Treningu brak 🙂 Żartuję trochę ale..
Od początku swojego, zorganizowanego, biegania (2012r) w mniejszym lub większym stopniu stosowałem pewnego rodzaju „klasyczny” trening maratoński czyli x treningów + 1 długie wybieganie. Wraz z postępami treningu, co parę tygodni, zwiększałem dystanse każdego biegu co pozwalało rosnąć formie.
W moim przypadku działało to dość dobrze niezależnie od rodzaju zawodów jakie chciałem zrobić. Czy była to 5, 10, maraton czy górskie ultra.
Początkowo trening to były trzy biegi w tygodniu (dwa biegi krótsze + trzeci, długie wybieganie).
Z czasem kiedy udało mi się zbudować większą wytrzymałość organizmu i zacząłem stawiać sobie bardziej ambitne cele zwiększyłem ilość treningów do czterech. Temu schematowi pozostałem wierny aż do teraz (piszę te słowa w 2022r).
Mała uwaga – już dość dawno temu skręciłem trochę w stronę biegów górskich więc mój trening ma pewne cechy przydatne ku temu. Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że jest dość ułomny ale o tym może później.
W dużym skrócie schemat jaki powielam polega na:
Wtorek – bieg ciągły po mieście lub w terenie. Jeżeli decyduję się na biegi „terenowe” to jest to najczęściej po łąkach, lasach. Mam tam dużą różnorodność nawierzchni – ziemia, piach, połamane gałęzie, jakieś kamyki. Jest w sumie płasko ale i da się parę podbiegów wynaleźć.
Czwartek – bieg ciągły, patrz na wtorek 🙂
Sobota – bieg ciągły, krótszy ale w terenie podgórskim (Góry Sowie). Najczęściej na sobotę wybierałem trasę która zawierała 50/50 – podbiegu i zbiegu,
Niedziela – długie wybieganie w Górach Sowich. Nie musiało to być nawet 100% bieganie po górach ale już samo ukształtowanie terenu powodowało, że zaliczałem sporo wysokości na + i na minus.
PRZESZKADZAJKI / UROZMAICENIA
Wiadomo, nie zawsze się chce, nie zawsze się da 🙂
Kiedy mam jakiś problem np. czasowy, kiedy mi się nie chce to próbuję coś kombinować. A co? No np. idę na trening krótki ale z narastającym tempem (1 km wolno, 2 szybciej, 3 najszybciej).
Często też, kiedy biegam po mieście, końcówkę treningu robię w większym tempie Wiadomo, finish musi być zawsze szybko 🙂
MOJA SAMOOCENA TRENINGU
Jak napisałem już wyżej, trening na mnie działa dobrze więc po co kombinować. Cykliczne zwiększanie dystansów podwyższa moją wytrzymałość, leci mi w dół waga. Procentuje to wszystko np. w biegach krótkich (5, 10 km) – pozwalało na osiągnięcie większego tempa biegu niż robiłem na treningach.
MINUSY
Trening jest z pewnością monotonny i mocno siłowy (teren, podbiegi, zbiegi).
Pewnie brakuje w nim lubianych przez wielu klasycznych interwałów itp. itd. ale w sumie zawsze byłem za ciężki, wiek swój też już mam więc liczę, że to co robię wystarczy.
PROBLEMY
Moimi wielkimi problemami, który uniemożliwiły mi przez wszystkie te lata wartościowe bieganie to:
– Waga. Jestem za gruby. W swoim najlepszym okresie ważyłem 86 kg przy 183 cm wzrostu. Z reguły zaś jest to 89. To stanowczo za dużo.
– Dystans. Miesięcznie raczej nie przekraczałem nigdy więcej niż 200 km. To też dużo za mało (w połączeniu z wagą) by osiągać cele,
– Długie wybiegania. Niby są ale jestem strasznym leniem. Ciągle myślę, że mam czas a gdy do zawodów zostaje miesiąc 🙂 dochodzi do mnie, że w sumie nie biegałem dłużej niż 15 km… To też za mało by osiągać cele,
– Czynniki zewnętrzne. Szczęście też trzeba mieć a u mnie z tym różnie 🙂 Tu się trafi kontuzja, tu jakaś alergia (z tym miewam problemy na wiosnę) i zbyt często tracę to co już mam. Zbyt wiele razy zaczynałem od 0, w kółko nadrabiając a nie rozwijając to co osiągnąłem.
Cóż. Trening jak widzicie „taki sobie” ale może ktoś znajdzie tu coś ciekawego dla siebie. Pamiętajcie proszę jednak, że każdy jest inny. Ma inne warunki fizyczne, różne bodźce działają na każdego inaczej. Z tego powodu swoją drogę trzeba znaleźć metodą prób i błędów a nie bezmyślnie kopiować gotowce z internetu. Warto jednak zawsze słuchać mądrzejszych – szkoda wyważać drzwi, które są już otwarte.