III Półmaraton Sowiogórski – 25/09/2016

3 Półmaraton Sowiogórski

III Półmaraton Sowiogórski (SuperBieg)- 25/09/2016

Trzecia (a moja druga) edycja Sowiogórskiego Półmaratonu jakoś nie była dla mnie zbyt szczęśliwa. Ani organizacyjnie impreza mi nie podeszła, anie sportowo nie wspiąłem się na wyżyny.  A było to tak…

W zeszłym roku podczas Biegu Niepodległości wygrałem darmowy start w tym półmaratonie. Poprzednia edycja biegu była jeszcze w większym stopniu organizowana przez osoby z Nowej Rudy/Ludwikowic i podobała mi się, więc uznałem, że oczywiście trzeba pobiec i teraz. Edycja 2016 to już jednak organizacyjnie tylko ekipa od SuperBiegu co spowodowało pewne komplikacje.

Zapisy (wprawdzie przez DataSport) były dość zagmatwane. Rejestrowało się swoją obecność w całym cyklu biegów (SuperBieg) a opłacając całość/poszczególne imprezy potwierdzało obecność na konkretnym wydarzeniu. Próbowałem jakoś (przy początku tego cyklu) się wpisać i nie szło 🙁 Do SuperBiegu ok, wpisałem się ale już na konkretny bieg no za nic mi nie szło. Chyba nie było innej możliwości jak tylko zapłacić.
Do organizatora wysłałem email jak mam to dokonać (by wystartować) ale pozostał on bez żadnej odpowiedzi. Dałem więc spokój planując po prostu przyjść i wpisać się przed biegiem.

Biuro zawodów czynne było dzień wcześniej więc uderzyliśmy tam w sobotę. Chyba przemawiam w obcej mowie (i czytać nie umieją bo pokazywałem przy tym kartkę z darmowym uczestnictwem) ale od pierwszego namiotu (wydawanie numerów) skierowano mnie do drugiego – kasy. Dziewczyna tam kazała wypisać kartkę zgłoszenia i ochoczo przystąpiła do wołania 60 zł za start.  Hmm… widać i tutaj  słowo pisane jest im obce. Zaoponowałem trochę ostrzej, że za co mam płacić jak wygrałem za free. To oni nie wiedzą, z powrotem do poprzedniego namiotu. Koleżanka obsługująca dalej miała jakiś problem ale poszła zapytać kogoś i … ufff udało się. Dostałem numer, pakiet.
Nie będę długo krytykował pakietu (bo w końcu mam go za darmo) ale nie porażał. Była w nim w sumie koszulka. Widziałem na stoisku gdzie te koszulki dawano dużo fajnych gadżetów (a to jakieś skarpetki, opaski) i przyznam się, myślałem, że to też dołożą 🙂 Ale nie, można było tylko kupić.

Trudno. Formalności załatwione, wróciliśmy do domu by w niedzielę znów wrócić do strefy biegowej.
Na plus podam, że informacje jak dojechać na miejsce były wywieszone dużo wcześniej, nikt chyba okazji zgubić się nie miał.

Niedziela przywitała biegaczy piękną pogodą. Było słonecznie, gorąco. Wizualnie ładne warunki do biegu, ale czułem, że będzie to duże utrudnienie. Mi jednak biegi w gorącu coś nie podchodzą.

III Polmaraton Sowiogorski
Najmocniejsza ekipa z USKSu 🙂

Pogadało się ze znajomymi bo sporo osób z naszego klubu biegło (czy na 10 km czy na półmaraton) i pora było ustawiać się na linii.

III Polmaraton Sowiogorski
No i wystartowali…

Biegacze ostro pocisnęli do przodu. Ponieważ to górska trasa to uznałem, że wyniku z Wałbrzycha nie powtórzę ale na około 2 godziny liczyłem i tak też trzymałem tempo (około 05:30). Założenia taktyczne utrzymałem gdzieś do 3 km gdy droga skręciła ostro pod górę (betonowe płyty). Tutaj jak i większość z mojej grupy czasowej przeszedłem do marszu. Nie było ani sił by biec ani sensu bo tuptałbym chyba jeszcze wolniej niż szedł. Jakiś 1 km szedłem aż do momentu gdy trochę się wypłaszczyło.  Tu ruszyłem biegiem (ale już wolniej). Praktycznie do szczytu Wielkiej Sowy (no może z 500 metrów przed) biegłem. Końcówkę na szczyt znów szedłem by po minięciu szczytu ruszyć biegowo w dół. Czułem się już jednak spompowany i gdy teren robił się pofałdowany to pod górki szedłem. Tak też wyglądał mój bieg aż do końca. W dół biegiem, co górka to spacerek. Marnie…

III Polmaraton Sowiogorski
Meta Półmaratonu

Taka dyspozycja pozwoliła mi osiągnąć metę w 02:18:26 i zająć 121 pozycję (na 163 osoby startujące). Jestem niestety totalnie nie zadowolony z wyniku. Ciężko go wprawdzie porównać z zeszłym rokiem, bo trasa była w sumie inna, ale 2:22:46 w 2015 i 02:18:26 w tym to żadne polepszenie. No cóż. Pretensje co do wyniku można mieć tylko do siebie. Trzeba było lepiej trenować.

Po biegu, można było napić się wody, izotoniku, podjeść ciastek czy pomarańczy (bez żadnych limitów). Gdy już się napchałem to udałem się po przydziałowy posiłek – makaron. Dopóki miałem go wymieszanego z ciepłym miesem to wchodził, głębiej niestety był już zimny to dałem sobie spokój.

Ponieważ paru osobom z naszego klubu bieganie poszło lepiej (w kat. wiekowych były podium) to czekaliśmy na dekoracje. Przy okazji wyszło spore niedociągnięcie organizacyjne 🙁 Michał wyczaił, że w kategorii drużynowej, nasz klub powinien być na  pierwszym miejscu. Faktycznie 3 osoby od nas wykręciły czasy lepsze niż drużyna wpisana przez organizatorów na pierwsze miejsce. Trochę tu nasza wina bo osoby od nas powpisywały klub np. USKS Ludwikowice Kł a  inni USKS Ludwikowice Kłodzkie ale to chyba powinno być i do ogarnięcia przez organizatora, że to to samo. Niestety nie. Zgłosiliśmy więc sprawę do biura. Pani powiedziała, że poprawia już, dzwoniła by prowadzący wstrzymali się z ogłaszaniem ale i tak nic to nie dało. Jak już przyszło do ogłaszania zwycięzców to nas w ogóle nie ujęli. OK…

Po biegu nie było żadnych losowań gadżetów itp. więc w sumie nie warto było czekać. Szybko wszyscy rozeszli się w swoją stronę.

Taki właśnie był ten bieg. Niby poprawny ale jednak organizator oderwany od miejscowości w której on się odbywa jakoś mi nie podszedł. Problem z rejestracją, klasyfikacją nie nastrajają mnie na plus. Co gorsze moja Żona będąca na mecie mówiła,że było parę akcji też nie do pochwalenia – w stylu, iż biegacz na mecie się przewrócił a spiker stojący obok w ogóle się tym nie przejął. Nie wezwał ratowników ot czekał aż gość się sam pozbiera i zejdzie z asfaltu. Karygodne.

TRENING (TYDZIEŃ 38 + 39)

Trening Biegowy

Ostatnie dwa tygodnie w dalszym ciągu nie porażały treningowo. Jeszcze w 38 tyg coś tam nabiegałem, ale 39 tydzień to totalne odpuszczenie. Z powodu różnych, poza sportowych aktywności 🙂 biegłem tylko raz.

To, plus poprzednie tygodnie, zaowocowało słabym wynikiem – 166 km w ciągu września.

Uznajmy jednak, że regeneracja sił nastąpiła i teraz (tydzień 40) startuję już z normalnym planem. A ćwiczyć trzeba bo za 2 tygodnie trochę na wariata wymyśliłem sobie bieg ultra – UltraKotlina 70 🙂

Podsumowując zaś ostatnie dwa tygodnie:

Data: 20/09/2016

Dystans: 11,10 km
Czas: 01:02:39
Średnie tempo: 5:39 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Nike LunarSwift +4

Dwa kółeczka po Oleśnicy. Dni coraz krótsze i chyba coraz częściej przyjdzie kręcić się tu. Jakoś nie mam zaufania do biegów pod Oleśnicą po zmroku. Nie wiem czemu, bo pewnie dzikiej zwierzyny tu raczej nie ma, ludzi nastających na moją niewinność 😉 pewnie też ale … nie jestem jeszcze przekonany i już.

Data: 22/09/2016

Dystans: 12,79 km
Czas: 01:14:40
Średnie tempo: 5:50 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Nike LunarSwift +4

To samo co we wtorek. No z malutkim wydłużeniem 🙂

Data: 25/09/2016 – III Półmaraton Sowiogórski

Dystans: 20,33 km
Czas: 02:18:19
Średnie tempo: 6:48 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Adidas Kanadia TR 7 

Jak w temacie – 3 Półmaraton Sowiogórski. Słabo 🙁 ale szczegóły w kolejnej relacji.

Data: 25/09/2016 – małe after party z Żoną

Dystans: 10,10 km
Czas: 01:16:35
Średnie tempo: 7:35 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Crivit (Nike 2015) 

Nie dobiegałem się chyba na półmaratonie 🙂 to poszliśmy jeszcze potrenować. 10 km wpadło, ale powiedziawszy szczerze nogi czułem.

Data: 02/10/2016

Dystans: 14,32 km
Czas: 01:29:09
Średnie tempo: 6:13 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Crivit (Nike 2015)

Jedyny bieg w tygodniu 39. Warunki pogodowe dobre, chłodno i nie padało ale forma moja nie porażała. Niby tylko tydzień przerwy (w treningach)a ciężko mi szło, że hej!

XXII Międzynarodowy Bieg Uliczny Twardogóra – 18/09/2016

XXII Międzynarodowy Bieg Uliczny Twardogóra – 18/09/2016

Są takie biegi, które pasują człowiekowi i aż chce się w nich pobiec. Może to być kwestia miejsca, trasy, dobrej organizacji czy atrakcyjnych nagród. A może wypadkowej wszystkich tych cech po trochu.

Dla mnie takim, odkrytym trochę przypadkowo w zeszłym roku, biegiem jest – Twardogóra.
Impreza o lokalnym zasięgu (biegnie około 100-130 osób) – ale nie liczcie, że wygracie bez problemu bo biegną tu naprawdę mocni zawodnicy. W tym roku chyba wszyscy (łącznie z 70-latkami) dobiegli poniżej 1 godziny.
Dobra organizacja, wszystko dobrze oznaczone, pomysłowe koszulki, medale.
Wymagająca i przy tym szybka trasa.
Blisko od mojego miejsca zamieszkania.
Po biegu losowanie mnóstwa nagród 🙂 Może i drobnica, ale człowiek czuje, że ma szanse a nie, że 4 nagrody losują na 2000 osób.

No pasuje mi tu jak na razie wszystko, chociaż nie mówię, że organizatorzy nie mogliby paru spraw ulepszyć.

Jak było w Twardogórze w zeszłym roku pisałem tutaj:
XXI Międzynarodowy Bieg Uliczny Twardogóra

XXII Międzynarodowy Bieg Uliczny Twardogóra
Ciekawy medal i koszulka

W „ogóle” było podobnie jak rok temu więc nie będę tego tu powtarzał.  Ulepszono kwestię numerów startowych.  Tym razem były bezzwrotne i agrafki były 🙂
Nie udała się za to kwestia koszulek. No może, udała w 50% bo koszulki świetne (ładne, kolorowe) ale o 10:50 były tylko w rozmiarze L. Mój rozmiar 🙂 ale Żony niekoniecznie. Szkoda trochę.
Nie wiem, czy w przyszłości organizatorzy nie muszą pomyśleć też nad dodatkowymi toaletami. Toi-toi nie widziałem, a jedna ubikacja w ratuszu i jedna obok to trochę mało.  Do tej w ratuszu nie było może mega kolejki, ale ludzi się w niej chyba przebierali! co znacząco spowolniło rotację.

No cóż. Organizacyjnie wyszło wszystko  na plus. Ja przynajmniej nie widzę powodu by się wyżalać na drobne niedociągnięcia. To opiszę  stronę sportową zawodów.

Pod względem formy ciągle czuję się mocny (jak na poprzednie lata) więc uznałem, że trzeba będzie ostro cisnąć, a może uda się wykręcić dobry czas. Ponieważ poprzednie rekordy na 10 km miałem w okolicy 50 min to uznałem, że spróbuje utrzymać tempo mniejsze niż 05:00. W jednym z ubiegłorocznych biegów na 7 km zanotowałem około 04:25. Tutaj dystans większy i pod górki trochę, więc aż tyle nie planowałem. Z obliczeń wyszło, że będzie ok jeśli pobiegnę 04:50.

XXII Międzynarodowy Bieg Uliczny Twardogóra
Przed startem biegu

Rozgrzewka no i start. Pierwszy kilometr wszedł w 04:26. Zwarta grupa cisnęła dalej i kolejny podobnie – 4:34. Później jednak poczułem, że tyle nie utrzymam i zwolniłem samoistnie pod planowane 04:50). Co ciekawe takie tempo trzymałem praktycznie do końca biegu.
01 km – 4:26
02 km – 4:34
03 km – 4:48
04 km – 4:49
05 km – 4:52
06 km – 4:55
07 km – 4:54
08 km – 4:58
09 km – 4:52
10 km – 4:21

XXII Międzynarodowy Bieg Uliczny Twardogóra
Ciśniemy mimo, że pod górkę

Na mecie moje Suunto pokazało 47:29. Rekord. Oficjalne wyniki wyszło bardzo podobne i zamieszczę je niedługo (bo teraz jeszcze w necie ich nie ma).

Ze swojego wyniku jestem zadowolony, chociaż nie ukrywam, że szczyty biegów to nie są. Ciągle dużo mam do poprawienia.

Po biegu wypiłem ciepłą herbatę, zjadłem dobrą grochówkę i można było obejrzeć dekoracje zwycięzców. Wręczenie nagród poszło sprawnie, szybko zaczęto po nim losowanie nagród. Znów moja rodzinka miała szczęście i wylosowaliśmy sportową torbę i kubeczek na mleko dla dzieci 🙂
Cóż, zadowolony z wyniku biegu spokojnie mogłem wracać do domu. W przyszłym roku pewnie znów się tu pojawię.

Na sam koniec chciałem przedstawić taką luźną refleksję, która nasunęła mi się, gdy prowadzący cieszył się, że w tym roku pobiegło sporo osób z Twardogóry (i zajęli parę dobrych miejsc w kategoriach wiekowych).
Twardogóra (ale i np. Oleśnica) za wygrane miejsca wypłaca nagrody pieniężne. Powoduje to, że są „zawodowcy” z Kenii czy Ukrainy, którzy zajmują czołowe miejsca na podium.  Praktycznie wszystkie.
Wydaje mi się, że takim małym miastom to niepotrzebne. Żadna z tego promocja. Większy sukces biegu, władze mogłyby ogłosić gdyby zachęciły właśnie kolejnych, swoich mieszkańców do uczestnictwa. Co można by zrobić gdyby (zamiast wydawać na „gości”) nagrody pieniężne dać tylko w kategorii mieszkaniec miasta, powiatu czy Polak. Albo nie płacić w ogóle, a zaoszczędzone pieniądze wydać na lepsze rozreklamowanie biegu czy fajniejsze pakiety dla uczestników.

TRENING (TYDZIEŃ 37/2016)

Trening Biegowy

Kolejny tydzień biegowy zakończony. Podobnie jak w poprzednich były i treningi i zawody. Nie powiem, zawody udane (wykręciłem dzisiaj swój rekord na 10 km) ale  imprezy biegowe coś za bardzo zaburzają normalne trenowanie.  Zamiast 4 treningów robię tylko 3, spada mi kilometraż, co obawiam się finalnie spowoduje gorszą dyspozycję przy naprawdę wymagających zawodach (a marzą mi się jeszcze biegi ultra).
Trzeba będzie chyba zdecydować się by biegać jednak mniej różnych zawodów, no i wybrać preferowany dystans a nie skakać od 10 km do 130 🙂
W szczegółach mijający tydzień minął tak:

Data: 13/09/2016

Dystans: 6,30 km
Czas: 00:34:46
Średnie tempo: 5:31 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Nike LunarSwift +4

Miksowany bieg pod Oleśnicą. Pokręciłem się trochę po terenie by później wrócić na asfalty. Krótko biegałem niestety ale późna pora nie zachęcała by latać po lasach 🙂
Wprawdzie na biegowej wycieczce, ze zwierzyny, spotkałem tylko 3 sarenki ale jednak sam fakt, że ciemno i można wyrżnąć na jakichś dziurach wystarczył.

Data: 15/09/2016

Dystans: 11,05 km
Czas: 01:02:41
Średnie tempo: 5:40 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – PUMA Kevler Runner

Dwa kółka już po mieście. Zwyczajowe takie, no może poza faktem, że pobiegłem w dawno nie używanych butach Pumy. Kiedyś średnio mi pasowały (jakoś dziwnie przeszkadzały w okolicy achillesów) ale teraz gdy nogi trochę mocniejsze jest ok. Na maraton  może bym ich nie zabrał ale na szybkie dynamiczne biegi pasują. Mniej się w nich męczę niż w ciężkich, sztywnych, amortyzowanych butach.

Data: 18/09/2016 – XXII Międzynarodowy Bieg Uliczny w Twardogórze

Dystans: 9,92 km
Czas: 00:47:29
Średnie tempo: 4:47 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – PUMA Kevler Runner

Zawody. Rekordowy dla mnie czas 🙂 Tak szybko jeszcze w swoich życiu nie przebiegłem 10 km.  Poprzedni czas to 50:20 (jak kojarzę) a tu 47:29 (oficjalne wyniki też podobne). Fajny dzień 🙂

 

34 PKO Wrocław Maraton (11/09/2016) – Relacja

34 PKO Wrocław Maraton

34 PKO Wrocław Maraton (11/09/2016) – Relacja

Wrocławski maraton w mojej biegowej historii raczej nie zapisał się do tej pory jako bieg życia. Wynik zawsze osiągałem w nim słaby, warunki na trasie były ciężkie (a to padał deszcz, a to spora wilgoć i ciepło). No szału nie było. Czuję, iż edycję 2016 odpuściłbym, ale jak to u gadżeciarzy skusiła mnie wizja patery jaką dostanę gdy pokonam 2 x Wrocław Półmaraton + 2 z Wrocław Maraton.
Dodatkowo w tym roku, po w miarę dobrym okresie treningowym, miałem nieśmiałe zakusy na pierwsze złamanie 4 godzin. Ostatnie treningi w Oleśnicy (w podobnych temperaturach), dawały mi wprawdzie sygnał, że chyba to się nie uda, ale życie zweryfikowało moje możliwości jeszcze dobitniej. A było to tak 🙂

Część dotyczącą zapisów, opłat trochę skracam bo podobne wszystko jak przy Nocnym Półmaratonie.

Zapisy na maraton wystartowały dość wcześnie. Rejestracja przez DataSport, strona maratonu i facebook prowadzone dobrze (częste aktualizacje, sporo informacji). Zwyczajowo opłaciłem bieg w pierwszym terminie, bo po co przepłacać.

Podobnie jak przy poprzednich edycjach odbiór pakietów ruszył w piątek i sobotę więc dla spokoju ducha podjechaliśmy z rodzinką dzień przed biegiem. Ludzi sporo ale dało się zaparkować w okolicy i kolejek „do kas” 😉 nie było. Wolontariusze sprawnie sprawdzili tożsamość, wydali co trzeba i można było pooglądać stoiska expo. Zwyczajowo podobało mi się wszystko oprócz cen, więc nie kupiłem sobie nic 🙂 No może dłużej debatowałem nad książką Skarżyńskiego o treningu maratońskim, gdyż był na stoisku z nią sam autor i kusiła mnie wizja, że może mi ją podpisze. Finalnie jednak dałem spokój i można było wracać do domu.

Pakiet startowy znośny – numer, agrafki, chrupki, piwo bezalkoholowe, jakieś ulotki no i koszulka 4F. Wygląda na solidną ale mogła by być bardziej żywa kolorystycznie (w znaczeniu posiadania jakiejś fajnej grafiki a nie tylko napisów).

Niedzielny poranek to wiadomo wyjazd na miejsce zawodów. Organizatorzy, oznaczyli miasto całkiem dobrze. Tablice gdzie są parkingi znajdowały się już od rogatek miasta, na samej trasie też było sporo banerów, informacji. Szybko trochę za to chcieli zablokować drogę, bo o 07:40 już przegrodzono trasę, którą miałem chęć dojechać na miejsce parkingowe. Szczęśliwie, pas do skrętu w lewo był wolny i wszyscy kierowcy jechali z niego prosto (wiem, nie popieram łamania przepisów ale kogoś poniosło blokować główną drogę o takiej godzinie – tym bardziej, że na tym kawałku ulicy maratończycy mogli się pojawić najwcześniej około 10:00 – 11:00).

Cóż zaparkowałem gdzie chciałem i poszliśmy z Żoną na start (ona biegła w biegu rodzinnym 2 km). Ludzie już się kręcili po okolicy, rozgrzewali. Ze spraw przyziemnych na plus zaliczam sporą ilość toalet, nie stało się w mega kolejkach (no chyba, że ktoś 10-20 min przed biegiem wpadł na pomysł by skorzystać).
Trochę pospacerowaliśmy, spotkałem wujka (też biega mimo 60-ki na karku, szacun), dokonało się parę zdjęć i zacząłem rozgrzewkę. Gdy już byłem gotów, pozostało stanąć w strefie startowej i czekać.

34 PKO Wrocław Maraton
34 PKO Wrocław Maraton – widok na start

Odliczanie i kolejne strefy ruszyły. Ludzi na maratonie było mniej niż na połówce i tym razem oczekiwanie na bieg nie było tak długie. Chwilka spaceru no i bieg.

Od razu po starcie czuło się, że pogoda niestety da wycisk. Piękne słońce zwiastowało upały i tak było. Temperatura rosła momentalnie. W mieście wiadomo, betonowa dżungla to i stopni jeszcze więcej. W którymś momencie, na trasie, widziałem termometry, które pokazywały 30 stopni w powietrzu i 40 przy asfalcie (niektórzy w necie dali foty na których jest 50 🙁 ) Hardcore.

Punkty odżywcze na trasie były zorganizowane co około 2,5 km. Na wszystkich wlewałem w siebie co się dało (woda, izotonik). Cukry uzupełniałem bananami i kostkami cukru. Korzystałem też z wody do odświeżania obficie lejąc po sobie i mocząc czapkę. Gdyby nie to, pewnie przyszłoby polec od razu. Obsługa punktów była bdb, nic nie brakowało na nich (no może z wyjątkiem żeli bo dla mojej grupy tempowej już ich na stołach nie było).

Biegnąc starałem się trzymać założonych temp – bieg po około 05:25-05:40 min/km. Do 18 km udawało mi się to całkiem dobrze ale później nastąpiła katastrofa. Momentalnie, jakby ktoś mnie nożem podciął – 19 km = 06:37, 20 km = 06:22 a  po połówce jeszcze gorzej. Nie dałem rady biec i zacząłem iść (czasy po około 07:30-09:00). Niestety nie udało mi się ogarnąć już do końca i praktycznie całość szedłem, z momentami podbiegów.
Masakra. W pewnym momencie miałem takiego doła, że zacząłem pierwszy raz w karierze myśleć, że po co mi to i może zejść z trasy. Taa… problem tylko taki, że nie miałem telefonu, pieniędzy, miasto stało w korku to po co. I tak bym musiał dojść na metę. Szedłem więc dalej.  Od 37 km trasa prowadziła troszkę w cieniu i tu nieznacznie przyśpieszyłem (bliżej 07:30, ale oczywiście i tak więcej szedłem).

34 PKO Wrocław Maraton
34 PKO Wrocław Maraton – druga połowa dystansu

Po tej tragicznej walce na mecie zameldowałem się w czasie – 04:54:56. Miejsce Open – 3133, w kategorii M40 – 899.

Porażka na całego. Najbardziej z tego wszystkiego to mi było Żony szkoda, że musiała przy mecie czekać tyle czasu.

Koniec biegu to wręczenie medalu. Później biegacze przesuwali się powoli do przodu zbierając pamiątki 🙂 Chłodzący ręcznik, folię NRC, banany, wodę, izotoniki by finalnie dojść do strefy bufetowej gdzie serwowano makarony i herbatę. Dobre, ale niestety nie miałem w ogóle apetytu. Przed oczami za to miałem loda Frugo i zimną colę 🙂
Trochę zawiodłem się, bo niezbyt dało się wrócić tą samą trasą. Miałem chęć na jeszcze jeden izotonik ale barierki i porządkowi zniechęcali do spaceru pod prąd. No szkoda.
Sporo ludzi odpoczywało w cieniu na trawie, ja jednak miałem Wrocławia dość i szybko zawinęliśmy się do auta jadąc do domu.

Finalnie. Od strony organizacyjnej impreza na pewno udana. Nie widziałem żadnych znaczących pomyłek, niedociągnięć. Na ten moment mogę stwierdzić, że w przyszłym roku pewnie jeszcze wystartuję bo skoro mam już te 2 medale, to na paterę uskładam kolejne, ale później z maratonem Wrocławskim dam sobie spokój. Jednak co roku ciągle coś mi nie pasowało na nim (z przyczyn niezależnych od organizatorów) to po co się męczyć.

TRENING (TYDZIEŃ 36/2016)

Trening Biegowy

Coś nie mogę się pozbierać  po DFBG. Treningi w kończącym się właśnie tygodniu zrobiłem tylko 2 i finalnie pobiegłem we wrocławskim maratonie. Średnio to wszystko wyszło ale po kolei.

Data: 06/09/2016

Dystans: 10,70 km
Czas: 01:01:37
Średnie tempo: 5:46 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Nike LunarSwift +4

Kolejny bieg pod Oleśnicą. Pokręciłem się trochę po lasach i polach by na ostatnie 4 kilometry wrócić na asfalty. Jednak na równych drogach biega się dużo łatwiej. Mimo zmęczenia wcześniejszym dystansem od razu „wszedłem” na lepsze tempo.

Data: 08/09/2016

Dystans: 11,67 km
Czas: 01:03:38
Średnie tempo: 5:27 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Adidas Galactic Elite M

Tym razem zrezygnowałem z bieganie po terenie na rzecz asfaltów. Po pierwsze chciałem rozruszać buty (które planowałem wziąć na maraton), a po drugie poćwiczyć trochę w maratońskim tempie. Oj, ciężko coś szło. Czwartek, był kolejnym gorącym dniem w tym tygodniu i to się czuło. Ubiegłem wprawdzie to co chciałem ale mój stan na końcu biegu nie wróżył sukcesu podczas maratonu. Czułem, że nie wytrzymam takiej prędkości przez ponad 42 km.

Data: 11/09/2016 – 34 PKO Maraton Wrocław

Dystans: 42,93 km
Czas: 04:54:54
Średnie tempo: 8:73 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Adidas Galactic Elite M

Masakra. Temperatura mnie zniszczyła. Nieśmiało myślałem o przełamaniu w końcu 4 godzin a wyszło odwrotnie. Ledwie zmieściłem się w 5. Cóż, więcej skrobnę w relacji.

XVII Toyota Półmaraton Wałbrzych

17 Toyota Półmaraton Wałbrzych

Półmaraton w Wałbrzychu (21/08/2016) to taki mój stały punkt kalendarza biegowego. W tym roku był to już jubileuszowy 5 start w tej imprezie 🙂

Pisałem już kilka relacji z Wałbrzycha np. tu:

http://rmc-biega.pl/?p=243

więc po namyśle zdecydowałem, że w tym roku pisać raczej sensu nie ma. Nie ma bo musiałbym się w sumie powtórzyć.
Idea, wykonanie biegu w detalach było identyczne do poprzedniego. Poprawne, dobrze zorganizowane. Trochę narzekałem w zeszłym roku na „rutynę organizacyjną”, tym razem chyba podszedłem do tego bardziej łaskawie i wszystko mi się podobało 🙂

Jednym z niewielu ulepszeń w 2016 r. była możliwość wyboru rodzaju pakietu – z koszulką czy bez. Wybrałem bez i przez moment trochę żałowałem (ale przez moment, później rozsądek zwyciężył). Organizatorzy zrobili je dość pomysłowe ze złotym pociągiem z przodu 🙂 Koszulkę można było wprawdzie dokupić na miejscu ale 2 x drożej niż w pakiecie więc ta opcja mnie nie skusiła.

Drugą rzeczą, która odmieniła ten bieg od poprzednich była … pogoda. Zamiast upału, padało. I to mocno. W sumie do biegania to lepiej więc tu też nie narzekam.

Walka na trasie Polmaratonu Walbrzych
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych – na trasie

No a od strony sportowej…
Ten sam bieg, ta sama trasa więc ładnie widać na przestrzeni lat, w jaką stronę idzie mój trening. A idzie całkiem dobrze 🙂 mimo, że przed samym startem czułem się średnio mocny.  Stresik był, jakoś wydawało mi się, że mocy nie będzie. Z tego powodu za punkt honoru uznałem, że bieg należy przebiec i dobrze by było to poniżej 2 godzin.
Przesadnej strategii ku temu nie miałem. Jak to ja – bazując na tempie z Półmaratonu Wrocław postanowiłem biec podobnie, licząc, że podbiegi mnie nie zniszczą 🙂
Założenia udało się zrealizować w 100%. Biegłem cały czas a na mecie uzyskałem czas – 01:51:22. Uwaga, uwaga! o 28 sekund lepszy niż we Wrocławiu 🙂
Zacnie.  W tak ciężkim biegu uzyskać taki czas to dla mnie duży powód do zadowolenia.

Na trasie Polmaratonu
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych – walka na trasie

 

Cóż można jeszcze powiedzieć analizując ten wyczyn. Hmmm… na podbiegach oczywiście sporo zwalniałem (do około 06:30 min/km) ale z górki znajdującej się później nadrabiałem lecąc po około 04:30. Dobrze też widać w wykresikach z GPS, że jednak mocy mi trochę brakowało. Każde kolejne okrążenie (są 3) biegłem wolniej. I to na podbiegach i na zbiegach. No ale nie na tyle wolno by wynik nie wyszedł.

XVII Toyota Polmaraton Walbrzych
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych- okolice mety

Jestem zadowolony. Podniosłem sobie wprawdzie dość mocno poprzeczkę niemniej to chyba dobrze. Ile można się tak lenić. Dużo osób po roku bieganie ma lepsze wyniki niż ja po 4 czyli ciśniemy 🙂

TRENING (TYDZIEŃ 31-35/2016)

Trening Biegowy

Ależ zeszło! Praktycznie miesiąc nic nie pisałem. Najpierw 2 tygodnie urlopu, później miałem parę pilnych prac, które mocno zaabsorbowały mój czas wieczorny i niestety tak wyszło.
Brak wpisów nie spowodował jednak, że nie biegałem. Absolutnie nie 🙂 Kilometry się pokonywało i na urlopie i po. Były też jedne zawody (Półmaraton Wałbrzych), o których szybciutko wspomnę w kolejnej relacji.

Wydaje mi się, że dokładna relacja ile i w jaki dzień trenowałem nie ma już teraz sensu (chociaż niektóre treningi ciekawe) więc pogrupuję miniony czas na odcinki tygodniowe, w czym myślę pomoże mi Endomondo.

Statystyki za 08-09/2016
Podsumowanie sierpnia 2016

Tydzień 31
Przebiegłem 30,17 km. Tydzień ciągle jeszcze rozruchowy po DFBG, 4 treningi nie dłuższe niż 10 km.

Tydzień 32
Urlop 🙂 Przebiegłem 37,35 km. 4 treningi z czego 3 nad polskim morzem. Ludzie biegają i tam, o dziwo nawet nad ranem 🙂

Tydzień 33
Urlop c.d. 🙂 45,44 km pokonane, 4 treningi. 2 nad morzem, 1  w Górach Sowich i finalnie – Półmaraton Wałbrzych (dobrze poszło :))

Tydzień 34
55,12 km w 4 treningach, z czego długie Sowiogórskie wybieganie – 28,91 km. Biegłem z Michałem i jednak to nie był dobry dzień 🙂 Skubany się ogarnął i ciśnie jak rakieta. Ja dodatkowo będąc w ogóle nie wyspany po całym tygodniu siedzenia przed PC po nocach (pasja fotograficzna niestety czasem wymaga nad zdjęciami posiedzieć) szybciutko wymiękłem. Podłaziło się, energii brak 🙁

Tydzień 35 (czyli już wrzesień)
Oj, coś źle się dzieje. Chciałem jeszcze ładnie doszlifować formę przed maratonem we Wrocławiu a wybiegałem tylko – 26,32 km (3 treningi). Jednak kilometry buduję w weekendy, a tym razem tego zabrakło. W sobotę niecałe 5 km, w niedzielę nic. Miejmy nadzieję, że nie osłabi to mojej dyspozycji.

Podsumowując.
Uczucia co do sierpnia mam mieszane, z nastawieniem na nie. Wybiegałem tylko 177 km. Forma niby jeszcze w dół nie leci ale jeśli kolejne tygodnie będę się obijał czuję, że skończy się to słabszymi wynikami.
Sezon trwa, chciałem zawalczyć o złamanie 4 godzin  w maratonie, później mam kilka biegów górskich (Półmaraton Sowiogórski np.)  a tu może być kiepsko. No cóż. Zobaczymy jak pójdzie we Wrocławiu, a później pozostanie solidne trenowanie by się jakoś zrehabilitować 🙂

Adidas Adistar Raven 3m – test i porównanie

Logo strony Test Sprzetu

Adidas Adistar Raven 3m – test i porównanie z Adidas Kanadia 7 TR

Dzięki uprzejmości portalu bieganie.pl dostałem do przetestowania trailowy but Adidasa – Adistar Raven 3m (rozmiar 45 1/3).
Szykując się do swojego pierwszego ultra, but ten testowałem dość solidnie na zmianę z Adidas Kanadia 7 TR (rozmiar 46, opisywany niedawno), by wybrać spośród nich te, w których pobiegnę 130 km DFBG.
Wskutek tego przedstawię tu nie tylko sam opis, ale postaram się również zasygnalizować różnice/podobieństwa pomiędzy obydwoma modelami.

Adidas Adios Raven 3M
Adidas Adios Raven 3M – wygląd zewnętrzny

 

Zaczynając standardowo 🙂 Parę danych od producenta:

Buty biegowe adidas adistar raven 3 m
Męskie buty trailowe adistar raven zostały stworzone z myślą nierównych i zróżnicowanych terenach, często też podmokłych. Zastosowane technologie takie jak podeszwa ADIWEAR™ wraz z ADAPTIVE TRAXION, zapewniające przyczepność do podłoża wtedy, kiedy jest to konieczne. Wsparcie gumąContinental przygotowuje but na każde warunki pogodowe. Dodatkowo miękka cholewka w technologi Techfit™ zapewniająca dopasowanie oraz systemADIPRENE+ wspierający wybicie, sprawiają że są to buty do zadań specjalnych.

Właściwości:

  • przeznaczone dla stopu neutralnej i supinującej
  • system ADIPRENE + w przedniej części podeszwy zapewniająca elastyczną amortyzację
  • ADIPRENE pod piętą gwarantuje miękkie lądowanie
  • podeszwa w technologi ADAPTIVE TRAXION to przyczepność i stabilność na każdym podłożu
  • guma Continental zapewnia przyczepność w każdych warunkach pogodowych
  • cholewka Techfit to dopasowanie i miękkie bezszwowe wsparcie stopy
  • elastyczna taśma zamiast sznurówek zapewnia idealne dopasowanie
  • anatomiczne dopasowanie do stopy zapewnia wkładka EVA

Materiał:

  • cholewka  – materiał tekstylny
  • wsparcie stopy – syntetyczne materiały wierzchnie
  • wyściółka – oddychająca siatka

Kolor:

  • granatowo-niebieska cholewka
  • białe paski
  • jaskrawo zielona podeszwa i język

Przeznaczenie:

  • buty trailowe

Brzmi zachęcająco 🙂 A jak jest w używaniu?

Wygląd zewnętrzny/parametry
Buty mogą się podobać. Żywe zestawienia kolorystyczne, agresywna linia. Na pierwszy rzut oka wyglądają dużo lepiej niż Adidas Kanadia (który przy nich jest dość niepozorny).

Adidas Adios Raven 3M
Adidas Adios Raven 3M – wygląd zewnętrzny

Boczne ” zęby”  podeszwy Ravena sygnalizują spore możliwości terenowe, podczas gdy sama podeszwa aż tak ostra nie jest. Jest na pewno nietypowa, mi ze swoimi okrągłymi wypustkami przypomina trochę piłkarskie korki. Ale korki te, nie wystają wcale tak mocno jak w innych trailowych butach. Salomon Speedcross czy właśnie Kanadia 7 mają swoje kołeczki dużo wyższe.
Powiedziałbym nawet, że oglądając podeszwy niektórych asfaltówek ma się wrażenie, że mają dużo głębsze wcięcia. Cóż, pozostało uwierzyć, że Adidas wie co zaprojektował i w połączeniu z gumą Continentala będzie to dobrze sprawdzać się w terenie.

Adidas Adios Raven 3M
Adidas Adios Raven 3M – nietypowa podeszwa

Całe Adidasy sprawiają wrażenie solidnych.  Cholewki mają dużo gumowatych wzmocnień (z przodu, z boków), nie ma się obaw, że przywalimy np. w kamień i od razu to poczujemy.  Kanadia takich ekstrasów  nie ma, jest ot jak zwyczajny biegowy but.
Ciekawostką jest również materiał cholewki Ravena. Jest on jednolity (nie jest to taka siateczka jak zwykle w butach biegowych). Uspokajam jednak przepływ powietrza jest normalny, kurz też brudzi nogi jeśli biegamy po piasku 🙂
„Solidność” Ravena wychodzi na wadze. Masa rozmiaru 45 1/3 to około 376 gr. podczas gdy Kanadia 7 w r. 46 waży 355 gr.

Komfort używania/rozmiar
Adidasy te dostałem w swoim normalnym rozmiarze – 45 1/3. Przy pierwszym założeniu czekała mnie jednak niemiła niespodzianka 🙁 Raveny były … niby wygodne ale ciasne :). Hmm, no może nie całkiem ciasne ale opięcie stopy w mojej ocenie było za duże. Czułem but zwłaszcza z góry ale i palce miały minimalny luz (z przodu bo szerokość Ravenów była ok – ogólnie mają one dość szeroki przód i sporo miejsca na palce). Bałem się, że przy dłuższych biegach Adios R. będą mnie po prostu obcierać.
Po pierwszych treningach (dystanse około 10 km) żadnych obtarć nie było ale wrażenie ciasności nie minęło. Szczęśliwie Raven ma wyciąganą wkładkę więc zdecydowałem, że zastąpie ją inną, cieńszą. Z posiadanych wybrałem Dunlopa, który był nie tak gruby, a przy tym nie posiada żadnych udziwnień (usztywnień itp), które mogły by zaburzać charakterystykę buta.
Na zdjęciu widać o ile cieńsza jest nowa wkładka w porównaniu do oryginału.

Adidas Adios Raven 3M
Adidas Adios Raven 3M – porównanie wkładek

Po wymianie odczucia zdecydowanie się poprawiły, but nabrał odpowiedniego luzu no i można już było biegać na całego.

Dziwne są te rozmiary Adidasa. Kanadia, którą mam niewiele większą jest za to aż zbyt luźna. By stopa trzymała się w niej stabilnie muszę wiązać je dość mocno. W tym modelu wkładka umieszczona jest na stałe (a przynajmniej tak mi się wydaje bo mojej nie umiem wyjąć :))  więc możliwości tuningu już nie ma. Pozostaje naprawdę dobrze wybrać rozmiar 🙂

W terenie

Adidas Adios Raven 3M
Adidas Adios Raven 3M – na Sowiogórskich trasach

Oba buty obiegałem na tych samych trasach o zróżnicowanym podłożu. Było wszystkiego po trochu. Bliżej cywilizacji (okolice Oleśnicy) trochę asfaltu, piasku, trawy jak i polnych-leśnych dróżek wysypanych kamieniami. W górach Sowich za to dużo luźnych kamieni (większych jak i mniejszych).  Jedno czego nie było to błota 🙂 bo ostatnie miesiące wybitnie suche. Uwaga – ze względu na porę roku nic nie mogę powiedzieć jak sprawiłby się oba modele w zimie.
Na każdym z tych rodzajów podłoża buty spisywały się dobrze. Biegło się wygodnie, czułem podłoże ale bez hardcorowych doznań po każdym nadepnięciu np. na kamień czy szyszkę. Od przeszkód bardziej izolują jednak Kanadie. Jednak niskie wypustki podeszwy Ravena powodują, że czasem potrafi nas jakiś złośliwy kamień zakłuć. Za to lepiej biegało się w Ravenie po asfalcie – bardziej jak w normalnych butach. Zęby Kanadii utrzymują nas w pewnej odległości od asfaltu i potrzeba więcej czasu by się do takiej charakterystyki biegu przyzwyczaić. Nie jest to mocno uciążliwe, da się pokonywać i tu kolejne kilometry (pamiętam ze starszych biegów, że w Salomonie Speedcross po asfalcie biegało się bardziej niewygodnie).
W terenie górskim również biegało się ok. Podbiegi, zbiegi bez kłopotu. Noga w obu nie latała do przodu. Raz czy dwa w Kanadii miałem jednak wrażenie, że stopa przemieszcza mi się na boki (chyba przez ten spory rozmiar) i to finalnie wskazało na Raven 3 jako but na Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich.

Na treningach przed 130 km Super Trailu, w obu butach pokonałem dystanse od około 10 do 30 km w czasie od 1 godziny do 4 godzin. Oba Adidasy w takich warunkach były wygodne, nie obcierały mnie, nogi nie pociły się w nich jakoś przesadnie mimo sporych upałów.
Finalnie napiszę jeszcze, że Kanadie mają lepiej rozwiązane przyleganie buta do nogi (w górnej części). Adidas opisywał to w ich specyfikacji, że zabezpieczone są przed wpadaniem do środka buta kamyczków, piasku itp. I to rzeczywiście działało. Biegałem, było zawsze ok. W Ravenie niestety trzeba od czasu do czasu stanąć i wysypać nieproszonych gości 🙂

Finalny bieg 🙂 – 130 km Super Trail DFBG
Podczas mojego pierwszego biegu Ultra potwierdziły się w większości odczucia z treningów. Na DFBG doszedł jednak ostatni element testowy – błoto 🙂 Początkowo wydawało mi się, że Adidasy trzymają się wyśmienicie bo widziałem parę osób np. w Salomonach, którym nogi odjeżdżały na podejściach gdy ja szedłem dobrze. Niestety gdy zrobiło się z górki to i mi ze dwa razy noga poleciała do przodu i prawie usiadłem na tyłku. Przydał by się jednak bardziej terenowy bieżnik.
W sporej wilgoci poranków but nie przeszkadzał. Owszem czuło się wodę ale szybko wysychały. Dodatkowo duża liczba gumowych wzmocnień izolowała do błota (i mimo, że parę razy wdepnąłem w miarę głęboko) to nie miałem później dyskomfortu podróży.

Na całej trasie Adidas ten jakoś wybitnie nie przeszkadzał, nie podrażniał stóp. Mimo to 26 godzin to jednak trochę za dużo i bąbli się niestety dorobiłem. Ponieważ to jednak mój pierwszy tak długi bieg to nie mogę powiedzieć, że to wina buta. Całkiem możliwe, że po prostu stopy moje na aż tak wielki wysiłek przygotowane nie były.

Podsumowanie
Jak chyba widać z Adios R. jestem zadowolony (ale i z Kanadii 7TR też). Da się w nich biegać prawie wszędzie (uważając na błoto). Nie straszne im góry, lasy, asfalty, biegi ultra. Wydaje mi się, że w naszych warunkach terenowych kiedy nie ma aż tak ekstremalnego podłoża, a są za to odcinki dobiegowe po asfalcie to but sporo lepszy od mega ostrych terenówek. Polecam.

TRENING (TYDZIEŃ 30/2016)

Trening Biegowy

Najszybsza relacja z zakończonego tygodnia w historii moich wpisów – 0 km pokonanych, nie biegało się w zakończonym tygodniu 🙂

Jak wspominałem w opisie DFBG mięśnie nóg nawet trzymały się całkiem nieźle, ale stopa (lewa) odmówiła posługi. Najbardziej przeszkadzał mi mały palec z którego zbyt szybko oderwała się skóra (z pęcherza). Przeszkadzało to w chodzeniu a co tu mówić w ogóle o bieganiu. Co gorsza kuśtykając przenosiłem ciężar na nogę prawą i w pewnym momencie zaczęła boleć mnie i ona 🙁
Pozostało więc pauzować czekając aż kończyny dolne się wygoją.

Aby całkiem nie zmarnować czasu przeprosiłem się z rowerem i przejechałem zawrotne 16 km 🙂 To jednak nie to, wolę biegać.
W tym momencie już prawie chodzę normalnie więc jutro spróbuję pierwsze kilometry pokonać.

Mały update – podsumowanie miesiąca lipca. Rekordowy jak dla mnie wynik przebiegniętych 282 km.  Całkiem nieźle 🙂

W pogoni za marzeniami