ZEBLAZE THOR 4 PRO – miesiąc używania

Mija już około miesiąc od kiedy zacząłem używać Thora myślę więc, że warto napisać parę słów o tym jak sprawdza się on w codziennym i sportowym używaniu.

Smartwatch co najważniejsze działa 🙂 Nie spotkała go żadna awaria, nie zawiesza się czy wariuje. Trzyma się oczywiście w całości, nic nie raczyło odpaść czy przestać funkcjonować. Wrażenie mam tylko, że dolny przycisk (cofania) działa z mniejszym klikiem niż górny (ciszej?).

Wizualnie jest również ok. Na skórzanej części paska widać jakieś lekkie zagniotki w miejscu gdzie najczęściej zapinam, nic jednak wykraczającego poza normalne używanie. Ryski, zabrudzenia żadne na sprzęcie się nie pojawiły, chociaż to wiadomo, rzecz używania.

Czas pracy Thora to około 2 dni. Widać, że to smartwatch, nawet na wyłączonych wszystkich opcjach (gps, wifi) bateria leci co trochę w dół. Maksymalnego czasu pracy gps nie zmierzyłem, ale w ciągu jednego dnia zapisałem około 5 godzin (2 wyjścia na rower) i coś tam jeszcze zostało.

Skoro wizualnie i technicznie jest ok to jak z użytecznością?
Po pierwszym tygodniu byłem dość mocno zawiedziony czasem łapania sygnału GPS. Były dni, że myślał strasznie długo zanim coś złapał, co gorsze były i takie gdy przestał łapać w ogóle.

Zły byłem fest. W toku dyskusji ze sprzedawcą dał mi on jednak radę najprostszą z możliwych. Należy zaktualizować aplikacje – zwłaszcza google maps i google play. Ok… podłączając zegarek do netu sprawdzałem czy globalnie nie ma jakiegoś update-u softu, a nie wpadłem by zerknąć co z apkami.
Po wgraniu nowych wersji sprzęt ozdrowiał i znów zaczął łapać fixa.

Na ten moment czas łapania jest akceptowalny. Trwa to najczęściej od około 20-30 sekund do powiedzmy minuty. Wolno porównując do najnowszych sportowych urządzeń, ale ważne, że łapie za każdym razem.
W czasie aktywności Strava, gps-a trzyma dobrze, nie miałem gubienia sygnału ani na rowerze ani przy bieganiu, chodzeniu.
Zapisany ślad (co już sygnalizowałem we wcześniejszym opisie) nie jest rewelacyjny. Na przybliżeniach widać szarpania, nie prowadzi często po drodze a np. obok. Łączne dystanse wychodzą porównywalne z Suunto ale fani cyferek cudów po Zeblaze niech nie oczekują.
Być może inna apka umiałaby lepiej wykorzystać ten sprzęt, przyznaję się jednak nie chciało mi się nic testować. Mimo, że zainstalowałem program, o którym pisano w necie, że potrafi obsłużyć jednocześnie i gps i pulsometr. No nic, może kiedyś się skuszę.

Ogólnie reszta softu urządzenia robi swoją robotę. Wszystko działa, nie zawieszał mi się, nie trzeba było nic restartować.
Ewentualny problem warty zasygnalizowania to złośliwe przestawianie się godziny smartwatcha 🙂 Nie wiem czemu po sprawowaniu z tel. ustawia mi czas zawsze o 1 godzinę do przodu. Coś fiksuje biorąc czas sieci (T-mobile), chociaż to dziwne, w tel. niby mam dobre ustawienia. Nie rozgryzłem tego jeszcze 🙂

Podsumowując więc. Urządzenie użytkowane w celach codziennych i do awaryjnej (okazyjnej) rejestracji aktywności spełnia swoją rolę bardzo dobrze. Mi wystarczy – biegam z Suunto, ale np. chodzę, jeżdżę rowerem już z Thorem.
Jeśli jednak miałby to być Wasz jedyny, profesjonalny miernik do sportu to raczej nie. Za długo łapie fixa, bateria nie poraża, jakość śladu też pozostawia sporo do życzenia.

Podsumowanie – marzec 2019

Ani się człowiek nie obejrzał i już po marcu.
Tak jak spodziewałem się czas leci stanowczo za szybko. Trenuje się i owszem, ale skoro sam czuję niedosyt znaczy, że nie idzie w 100% tak jak powinno.
Spora w tym zasługa tyg.10 kiedy to rozłożyło mnie tak złośliwe choróbsko, że wypadł mi cały tydzień (brak jakichkolwiek aktywności). Osłabienie trzymało niestety i w kolejnym tygodniu. Zamiast „lecieć” do przodu mozolnie wracałem na ledwo co osiągnięty poziom.
Cóż, łącznie spowodowało to, że kilometraż, ilość treningów i reszta parametrów nie wyszła tak jak chciałem.
Widać to dobrze na wykresie:

Analizując poszczególne składowe miesiąca:

WAGA
Bez zmian. Dobrze, że chociaż w górę już nie leci 🙂

KILOMETRAŻ + ILOŚĆ/JAKOŚĆ TRENINGÓW
Poza nieszczęsnym tygodniem nr.10 dalej w miarę regularnie robię 4 treningi na tydzień. Dało to 101km, identycznie jak w lutym.

TRENING UZUPEŁNIAJĄCY
Średnio. Ćwiczenia coś nie są moim „konikiem”. Parę razy coś tam porobiłem ale dalej mocno w kratkę.
Ładnie za to ruszyłem do przodu z rowerem, co liczę okaże się dobre w ostatecznym rozrachunku. W lutym zrobiłem rowerem 16,85 km, w marcu już 151 km.

SAMOPOCZUCIE/MOTYWACJA/ZDROWIE
Nie wymyślę tu nic odkrywczego 🙂 wielkich zmian nie było. Ale… nie pogorszyło się nic więc w sumie ok.

Czyli…
Rozczarowany trochę jestem marcem. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie do końca to co się wydarzyło zależało tylko ode mnie. Nie miałem spadku motywacji, lenistwa.
W sumie to co najważniejsze wykonałem mimo, że liczyłem iż to właśnie marzec będzie już miesiącem, w którym osiągnę stabilny poziom wyjściowy. Z tego poziomu chciałem iść w górę.
No nic trzeba pogodzić się z sytuacją i jednak „powoli do przodu, staramy się”.