Archiwa tagu: weekend

Rowerowy Szlak Orlich Gniazd 2025

Po około 5 latach od ostatniego przejazdu postanowiliśmy rodzinnie wrócić na niego i pokazać ten piękny kawałek Polski również synowi.

Jako, że relacja z ostatniej jazdy była dość dokładnie opisana tu:

RSOG 1
RSOG 2
RSOG 3

Myślę, że nie ma sensu robić tego od nowa. Tutaj postaram się po prostu opisać przemyślenia z aktualnego przejazdu no i zamieścić kilka aktualnych zdjęć 🙂

Układ wycieczki zaplanowany został tak jak ostatnio. Start w Częstochowie, koniec w Krakowie i stamtąd powrót pociągiem do świętego miasta 🙂

Aby „junior” nie zajechał się no i miał trochę przyjemności z wycieczki tym razem podzieliliśmy przejazd na 3 dni. Dziennie miało to dać przebiegi 70km, 60km, 60 km. Jazda (spokojna bo sporo czasu) miała być przerywana zwiedzaniem wszystkich zamków jak i innych ciekawych miejsc na trasie.

Był to dobry plan. Wprawdzie finalnie wyszło tych km trochę więcej (bo po około 75 km dziennie) ale na zamki czasu starczyło, weszliśmy w sumie na wszystkie *

*trzeci dzień z powodów logistycznych – problemu z pociągiem powrotnym był napięty czasowo i tu odpuściliśmy już zwiedzanie ale moim zdaniem nie jest to jakaś tragedia. Szczerze (wg mnie) mniej tu do zobaczenia w porównaniu z poprzednimi dniami i zaryzykowałbym stwierdzenie, że osoby z mniejszą ilością sił, czasu czy te, którym nie zależy na Krakowie mogłyby z niego zrezygnować kończąc w Olkuszu, no może w zamku Tenczyn.

Moje przemyślenia z układu trasy w podziale trzydniowym są następujące:

Dzień pierwszy (Częstochowa – Podlesice)
Idealny układ na start. Trasa przyjemna, dobrej jakości. Nie ma tu za wielu przewyższeń jest za to mnóstwo zamków.

Dzień drugi (Podlesice – Rabsztyn)
Zaryzykowałbym twierdzenie, że odcinek najtrudniejszy rowerowo. Sporo ostrych wzniosów, spadków. Nawierzchnia słabej jakości – jeździ się już po szutrach, kamieniach, lasach. W dalszym ciągu sporo do zobaczenia jeśli chodzi o zamki 🙂

Dzień trzeci (Rabsztyn – Kraków)
Początek jazdy wg mnie ciężki. Słabo się jedzie w okolicy Olkusza. Dopiero mniej więcej od Tenczynku zaczyna się jechać przyjemniej. Podjazdów i zjazdów jest też sporo (na całości) ale raczej lżej niż w poprzednim dniu.

Przemyślenia ogólne 🙂

  • W porównaniu do wycieczki z 2020r. szlak trochę się poprawił. W kilku miejscach pojawiły się nowe asfalty. Oznaczenie jest dobre.
  • Aktualnie, w dwóch miejscach prowadzone są prace drogowe (niezwiązane ze szlakiem). O tych utrudnieniach jest informacja na stronie:

    Szlak Orlich Gniazd


Nie były one jednak krytyczne, spokojnie dało się jechać w wolne, weekendowe dni.

  • Track GPS z powyższej strony w paru miejscach trochę się rozjeżdża z rzeczywistością. Są to jednak lekkie nieścisłości, jadać wg niego i mapy.cz nie miałem problemów by widzieć gdzie jestem, jak dobić do trasy z powrotem.
  • Jechaliśmy w tzw. „długi weekend” i na trasie jest sporo rowerzystów. Nie przeszkadza to oczywiście w jeździe ale rodzi potencjalne problemy logistyczne z noclegiem czy powrotem pociągiem. Konkretnie ja nie mogłem kupić bezpośredniego biletu na połączenie Kraków- Częstochowa (na rower)! Musiałem kombinować powrót z przesiadką. Warto mieć to na uwadze i zamawiać wszystko dużo szybciej.

Jestem bardzo zadowolony z tej wycieczki. Dopisała nam pogoda, zwiedziliśmy zamki (a jadąc w dwa dni nie było na to czasu). Spokojne tempo, częste przerwy nie były wycieńczające więc nawet nasz nastolatek (niechętny rowerowym treningom 🙂 ) spokojnie dał radę. Warto było wrócić na ten szlak i polecam go wszystkim.

Kaszubska marszruta 2023

Czyli rodzinne wycieczkowanie na Kaszubach 🙂

Dość dawno temu w poszukiwaniu ciekawych tras, na stronie Polska na Rowerze, wpadła mi w oko propozycja wycieczek po Kaszubach, czyli tytułowa – Kaszubska Marszruta. 4 trasy po około 30-60 km, piękne okoliczności przyrody a przy tym opis, że są to szlaki praktycznie dla wszystkich rowerzystów spowodowały, iż zapadła decyzja by długi, czerwcowy weekend poświęcić właśnie na nie.

Na bazę noclegową wybraliśmy Chojnice, z którego startuje większość szlaków (i do którego jest połączenie kolejowe z ich końca).
Ponieważ z Dolnego Śląska dojazd tam zabiera trochę czasu, po analizach zdecydowałem, że pojedziemy szlak zielony i czerwony, a o ile starczy czasu i sił to jeszcze czarny. Żółty szlak wyglądał na bardzo podobny do czerwonego więc musiał wypaść z planu wycieczki.

Chojnice i przepiękny rynek

Nie będę tu podawał jakiegoś dogłębnego opisu jazdy. Wycieczka to wycieczka 🙂 Nie goniły nas terminy, czas. Jechaliśmy też z synem (12 lat), który raczej nie pała wielką miłością do roweru 🙂 więc miało być wolno, spokojnie i z przerwami tyle razy ile będzie potrzeba.
Żeby jednak zachęcić Was do pokonania Kaszubskiej Marszruty, poniżej parę zdjęć z tras i moje luźne przemyślenia o tym jak się jechało i co można zobaczyć w tym rejonie.

Na sam początek muszę pochwalić Kaszubski rejon za przygotowanie tras. Praktycznie większość drogi prowadzi ścieżkami rowerowymi oddalonymi od szosy. Są to albo odcinki kostkowe, asfaltowe lub leśne, szutrowe drogi.

Rowerami osobno

Tam gdzie jedzie się drogami samochodowymi są to odcinki lokalne, z bardzo małym ruchem kołowym. To wszystko na plus.

Trasy faktycznie są łatwe ale nie całkiem płaskie. Jest na nich sporo „chopek” czyli krótkich podjazdów i zjazdów. Większość pokonuje się leciutko, parę jednak potrafiło zmęczyć 🙂

Dostępne pliki GPX w sumie są ok. Prowadzą dobrze niemniej … zwłaszcza pod koniec szlaku czerwonego track pokazuje, iż powinno się jechać lasem 10 metrów od jezdni a w lesie nie ma żadnej ścieżki. No dobra, może jakiś zarys dawno zaoranej dróżki 🙂 Należy więc poruszać się asfaltową drogą. Nie jest to wielki problem ale informuję by ktoś nie bał się, że nie umie trafić.

Widoki, faktycznie piękne. Większość dróg prowadzi przez tereny leśne, pola uprawne czy malutkie wioski. Mija się oczywiście sporo jezior 🙂 Jednym słowem – obcujemy z naturą. Wszystko bardzo ładnie, mi troszkę brakowało jednak zabytków, ruin, może jakichś bardzo charakterystycznych architektonicznych akcentów Kaszub (o ile są). Szkoda troszkę, u nas na Dolnym Śląsku co wioska to kościół, pałac, zamek itp. Tam może jednak tak jest i należy się z tym pogodzić 🙂

Swornegacie, widok na Jezioro Karsińskie
Pola, maki, chabry
Infrastruktura wodna
Rowerowa autostrada w lesie 🙂
Pola. łaki to częsty widok na trasie

Mam nadzieję, że powyższe zdjęcia pokażą Wam, lepiej niż marny opis, czego można spodziewać się podczas wycieczki. My mieliśmy bardzo dobrą pogodę co dodatkowo uczyniło wyjazd udanym. Jestem zadowolony i każdemu kto tu nie był polecam ten rejon Polski.

Ostre Koło – Radio Wrocław (10.07.22)

Do kolekcji ostrych kół postanowiłem dodać jeszcze jedno 🙂 Tym razem górskie klimaty z okolic Śnieżnika.

Na wyprawę oprócz żony zapisałem syna mimo, że wielkim fanem rowerów to on nie jest. Trasy nie są jednak mega trudne, powinien dać radę, no i przy okazji odpocząć trochę od wakacyjnego komputeryzowania 😉

Tym razem przygotowany został stosowny sprzęt, górskie rowerki załadowane i można było zaczynać.
Obawy były o pogodę – w nocy padało a sam dzień mocno pochmurny. Nie było jednak źle, wytrzymało 🙂

Ktoś tu sobie nie żałował 😉

Startowaliśmy z Hotelu Holimo (Stara Morawa) gdzie po wyśmienitym śniadaniu posłuchaliśmy ekspertów.
Ciekawie zwłaszcza opowiadał Pan związany z Singletrack Glacensis. Można było dowiedzieć się sporo o sieci tych tras, ich przygotowaniu czy zasadach jakie na nich panują.
Łącznie jest już ich ponad 250 km więc jak ktoś lubi to może jeździć i jeżdzić…

Ekipa gotowa do startu

Po śniadaniu wiadomo rower 🙂 Jak można się już domyślić pojechaliśmy na kolejny singletrack – Pętla Rudka.
Uczestników było sporo, grupa ochoczo ruszyła. Część szybciej, część wolniej. My nie szaleliśmy, swoim tempem jechaliśmy do przodu.

Na trasie

Ta trasa szczerze mówiąc trochę w kość dawała. Sporo było pod górkę i synu mój poczuł czym są braki kondycyjne 🙂
Niemniej należy go pochwalić, nie skarżył się i wydarł na szczyt. Spodobał mu się za to z pewnością zjazd – ten był mniej kamienisty i można było szybciej puścić się w dół. Zwłaszcza bez problemów technicznych – mój rowerek spisywał się dzielnie 🙂 Jednak co góral to góral, nie ukrywam, że to chyba mój ulubiony typ jednośladu.

Zakręty trzeba lubić

Fajnie. Z dojazdami nakręciliśmy około 14 km i spokojnie można było wracać do domu.