeśli ktoś myśli o kompletacji sprzętu pod nowe wyprawy to chciałbym przedstawić Wam krótki opis sakwy rowerowej marki Roswheel. Torba z gatunku tych tańszych ale według mnie sprawuje się całkiem dobrze.
„Masaż – podręcznik różnych technik masażu do stosowania w domu” pod red. Eilean Bentley. Wyd. Bellona, 2006, 257 stron.
Masaż/Automasaż, z pewnością wpisują się w rytuały 🙂 jakie uprawiają świadomi biegacze. Wiadomo, każdemu przydaje się rozluźnienie mięśni po wysiłku czy też „leczniczo-ratujące” zabiegi kiedy coś nas boli, naciągniemy. Zbawiennych skutków takich działań chyba nie trzeba wskazywać nikomu. Wydaje mi się, że tak naprawdę każdy człowiek w podstawowym zakresie, intuicyjnie wie jak sobie (czy drugiej osobie) pomóc. Tym, których jednak te tematy interesują bardziej chciałbym przedstawić dość ciekawą pozycję książkową, która ostatnio wpadła mi w ręce.
„Masaż – podręcznik…” nie jest wydawnictwem nowym ale dalej spokojnie da się je kupić w internecie. Owszem, w większości pozycje używane ale myślę, że w niczym nie umniejsza to zawartej w niej wiedzy.
No ale zacznijmy od postaw 🙂 Książka wydane jest bardzo starannie, w albumowym stylu. Sztywna okładka, dobry, kredowy papier z pewnością zadowolą estetów. Walor wizualny z pewnością jest ważny ale oczywiście zawarta w niej wiedza stanowi o prawdziwej wartości pozycji. Tu rzekłbym jest więcej niż dobrze. Wydawnictwo w uporządkowany sposób prowadzi nas przez różne techniki masażu. A jakiego zapytacie? Ano takiego proszę: – masaż holistyczny, – masaż chiński, – Shiatsu, – Reiki, – masaż intuicyjny, – masaż aromaterapeutyczny, – refleksologia, – masaż głowy, – automasaż, – masaż relaksacyjny, – tantrycki masaż seksualny.
Dodatkowo w książce umieszczono dodatek o akupunktach, kanałach, czakrach czy refleksjologii. Na czytelnych schematach pokazano ich umieszczenie, opisano który punkt za co odpowiada. Ciekawym dodatkiem jest także tabela, gdzie opisano jaki rodzaj olejku (masaż aromaterapeutyczny) do czego najlepiej pasuje.
Nie jestem ekspertem od bardziej wyrafinowanych rodzajów masażu ale wydaje mi się, że wiedzę z książki podano prosto i sensownie. Po krótkim wstępie czym jest masaż i na czym polegają poszczególne techniki możemy przejść do wybranego rodzaju. W każdym rozdziale jest podane jak przygotować się do sesji, jakie są podstawowe ruchy, od których partii ciała (i jak) zacząć. Autorzy ostrzegają też kiedy (kogo) nie wolno masować. Tam gdzie to ważne, opisana jest również „sfera duchowa” czyli idea przepływu energii, punktów energetycznych, filozofia masażu. Mi to się bardzo podobało, daje to kompletność nie tylko ruchu ale i psychiki. Oczywiście oprócz tekstu, co ważne mnóstwo tu rysunków, pokazujących jak poprawnie należy wykonywać daną technikę masażu.
Cóż, nie będę tu nic więcej wymyślał. Ja z książki tej jestem bardzo zadowolony. Dużo rzeczy możemy wykorzystać sami (automasaż) ale jeśli mamy swoją „druga połówkę” to tak naprawdę możemy skorzystać z masażu w sposób kompletny. Polecam.
P.S. * Książka mimo solidnej porcji wiedzy z pewnością nie jest podręcznikiem medycznym dla rehabilitantów, fizjoterapeutów (profesjonalistów), * Na bezpośrednio postawione pytanie „rwie mnie przy achillesie, jak masować” też raczej nie znajdziecie tu odpowiedzi, * dla osób pruderyjnych 😉 W książce są rysunki, zdjęcia i techniki powiedzmy umownie – dla dorosłych 🙂 Miejcie to na uwadze zanim kupicie.
Dogoniła mnie połowa grudnia ale cóż, wypada napisać jednak i coś o listopadzie 🙂
Miesiąc ten nie przyniósł żadnych specjalnych rewelacji. Biegałem według sprawdzonego systemu 4 treningów w tygodniu. Dystans, wpasowując się w minione trendy również nie porażał. Ot po te 4-5 km, przeplatane dłuższymi biegami w weekend. Dłuższe jednak też takie nijakie, bo po około 7-9 km. 10km chyba ani razu nie przekroczyłem (najbliżej było to 9,4 km) 🙂 Cyfrowo wyszło 127.8 km.
Tutaj muszę dociekliwym wyjaśnić pewną niezgodność. Z opisanych powyżej aktywności ciężko by było prawie 130 km nabiegać. I faktycznie tak nie było. Podana liczba to łącznie biegi i chodzenie. Przerzuciłem się na Stravę i coś nie do końca umiem jeszcze jakoś sensownie to wydzielić w podsumowaniach 🙁 Widzę, że taki sam błąd zrobiłem w opisie października. Muszę nad tym jakoś pomyśleć.
Moje dokonania szału nie robią, ale patrząc pod kątem postępu – to malutki bo malutki ale jest. 127km to nie 118km (październik). Nie chcę zapeszyć i snuć planów (wtedy zawsze mi źle idzie) ale widzę, że grudzień coś tam zmierza ku lepszemu. Czy się nie zepsuje na finishu zobaczymy za 16 dni 🙂