Archiwa tagu: rower

Ciężko…

Coś się zebrać do solidnego biegania. Czy to zniechęcenie po marnym maratonie, czy zmęczenie rygorem treningowym ? A może marne warunki pogodowe (bo albo upały albo deszcze)? Sam w sumie nie wiem.
Tak samo ciężko się zebrać do prób spisania tego co udało się dokonać w poprzednich tygodniach więc jak nie spróbuję teraz to później może już być katastrofa generalna 🙂

Maj zamknąłem całościowo takimi liczbami:
Bieganie: 141,5 km
Rower: 461,97 km
Spacery: 24,87 km

Jak widać był to miesiąc zdecydowanie rowerowy. Po maratonie potrzebowałem trochę regeneracji, nie chciało mi się biegać mimo tego, że mam zaplanowane zawody w czerwcu, lipcu. Wcześniej planowałem zresztą dłuższe jazdy rowerowe (Rowerowe Sowie, Kaszubska marszruta) jakiś sens w tym chyba był.

Ogólnie, za sprawą nacisków szanownej małżonki dość mocno wkręciłem się w rower 🙂 Żeby nasze wyprawy miały dodatkowe emocje dokonaliśmy nawet upgradu sprzętu. Mimo, że teraz na topie elektryki to … kupiliśmy sobie rowery szosowe. No dobra, dla „emerytów” jak my 😉 to szosy na emeryturze czyli po konwersji na fitnesowe dokładniej.
Ja wypatrzyłem pięknego Gianta TCR Compact Expert Series, a jej w sumie jeszcze fajniejszego Koga Miyata Gents Lux.

Giant TCR
Koga Miyata

Cóż, teraz nie pozostaje nic innego niż nawijać kilometry szosy na koła 🙂

Czerwiec jest jeszcze w toku ale patrząc na tygodnie, to działo się tak:

Tydzień 22 (tylko dni czerwca)
Bieg: 16,37 km
Rower: 55,53 km
Spacer: 2,71 km

Tydzień 23
Bieg: 8,37
Rower: 152,64 km
Spacer: 13,1 km

Tydzień 24
Bieg: 32,6 km
Rower: 56,76 km
Spacer: 1.98 km

Tydzień 25
Bieg: 35,31km
Rower: 71,48 km
Spacer: 4,17 km

Rowerowanie utrzymało mi się do końca tygodnia 23, kiedy to uznałem, iż wystarczy obijania, pora przypomnieć sobie jak się biega. W planach był powrót do zwyczajowych czterech treningów na tydzień ale pogoda, jakieś nieplanowane obowiązki spowodowały, iż w każdym tygodniu biegałem tylko po 3 razy.
Wszystko były to spokojne biegi, mające znów wprowadzić mnie w rygor treningowy.
Mimo marnego (w mojej ocenie) kilometrażu wyszły z tego nawet całkiem fajne rzeczy co opiszę w kolejnym poście 🙂

Kaszubska marszruta 2023

Czyli rodzinne wycieczkowanie na Kaszubach 🙂

Dość dawno temu w poszukiwaniu ciekawych tras, na stronie Polska na Rowerze, wpadła mi w oko propozycja wycieczek po Kaszubach, czyli tytułowa – Kaszubska Marszruta. 4 trasy po około 30-60 km, piękne okoliczności przyrody a przy tym opis, że są to szlaki praktycznie dla wszystkich rowerzystów spowodowały, iż zapadła decyzja by długi, czerwcowy weekend poświęcić właśnie na nie.

Na bazę noclegową wybraliśmy Chojnice, z którego startuje większość szlaków (i do którego jest połączenie kolejowe z ich końca).
Ponieważ z Dolnego Śląska dojazd tam zabiera trochę czasu, po analizach zdecydowałem, że pojedziemy szlak zielony i czerwony, a o ile starczy czasu i sił to jeszcze czarny. Żółty szlak wyglądał na bardzo podobny do czerwonego więc musiał wypaść z planu wycieczki.

Chojnice i przepiękny rynek

Nie będę tu podawał jakiegoś dogłębnego opisu jazdy. Wycieczka to wycieczka 🙂 Nie goniły nas terminy, czas. Jechaliśmy też z synem (12 lat), który raczej nie pała wielką miłością do roweru 🙂 więc miało być wolno, spokojnie i z przerwami tyle razy ile będzie potrzeba.
Żeby jednak zachęcić Was do pokonania Kaszubskiej Marszruty, poniżej parę zdjęć z tras i moje luźne przemyślenia o tym jak się jechało i co można zobaczyć w tym rejonie.

Na sam początek muszę pochwalić Kaszubski rejon za przygotowanie tras. Praktycznie większość drogi prowadzi ścieżkami rowerowymi oddalonymi od szosy. Są to albo odcinki kostkowe, asfaltowe lub leśne, szutrowe drogi.

Rowerami osobno

Tam gdzie jedzie się drogami samochodowymi są to odcinki lokalne, z bardzo małym ruchem kołowym. To wszystko na plus.

Trasy faktycznie są łatwe ale nie całkiem płaskie. Jest na nich sporo „chopek” czyli krótkich podjazdów i zjazdów. Większość pokonuje się leciutko, parę jednak potrafiło zmęczyć 🙂

Dostępne pliki GPX w sumie są ok. Prowadzą dobrze niemniej … zwłaszcza pod koniec szlaku czerwonego track pokazuje, iż powinno się jechać lasem 10 metrów od jezdni a w lesie nie ma żadnej ścieżki. No dobra, może jakiś zarys dawno zaoranej dróżki 🙂 Należy więc poruszać się asfaltową drogą. Nie jest to wielki problem ale informuję by ktoś nie bał się, że nie umie trafić.

Widoki, faktycznie piękne. Większość dróg prowadzi przez tereny leśne, pola uprawne czy malutkie wioski. Mija się oczywiście sporo jezior 🙂 Jednym słowem – obcujemy z naturą. Wszystko bardzo ładnie, mi troszkę brakowało jednak zabytków, ruin, może jakichś bardzo charakterystycznych architektonicznych akcentów Kaszub (o ile są). Szkoda troszkę, u nas na Dolnym Śląsku co wioska to kościół, pałac, zamek itp. Tam może jednak tak jest i należy się z tym pogodzić 🙂

Swornegacie, widok na Jezioro Karsińskie
Pola, maki, chabry
Infrastruktura wodna
Rowerowa autostrada w lesie 🙂
Pola. łaki to częsty widok na trasie

Mam nadzieję, że powyższe zdjęcia pokażą Wam, lepiej niż marny opis, czego można spodziewać się podczas wycieczki. My mieliśmy bardzo dobrą pogodę co dodatkowo uczyniło wyjazd udanym. Jestem zadowolony i każdemu kto tu nie był polecam ten rejon Polski.

POMARATOŃSKIE ROZTRENOWANIE

i nie tylko.

Od maratonu minęły dwa tygodnie. Szczerze, czułem się po biegu w miarę dobrze. Nie miałem żadnych mocnych nadwyrężeń, skurczy mięśni i tym podobnych atrakcji. Wiadomo, dzień, dwa nogi bolały ale jakby trzeba szybko wrócić do biegania to pewnie bym dał radę. Czy wróciłem? No nie, zafundowałem sobie psychiczny odpoczynek od trenowania 🙂

Sporo w tym czasie za to pojeździłem rowerem. Owszem elektrycznym ale zawsze to jakieś kręcenie nogami było.

Układając to w ramy chronologiczne było tak:

TYDZIEŃ 1 (ROZTRENOWANIA)

02/05/2023
Rower. Dystans: 7.44km, czas:0:27:52, śr.prędkość:16,00 km/h, śr. tętno: 94 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +33/-35 m.

Rodzinna rundka po okolicy. Dla mnie na rozruszanie nóg. Dla mojego syna na przyzwyczajenie tyłka do siodełka (bo na czerwiec planujemy większą wspólną wycieczkę). Strasznie się broni przed jeżdżeniem. Cóż… przyjdzie mu za to odpokutować bo kilometrów będzie trochę więcej 🙂 Ale… po prawdzie to słaba pogoda też była. Zanosiło się na deszcz więc wróciliśmy szybciej niż było to planowane.

03/05/2023
Rower. Dystans: 30.62km, czas:2:48:36, śr.prędkość:10,09 km/h, śr. tętno: 110 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +30/-27 m.

Na finisz majowego weekendu wybraliśmy się w okolice Stawów Milickich. Piękny obszar i jak ktoś nie był to warto obadać. Zwiedzać można je na piechotę, rowerami. Tras rowerowych jest tu zresztą całkiem sporo i to takich pod 50-100 km. Myślę, że można by tam spokojnie zrobić kilkudniowy trip i codziennie widzieć coś innego.
My wybraliśmy rundkę trochę w ciemno. Nie nastawiałem się na dystans a na objazd tego co wydawało mi się ciekawe. Ruszyliśmy spod Rudy Milickiej, przez Stawno, groblę przy Stawie Górnym Słonecznym by po objechaniu go udać się do Grabownicy i finalnie na objazd Stawów Krośnickich. Stamtąd wróciliśmy na start, zapakowaliśmy rowery na auto i można było wracać.
Zadowolony jestem. Trafiliśmy z pogodą, okolice piękne co widać na paru poniższych zdjęciach.

Stawy Krośnickie
Szlak wokół Stawów Krośnickich

04/05/2023
Rower. Dystans: 32.36km, czas:1:48:15, śr.prędkość:17,9 km/h, śr. tętno: 98 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +66/-63 m.

Skoro jeździło się tak fajnie to czemu tego nie kontynuować? Po robocie zrobiłem rundkę po okolicach Oleśnicy. Nic nowego dla mnie, parę razy już ją objeżdżałem więc główny zamysł jazdy był taki by sprawdzić jak to w końcu jest z baterią w moim elektryku. Ile to on wytrzyma (bo moment, gdy wybiorę się nim do roboty coraz bliżej). Test wyszedł marnie bo… z czterech kropek do pełna zeszła mi tylko jedna 🙂 🙂 Jechałem na najmniejszym wspomaganiu i widzę, że w sumie wtedy raczej polegam na swoich nogach. Jadąc do pracy chciałbym jednak polegać na sile silnika tak by się zmęczyć jak najmniej. Wiem więc, że nic nie wiem 🙂 i kiedyś muszę pokręcić dłużej na silniejszych biegach.

05/05/2023
Spacer. Dystans: 1.96km, czas:0:25:46, śr. tempo:13.07 min/km. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +58/-55 m.
Rower. Dystans: 32.41km, czas:2:06:40, śr.prędkość:15,4 km/h, śr. tętno: 88 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +212/-258 m.

Spacerek sklepowy a rower z Małżonką. Pętla w terenie podgórskim, można było się już więcej zmęczyć.

Pagórki koło Ścinawki Śr.

06/05/2023
Bieg. Dystans: 4,54km, czas:0:28:19, śr. tempo:6,14 min/km, śr. tętno:144 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +83/-74 m.
Rower. Dystans: 52.84km, czas:4:33:04, śr.prędkość:11,6 km/h, śr. tętno: 110 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +? / -? m.

Koniec obijania 🙂 Zebrałem się w sobie i udałem na rozruch biegowy. Niedużo – moja krótka trasa pod górkę i w dół. Biegło się całkiem dobrze. Tylko jak zimno! Ubrałem się na krótko a dzień prawie jak zimowy 🙁

Po biegu zaś rower. Tym razem wymyśliłem trasę ja. A jak ja wymyślę to… ciężko kogoś później obwiniać 🙂
Machnęliśmy rundę przez dwie przełęcze – Sowiogórską i Woliborską. Sporo wspinania, stąd marne tempo. Coś mi w Suunto padło wskazanie wysokości przy tej aktywności – pokazało 0/0. Szkoda, mógł być rekord 🙂
W dalszym ciągu zimno. Pod górę rozgrzewaliśmy się, na zjazdach wiatr zabijał 🙁 Para momentami szła z usta, znaczy blisko zera musiało być. No ale cóż, dystans słuszny. I widoki ładne, w mijanych wioskach ruiny zamku i pałacu. Lubię takie klimaty, jakieś foty powstały.

Ruiny Zamku

TYDZIEŃ 2 (ROZTRENOWANIA)

09/05/2023
Bieg. Dystans: 12,09km, czas:1:12:59, śr. tempo:6,02 min/km, śr. tętno:150 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +48/-43 m.

Za dużo obijania to źle. Bałem się, że waga ruszy w górę a przy okazji coraz ciężej będzie wrócić do treningów więc powróciłem na swoje zwyczajowe, pod oleśnickie asfalty. Bieg spokojny, bez wydziwiania. Przeszkadzał trochę wiatr, temperatury już wyższe (ciepło) no ale maj ma swoje prawa.

11/05/2023
Bieg. Dystans: 10,93km, czas:1:03:49, śr. tempo:5,50 min/km, śr. tętno:152 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +36/-34 m.

W sumie to chciałem zrobić 12 km z jakimś szybszym akcentem ale nie przypasował mi obiad w pracy. Czułem go na żołądku, bałem się, że nie doniosę 🙂 stąd tempo bez szaleństw i decyzja by szybciej odbić w stronę domu.

13/05/2023
Bieg. Dystans: 4,79km, czas:0:24:35, śr. tempo:5,08 min/km, śr. tętno:177 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +1/-2 m.
Spacer1. Dystans: 7.52km, czas:2:43:59, śr. tempo:21.47 min/km. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +19/-20 m.
Spacer2. Nie chce mi się tego już sumować ale kolejne 2.9 km jeszcze we Wrocławiu i Oleśnicy dołożyłem.

Na sobotni ranek wpadł mi udział w Biegu Firmowym. Miałem zakusy, że może koło 23 min? Ale w sumie skąd się ten optymizm bierze to nie wiem 🙂
Wystartowałem owszem ostro ale dość szybko zaczęło się zwalnianie. Kilometry wyszły mi tak:
1 4:35 min/km
2 4:50 min/km
3 5:20 min/km
4 5:39 min/km
5 4:08 min/km (estymacja 5:14)
W sumie i tak dobrze, nie ma co narzekać. Warunki do biegu dobre, ciepło ale jeszcze upał nie zabijał (moje szczęście, że biegłem jako pierwszy).

Od wyniku ważniejszy cel ale nasza grupa zajęła miejsce 220 z 1246 (jak dobrze patrzę) czyli nie tak źle 🙂

Przed startem. Zdjęcie pobrane ze strony biegu.

Po biegach zaś – wielkie łażenie! Jako rodowity Wrocławianin uznałem, iż dawno nie kręciłem się po swoim mieście więc trzeba rundkę zrobić. No to poszliśmy rodzinką na spacer od Nadodrza, przez Rynek, Świdnicką, Piłsudzkiego, plac Jana Pawła II, mosty Pomorskie. Przyjemnie, napykałem zdjęć o niczym 🙂 ale może dużo ich tu wrzucał nie będę. Napomknę tylko, że bardzo miłą niespodzianką był fakt, że dalej działa lodziarnia na Cybulskiego (najstarsza we Wrocławiu jak pamiętam)! Ostatni raz w niej byłem chyba z 12 lat a jest 🙂 Lody dalej świetne, niedrogie. I jest dalej promocja która była kiedyś. Jaka, to już wybierzcie się i zobaczcie sami 🙂

Nadodrze
Rzeźba Nawa
Renoma

Na koniec dnia jeszcze jakieś chodzenie po Oleśnicy (z okazji Dnia Muzeów). Tu już nogi czułem, dobrze że później można było w domu leżakować 🙂

14/05/2023
Rower. Dystans: 43.26km, czas:2:31:32, śr.prędkość:17,1 km/h, śr. tętno: 108 ud/min. Całkowity wznios/ spadek (trasa) +115/-112 m.

W niedzielę miało być rowerowo i biegowo. Żonka jednak marudziła by zrobić dużą trasę. Zrobiliśmy i trochę mi się już biegać nie chciało. Odpuściłem. Trudno. Jak nie będzie padać to przyszły tydzień będzie bardziej biegowy.

Rowerowo pod Oleśnicą

Stojak rowerowy HN 32343

Tym razem chciałem pokazać Wam rzecz prostą, niedrogą (około 30 zł) aczkolwiek bardzo przydatną. Sam dziwię się sobie, że dopiero teraz zdecydowałem się ją kupić 🙂
Jest to stojak rowerowy na ramę.

Stojak rowerowy

Według danych producenta ma wysokość całkowitą 60 cm, waży 670 g i wykonany jest z malowanych profili stalowych.

Stojak przychodzi do nas w postaci dwóch elementów do zmontowania – czteroramiennej podstawy z plastikowymi nakładkami i pionowego profilu z hakami. Składa się to banalnie, chociaż potrzeba do tego klucza (brak w zestawie ale raczej każdy kto go zamawia to jakieś ma :)).

Podstawa
Haki

Na początku wkładamy pionowy profil w postawę i skręcamy śrubą ze sporą plastikową nakrętką. To robi się ręcznie. Później (już kluczem) musimy dopasować rozstaw haków do naszej ramy rowerowej. I to wszystko, można używać.

Wieszamy rower i już

Stojak jest lekki, zajmuje niewiele miejsca. Wydaje się delikatny, stoi jednak stabilnie. Utrzymywał spokojnie np. mojego elektryka (25 kg). Haki mają założone (dość niechlujnie) gumowane osłonki nie musimy bać się, że porysują nam ramę.

Koło podniesione.

Jestem bardzo zadowolony z tego zakup. Przy jego użyciu podniesione jest tylne koło. Komfort smarowania łańcucha, wymiany tylnych hamulców (klocków) czy np. pedałów jest genialny 🙂 Do tej pory męczyłem się proszą drugą osobę o pomoc lub podnosząc rower i męcząc się samemu. A tu stoi, można sobie do woli regulować, kręcić. Świetna sprawa.

Zwracam jednak uwagę, że to narzędzie amatorskie, do sporadycznych prac przy rowerze. Robiąc czynności serwisowe wymagające przyłożenia dużej siły na rower mogłoby być inaczej. Trzeba mieć to na uwadze i używać go z głową.

Na wspomaganiu

Jak połączyć w sobie:
– chęć posiadania tego co nam chodziło po głowie,
– zapewnienia sobie rozwoju manualnego i umysłowego,
– zajęcia czasu na wkurzające i nigdy dobrze nie idące rzeczy
– zmniejszenie kasy w portfelu,

Należy kupić rower 🙂  A oto i on. Adore Versailles 28″ E-bike. Jest to produkt niemieckiej firmy KS-Cycling.

Świeżo po zakupie

Sporo jeżdżę z moją żoną rowerami „tradycyjnymi”, od dłuższego czasu po głowie chodziła mi jednak chęć posiadania elektryka. Planowałem czasem wybrać się rowerem do pracy ale, że mam ponad 20 km w jedną stronę jazda normalnym to jednak zbyt duży hardcore. Ok, dojedzie się (raz już byłem) ale człowiek później zmęczony, nieświeży. Trzeba by brać ciuchy na zmianę, prysznic (o ile jest gdzie), Ze wspomaganiem sytuacja wydaje się łatwiejsza.

Pomysłów w tej materii miałem dużo. Najbardziej podobały mi się oczywiście elektryki w górskim stylu 🙂 Zastanawiałem się mocno nad Decathlonowym Rockrider E-ST 900 ale to jednak sporo kasy za rzecz, której w sumie może wcale dużo używał nie będę. Do roboty mam też po asfalcie, po płaskim więc góral to trochę przerost formy nad treścią.

Zmniejszyłem fantazję i oglądałem najróżniejsze używki. Za 2-3k coś już by wybrał, wpadł mi w oko np. ciekawy miejsko-trekkingowy KTM. Już prawie go negocjowałem cenowo ale przyszły do mnie wątpliwości, że tyle to też dużo za starą maszynę. Większość sprzedawców oględnie wypowiada się o stanie baterii co może oznaczać, że wytrzyma z 20 km (i trzeba będzie ją regenerować). Regenerowana bateria to jakieś 1000 zł, nowa bliżej 2000 zł. Śliski temat, znów wchodzimy na poziom nowych rowerów.

Moja maszyna pojawiła mi się nagle w ogłoszeniach w okolicy. Opisana, że z defektem – uszkodzonymi kablami i brakiem wspomagania elektryki. Zadzwoniłem, zbiłem cenę na 700 zł 🙂  i mam.

Ktoś chyba wywalił się albo w jakiś inny sposób uszkodził wiązkę. Naderwany był czujnik przy klamce i ogólnie kabelki w tej okolicy były uszkodzone (główna wiązka już połatana).

Moje zakupy często mają charakter loterii 🙂 częściej się przegrywa niż wygrywa. Ale jak uda się trafić to jest kumulacja 🙂
Na początek zakupiłem klamkę hamulca ze stosowną wtyczką. Chwila walki z przekładką + sztukowanie kabla (Chińczycy przyoszczędzili i nie sięgał do reszty instalacji) i oto mój elektryk ożył i jeździ w najlepsze.

Świetnie! Oczywiście zrobiłem mu już mały „tuning” i regulacje. Dostał nowe klocki hamulcowe. Wywaliłem koszyczek z przodu, zmieniłem rączki, pedały, siodło. Finalnie dołożyłem mocowanie bidonu, odblaski + licznik prędkości (z odzysku, miałem ze starego roweru). Po tych zabiegach rower jest sprawny i został już parę razy objeżdżony w okolicach Oleśnicy.

Jeszcze nie wersja finalna ale już blisko

Ponieważ okazuje się, że ten model jest produkowany do tej pory (z niewielkimi zmianami – po mojemu cyfrowy licznik/sterownik parametrów, bateria) to pozwolę sobie opisać wstępne wrażenia z jazdy takim elektrykiem. Dla mnie to nowość, a może ktoś poczuje też chęć zakupu 🙂

Tutaj parametry ze strony producenta:

https://ks-cycling.com/Versailles-28-schwarz/113E/

Rower jest cięższy od posiadanych przeze mnie górali. Jest to model miejski więc zapuszczanie się nim w teren, górki nie jest najlepszym pomysłem. Limitują go zwłaszcza przerzutki – ma tylko 7 przełożeń z tyłu. Pojechać pewnie pojedzie ale jak padnie bateria to współczuję 🙂 Po asfalcie jedzie się jednak wygodnie. W wyprostowanej pozycji, dystyngowanie można kilometry przemierzać.

Adore ma 3 stopnie wspomagania. Najbardziej czuć je (wszystkie) podczas ruszania. Silnik startuje po rozpoczęciu pedałowania. Pomaga nam przy tym „dość mocno” Trzeba uważać ruszając i chcąc np. ostro skręcić (włączając się do ruchu itp.). Siła wspomagania w miarę wzrostu prędkości maleje. Jest jednak różnica w jeździe ze wspomaganiem i bez. Ja najczęściej używałem średniego stopnia. Pozwalało mi to na komfortowe jechanie 19-21 km/godz. Wydaje się, iż to my pedałujemy ale jak wspomaganie się wyłączy różnicę czuć 🙂 Na trzecim, najmocniejszym poziomie rower ciągnie cały czas mocno do przodu praktycznie pod te 23-25 km/godz. Silnik sporo nam pomaga.

Cóż. Na obecną chwilę jestem z zakupu zadowolony. Po taniości spełniłem swoje marzenie o elektryku 🙂 Testuję powoli zasięg, możliwości. Może kiedyś jak uznam, że kręci mnie takie wspomaganie to zakupi się jakiś nowy, fajniejszy.

Acha, na normalnych rowerach będzie się dalej jeździć, bo moja małżonka to zadeklarowany przeciwnik elektro-mobilności na dwóch kołach 🙂

Dwustronna kurtka rowerowa (Lidl)

Wiosenne akcje rowerowe – czas start 🙂 W każdym markecie coś ciekawego można wypatrzyć i w Lidlu w oko wpadły nam dwustronne kurtki rowerowe.
Jedna strona ma ostre kolory dzięki którym jesteśmy dobrze widoczni na drodze (żółte, różowe i niebieskie + paski odblaskowe), a druga jest bezpiecznie czarna.
Na sklepie, o dziwo dostać można tylko kurtki męskie (a przynajmniej my w żadnym nie widzieliśmy damskich). Wersja dla kobiet dostępna jest jednak bezproblemowo online i moja Żona pierwsza uznała, iż jej potrzebuje 🙂

No, skoro ona ma to i ja nie chciałem być ubogim krewnym – poleciałem szybko do marketu i kupiłem.

Kurtka męska. Niebieska

Nie wiem czy to przypadek ale w necie obie kosztują 149 zł, a ja za męską stacjonarnie zapłaciłem 119 zł. Jakaś promocja chyba 🙂

Kurtka w mojej ocenie zorientowana jest na początek okresu wiosennego lub na chłodniejszą jesień. Jest ciepła. Testowałem ją w miniony weekend i stopni więcej niż 7-10 nie było, a jechało się całkiem, całkiem. Nie przeszkadzał pęd wiatru, nie było chłodno mimo, że pod nią miałem tylko techniczną bluzę z długim rękawem. Fajna sprawa, można przedłużyć komfortowo okres jeżdżenia rowerem.
Jednocześnie trzeba stwierdzić, iż to ciuch bardziej dla amatorów spokojnych, dłuższych wycieczek niż wyczynowców. Obawiam się, że im może w niej po prostu być za gorąco.

Materiał z którego je zrobione to sztuczne włókno ale trzeba powiedzieć uczciwie, że całkiem przyjemne w dotyku. Sprawiają miłe wrażenie.

Kurtki mają luźny krój, nie są przesadnie dopasowane do sylwetki. Jak widać na załączonych zdjęciach damska jest taliowana, męska zaś prosta na całej długości. W oby lekko przedłużany tył, tak by nie wiało nam po nerkach nawet jak się lekko podwinie, podciągnie.

Lekkie różnice występują też w siatkowanych obszarach „wietrzenia”. Męska ma je na rękawach i plecach, a damska w obszarze rękawów i boków kurtki.

Krtka damska. Żólta.

Obie kurteczki Crivita mają czarny kaptur co przy kapryśnej pogodzie jest sporym plusem.

A wady? Raczej nic nie widzę. Pewnym minusem wynikającym z dwustronności jest brak kieszeni, schowków. Obie kurtki mają tylko po małej kieszonce na stronie czarnej. Zmieszczą się tam klucze, może portfel, telefon ale nie liczcie na przesadne zdolności transportowe.

Na tą chwilę jestem z okrycia zadowolony. Nie miałem kurtki, w której można by jeździć na przełomie zimy/wiosny więc zakup jak najbardziej udany. Żona, a to spory zmarzluch, też chwali swoją 🙂

Bagażnik rowerowy na hak

Poniższy tekst to kilka luźnych przemyśleń na temat używania, pierwszego w moim przypadku bagażnika rowerowego mocowanego na hak.
Zima to nie najlepszy czas na jazdę rowerem ale za to dobry na planowanie inwestycji (na kolejny sezon). Jeśli lubicie wycieczki rowerowe, musicie często podjechać autem na ich start – może temat Was zaciekawi 🙂

Do tej pory używałem standardowych rynienek mocowanych na relingach / dachu auta. W przypadku jednego, dwóch rowerów zakładanie tego nie szło tak źle. Dało się to ogarnąć samemu aczkolwiek pomoc drugiej osoby zawsze była mile widziana (a to potrzyma, a to założy opaski czyli idzie szybciej).
W moim przypadku było też o tyle łatwo, że mam niskie, osobowe samochody – stojąc na ziemi spokojnie można dźwignąć rower i postawić go na dachu. W przypadku SUVa czy terenówki tak łatwo by nie było.

Niby wszystko ok ale… w którymś momencie coraz częściej zauważa się ograniczenia tego systemu. Przy trzech rowerach ciężko wstawić ten na środek dachu. Są różne ramy rowerów – grube, cienkie. Nie w każdym mocowaniu dana rama się dobrze trzyma. Jazda autem też nie jest tak komfortowa – „ładunek” trzeszczy, szumi, można o coś zahaczyć jak jest nisko.

Z tego powodu postanowiłem zainwestować w hak (do auta) i finalnie w bagażnik na niego. Jest sporo różnych rodzajów, firm. Najważniejsze cechy na które myślę, że warto zwrócić uwagę to:
– bez narzędziowe zakładanie na hak. Czyli nie potrzeba dokręcania żadnymi kluczami itp.
– udźwig . W przypadku „normalnych” rowerów to raczej nie problem ale przy elektrykach nieraz nie jest już tak dobrze,
– mocowanie roweru. Widziałem takie, do których łapie się rower za korbę/pedał jak i częściej spotykane z uchwytem do ramy,
– możliwość pochylenia bagażnika. Przydatne bo jak trzeba sięgnąć do bagażnika auta, nie trzeba zdejmować rowerów (i samego bagażnika).
– firma. W przypadku znanych producentów nawet do starych, używanych bagażników można dostać części zamienne,
– cena 🙂 Trochę wydać trzeba więc ja już na starcie oglądałem używane.

Po analizie moich wymagań zdecydowałem się na stary ale solidny bagażnik na 2 rowery – THULE EuroClassic 913. Miał on wszystko co wyżej wymieniłem a że firma uznana to wiedziałem, że będę zadowolony. I tak właśnie jest.

THULE EuroClassic 913

Bagażnik jest solidnie wykonany. Trochę waży ale facet nie ma wielkich problemów by go przenieść. Mojej Żonie też to jakoś się udało (na krótkim odcinku ale zawsze :)).
Mocowanie jest dokonywane bez narzędzi. Zakłada się go po prostu na hak, zaciska dźwignię i dokręca kontrującą nakrętkę (wszystko to jest w bagażniku). Popuszczając kontrę – bagażnik się wygina czyli dostajemy dostęp do kufra auta. Wszystko oczywiście zrobi jedna osoba, nikt nie musi nam nic trzymać itp.
Same rowery stoją na nim stabilnie (nasze górale na kołach 26″). Zamocowane są do ramy + koła opaskami do rynienek.
By nie było obaw, że ktoś nam sprzęt ukradnie, mój Thule ma 2 zamki. Jeden blokujący mocowanie haka, a drugi mocowanie rowerów. To spory plus. Bez obaw można zostawić auto na parkinu i np. iść coś zjeść czy zwiedzić.

Na maszynie

Przechodząc zaś do sedna – jazdy. Jest dobrze. Mimo, że mam małe auto (Opel Astra G) to rowery nie wystają na boki poza linię lusterek. Jedzie się dużo wygodniej niż z bagażnikiem dachowym. Ciszej, nie ma się wrażenia, iż rowery mogą spaść. Auto jest z pewnością stabilniejsze w zakrętach czy na nierównościach.

Z tego wszystkiego uważam, że jeżdżąc trochę więcej z rowerami jak najbardziej warto zainwestować w taki rodzaj mocowania. Będziecie zadowoleni 🙂

Bagażnik rowerowy tylny alu 20-29″

Nadrabiając zaległości w opisie różnych różności chciałbym przedstawić Wam parę akcesoriów rowerowych jakie zakupiłem w 2022r.

Przed ostatnią wyprawą rowerową stanąłem przed koniecznością zakupu bagażnika rowerowego na tył. Dotychczas albo nie były mi takie potrzebne albo rowery jakie posiadałem już je miały.
Z tego powodu po analizie tysięcy ofert uznałem, że trzeba poszukać coś lekkiego, uniwersalnego no i oczywiście taniego 🙂

Finalnie na placu boju stanęły dwa chińskie wynalazki poniżej 100 zł – jeden montowany do sztycy, a drugi tradycyjnie przykręcany do ramy roweru.
Wizualnie podobał mi się bardziej ten na sztycę ale miałem obawy czy będzie dostatecznie stabilny i wytrzymały (nie będzie opadał, przekręcał się na rurze) no to kupiłem poniższy.

W opisie sprzedawców można znaleźć, że jest to wytwór firmy Eries, jest z aluminium i nadaje się do rowerów z kołami 20-29″ (także z tymi mającymi hamulce tarczowe).

Bagażnik przychodzi do nas w formie zdemontowanej (szczęśliwie nie całkiem bo w pakiecie chyba nie było instrukcji :)) ale rozkręcony na mniejsze sekcje. Ot jak na zdjęciu poniżej.

Bagażnik tylny przed i po montażu

Na pierwszy rzut oka wyglądało to groźnie ale jednak patrząc na obrazki w aukcji udało mi się ogarnąć co gdzie powinno się znaleźć.

Wszystkie niezbędne części w opakowaniu były, zabrałem się więc ochoczo za montaż. Bardzo przydatna do tego jest pomoc drugiej osoby. By dobrze go wypoziomować nie można od razu skręcić do oporu wszystkich śrub i wtedy lata jak pijany 🙂 Samemu to droga przez mękę.

No ale… z wsparciem Żony udało się go umiejscowić na rowerze, ustawić sensownie i już dokręcić na gotowo. Ze skręcaniem śrub warto uważać – nie przeginać z siłą (bo to jednak wytwór chiński, aluminium tu i tam szkoda sobie coś urwać). Ja nic nie uszkodziłem i oto bagażnik prezentował się w pełnej krasie 🙂

Już na rowerze 🙂

Krasa jest taka se (bądźmy uczciwi). Owszem wygląda ładnie, widać jednak z bliższa pewną niechlujność wykonania (krzywe spawanie rurek), które powodują lekkie odstawanie górnego „przycisku” (widać chyba na obrazku).
Dodatkowo , u mnie po najlepszym (wg mnie ustawieniu tak by nie wystawał bardzo do tyłu) niestety trzeba było dać błotnik nad nim. Ogranicza to nieco funkcjonalność sprzętu ale to już nie wina bagażnika, ot taki urok wszystkich komponentów (rower, chlapacz, bagażnik). Mi to jakoś nie przeszkadza, priorytetem było mocowanie sakw do boku.

Kolejny widoczek bagażnika

No powiedzmy, że ok. Rureczki bagażnika, w porównaniu do stalowych, są grubsze i troszkę miałem stracha czy będzie to „działać” z moimi sakwami. Trochę dziwnie też rozstawione są poprzeczki w bagażniku musiałem trochę nakombinować się jak sakwy ustawić. Szczęśliwie da się je założyć, przywiązać rzepami i trzyma się to jak należy. Każde kolejne zakładanie, ściąganie toreb kiedy już nabierzemy wprawy idzie coraz sprawniej.

Standardowy rozstaw – pasuje każde światełko

Od razu po montażu bagażnik został „rzucony na głęboką wodę” bo uczestniczył w objeździe Tatr, o którym pisałem tu:

Rowerem wokół Tatr

Powiem uczciwie, że sprawdził się bardzo dobrze. Obciążony sakwami, wytłuczony na krzywych drogach trzymał się bardzo dobrze. Nic się nie urwało. Nic się nie poluzowało – nie musiałem dokręcać żadnych śrubek na szlaku ani już po.

Finalnie należy więc powiedzieć, że sprzęt warty jest swojej ceny. 79 zł jakie za niego zapłaciłem to nie majątek. Owszem widać, że to tania chińszczyzna, ma niedokładności spasowania itp. ale skoro dał radę dla mnie ok.

Poncho przeciwdeszczowe Oxylane 520

Zimowy okres nie sprzyja wycieczkom rowerowym ale to dobry czas by przemyśleć czy potrzeba nam jakiegoś wyposażenia na przyszły sezon.

Podczas ostatniej wyprawy rowerowej udało mi się przetestować poncho przeciwdeszczowe z Decathlonu. W teorii model pozycjonowany do wycieczek miejskich całkiem dobrze poradził sobie z dłuższymi trasami turystycznymi.

Jeśli jesteście ciekawi co to jest, jak się to używa to zapraszam na film:

Poncho przeciwdeszczowe Oxylane 520 Decathlon

Ostre Koło – Radio Wrocław (09.10.22)

Wszystko co dobre zmierza ku końcowi. Ostre Koło w roku 2022 dotoczyło się do mety. Skoro na kolejne wyjazdy trzeba czekać aż do 2023 no to oczywiście wypadało stawić się na ostatniej wycieczce w tym sezonie.
Tym razem rowerzystów przywitała Sobótka. Jeśli zaś Sobótka to należało spodziewać się, że będzie górsko (w końcu nie mamy się co Ślęży wstydzić :)).

Wyczytałem w internetach, że w ten weekend odbywają się tam wyścigi kolarskie. Przez myśl przemknęło mi, że pewnie znów będzie wyścig ale jednak nie drążyłem zbyt mocno tematu. Uznałem, iż ścigać mi się zbytnio nie chce, biorę górala i pojedzie się w ogonie stawki 🙂 Dobrze wybrałem rower o czym przeczytacie niżej 🙂

Zbiórka na Stadionie Miejskim
No to jazda

Faktycznie wyścig był ale nie dla nas. Jedyny punkt wspólny to miejsce startu – Stadion Miejski.
Radio Wrocław zorganizowało nam za to świetnego przewodnika, który zabrał nas na wycieczkę rowerową po okolicy. Super sprawą był fakt że jazda okraszona była kilkoma postojami i opowieścią o zabytkach, historii miasta itd.
Ciekawy był też dobór miejsc do zwiedzenia. Zaczęliśmy od centrum (Sobótka), by podjechać do Zamku Górka a później malowniczą trasą, okrążającą Ślężę zwiedzić okolicę. Było trochę asfaltu, trochę terenu. Jednym słowem dla każdego coś miłego 🙂
Widać, że prowadzący jazdę to profesjonalista, przygotował się do „zajęć” i każdemu życzę współpracy z takimi osobami.

Co ciekawego mogliśmy zobaczyć prezentuję na poniższych zdjęciach.

Z tym najczęściej kojarzy się Sobótka i Ślęża
Rynek w Sobótce
Zamek Górka – detale 1/2
Zamek Górka – detale 2/2
Z widokiem na górę
Fani szutru, kamieni powinni też być zadowoleni

Cała jazda w spokojnym tempie zajęła nam około 3 godzin, a pokonany dystans to 25 km. Trochę zmęczeni ale jednocześnie mocno zadowoleni mogliśmy wracać do siebie.

Na ten sezon już większych wypraw rowerowych nie planuję. Jak pogoda dopisze to myślę, że jeszcze trochę się w weekendy pojeździ ale końcówka roku z pewnością należeć będzie do biegania 🙂