Ostre Koło – Radio Wrocław (09.05.22)

W Radiu Wrocław jest audycja Ostre Koło, która jak łatwo się domyślić dotyczy tematów rowerowych. W jej ramach, w różnych miastach naszego regionu, cyklicznie organizowana jest impreza rowerowa.

Zaczyna się ona od śniadania, w międzyczasie ciekawi goście opowiadają (w radio) o rowerach i nie tylko, a finalnie zebrana grupa jedzie na interesującą trasę.

Rozmawialiśmy swego czasu z Żoną, że mogłoby to być ciekawe i trzeba by kiedyś się zgłosić, wysyłając SMS. Za rozmowami nie zawsze idą czyny 🙂 ale, że miałem ostatnio trochę czasu i usłyszałem, że tym razem jazda odbywa się blisko nas to myślę, ok spróbuję 🙂 Jakież było moje zdziwienie, gdy miła Pani z radia, oddzwoniła i powiedziała, że zapraszają 🙂

Sprzęt został przygotowany, zmieścił się do samochodu, rowerowe ciuchy ubrane no to ruszyliśmy do miejscowości Spalona, położonej blisko masywu Jagodna.

Owca z widokiem

Start imprezy mieścił się w hotelu Owca z Widokiem, który dla przybyłych uczestników zaproponował pyszne, wegetariańskie śniadanie.
Niby sportowiec nie powinien się objadać ale wszystko wyglądało na tyle pysznie, że nie będę ukrywał próbowałem i próbowałem 🙂

Co by tu…?

Po śniadaniu, udało się machnąć jeszcze szybką kawę, sprawdzić sprzęt i można było startować.

Ruszamy

Wybrana trasa to całkowita nowość dla mnie – single track, jakich sporo przygotowano, w rejonie Kłodzka. Ten liczył około 15 km i określony był jako łatwy.
Trochę stresowało mnie, że większość uczestników przybyła góralami, a chyba tylko ja na swoim starutkim trekkingu Meridy. No ale … do odważnych świat należy 🙂

Więcej o takich trasach możecie poczytać na stronie:

Singletrack Glacensis

Singletrack to naprawdę ciekawa sprawa! Ścieżka jest mocno techniczna. Sporo na niej zakrętów (i to ostrych), pomostów, podjazdów i zjazdów. Szerokość faktycznie dla singla 🙂 jeśli chcemy kogoś wyprzedzić, trzeba liczyć na jego dobrą wolę i kulturę i poczekać aż nam ustąpi.

Fajną sprawą jest na pewno fakt, że ludzie nie robią tu głupot. Podczas jazdy, nie spotkaliśmy nikogo, kto jechałby „pod prąd”. Nie było też turystów pieszych.

Mimo, że dana trasa miała być łatwa, to jednak trzeba na niej wykazać sporo uwagi i trochę się zmęczyć. Około 10 km prowadziło pod górę, na szczyt Jagodnej, a dopiero stamtąd rozpoczynał się 5 km zjazd w dół.

Jeżeli chodzi o nawierzchnię to jedziemy lasem po ubitej ziemi. Wiadomo są to góry więc sporo tu kamieni, skał. I faktycznie były to warunki na górala.
Ujechałem około 3 km gdy Żona mówi, że zaczyna mi bić tylne koło 🙁 Słabo, miałem to już kiedyś nad morzem – puściła któraś szprycha. Niezbyt jest co z tym dokonać, pozostało modlić się by wytrwało i jechać do przodu. Zwolniłem, przez hopki starałem się przejeżdżać delikatnie. Mocniej też musiałem kręcić, bo latające koło, ocierało o gumki hamulca. Większość grupy nas wyprzedziła a my wolno turlaliśmy się do przodu.

Chwila oddechu na szczycie.

Na szczycie Jagodnej zrobiliśmy, krótką przerwę by się napić i podziwiać widoki z wieży. Robią wrażenie, warto było się zmęczyć.

Pięknie tu

Zjazd w dół w mojej ocenie był trochę trudniejszy niż wspinaczka na szczyt. Nawierzchnia w wielu miejscach to spore skały, nie było to totalnie miejsce dla mojego roweru. Mimo to dzielnie sobie radził 🙂 i udało mi się zjechać bez przygód (finalnie jak sprawdziłem poluzowały mi się 2 szprychy i koło zdecentowało się).

Z górki na pazurki 🙂

Ufff… hotel. Dojechaliśmy mimo technicznych problemów. 15 km trasę pokonaliśmy w około 1.5 godziny i dała mi ona trochę w kość. Nie spodziewałem się takich atrakcji ale jestem bardzo zadowolony. Widoki były piękne, ścieżka dobrze przygotowana i pozwalająca pojeździć po czymś nowym (dla mnie).

Profil, przebieg trasy.


Na koniec dostałem mapę z zaznaczonymi wszystkimi trasami w regionie i myślę, że to nie było nasze ostatnie spotkanie z single trackami. Na właściwym rowerze będzie to fajna przygoda :), już planujemy gdzie wybrać się kolejny raz. Polecam wszystkim przybyć na Dolny Śląsk i samemu pokręcić po naszych drogach.

Czas relaksu – część 1

W codziennej gonitwie warto czasem znaleźć chwilę na odpoczynek, wyciszenie i uspokojenie.
W tym celu polecam wybrać się skoro świt na spacer po lesie. Zwłaszcza teraz, kiedy przyroda po zimie budzi się ze snu, pozwala to na mega odstresowanie. Drzewa i krzewy w pełnym rozkwicie, niesamowite ptasie koncerty.

Kto może ten idzie. A tych co jeszcze zastanawiają się czy warto zapraszam, chociaż wirtualnie, na chwilę wyciszenia w lasach koło Gór Sowich.

Poranek w lesie – część 1

Piłki do masażu Spokey Senso

Dodatki, akcesoria do masażu to nic nowego. Ich skuteczność zachwala się już od paru dobrych lat. Co trochę na rynku pojawia się coś nowego. Producenci proponują nam różne kształty, wielkości, twardości. Różne są też ich przeznaczenia – twardsze np. „rozbicia” / rozluźniania mięśni, te z wypustkami do poprawienia ukrwienia. Różne kształty do konkretnych grup mięśniowych.

Jedną z takich możliwości ulżenia swoim mięśniom mogą być prezentowane poniżej piłki do masażu (z wypustkami) firmy Spokey.

Opakowanie Senso – Massage Ball

Na początek parę danych technicznych:
– 2 sztuki w opakowaniu,
– materiał PCV,
– rozmiar 16,5×9 cm
– piłki można pompować,
– kilka różnych kolorów dostępnych,

Producent nazywa je piłkami do masażu, ale już w opisie na pudełku możemy wyczytać „wzmacnia równowagę i mięśnie, poprawia koordynacje oraz stabilizację” co sugerowałoby, że ustawia się je na podłodze i można je deptać stopami.

Piłki do masażu Spokey Senso

Myślę jednak, że nic nie szkodzi by odrobiną kreatywności użyć je faktycznie do masażu. Układamy je na podłodze i możemy się na nich kłaść konkretnymi partiami ciała, ewentualnie druga osoba może masaż wykonywać nam właśnie nimi. Zwłaszcza to drugie jest fajniejsze 🙂

Odczuciowo (po użyciu) powiedziałbym, że efekt masażu jest całkiem przyjemny. Pobudzają powierzchniowo ukrwienie skóry, trochę rozluźniają ale nie jest to akcesorium do głębokiego rozluźniania spiętych mięśni (coś jak wałki do masażu czy twarde piłki). Są po prostu za miękkie.

Przez zaworek można je pompować

I tyle. Ciężko tu dorobić jakąś skomplikowaną teorię 🙂 Produkt jaki jest każdy widzi 🙂
Piłeczki nie są przesadnie drogie. Jeśli mamy miejsce w domu, lubimy popróbować coś nowego to czemu nie. Będą przyjemnym urozmaiceniem sesji rozluźniających. Nie oczekujmy jednak wielkiego efektu medycznego, do tego trzeba specjalistów lub sprzętów dużo droższych. Polecam.