XXIV Międzynarodowy Bieg Uliczny – 16/09/2018

Standardowo już w połowie września wybrałem się na XXIV Międzynarodowy Bieg Uliczny w Twardogórze.
Tym razem nastawienie miałem wojownicze 🙂 Wzmocniony ostatnimi, dobrymi rezultatami liczyłem na zacny wynik. No, nie powiem (uprzedzając fakty) założenia udało się spełnić w 100% 🙂

Sam bieg w swojej formie nie zmienił się znacząco od ubiegłego roku. Jedyną nowością był fakt, że tym razem biuro zawodów nie mieściło się w Ratuszu ale pod namiotem przy jego ścianie. W sumie zmiana korzystna, wszystko co związane z biegiem (jedzenie, biuro, miejsce nagradzania) było koło siebie. Prościej trafić.

Czynności około-biegowe poszły sprawnie, popatrzyliśmy z Żoną na biegi poprzedzające (dzieci różnych kategorii, bieg mieszkańców) i pozostało czekać startu.

Trochę obawy budziła u mnie pogoda. Niezwykłe (jak na ten bieg) ale dzień był słoneczny, ciepły.  Pojawił się stres czy nie wpłynie to na słabszą moją dyspozycję ale cóż zrobić… walczyć chciałem i tak. Rozgrzewka dokonana  i do strefy startowej.

W strefie zająłem miejsce w pierwszej połówce stawki, odliczanie i lecimy 🙂

Początek wiadomo pod górkę, szybko poszło i jeszcze bez zwolnienia. Za kościołem pierwszy punkt nawadniający. Minąłem go i pora było trochę podkręcić tempo. Lekkie wypłaszczenie, kawałeczek znów pod górę i mój ulubiony fragment – z górki. Ładnie, tempa trzymałem poniżej 5 min.

Praktycznie cały bieg (5 okrążeń) tym razem utrzymałem biegnąć poniżej 5 min/km. Najsłabiej na 8 km zwolniłem do 5:02, ale w końcówce wykrzesałem z siebie jeszcze resztkę sił i znów z przodu pojawiło się 4.
Dla ciekawych tak wyglądało to w szczególe:

01 – 4:25
02 – 4:24 Najszybciej
03 – 4:31
04 – 4:47
05 – 4:42
06 – 4:52
07 – 4:46
08 – 5:02 Najwolniej
09 – 4:44
10 – 2:31 (no niestety wyszło około 0.5 km bo taka trasa)

Świetnie. Na mecie (oficjalnie) zameldowałem się z czasem 44:49. Wow, pobiłem swój rekord na tej trasie. Najszybciej, chyba w 2016 roku zrobiłem 47:29 min. Ogólnie można przyjąć, że jest to też mój najszybszy bieg na 10 w mojej karierze. Szkoda trochę, że trasa w Twardogórze nie ma pełnych 10 km, ciężko trochę wyczuć ile by było naprawdę przy atestowanym dystansie.

Ogólnie, Twardogóra to bieg specyficzny. Ten całkiem dobry wynik pozwolił mi tylko na zajęcie 63 miejsce z 90 sklasyfikowanych. W swojej kategorii M40 byłem 16.

Pochwalić należy w tym momencie moją Żonę, która przełamała się trochę i też pobiegła. Około 6 km zrobiła w 34:58, co jak na jej trening jest też rezultatem bardzo dobrym.

Na osłodę wysiłku udało się nam obojgu wylosować różne drobiazgi w loterii, więc zadowoleni mogliśmy wrócić do domu 🙂

Na sam koniec parę uwag o plusach i minusach imprezy jakie zanotowałem:

MINUS
– tylko 1 toj-toj na rynku, trzeba było czekać w kolejce,
– Kasa $$. Pisałem o tym nie raz. Twardogórzanie płacą za miejsca w OPEN i kategoriach. Ściągnęło to jednego czarnoskórego zawodnika i wielki team Ukraińców. W OPEN mężczyzn, pierwsze 6 miejsc należało do nich! W biegach kobiet podobnie. Co lepsze, sporo ich też wygrało również w kategoriach wiekowych. I to np. M 20-30-40. K-40.  No przyznam się, że takiej sytuacji nie kojarzę z innych biegów. Cóż, Polacy mogli biegać szybciej, ale jednak ja uważam za mało sprawiedliwe rywalizowanie amatorów, z nie ukrywajmy profesjonalistami. A wiadomo, że Kenijczycy, Ukraińcy z biegów żyją,

PLUS
– organizacja sprawna, wszystko jasne, proste do zlokalizowania,
– mnóstwo dzieci na startach wcześniejszych. Aż im medali i koszulek zabrakło. Nie wiem jak to zrobili ale oby tak dalej! Może w przyszłości część z nich będzie biegać dalej.

Za rok pewnie też tu się wybiorę. Może jak zdrowie pozwoli to będzie bliżej 40 😉

Bieg z widokiem na Kolorowe Jeziorka – 09/09/2018

Kontynuując sezon startowy, tydzień po Biegu Pustelnika wybrałem się do Wieściszowic, na 10 km Bieg z widokiem na Kolorowe Jeziorka.

Kolorowe Jeziorka położone są w malowniczym paśmie Rudaw Janowickich i ogólnie bardzo polecam każdemu się tam wybrać. Ponieważ byłem tu już kiedyś turystycznie to liczyłem właśnie na ciekawą trasę a przy tym dobre górskie bieganie. Około 150 zapisanych osób na trasie też brzmi zacnie, przynajmniej nie powinno być wielkiego tłoku 🙂

Start biegu zaplanowany był na godzinę 11:00 więc spokojnie wyruszyliśmy w drogę (w sumie identyczną jak ostatnio) około 09:00.  Bałem się trochę utrudnień w samych Wieściszowicach bo niestety, wszystko mają tam extra ale drogę dojazdową do parkingów przed Jeziorkami tragiczną – wąską i krętą. Przy ruchu aut w dwie strony stoi się tam stoi w korku.
Tym razem tragicznie nie było, widać, że po sezonie. Większość parkingów zamknięta na głucho, dojechaliśmy na sam start (parking nr.2). Fajnie, blisko do biura zawodów jak i na sam bieg. Dla biegaczy były zagwarantowane darmowe miejsca więc radość podwójna 🙂

Po ustawieniu maszyny udałem się po odbiór pakietu. Szybko i bez większych kolejek załatwiłem co trzeba. Numer pobrany, w pakiecie, trochę ulotek, widokówki z gminy, fajny szklany słój z krówkami i ciekawostka dla mnie – jakaś potrawa z kurczaka przeznaczona dla sportowców (Chicks & Sport Extreme). No i zacnie 🙂

Po wizycie w biurze pozostało się przebrać w strój i szykować. Moi kibice po pyknięciu mi pamiątkowej fotki udali się na zwiedzanie a ja wziąłem się za rozgrzewanie.
Rekonesans wskazał, że trasa od razu po starcie wiodła pod górę ale podobnie jak w Pustelniku wypłaszczała się za kilkadziesiąt metrów więc uznałem, że trzeba będzie wytrzymać.

Bieg z widokiem na Kolorowe Jeziorka
Rozgrzewka przed walką 🙂

Chwila oczekiwania na start, przemowy organizatorów i oficjeli (uwaga – nagłośnienie tragiczne. Głośniki skierowane były gdzieś na biuro zawodów a ludzie stali na starcie, niewiele szło zrozumieć 🙁 ) no i można lecieć.

Bieg z widokiem na Kolorowe Jeziorka
Profil trasy

Ustawiłem się stosunkowo blisko przodu, gdyż uznałem, że szkoda energii na przepychanie się. Słuszna strategia, „elita” ruszyła szybciej a ja znalazłem swoje miejsce i przynajmniej nikt mnie nie blokował (liczę, że ja innych też  nie :)).

Małe wtrącenie o trasie:
Trasa biegu w całości jest szeroka, szutrowa, leśne ścieżki. Asfaltu było może z 300 metrów. Technicznie nie jest mocno wymagająca, może tylko z jeden kawałek zbiegowy był na tyle ciężki, że hamowałem. Na reszcie w dół ładnie można było się rozkręcić, a przy tym „odpocząć”.

Pierwsze metry i czuję, że jest źle. Dzień wcześniej w ramach rekreacji zafundowałem sobie 50 km rowerem no i było to czuć. Nogi trochę sztywniejsze, czuję, że tętno mocno leci w górę, oddech jakbym łapał ostatnie tchnienie.
Szczęśliwie dla mnie po początku nastąpiło około 500 metrowe wypłaszczenie gdzie złapałem lepszy rytm 🙂
Rozbieg się przydał bo po 0.5 km zaczęła się góra. Oj, ostra. Chwilę biegłem, później szybki spacer.

Bieg z widokiem na Kolorowe Jeziorka
Pniemy się pod pierwszą górę

Jak widać z profilu od 1.5 do 3km to przyjemniejszy fragment trasy – z górki. Dobrze tu cisnąłem, znów trochę poniżej 4 min/km.
Jest z górki, to wiadomo będzie pod. Ten moment nastąpił trochę po 3 km. Był tu punkt odżywczy, dawano wodę w butelkach. Przydała się, biegłem z nią do końca i sporo zużyłem. Na 8 km był kolejny pkt z wodą w kubeczkach ale z niego nie korzystałem.
Te 3 km podgórkowe 🙂 to mix biegu z podejściami. Tempo spadło no ale nie aż tak źle.
Od około 6 km znów zrobiło się z górki i tu nawet cisnąłem. Tempo 4:20-4:50 pozwoliło mi nie dać się nikomu wyprzedzić (z konkurentów biegnących w moim zakresie oczywiście).
Przy końcu krótki moment w górę ale na szczęście sił tu starczyło by wziąć go w całości biegiem.
No i wreszcie ~ 10,6 km finish 🙂

Na mecie zameldowałem się z dobrym jak na mnie czasem 01:03:16. Dało mi to miejsce 45 na 120 startujących. W kategorii M40 byłem 10 z 22.
Pomiar czasu na mecie dokonywany ręcznie przez organizatora, nie ma chipów jak kogoś to ciekawi.

Nieźle, jestem z siebie zadowolony, mimo, że ciągle nie mam optimum formy. Ten (jak i poprzedni) bieg dały mi jednak siłę psychiczną – zobaczyłem, że jestem w stanie utrzymać tempa sporo większe niż robiłem to do tej pory (często biegłem bowiem zbyt zachowawczo, treningową szybkością).

Wracając do biegu 🙂 Po osiągnięciu mety, przebrałem się, zjadłem dobrą zupę, wypiłem kawę i herbatę. Nie było tu planowanej loterii więc uznałem, że nie czekamy na dekoracje. Omijając ewentualny korek wracających biegaczy ruszyliśmy do domu.

Finalnie. Polecam. Takie biegi lubię. Fajna trasa, dobra organizacja, brak tłoku na trasie. Spróbujcie sami za rok 🙂

III Bieg Pustelnika – 02/09/2018

Początek tego roku to w sumie u mnie biegowa posucha. Wypościłem się fest i jakoś tak wyszło, że teraz rzuciłem się na zawody 🙂

3 Bieg Pustelnika (w miejscowości Pustelnik koło Bolkowa) to w sumie zawody spontaniczne. Przeglądając stronę Rozbieganej Gminy Marciszów (zapisany tu jestem na Bieg z Widokiem na Kolorowe Jeziorka, polecam przy okazji zobaczyć jeziorka, bo bieg to jeszcze nie wiem :)) zauważyłem zaproszenie na BP (Bieg Pustelnika).
Czemu nie. Blisko od mojej miejscówki to sobie pobiegnę. Zapisałem się na DataSporcie.

W sumie o biegu niewiele informacji. Swojej strony nie mają, na FB  nic. Regulaminy umieszczone „przy okazji” na innych portalach, szczęśliwie, że same zapisy na DataSporcie.
Patrząc na liczbę biegaczy zapowiadał się bieg „mega” kameralny. W zapisach wpisało się około dwudziestu kilku osób, na starcie stanęło chyba około 40 (UPDATE – 22 :)). Wow, nie pamiętam takich zawodów!
Początkowo czułem dziwną wiarę w swoje siły. Mało rywali a taki biegacz jak ja to może coś wygram? Hmmm… z czasem realizm zwyciężył. Nie było podziału na kategorie, a przecież pewnie wystartują takie „konie”, że dobrze bym ostatni nie był. Nie powiem stresik się pojawił, ale co tam. Będzie co ma być 🙂

Podróż do Pustelnika upłynęła dobrze. Nawigacja mnie nie zawiodła, chociaż muszę chyba przejrzeć jej ustawienia bo ciągnie mnie ostatnio drogą najszybszą, czyli w sumie dłuższą. W niedzielę po takich „dziurach” to można sobie pojechać i lokalnymi ścieżkami. Coś się zawsze ładnego zobaczy (tak abstrahując od biegania).
W samej wiosce ładnie zaznaczono trasę strzałkami, dało się więc dotrzeć na miejsce biura zawodów.
Auta są, biegacze jacyś też czyli wszystko ok.

Podeszliśmy do biura zawodów (namiocik na poboczu). Opłaciłem start, wypisałem oświadczenia i podreptaliśmy z Żoną do auta bym mógł się przebrać.
Pewien dylemat miałem z garderobą bo było pochmurno i wskoczyłem w długi rękaw (lekki bo lekki ale jednak). Po chwili rozgrzewki jednak już się zapociłem i szybko zmieniałem bluzę na koszulkę bez rękawów.

3 Bieg Pustelnika
Przed startem, jeszcze na długo 🙂

Czas pozostały do startu przeznaczyłem na solidną rozgrzewkę i rekonesans trasy. Początek bowiem od razu prowadził pod górę i myślałem jak zacząć by się nie spalić. Okazało się, że to tylko kilkadziesiąt (może z 200) metrów i będzie w dół. No cóż 🙂 to spróbujemy ostro 🙂

Prowadzący króciutko opowiedział o trasie, podumali nad małą ilością biegaczy i zaprosili wszystkich na start.

Odliczanie i poszli 🙂 Pierwsi biegacze ruszyli naprawdę mocno. Grupa kilku  osób ruszyła z kopyta i szybko wyszło, że z nimi nie mam szans. Utrzymałem się jednak w drugiej fali, kolejnych paru osób.

Pierwszy kilometr zrobiłem w 4 minuty więc nie ukrywajmy dużo za mocno jak na mnie, nawet nie licząc, że sporo było z górki. Profil trasy poniżej.

Profil trasy 3 Biegu Pustelnika
Profil trasy 3 Biegu Pustelnika

Z mojej grupki do przodu wyszło jeszcze z 2-3 biegaczy a ja przez większość trasy toczyłem walkę z dziewczyną, która zbiegała dużo lepiej niż ja, za to pod górki ją dochodziłem. Momentami przechodziła do marszu i tu ją brałem, ale za chwilę jak się wypłaszczało to na prowadzenie wychodziła ona. Dobra była, szacun! bo w końcu mi znikła i widziałem ją dopiero pod koniec (na ostatniej górce). Bez szans jednak bym ją już doszedł.

Okazało się już jakoś pod 4 km (tu był jedyny punkt odżywczy na trasie – nawadniający dokładniej), że biegnę sam.

Niezbyt to lubię ale cóź. Trasa była opisana dobrze. Na drzewach były tasiemki, co trochę strzałki kierunkowe (na zakrętach). W jednym miejscu był też człowiek, który pokazywał gdzie skręcić.

Jakoś na szczycie Krąglaka (najwyższy pkt. trasy, ~5 km) posłyszałem, że ktoś mnie dochodzi. Faktycznie w zasięgu pojawił się biegacz (najstarszy uczestnik biegu, lokalny zresztą). Szkoda mi było oddać pozycję więc z górki rzuciłem się w dół naprawdę ostro 🙂 Okazało się to skuteczne, zniknął. Ładnie leciałem od 5 do 8 km (w sumie tempo około 5 min/km, najszybciej weszło. 4:31, min/km. najwolniej 5:20).

3 Bieg Pustelnika
Ostatnie metry przed metą

Tak dotarłem do końcowego podejścia (ponad 9 km). Mój konkurent mignął mi znów z tyłu, ale jednak na górkę wdrapałem się szybciej niż on i z góry już dowiozłem „zwycięstwo” do mety.

Wow, w ferworze walki okazało się, że zgubiłem numer startowy. Nawet nie wiem gdzie 🙁 Niestety numery nie miały dziurek i trzeba było zrobić je samemu (chcąc zawiesić go na pasku biegowym). Chyba za duże wydłubaliśmy z małżonką (to tak dyplomatycznie bo ona dłubała sama ;)).

Szczęśliwie nie robiono z tego tragedii i zapisano mnie na listę finisherów. Przy okazji – pomiar czasu tradycyjnie stoperem, nie było elektroniki, chipów.

Po biegu dostałem medal i torbę z gadżetami (lokalne informatory o atrakcjach, mapa gór w regionie, batonik). Fajne, wygląda, że sporo tu ciekawych rzeczy do zobaczenia i pewnie jakaś wycieczka będzie.

Nie mam niestety oficjalnych wyników, nie zamieszono jeszcze albo nie umiem znaleźć, ale z informacji wynikało, że byłem około 12-14 (UPDATE – 12. czas oficjalny 55:40). No nieźle, zadowolony jestem bo to  wsumie połowa biegaczy.
Z mojego Suunto wyszły takie dane:

Dystans: 9.89 km
Czas: 00:55:41
Średnie tempo:  5:38 min/km
Międzyczasy:
01 – 4:15
02 – 5:57
03- 6:14
04 – 5:40
05 – 7:47
06 – 5:35
07 – 4:31
08 – 4:44
09 – 5:20
10 – 5:38

Po biegu szybko się przebrałem i pozostało oczekiwać na dekoracje, losowanie nagród (bo było). Oczekiwanie umilił występ lokalnego klubu tanecznego i degustacja. Dla biegaczy (i rodzin bo jedzenia było dużo) było leczo, bułeczki, drożdżowe ciasto ze śliwkami,  ciasteczka, czekoladowe cukierki. Do picia wręczono wodę. Wszystko dobre.

3 Bieg Pustelnika
W oczekiwaniu na dekoracje zwycięzców

Wręczano też dyplomy dla biegaczy (za ukończenie biegu). Hmmm.. wydaje mi się, ze mieli dostać je wszyscy ale chyba nie. Ja nie dostałem, wydaje mi się, że parę osób też. Nie wiem dlaczego, minus dla organizatora.
Dekoracje zwycięzców poszły szybko, losowanie też (nagrody ciekawe takie – iglaki, gadżety biegowe, słoiczki miodu :)). No niestety nic nie wygrałem. Szkoda.

Podsumowując.
Na PLUS. Bieg ciekawy, kameralny. Dobrze opisany dojazd, biuro zawodów działało jak trzeba.  Wymagająca trasa (bardzo dobrze oznaczona). Po biegu występy, losowanie nagród i pyszne lokalne jedzenie.
Na MINUS. Prowadzący niewiele mówił ciekawostek (o trasie, biegu). Niejasne wręczanie dyplomów. Mało wiadomo o biegu – brak strony, FB, reklam.

FINALNIE – Polecam.

Na koniec jeszcze mała dygresja. Organizatorzy trochę martwili się ilością biegaczy. Rozumiem, że pewnie lepiej dla nich (gminy, sponsorów) byłoby gdyby przyjechało ich więcej. Do tego jednak potrzeba w sumie jednego – lepszej reklamy. Obawiam się również, czy jak tych biegaczy przyjedzie dużo czy oni z tą organizacją to ogarną. Jednak więcej ludzi = więcej pracy, wyzwań itp.

Cóż. Chcecie zobaczyć sami to przyjeżdżajcie. Bieg za rok będzie – 02/09/2019.

TRENING (08/2018)

Trening Biegowy

Sierpień (jego końcówka konkretniej) okazał się być miesiącem, w którym wreszcie wziąłem się do roboty.
Treningi w sumie odbywałem regularnie – w ilości 4 na tydzień. Główna praca włożona została zaś w powrót do większych dystansów. Długie wybiegania (wliczając w to zawody) o dziwo były i już parę razy pokonałem 20 km.
Ciekawostką jak na mnie był również fakt, że wprowadziłem  w swoje trenowanie pewną namiastkę hmmm.. interwałów, przebieżek (?). W każdym razie wplotłem do środkowo-tygodniowych biegów fragmenty pokonywane szybszym tempem. Męczy to trochę ale liczę, że finalnie będzie z korzyścią dla mnie. Organizm wyrwie się trochę z marazmu i stabilizacji.

Finalnie, powyższe akcje dały to następujące liczby:

BIEG – 155 km
ROWER – 156 km

Niezgorzej powiem szczerze 🙂 Samo bieganie efektu wow nie wywołuje jeszcze ale w połączeniu z rowerem sporo się już robi aktywności w miesiącu 🙂

Plany wrześniowe.
We wrześniu postaram się trochę podciągnąć dystans łączny swojego biegania. Przede wszystkim zaś będę pilnował biegów dłuższych. Pechowo trochę dla mnie 3 pierwsze weekendy to zawody na 10 km (i to w niedzielę 🙁 ). Muszę nad tym pomyśleć –  albo długi bieg przełożę na środek tygodnia, albo niestety po zawodach będę się starł zmobilizować jeszcze do paru km więcej. Na ten moment opcja „longa” w tygodniu wydaje mi się bardziej pasująca.
Jak wyjdzie to zobaczymy 🙂