Jak końcówka czerwca to wiadomo trzeba pobiec w Biegu Szerszenia. Nie inaczej stało się więc i w tym roku. Mimo (zwyczajowych) trudności kondycyjnych / słabej formy stawiłem się kilkanaście minut przed startem na dziedzińcu Oleśnickiego zamku.
Jak to po czasach covidowych, także ten bieg trochę skromniejszy, mniej osób na starcie. Ogłaszano też, że nie będzie imprez towarzyszących jak bieg dzieci, pokazy ognia czy wspólna biesiada po zawodach. No szkoda ale cóż…
Organizatorzy miotali się trochę walcząc ze sprzętem nagłaśniającym ale mi to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Grzecznie stanąłem na końcu grupy, trochę się porozciągałem i uznałem, że jestem gotowy.
Jak i w paru poprzednich zawodach, nie miałem tu jakoś sztywno wyznaczonego celu. Ot, by wypaść dobrze przed samym sobą 🙂
Pamiętając jak szybko odcięło mnie na Biegu Firmowych tym razem zacząłem dużo spokojniej pilnując by nie lecieć szybciej niż 6 min/km. Chciałem utrzymać to do połowy trasy, a później zobaczyć czy są jeszcze jakieś siły czy będzie się spacerować.
Założenia taktyczne nawet były przestrzegane 🙂 A to zrobiłem kilometr trochę wolniej, a to trochę szybciej ale bez szaleństw. Ostatni nie biegłem, coraz bliżej do połowy i ze zdumieniem odkryłem, że chyba przebiegnę całość (wiem jak to brzmi ale w sumie więcej niż 5 km to nie biegam od dawien, dawna więc… :))
Rozochociłem się trochę, nie powiem więc zacząłem małymi kroczkami wyznaczać cele – a to utrzymać się chwilkę za tym, dojść, wyprzedzić i znów.
Kurcze, fajnie to szło, naprawdę jestem zaskoczony. Tym bardziej, że sobota u nas była upalna (ponad 35 stopni w dzień, słońce) a ja cały dzień praktycznie robiłem sobie coś tam przy aucie. Samo to powinno mnie zniszczyć a tu takie historie 🙂
Udało się dobiec! Metę na zamku minąłem w czasie 1:00:09. Uplasowałem się po tym na pozycji 103 z 146 z czego jestem bardzo zadowolony.
Atmosfera rywalizacji, siły na trasie działają budująco i nie powiem ma chętkę by przyłożyć się bardziej do trenowania przed kolejnymi zawodami. Obym dotrzymał obietnicy 🙂