4 PKO Nocny Półmaraton Wrocław – 18/06/2016
W poprzednich latach jakoś omijałem tą imprezę, chociaż działo się na niej wiele (i to mniej pozytywnie jak sławetne odwołanie pierwszej edycji czy na plus świetne medale rok temu :)). Dopiero w tym roku zdecydowałem się zaliczyć cały komplet czyli półmaraton teraz i później wrześniowy maraton.
Zapisy do półmaratonu ruszyły dość wcześnie i momentalnie okazało się, że zainteresowanie imprezą jest bardzo duże. Szybko zapełniła się lista startowa. By pozwolić pobiec większej ilości chętnych organizatorzy zdecydowali się na zwiększenie ilości miejsc i limit uczestników zwiększono do 10000. Dużo, tak wielkiej imprezy we Wrocławiu jeszcze nie było.
Ja zapisałem się wcześnie (zapisy realizowane przez DataSport) ale czekałem z opłatą aż pod koniec pierwszego, najtańszego czasu płatności. Przyśpieszyłem płacenie 🙂 dopiero wtedy gdy zobaczyłem, że lista jest już pełna i organizatorzy czekają kto zapłaci a kto nie. Bałem się, że bieg przejdzie mi koło nosa 🙂
Impreza było dobrze nagłośniona w mediach, dużo informacji można było znaleźć na oficjalnej stronie biegu:
Półmaraton Wrocław
jak i na Facebooku, portalach biegowych czy lokalnych gazetach. Pod tym względem było więcej niż ok. Raczej nikt nie miał problemów z wyczytaniem co gdzie i kiedy.
Dodatkowo na e-mail przychodziły newslettery, które uściślały status naszego zgłoszenia, informowały co trzeba przygotować jak i podawały informacje ogólne.
Skoro już jesteśmy przy tym co trzeba było przygotować… nietypowo trochę (bo nigdzie jeszcze tak nie miałem) należało wydrukować sobie i wypełnić 2 karty zgłoszeniowe, które zostawiało się później w biurze zawodów. Nic trudnego ot zwyczajowe zgody na publikacje wizerunku, oświadczenie o stanie zdrowia. Mam tu trochę mieszane uczucia co do takiego rozwiązania. Z jednej strony usprawniało to obsługę w biurze zawodów. Wolontariusze nie musieli szukać tych kart i dawać do podpisów, ale z drugiej strony to przerzucenie pewnego kosztu na biegacza. Ciekawe co mieli zrobić Ci co nie czytają email- i nie mieli tych kartek. Albo może ktoś po prostu nie miał gdzie wydrukować?
Hmm… no nie wiem. Ja wzorem organizatorów przerzuciłem koszt dalej – na mojego pracodawcę drukując sobie w pracy 🙂
Organizatorzy chcąc rozładować ewentualne „korki” w biurze zawodów zapraszali po pakiety już w piątek. Z tej opcji postanowiłem skorzystać i ja. Kiedy przybyłem do biur zawodów około 18:00 widać było, że ludzi jest sporo (zaparkowanych aut przy obiektach Stadionu Olimpijskiego) ale w biurze kolejek nie było. Wydanie pakietu poszło sprawnie i szybko. Nigdzie nie stałem. Wolontariusze powiedzieli co i gdzie trzeba załatwić (po koszulki szło się gdzie indziej) – wszystko na plus.
Ten stos reklamówek naprawdę robił wrażenie 🙂
Po wzięciu gadżetów i wypisaniu kuponu loteryjnego udałem się by przejrzeć stoiska na expo. Nic niestety mnie nie porwało (a to co fajne to poza moim zasięgiem finansowym :)). Wystawców za wielu nie było, może w sobotę coś się zmieniło. Nie ma co jednak rozpaczać, na zakupy w sumie się nie wybierałem no to pozostało wrócić do domu.
Zawartość pakietu startowego oceniam pozytywnie, chociaż nie zawierał jakichś niezwykłych rzeczy. Dostawało się koszulkę techniczną (ładna), gąbkę, opaskę odblaskową, bezalkoholowe piwo Radler, dwa opakowania chrupek kukurydzianych, trochę ulotek no i oczywiście numer + agrafki.
Dzień zawodów wprowadzał trochę zamieszania pod względem pogody, bo po fali upałów były solidne opady. Szczęśliwie do wieczora pogoda się przetarła. Licząc, iż mimo wieczornej pory będzie i tak dość ciepło postanowiłem pobiec „na krótko”. Podobnie jak w maju wybrałem kompresyjne skarpetki i spodenki z Lidla, klubową koszulkę USKS Ludwikowice Kł. (Kalenji). Na głowę zainstalowałem buff Adidasa i wziąłem buciki tej samej firmy (to już na nogi).
Zestaw sprawdził się było ciepło i bardzo wilgotno (w grubszych rzeczach by się zagotował).
Przed wejściem na tereny Olimpijskie
Spodziewając się ewentualnych problemów z parkowaniem wyjechałem z moją Żonką z Oleśnicy już około 19:50. Pierwotnie mieliśmy stawać na parkingu przy Stadionie ale za namową mojego taty postanowiłem poszukać miejsc poza kompleksem. Była to bardzo dobra decyzja bo aut i tak było mnóstwo. Jednak 10 tyś ludzi zajmuje sporo miejsca 🙂
Dojazd, przebranie się w strój i spacerek na obiekt i okazało się, że jest około 21:00. Chwilkę postaliśmy później Żona poszła w okolice mety a ja czekałem na start.
Z przyziemnych rzeczy (ale ważnych dla biegaczy) muszę powiedzieć, że około 21:20 nie było jeszcze żadnych problemów z toaletami. Kolejek nie było, szybciutko skorzystałem. Jestem naprawdę zaskoczony bo na większości imprez to się stoi i czeka, czeka….
OK, rozgrzewka (trochę się porozciągałem, kilkanaście metrów truchciku) i pozostało oczekiwać. Spikerzy zachęcali do zajmowania miejsc z strefach startowych.
Strefy było oznaczone i opisane dobrze ale nie zauważyłem by organizatorzy pilnowali ich przestrzegania. Ludzie stawali jak chcieli co np. na niedawnym Orlenie było niemożliwe.
Chwilę postałem przy balonikach na 02:00 ale uznałem, że to będzie za wolno i podszedłem do przodu. O dziwo tu ludzi było sporo mniej aż się zdziwiłem, bo we wcześniejszym miejscu tłok.
Sam start był dziwnie rozwleczony w czasie (pewnie by rozładować trochę ruch na ulicy). Najpierw wystartowano pierwszą strefę, później kolejna podchodziła pod start, odliczono i ruszała za jakiś czas. Moja, trzecia strefa (brązowa) w pewnym momencie ruszyła marszem, biegiem i już… poleciało się. Jakaś niekonsekwencja, bo skoro druga strefa była liczona to czemu już nie trzecia?
Widoki z trasy
Strategia na bieg to próba wykręcenia jak najlepszego wyniku. Minimum to poniżej 2 godzin, a lepiej oczywiście jeszcze szybciej. Przeglądając swoje wyniki z Maratonu w Jelczu widziałem, że do 21 km biegłem po około 05:20 min/km. Ponieważ tam biegłem maraton uznałem, że jeszcze parę sekund da się urwać i starałem się cały czas biec po koło 05:10-05:15
Trasa biegu była przyjazna ku temu. W większości lekki zbieg czy po płaskim. Podbiegi owszem było (zwłaszcza na estakady przy placu Społecznym) ale to niewielka część dystansu. Mi na górkach szło dobrze, nie traciłem za wiele.
Założenia taktyczne zostały spełnione. Aż jestem zdziwiony ale trzymałem te 05:15. Ciągle kogoś wyprzedzałem i było ok. Oddech spokojny, nie leciałem na jakimś kosmicznym tętnie.
Na trasie biegu były punkty odżywcze. Pierwszy po 7 km, później już częściej. Na punktach nie było problemów z niczym. Dało się chwycić wodę, izotonik czy coś do jedzenia (były np. żele i cukier).
Bałem się trochę, że będzie gorąco, a 7 km to za długo bez picia, więc biegłem ze swoja wodą. Przydała się, przepłukiwałem usta co około 2 km.
Pokaz multimedialny w oknach Urzędu Wojewódzkiego
Co jeszcze mogę napisać o trasie… odbieram ją pozytywnie. Mimo później pory byli kibice, grały zespoły (nietypowo muzykę klasyczną). Duże wrażenie robił świetlny pokaz w oknach Urzędu Wojewódzkiego. Jeśli ktoś nigdy we Wrocławiu nie był to miał okazję zobaczyć sporo znanych turystycznie miejsc. Ja biegłem „zadaniowo” skupiając się na tempie i tym by się gdzieś nie wyłożyć. Ludzi bowiem było dużo. Cały czas biegło się w grupie. By wyprzedzać trzeba było być skupionym i znajdować optymalne miejsca (sporo osób biega parami czy w grupkach a to jednak przeszkadza).
Finalnie przyszło wbiec w ostatnią prostą przed metą. Także tu biegłem w tłumie i już o jakimś szalonym sprincie nie było mowy. Nie ukrywam, że troszkę przyśpieszyłem, ale na taki prawdziwy sprint po prawdzie to i sił już nie miałem.
Sukces! Życiówka zrobiona. Oficjalny czas 1:51:50. Miejsce w generalce 3906, M40 -1008, Dolnoślązak – 1965.
Medale miały być nietypowe (bryły 3D) ale podobno większość biegaczy chciała normalne
Po minięciu mety wszyscy powoli przesuwali się do przodu. Dano medal, później wodę i izotonik. Kolejne stoiska to banany, koc termiczny. Znalazła mnie tu Żona (szacun, nie wiem jak w tym tłumie mnie wypatrzyła) i udaliśmy się na placyk gdzie było jedzenie. W namiocie stały przygotowane zamknięte pojemniczki z zupą pomidorową Ciekawy pomysł, nie było kolejek do wydawania.
Organizacja tego wszystkiego była poprawna, było wiadomo co i jak ale jakoś to do mnie nie przemówiło. Za metą było mało światła, ciężko było wypatrzyć kogokolwiek. Przez ten ogrom ludzi można było się przesuwać tylko do przodu i miałem wrażenie, że to taki marsz baranów na rzeż 🙂 Jednak wolę bardziej kameralne imprezy, niż takie mega masówki.
Cóż.. zjadłem, zebraliśmy się i się poszło. Ponieważ tłum narodu uniemożliwiał powrót (a pasowałoby nam iść w stronę startu) to musieliśmy cały kompleks obejść w koło by trafić do samochodu. Idąc było widać ogrom imprezy. Ludzie, auta zaparkowane wszędzie. Przechodziliśmy koło ronda prowadzącego na metę i dalej biegły grupy ludzi.
Podsumowując. Impreza ciekawa. Zorganizowana bardzo dobrze. ja niezbyt mam jakieś uwagi do organizatorów. Fanem aż takich wielkich biegów chyba nie będę, no ale za rok pewnie pobiegnę. Wizja skompletowania 4 medali i pamiątkowej patery, nie powiem, kręci 🙂
Część załączonych zdjęć pochodzi z różnych stron www.