Będzie szybko, bo niezbyt nawet o czym pisać. Kwiecień był pierwszym miesiącem (od wielu lat) kiedy nie przebiegłem nawet 1 km. Dałem sobie spokój z oszukiwaniem siebie i zaliczanie jakichś marszo-biegów pod treningi biegowe. No i wyszło 0km.
Co gorsze szybko dość wygasił się we mnie kac moralny z tego powodu. Szkoda. Kiedy (o ile) uda się do biegania wrócić będzie to już w sumie startowanie od zera. Ciężkie, mozolne i ze słabymi wynikami.
Ale jakieś światełko w tunelu widzę, co może opiszę w kolejnym poście 🙂
Na ten moment chodzę więc z kijkami i jeżdżę rowerem. Kijków wyszło mi mniej więcej 100 km, a roweru około 200 km. Jakiś sport jest ale brzuszysko i waga zniknąć nie chcą 🙂