Archiwa tagu: półmaraton

Półmaraton Górski Orzeł 2023

Nie ma co ukrywać, ostatnie kilka miesięcy u mnie to jakiś rodzaj biegowej depresji. Wychodziłem pobiegać ale z pewnością nie trenować. Tu 5km, tu 8 i zapał się kończył. Bardziej cieszyły mnie rowerowe wycieczki z żoną, po których najczęściej uznawałem, że zmęczyłem się solidnie i nie ma już co dobijać kilometrów na nogach.
Nawet wizja górskiego biegu, na który zapisałem się dość dawno temu nie zdołała mnie zmobilizować na tyle bym wziął się za robotę. Z asfaltu zlazłem dwa tygodnie temu, zrobiłem 2 treningi po lasach, łąkach. Ostatnie szlify 🙂 chciałem nadać sobie w tygodniu poprzedzającym zawody ale cóż… rozłożyła mnie jakaś boleść brzucha i pobiegałem tyle co 3 km w jednym treningu. Taaaakkk…

Bieganie w takiej formie cieszy mnie coraz mniej. Przed samymi zawodami miałem nawet dylemat czy warto w ogóle startować. Szkoda mi się jednak zrobiło wpisowego, wyrzuty sumienia za takie lenistwo + wrodzone poczucie obowiązku jednak pchnęły mnie do drogi. Spakowałem ciuchy, zabrałem terenowe buty no i niech się dzieje co chce – pobiegnę.

Jedno, do czego doszedłem po tych wszystkich latach, to trochę więcej rozsądku. Ponieważ absolutnie nie czułem się na siłach na ambitne bieganie ułożyłem sobie plan by zrobić to na tempach jak najbardziej „treningowych” – spokojnie, bez szaleństw. Miało to pozwolić mi zachować siły jak najdłużej a nie wyjechać się od razu i później łazić.

Góry Sowie o poranku przywitały mnie śniegiem i temperaturami oscylującymi koło 0 stopni. Po dojściu pod schronisko Orzeł walczyłem chwilkę z myślami czy zakładać jeszcze na siebie wiatrówkę ale jednak dałem spokój i zostawiłem ją w plecaku. Koszulka termiczna + bluza z długim rękawem wystarczą. Miałem oczywiście czapkę i rękawiczki i to były z pewnością akcesoria niezbędne bo na trasie było zimno i padał śnieg 🙂

W strefie startowej stanąłem w końcówce. Na początkowych metrach myślałem czy to nie błąd bo jednak sporo było osób (a niektórzy biegli jeszcze wolniej niż ja). Błotnisto-śniegowo-liściowo-kamienne podłoże nie zachęcało jednak do szaleństw i szybko pogodziłem się z pozycją, tempem i warunkami.

Oj, brak treningów w górach dawał o sobie znać. W Górach Sowich ciężko biega się i przy dobrej pogodzie. Luźne, kamieniste podłoże wymaga wiele uwagi. Tu, przy trudnych warunkach (śnieg, błoto, liście) bałem się podwójnie i z bardziej stromych górek zbiegałem bardzo ostrożnie. Powodowało to, że w dół wymijało mnie sporo osób, które dochodziłem na momentach płaskich i tych w górę. Wolno bo wolno ale jednak podbiegałem trochę dłużej niż konkurenci.

Kilometry nabijały się i powoli zaczynałem odczuwać niedostatki formy. O dziwo, najbardziej przy momentach podchodzenia w górę. Nogi bolały. Miałem nawet spory kryzys czy warto lecieć na drugie okrążenie. Gdy wypłaszczało się (czy też robiło w dół) wolniutko ruszałem biegiem i jakoś to szło, co przekonało mnie, że raczej dam radę.

Najtrudniejsze było dla mnie podejście pod Wielką Sowę (około 14-15km). Rany ale ciężko mi się ruszało nogami 🙂 Czułem też zaczątki skurczów. Po osiągnięciu szczytu, trasa zmieniła się na sporo przyjemniejszą (bo w dół) i tu o dziwo swoim truchcikiem podążałem stabilnie w stronę mety.
Przyjemnym dodatkiem do wysiłku był fakt, że w wyższych partiach gór – zima na całego. Było pięknie biało. Dawno nie biegałem w takich warunkach więc zawsze to jakaś odmiana 🙂

Całkiem dobrze poszło mi także „mordercze” podejście w samej końcówce. Dałem radę i metę minąłem po czasie 02:56:09 (miejsce 349 z 389). Cóż… marny czas ale jak na przygotowania nie można było wiele więcej oczekiwać.

Jako, że do dekoracji i losowań nagród zostało troszkę czasu to po zalaniu się do pełna 🙂 wyśmienitą herbatką podreptałem do auta by się przebrać.
Suchy, odpoczęty wydrapałem się znów pod schronisko. Sumienność popłaca 🙂 W losowaniu udało mi się otrzymać worek z biegowymi ciuchami (koszulki, czapka). Fajnie, miła niespodzianka.

W tym miejscu wypada chyba skończyć tą relację. Nogi bolą mnie obłędnie 🙂 Dawno nie miałem takich zakwasów 🙂
Zważywszy na całkowity brak przygotowania nie poszło jednak tak źle. Nie było to oczywiście zbyt mądre ale lepiej się jednak zmobilizować niż całkiem odpuścić bieganie.

Acha, o organizacji biegu nie pisałem nic ale ja nie mam się do czego doczepić. Wszystko było ok. Polecam.

XXII Półmaraton Wałbrzych

Stwierdzić należy, że był i w nim pobiegłem.

Organizacja zwyczajowo stała na dobrym poziomie (jak dla mnie), nie będę się więc jakoś specjalnie o niej rozpisywał. Powiem tylko, że Wałbrzyski bieg jest już powoli takim rodzynkiem, gdzie w pakiecie dają różne ciekawe rzeczy. A cena nie zabija, co tym bardziej cieszy 🙂

Same, tegoroczne zawody za to były dla mnie sporym znakiem zapytania.

Po pierwsze – forma. Zwyczajowo słaba 😉 Powolutku się rozkręcam ale wystarczy powiedzieć, że dwa-trzy razy w tym roku zrobiłem 10 km 🙂 a cała reszta to bieganie dużo krótsze.
Z tego powodu dość długo wahałem się jak rozegrać zawody. Całość biegiem była zbyt ryzykowna. Galloway (jaki zastosowałem rok temu) raczej w Wałbrzychu się nie sprawdza bo zbyt często bieg wypadał mi pod górę, a spacery z górki.
Finalnie uznałem, że biegnę ile się da, a fragmenty pod górę będę podchodził. Ewentualnie, w końcówce biegu jeśli wymięknę to będzie przeplatanka – bieg/chód.

Po drugie – nowości. Okazało się, że półmaraton poprowadzono nową trasą. Pierwszy raz odkąd biegam tu była tylko jedna pętla. Zepsuło mi to trochę strategię bo nie byłem pewien czy podchodzenia (pod górę) nie będzie za dużo i nie wpłynie to jakoś znacząco na wynik.

Po trzecie – pogoda (w tygodniu z biegiem). Ciężka niestety. Jak padało to solidnie, jak włączało się słońce to od razu robiło się mega parówka. Bałem się czy upał nie zniszczy mnie całkowicie.
Szczęśliwie podczas biegu było cały czas pochmurno i temperatura nie przeszkadzała.

Przed startem.

No ale zaczynając w miarę od początku i szybko zmierzając ku końcowi 🙂

Trasa okazała się być do wytrzymania, chociaż absolutnie nie lekka. Jest „górska”, nie ma co liczyć na luźne bieganie. Zwłaszcza dwa fragmenty na obwodnicy (długie podejścia niestety) potrafią wymęczyć. Szczęśliwie, po każdym z nich następuje dłuższy odcinek lekko w dół czy po prostej. Dawało to możliwość nadrobić stracony czas.
Poniżej prezentuje wykres przewyższeń, myślę iż najlepiej widać na nim, na co trzeba się nastawiać 🙂

Trasa biegu 2022.

Najbardziej zadowolony jestem z faktu, iż założoną strategię udało mi się spełnić. Do końca biegłem, nie miałem żadnych kryzysów. Uzyskany czas nie jest oczywiście porażający – 02:15:05 ale należy przyjąć go z pokorą i zadowoleniem.

Na mecie pojawiłem się jako 647 osoba z 801 sklasyfikowanych.

Na trasie biegu

Wygrać w loterii niestety znów się nic nie udało, co pozwala przypuszczać, że za rok znów zmierzę się z Wałbrzyskim Półmaratonem 🙂 A ma być, co jest dobrym znakiem w dobie kiedy biegi nie są już tak na topie. Kto nie był tego zapraszam, warto spróbować swoich sił w Wałbrzychu.

XXI Toyota Półmaraton Wałbrzych

Czyli jak wróciłem do biegania 🙂

(O samym półmaratonie wiele nie będzie wybaczcie ale co roku podobny, co tu koło wymyślać od nowa :))

Kto interesuje się aktualną sytuacją biegową wie, że dalej dużych imprez praktycznie nie ma. Odwoływanie, przekładanie na nie wiadomo kiedy są na porządku dziennym. W tej dziwnej sytuacji tym bardziej zaskakujący okazał się fakt, iż Wałbrzych swój półmaraton jednak zorganizuje.

Zapisałem się na niego będą jeszcze w miarę w formie, w 2020 roku. Przeniesiono go na 2021. Kiedy okazało się, że jednak będzie uznałem – trudno, mimo kontuzji, zerowej formy wystartuję, no bo może wygram tą Toyotę 🙂
Nie będę ukrywał głupie i ryzykowne to było i mądrzy ludzie raczej tak robić nie powinni. Głód biegania to jednak straszna siła więc cóż…

Kiedy ciało nie może należy posiłkować się siłą umysłu. Z tego powodu przygotowania do zawodów zacząłem od przeanalizowanie swoich szans i możliwości oraz takiego wymyślenia strategii bym sobie jakoś specjalnie nie zaszkodził.

10 km w czerwcu jakoś mi poszło. 21 jednak to duża różnica – siłą woli raczej się jej nie zrobi. Oczywistym jest, że nie da się też nadrobić 5 miesięcy nie biegania w jeden (tym bardziej jak waży się 93 kg i ma jakąś kontuzję kolana). Postanowiłem więc sięgnąć do metody… Galloway’a.

Oceniłem, że powinienem być w stanie wolno truchtać 3 min, z 1 min przerwą na marsz i tak też postanowiłem zacząć biegać.

Kiedy chodzę z noga moją jest w miarę ok, biegać się jednak bałem „na żywca” więc na kolano zakładałem opaskę uciskową, o której może w jakimś kolejnym tekście wspomnę.

Najpierw zrobiłem 2-3 tygodnie rozruchu (po 3 biegi w tygodniu). Początkowo były to dystanse 4-5 km w tempie około 7 min/km, później zwiększone do około 6-7 by finalnie przed półmaratonem zrobić dwa treningi po 10 km i ostatni lekki run w sobotę (5 km.).

Nie było tak źle. Założoną strategię 3-1 min byłem w stanie utrzymać na treningach. Noga wytrzymywała też, więc można było przystąpić do półmaratonu.

Organizacyjnie (jak w poprzednich edycjach) wszystko ok. No prawie. Problem miałem mały w biurze zawodów, bo nie znałem swojego numeru. Okazuje się, że tym razem przypisywano je losowo (skanując kod kreskowy ze zgłoszenia powiązywali go z dowolnym numerem). Ot nowoczesność.
Pakiet startowy był nawet pomysłowy. Fajną, sporą torbę sportową dawano, a w niej termos i energetyczny baton/żel. Koszulki ekstra płatne jak ktoś chciał.
Trasa biegu jak kogoś ciekawi lekko pozmieniana. Dalej 2 kółka ale wydaje mi się, że kiedyś biegło się troszeczkę inaczej. No chyba, że nie pamiętam 🙂

A jeśli chodzi o walkę na trasie to było tak:

Pzed startem.

Wałbrzych powitał nas chmurami i chłodem. Do biegania więc całkiem dobre warunki (było by idealnie gdyby nie przelotne opady deszczu w trakcie biegu i spore już po). Mimo przedstartowego chłodku zdecydowałem się ruszyć na krótko – tylko spodenki i koszulka.
By być niezależnym od punktów żywieniowych zaś, zabrałem kamizelkę Aonijie z bukłaczkami + jeden żel.
Sporo osób biegło ze swoją wodą, widać obawy covidowe w narodzie żywe. Poważniej zaś, nie była to zła strategia. Na jednym z ostatnich punktów żywieniowych np. skończyły się kubeczki, dobrze więc że miałem swoją wodę.

Na trasie biegu.

Powiem wszystkim, że trzymanie się Gallowaya to ciężki temat. Zwłaszcza na zawodach gdy po 3 min trzeba iść a wszyscy lecą. Dumny jestem z siebie, że jednak dałem radę. Zwalczyłem pokusę i biegłem/dreptałem tak jak nakazywał czas.
Opłaciło się to bo o dziwo siły zachowałem na długo. Dopiero około 17 km, przy podbiegach trochę wymiękłem i szedłem ponad ustalenia. By było jednak uczciwie w momencie wypłaszczenia/ z górki biegłem troszkę dłużej.

Wałbrzych jest specyficznym biegiem są tu podbiegi i zbiegi. Analizując na spokojnie wydaje mi się, że tutaj można było jednak częściej złamać regułę i pod górki podchodzić a na zbiegach dłużej biec.
Dzieląc dystans minutowo (jak zrobiłem ja) czasem wychodziła niestety konieczność biegu pod górę a marszu w dół. Nie do końca ekonomiczne to, no ale… taka sytuacja.

Przy okazji powiem, iż atmosfera zawodów dodała mi skrzydeł w bieganiu. Na treningu robiłem odcinki biegowe po około 6:30 min/km a tu bliżej 6:00 min/km 🙂

No i zaraz będzie meta 🙂

Na mecie zameldowałem się w czasie 02:20:29. Niezbyt rewelacyjnie ale „żywy” i dalej władający nogami.
Dało mi to miejsce 605 Open (z 689 startujących) / 202 M40 czyli w ogonach obu kategorii 🙂

W losowaniach nic niestety nie wygrałem ale i tak fajnie. Bieganie dalej mnie kręci! Teraz pora robić parę dni oddechu i wracam do treningów – chciałbym jeszcze zrobić 10 km w Twardogórze. Tym razem ciągiem biegnąc.

Nie udawajmy, że aż tak OK. Nogi bolą 🙂

Taka myśl mi się jeszcze na koniec nasunęła. Mimo dużej, łącznej liczby startujących, widzę, iż sam półmaraton wielu chętnych nie przyciągnął w tym roku (~700 to chyba nie rekord tu). Sporo osób wybrało 10 km + Bieg Kobiet (wiadomo tu Panie :)).

Półmaraton Górski Orzeł – 23/11/2019

Finał Ligi Biegów Górskich Attiq

23/11/2019 w Sokolcu odbył się nowy bieg – Półmaraton Górski Orzeł, będący przy okazji finałem Ligi Biegów Górskich ATTIQ.

Za jego przygotowanie odpowiadała ekipa od Biegu na Wielka Sowę, Górskiego Biegu Niepodległości w Świerkach więc organizacyjnie wszystko stało na wysokim poziomie. Nie będę więc rozwodził się nad tym co było w pakiecie i jak się zapisać 🙂 Kto ciekawy znajdzie stronę organizatorów i wszystko wyczyta.

Półmaraton ten był moimi ostatnimi zaplanowanymi zawodami w tym roku. Zwyczajowo już (przykre to) podchodziłem do niego z obawami jak pójdzie. Od czasu Biegu Niepodległości treningi moje w dalszym ciągu krótkie – 10 km nie przekraczałem. Rodziło to obawy czy 21 km nie będzie jakąś wybitną męką.
Cóż, za późno było na dylematy. Zrezygnować z biegu nie chciałem więc postanowiłem powtórzyć strategię z ostatnich zawodów. A więc 🙂 wolno, spokojnie i jakoś to będzie.

Poranek zawodów powitał biegaczy zimnem i mocnym wiatrem. Zwłaszcza ów wiatr był dołujący – obniżał mocno temperaturę odczuwalną, przeszywał jak to się mówi „do szpiku kości”.
Pobiec chciałem w dwóch warstwach – pod spodem lekki, długi rękaw a na to koszulka bez rękawów, ale idąc do biura zawodów czym prędzej wyciągałem z worka wiatrówkę i rękawiczki. Oj, dobrze, że je w ogóle wziąłem 🙂
Na górze, pod Schroniskiem Orzeł wiało jeszcze lepiej więc pozostało startować w całym ekwipunku.

Dmucha…

Pakiet odebrany, rozgrzeweczka zrobiona i lecimy 🙂

Wtrącę tu jeszcze jedną myśl. Półmaraton Orzeł niby nowy, ale pod względem trasy tak nie do końca. Parę lat temu ta sama ekipa organizatorów, wraz z pewną firmą też robiła tu półmaraton. Z szybkiego looku na trasę wychodziło mi, że będzie to samo, wiedziałem więc czego się spodziewać. Po biegu wiem już, że jednak zmiany były 🙂 Powiedziałbym, że trasa była trudniejsza niż kiedyś (zwłaszcza pierwsza połowa).

Zacząłem bieg od połowy stawki. Pierwszy podbieg wolno, spokojnie. Później na zbiegu planowałem luźno ale szybciej. Zbieg mi jednak poprowadzili inaczej 🙂 Był krótszy i trudniejszy technicznie. Uważać trzeba było na sowiogórskie kamienie ukryte pod warstwą liści.
Po zbiegu zaczęło się pod górę (też dalej niż kiedyś) i … w sumie tak już do końca .. góra, z góry 🙂
Żartuję trochę ale trasa ciekawa. Dla zawodowców pewnie łatwa, mi w kość dała.
Ciekawostką na niej był fakt, że zbudowana była na bazie dwóch różnych kółek. Elementem łączącym je było miejsce startu. Fajna sprawa, jak ktoś miał kibiców to mogli go zagrzewać do walki w trakcie.
Starając się powiedzieć ogólnie o trasie, drugie kółko było raczej łatwiejsze. No może poza ostatnim 1-1,5 km, który niszczył. Kto był to wie, kto nie był to polecam spróbować za rok.

Drobię w miejscu bo tu w sumie pod górkę było, ale co się nie robi dla foto 🙂

Strategię biegową zrealizowałem znów dobrze. Na podejściach oczywiście chodziłem, z górek zbiegałem lekko (nie na 100%). Zadowolony jestem z siebie bo do końca zawodów miałem siłę i biegłem. A ostatnim razem (tu) w końcówce nie miałem sił nawet by biec z górki.

Zbieg w końcówce zawodów

Dokonało się – finish. Tempo i czas oczywiście nie porażają. Na mecie stawiłem się po 02:43.41. Pozycja 415 z 526. W kategorii M40 byłem 132.

Fajnie. Po biegu nie byłem głodny więc by się nie wychładzać ruszyliśmy z Żoną w dół, do auta. Nie czekałem już na losowania nagród, dekoracje ale oczywiście były gdyby ktoś chciał wiedzieć.

Podsumowując więc – bieg ciekawy, w pięknych okolicznościach przyrody. Polecam.

Półmaraton Szlakiem Riese 2018/06/03

Polmaraton Szlakiem Riese

Dużo ostatnio narzekałem, że mało robię długich wybiegań to przywaliłem z grubej rury. Zapisałem się na ostatni moment na górski półmaraton – Półmaraton Szlakiem Riese 🙂
Organizuje go ekipa odpowiedzialna na Waligóra Run Cross (a i trasa prowadzi z tego co wyczytałem po części biegu ultra) więc należało spodziewać się fajnych zawodów. Nie sposób nie docenić też moich ulubionych górek (Góry Sowie i okolice :)) Finalnie zaś blisko miałem na start to jak tu nie pobiec 🙂

Założeń i taktyki na bieg specjalnie nie układałem. Liczyłem na czas około 2 godzin, wiadomo bez odpuszczania ale i nie na 110% normy. Ciężko zresztą coś planować skoro trasy nie znałem a i swoich możliwości też (to chyba moje pierwsze czy drugie 2x w tym roku).

Zawody mają swój „kącik” na stronie Waligóra Run Cross – link przekierowujący do zapisów, gdzieś tam w historii opisy treningów na jego trasie. Zapisy ok, jest regulamin, lista startowa, opis ale jednak można by wydarzenie to bardziej wyodrębnić bo słabo to czytelne (chociaż jakąś dedykowaną podstronę mu zrobić). Więcej można wynaleźć na wydarzeniu na FB, niemniej fanów nowych technologii całość nie porwie 🙂

Na plus należy uznać aktualizowanie list startowych. Moją wpłatę organizatorzy dostali pewnie w Boże Ciało (albo dzień po) ale już 01/06 miałem potwierdzenie zgłoszenia.

Bieg nie powiem kameralny (limit 150 osób) więc w biurze zawodów (czynne w niedzielę przed biegiem) tłoku nie było. Pobrałem numer, koszulkę + parę ulotek i można było czekać na start.

Po fali upałów, dzień przed biegiem wychłodziło się i padało. Sam dzień zawodów pod chmurką, słońce wyglądało nieśmiało i ciężko było wyczuć co czeka na trasie.

Uznałem, że należy spodziewać się raczej ciepła niż opadów więc przygotowałem zestaw startowy z gatunku najlżejszych – spodenki i koszulka bez rękawów. Bałem się upałów więc zabrałem ze sobą kamizelkę Aonijie + 2 bukłaki 250ml. Trafiłem z tym bdb ale tragedii nie byłoby i bez ekwipunku. Dało się wytrzymać i bez wody – punkty odżywcze organizatorzy przygotowali na około 9 i 16 km. Podawano na nich wodę, izotonik, banany, rodzynki i arbuzy. Wystarczająco, na żadnym niczego nie brakowało.

Rozgrzewkę dokonałem na około 25 min przed startem. Trochę statycznych rozciągnięć i truchciki  pod/z górki

W strefie startowej zwyczajowo wybrałem połowę stawki. Nie było sensu pchać się na przód, z kolei końcówka budzi moje obawy, iż trzeba będzie się mozolnie przepychać.

Po starcie grupa ruszyła całkiem sprawnie. Lekkie spiętrzenie ludzi w bramie startowej, ale już za chwilkę każdy znalazł swoje miejsce i kłopotu nie było.

Profil Polmaratonu
Profil trasy

Przepraszam fanów dokładnych opisów ale chyba byłem w takim szoku swoją dyspozycją, że nie mogę teraz odtworzyć wszystkich fragmentów trasy! Nie chcę tu zamieszać detali co po czym ale myślę, że jakoś nakreślę warunki na trasie 🙂

Początek biegu to wspinaczka pod górę przez około 2-2,5 km. Moje obszary ciągnęły trochę za szybko (jak na mnie) ale uznałem, że spróbuję wytrzymać. Wiem, głupia to taktyka ale tak już mam. Wolę początek biec mocno. A końcówkę albo wytrzymam albo niestety zwolnię. Dodatkowo podbiegów trochę na treningach miałem więc trzeba spróbować.
O dziwo udało się. Podczepiłem się pod grupkę lecącą równo i leciałem. Tył półmaratonu został gdzieś za nami.
Po trudnym początku szybko przyszedł oddech – spokojny ~3 km zbieg. Współtowarzysze podkręcili tempo ale szkoda było ich zostawić 🙂 Dysząc jak lokomotywa trzymałem się grupy.
W końcówce tego zbiegu był ostry techniczny fragment w dół. Oj tu mięśnie dostały w kość. Ten fragment (jak i następny w górę) to w sumie jedno z niewielu przewężeń na trasie. Ciężko tu o jakieś możliwości wyprzedzenia więc pozostało trzymać swoje miejsce w stawce.
Było w dół to trzeba odpokutować i w górę. Wąską ścieżką zaczęło się krótkie lecz mozolne podejście w górę. Jego zwieńczenie to fajny tunel między bunkrami, po którym znów nastąpił szybszy odcinek w dół.
Na około 9-10 km był pierwszy punkt odżywczy (okolice Osówki). Wziąłem banana i kubek wody. Ponieważ w bidonach miałem jeszcze sporo wody nie marnowałem czasu na dolewanie i ruszyłem w dalszą drogę.
Leciutka górka i znów przyjemny zbieg w stronę Włodarza (około 16 km, na końcu zbiegu drugi pkt odżywczy). Ten fragment trasy niestety pokazywał co czeka za moment. Była na jego końcu nawrotka i tak jak fajnie biegło się w dół to należało niefajnie wrócić pod górę 🙂
Wzmocniony izotonikiem + arbuzem mozolnie zacząłem bieg w górę. Tu już czułem trudy trasy i niestety w paru miejscach podchodziłem.
Końcówka podejścia to kolejny (szczęśliwie krótki) hardcore w górę i można finish-ować. No dobra poniosło mnie 🙂 w sumie zbieg trwa jakieś 4 km.
Oj, w pewnym momencie mięśnie paliły mnie masakrycznie i musiałem trochę zwolnić. Szkoda, wyprzedził mnie jeden zawodnik, ale słysząc gdzieś w oddali kolejnego sprężyłem się i swojej pozycji już nie oddałem.

Na sam koniec jeszcze krótkie info o nawierzchni trasy. Poza zasygnalizowanymi dwoma zwężeniami (do ścieżki z wystającymi korzeniami) w większości szeroka i ubita. Nawierzchnia szutrowa, kamienna i ziemna. Fragmentów z kamieniami sporo ale nie są mocno wystające to wielkiej tragedii nie ma. W tym roku całość była sucha i ubita więc da się lecieć szybko (jak ktoś umie i daje radę :))

Metę osiągnąłem w oficjalnym czasie  2:10:15 zajmując 74 miejsce.

Meta Półmaratonu Szlakiem Riese
Meta Półmaratonu

Nieźle, jestem zadowolony z tego pierwszego dłuższego biegu. Bałem się, że szybciej spuchnę a tu w sumie ładny, ciągły bieg. Wynik też nie zgorszy jak na dystans (mój zegarek wskazał około 22,9 km).

Po minięciu mety wydawano wodę i medale. Po chwili oddechu udałem się do pobliskiej jadłodajni gdzie wydawano posiłki. Makaron z mięsem lub warzywami. Stąd też podjęła mnie moja Żona i można było wracać do domu 🙂

5 PKO Nocny Wrocław Półmaraton – 17/06/2017

5 PKO Półmaraton Wrocław

To już mój kolejny półmaraton we Wrocławiu. Bieg „kultowy” co nie do końca pojmuję, ale widać się nie znam 🙂 Wariactwo na jego punkcie jednak sięgnęło sporych rozmiarów w tym roku i chcąc pobiec należało szybko się zapisywać i jeszcze szybciej płacić.
Widać organizatorzy trafili w gusta biegaczy i to należy pochwalić 🙂

5 PKO Półmaraton Wrocław
Ciekawe medale w tegorocznej edycji

Mnie najpewniej skusili wizją podstawki na 4 medale, jaką mam chęć dostać, po zaliczeniu jeszcze maratonu we wrześniu. Później uroczyście obiecuję, że z Wrocławskim bieganiem zrobię sobie chwilową przerwę, bo w poprzednich edycjach zawsze coś mi nie szło. A to forma nie ta, a to pogoda tragiczna (tropikalne upały w zeszłym roku na maratonie). Po co się mordować :).

No ale przechodząc do sedna 🙂 Pełnego opisu nie widzę tu sensu zamieszczać bo w wielu kwestiach musiałbym skopiować notkę z 2016r. Dla ciekawych spraw organizacyjnych zapraszam do poprzedniej relacji
Wrocław Półmaraton 2016

Tu postaram się poruszyć ewentualne różnice co do edycji 2016 i swoją ocenę mojego biegu.

  1. Pakiety. Podczas odbierania pakietu w tym roku spotkało mnie coś co było dla mnie absolutną nowością. Negatywną niestety.
    Kolejek wielkich nie było. Przede mną stała jedna Pani i okazało się, że wolontariuszka nie może znaleźć jej numeru startowego. Zaczęło się zamieszanie, grzebanie. Ochotniczka pytała kogoś level wyżej co robić i po naradzie kazali nieszczęsnej kobiecie iść do pkt. informacyjnego.
    Zadowolony podchodzę do „okienka” i co? I mojego też nie umie znaleźć 🙁 Ekstra! Ze mną już jej poszło szybko, od razu mi kazała iść w to samo miejsce.
    Trochę się tam miotali, chodzi, sprawdzali i radzili co robić. Finalnie zostaliśmy przeproszeni za to zdarzenie i zdecydowano o przydziale nowych numerów. Musiałem niestety wypisać od nowa kartkę zgłoszeniową, ale już później wszystko poszło ok. Sprawnie i bez przeszkód.
  2. Przed startem. Ponieważ rok temu sporo było osób zdecydowałem się wyjechać dość szybko na miejsce startu. W okolicach stadionu byłem około 20:40-20:50, Było to bardzo dobre posunięcie bo miejsca parkingowe już się kończyły. Z 10 min. później i miałbym spory kłopot gdzie stanąć.
    „Masę” biegaczy widać było bardzo dobrze na alejce startowej. Tłok naprawdę spory co widać na fotce.

    5 PKO Półmaraton Wrocław
    Alejka startowa. Robi wrażenie ile ludzi albo wkurza ile ludzi 🙂

    Nie do końca jednak rozumiem po co te strefy startowe wymyślają we Wrocławiu skoro ich nie pilnują. Orlen jakoś potrafi wyegzekwować kto ma gdzie stanąć. Tu wolna amerykanka. Ludzie idą, przód- tył, wchodzą i wychodzą. Moja strefa to 01:50-02:00. Wokół byli chyba wszyscy z innych. Ale ok, ludzie jak mogą to robią zamieszanie. Niedopuszczalne za to by zamieszanie robili zające (= niejako przedstawiciele organizatora). Po chwili minęli mnie ci z 02:00 idąc do przodu, a za moment  ci z 02:20 :/ Zreflektowali się jednak i wycofali. Naród, który kroczył za nimi już nie.

  3. Na trasie. Trasa półmaratonu z tego co kojarzę ta sama, lub bardzo podobna. Fajna, prosta technicznie. Większość po płaskim lub leciutko z górki. W połączeniu z korzystną pogodą (chłodno, bez opadów) leciało się więcej niż przyjemnie. Nie wiem czy organizatorzy ją jakoś lepiej wygrodzili ale mimo wielkiej ilości ludzi biegło się dobrze. Nie było jakichś masakrycznych zwężeń gdzie traciłbym przez wolniejszych. Wszędzie dało się zmieścić i ewentualnych maruderów ominąć.

    Inna inszość, że przez mix stref zwłaszcza na początku dużo osób szalało. Lecieli dużo szybciej wyprzedzając lub z drugiej strony blokowali innych spacerowicze biegnący po 3 w rzędzie. Takie manewry trochę niebezpieczne przy 10 tyś ludzi.
    Punkty odżywcze prawie ok. Prawie bo na pierwszym po cukrowych pastylkach nie zostało nawet wspomnienie 🙂 Na kolejnych był i cukier i owe pastylki też złapałem. Woda i izo bez problemów. Dużo, spokojnie się je brało.
    Bieg umilały stanowiska muzyczne oraz piękne iluminacje Mostu Grunwaldzkiego i wcześniejsze lasery na budynkach. Pod względem „turystycznym” jak ktoś takiego biegu nie widział to warto wziąć udział dla samego tego.
    Miłym zwieńczeniem biegu był również finisz na Stadionie Olimpijskim. Wpadało się na oświetloną część przy kibicach siedzących na trybunach. Pozytywnie.

  4. Po biegu. Zdecydowanie lepiej niż rok temu. Mimo, że ludzi więcej nie było to tłoku, korków, smrodku z toi-toi i egipskich ciemności. Sprawnie i z kultura szło się w przód by wziąć medal, wodę, izo, banana i folię termiczną.
    Nie doczytałem w regulaminie czy dawali w tym roku coś jeść ale, że pora niezbyt nastrajała na konsumpcję to odpuściłem i z Żonką pojechaliśmy już do domu.
  5. Forma … na piątkę 😉 No niestety nie.
    Ogarniam się bardzo powoli. Dłuższe i regularne treningi dopiero zacząłem w tym roku. Nadwagę mam sporą (ciągle koło 91 kg) i to czuć. Nie spodziewałem się cudów, ba bałem się bym na trasie nie szedł! Szczęśliwie aż tak źle nie było.
    Strefę dobrałem dobrze do moich możliwości. Bieg w tempie około 05:28 wg mojego Suunto utrzymałem do końca, nawet notując w końcówce lekkie przyśpieszenie. Tą minutkę, dwie pewnie bym urwał ale to na pewno nie to co rok temu. Ciągle długa droga przede mną.
    Zadowolony jestem za to, że nie było nic złego z nogami (skurcze, bąble). Tętno też raczej w strefie względnego komfortu bo nie był to jakiś maks, bym na mecie się przewrócił czy słabł (jak pisałem  rezerwy jeszcze miałem).

    5 PKO Półmaraton Wrocław
    Takie tam przed startem bo na foty z trasy ciągle poluję

    Finalnie. W Półmaratonie zająłem miejsce OPEN 5618/9893  z czasem 01:58:41. Kategoria mężczyzn – 4736, M40 – 1521.

 

III Półmaraton Sowiogórski – 25/09/2016

3 Półmaraton Sowiogórski

III Półmaraton Sowiogórski (SuperBieg)- 25/09/2016

Trzecia (a moja druga) edycja Sowiogórskiego Półmaratonu jakoś nie była dla mnie zbyt szczęśliwa. Ani organizacyjnie impreza mi nie podeszła, anie sportowo nie wspiąłem się na wyżyny.  A było to tak…

W zeszłym roku podczas Biegu Niepodległości wygrałem darmowy start w tym półmaratonie. Poprzednia edycja biegu była jeszcze w większym stopniu organizowana przez osoby z Nowej Rudy/Ludwikowic i podobała mi się, więc uznałem, że oczywiście trzeba pobiec i teraz. Edycja 2016 to już jednak organizacyjnie tylko ekipa od SuperBiegu co spowodowało pewne komplikacje.

Zapisy (wprawdzie przez DataSport) były dość zagmatwane. Rejestrowało się swoją obecność w całym cyklu biegów (SuperBieg) a opłacając całość/poszczególne imprezy potwierdzało obecność na konkretnym wydarzeniu. Próbowałem jakoś (przy początku tego cyklu) się wpisać i nie szło 🙁 Do SuperBiegu ok, wpisałem się ale już na konkretny bieg no za nic mi nie szło. Chyba nie było innej możliwości jak tylko zapłacić.
Do organizatora wysłałem email jak mam to dokonać (by wystartować) ale pozostał on bez żadnej odpowiedzi. Dałem więc spokój planując po prostu przyjść i wpisać się przed biegiem.

Biuro zawodów czynne było dzień wcześniej więc uderzyliśmy tam w sobotę. Chyba przemawiam w obcej mowie (i czytać nie umieją bo pokazywałem przy tym kartkę z darmowym uczestnictwem) ale od pierwszego namiotu (wydawanie numerów) skierowano mnie do drugiego – kasy. Dziewczyna tam kazała wypisać kartkę zgłoszenia i ochoczo przystąpiła do wołania 60 zł za start.  Hmm… widać i tutaj  słowo pisane jest im obce. Zaoponowałem trochę ostrzej, że za co mam płacić jak wygrałem za free. To oni nie wiedzą, z powrotem do poprzedniego namiotu. Koleżanka obsługująca dalej miała jakiś problem ale poszła zapytać kogoś i … ufff udało się. Dostałem numer, pakiet.
Nie będę długo krytykował pakietu (bo w końcu mam go za darmo) ale nie porażał. Była w nim w sumie koszulka. Widziałem na stoisku gdzie te koszulki dawano dużo fajnych gadżetów (a to jakieś skarpetki, opaski) i przyznam się, myślałem, że to też dołożą 🙂 Ale nie, można było tylko kupić.

Trudno. Formalności załatwione, wróciliśmy do domu by w niedzielę znów wrócić do strefy biegowej.
Na plus podam, że informacje jak dojechać na miejsce były wywieszone dużo wcześniej, nikt chyba okazji zgubić się nie miał.

Niedziela przywitała biegaczy piękną pogodą. Było słonecznie, gorąco. Wizualnie ładne warunki do biegu, ale czułem, że będzie to duże utrudnienie. Mi jednak biegi w gorącu coś nie podchodzą.

III Polmaraton Sowiogorski
Najmocniejsza ekipa z USKSu 🙂

Pogadało się ze znajomymi bo sporo osób z naszego klubu biegło (czy na 10 km czy na półmaraton) i pora było ustawiać się na linii.

III Polmaraton Sowiogorski
No i wystartowali…

Biegacze ostro pocisnęli do przodu. Ponieważ to górska trasa to uznałem, że wyniku z Wałbrzycha nie powtórzę ale na około 2 godziny liczyłem i tak też trzymałem tempo (około 05:30). Założenia taktyczne utrzymałem gdzieś do 3 km gdy droga skręciła ostro pod górę (betonowe płyty). Tutaj jak i większość z mojej grupy czasowej przeszedłem do marszu. Nie było ani sił by biec ani sensu bo tuptałbym chyba jeszcze wolniej niż szedł. Jakiś 1 km szedłem aż do momentu gdy trochę się wypłaszczyło.  Tu ruszyłem biegiem (ale już wolniej). Praktycznie do szczytu Wielkiej Sowy (no może z 500 metrów przed) biegłem. Końcówkę na szczyt znów szedłem by po minięciu szczytu ruszyć biegowo w dół. Czułem się już jednak spompowany i gdy teren robił się pofałdowany to pod górki szedłem. Tak też wyglądał mój bieg aż do końca. W dół biegiem, co górka to spacerek. Marnie…

III Polmaraton Sowiogorski
Meta Półmaratonu

Taka dyspozycja pozwoliła mi osiągnąć metę w 02:18:26 i zająć 121 pozycję (na 163 osoby startujące). Jestem niestety totalnie nie zadowolony z wyniku. Ciężko go wprawdzie porównać z zeszłym rokiem, bo trasa była w sumie inna, ale 2:22:46 w 2015 i 02:18:26 w tym to żadne polepszenie. No cóż. Pretensje co do wyniku można mieć tylko do siebie. Trzeba było lepiej trenować.

Po biegu, można było napić się wody, izotoniku, podjeść ciastek czy pomarańczy (bez żadnych limitów). Gdy już się napchałem to udałem się po przydziałowy posiłek – makaron. Dopóki miałem go wymieszanego z ciepłym miesem to wchodził, głębiej niestety był już zimny to dałem sobie spokój.

Ponieważ paru osobom z naszego klubu bieganie poszło lepiej (w kat. wiekowych były podium) to czekaliśmy na dekoracje. Przy okazji wyszło spore niedociągnięcie organizacyjne 🙁 Michał wyczaił, że w kategorii drużynowej, nasz klub powinien być na  pierwszym miejscu. Faktycznie 3 osoby od nas wykręciły czasy lepsze niż drużyna wpisana przez organizatorów na pierwsze miejsce. Trochę tu nasza wina bo osoby od nas powpisywały klub np. USKS Ludwikowice Kł a  inni USKS Ludwikowice Kłodzkie ale to chyba powinno być i do ogarnięcia przez organizatora, że to to samo. Niestety nie. Zgłosiliśmy więc sprawę do biura. Pani powiedziała, że poprawia już, dzwoniła by prowadzący wstrzymali się z ogłaszaniem ale i tak nic to nie dało. Jak już przyszło do ogłaszania zwycięzców to nas w ogóle nie ujęli. OK…

Po biegu nie było żadnych losowań gadżetów itp. więc w sumie nie warto było czekać. Szybko wszyscy rozeszli się w swoją stronę.

Taki właśnie był ten bieg. Niby poprawny ale jednak organizator oderwany od miejscowości w której on się odbywa jakoś mi nie podszedł. Problem z rejestracją, klasyfikacją nie nastrajają mnie na plus. Co gorsze moja Żona będąca na mecie mówiła,że było parę akcji też nie do pochwalenia – w stylu, iż biegacz na mecie się przewrócił a spiker stojący obok w ogóle się tym nie przejął. Nie wezwał ratowników ot czekał aż gość się sam pozbiera i zejdzie z asfaltu. Karygodne.

XVII Toyota Półmaraton Wałbrzych

17 Toyota Półmaraton Wałbrzych

Półmaraton w Wałbrzychu (21/08/2016) to taki mój stały punkt kalendarza biegowego. W tym roku był to już jubileuszowy 5 start w tej imprezie 🙂

Pisałem już kilka relacji z Wałbrzycha np. tu:

http://rmc-biega.pl/?p=243

więc po namyśle zdecydowałem, że w tym roku pisać raczej sensu nie ma. Nie ma bo musiałbym się w sumie powtórzyć.
Idea, wykonanie biegu w detalach było identyczne do poprzedniego. Poprawne, dobrze zorganizowane. Trochę narzekałem w zeszłym roku na „rutynę organizacyjną”, tym razem chyba podszedłem do tego bardziej łaskawie i wszystko mi się podobało 🙂

Jednym z niewielu ulepszeń w 2016 r. była możliwość wyboru rodzaju pakietu – z koszulką czy bez. Wybrałem bez i przez moment trochę żałowałem (ale przez moment, później rozsądek zwyciężył). Organizatorzy zrobili je dość pomysłowe ze złotym pociągiem z przodu 🙂 Koszulkę można było wprawdzie dokupić na miejscu ale 2 x drożej niż w pakiecie więc ta opcja mnie nie skusiła.

Drugą rzeczą, która odmieniła ten bieg od poprzednich była … pogoda. Zamiast upału, padało. I to mocno. W sumie do biegania to lepiej więc tu też nie narzekam.

Walka na trasie Polmaratonu Walbrzych
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych – na trasie

No a od strony sportowej…
Ten sam bieg, ta sama trasa więc ładnie widać na przestrzeni lat, w jaką stronę idzie mój trening. A idzie całkiem dobrze 🙂 mimo, że przed samym startem czułem się średnio mocny.  Stresik był, jakoś wydawało mi się, że mocy nie będzie. Z tego powodu za punkt honoru uznałem, że bieg należy przebiec i dobrze by było to poniżej 2 godzin.
Przesadnej strategii ku temu nie miałem. Jak to ja – bazując na tempie z Półmaratonu Wrocław postanowiłem biec podobnie, licząc, że podbiegi mnie nie zniszczą 🙂
Założenia udało się zrealizować w 100%. Biegłem cały czas a na mecie uzyskałem czas – 01:51:22. Uwaga, uwaga! o 28 sekund lepszy niż we Wrocławiu 🙂
Zacnie.  W tak ciężkim biegu uzyskać taki czas to dla mnie duży powód do zadowolenia.

Na trasie Polmaratonu
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych – walka na trasie

 

Cóż można jeszcze powiedzieć analizując ten wyczyn. Hmmm… na podbiegach oczywiście sporo zwalniałem (do około 06:30 min/km) ale z górki znajdującej się później nadrabiałem lecąc po około 04:30. Dobrze też widać w wykresikach z GPS, że jednak mocy mi trochę brakowało. Każde kolejne okrążenie (są 3) biegłem wolniej. I to na podbiegach i na zbiegach. No ale nie na tyle wolno by wynik nie wyszedł.

XVII Toyota Polmaraton Walbrzych
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych- okolice mety

Jestem zadowolony. Podniosłem sobie wprawdzie dość mocno poprzeczkę niemniej to chyba dobrze. Ile można się tak lenić. Dużo osób po roku bieganie ma lepsze wyniki niż ja po 4 czyli ciśniemy 🙂

4 PKO Nocny Półmaraton Wrocław – 18/06/2016

4 PKO Polmaraton Wroclaw

4 PKO Nocny Półmaraton Wrocław – 18/06/2016

W poprzednich latach jakoś omijałem tą imprezę, chociaż działo się na niej wiele (i to mniej pozytywnie jak sławetne odwołanie pierwszej edycji czy na plus świetne medale rok temu :)).  Dopiero w tym roku zdecydowałem się zaliczyć cały komplet czyli półmaraton teraz i  później wrześniowy maraton.

Zapisy do półmaratonu ruszyły dość wcześnie i momentalnie okazało się, że zainteresowanie imprezą jest bardzo duże. Szybko zapełniła się lista startowa. By pozwolić pobiec większej ilości chętnych organizatorzy zdecydowali się na zwiększenie ilości miejsc i limit uczestników zwiększono do 10000. Dużo, tak wielkiej imprezy we Wrocławiu jeszcze nie było.

Ja zapisałem się wcześnie (zapisy realizowane przez DataSport) ale czekałem z opłatą aż pod koniec pierwszego, najtańszego czasu płatności. Przyśpieszyłem płacenie 🙂 dopiero wtedy gdy zobaczyłem, że lista jest już pełna i organizatorzy czekają kto zapłaci a kto nie. Bałem się, że bieg przejdzie mi koło nosa 🙂

Impreza było dobrze nagłośniona w mediach, dużo informacji można było znaleźć na oficjalnej stronie biegu:

Półmaraton Wrocław

jak i na Facebooku, portalach biegowych czy lokalnych gazetach.  Pod tym względem było więcej niż ok. Raczej nikt nie miał problemów z wyczytaniem co gdzie i kiedy.
Dodatkowo na e-mail przychodziły newslettery, które uściślały status naszego zgłoszenia, informowały co trzeba przygotować jak i podawały informacje ogólne.

Skoro już jesteśmy przy tym co trzeba było przygotować… nietypowo trochę (bo nigdzie jeszcze tak nie miałem) należało wydrukować sobie i wypełnić 2 karty zgłoszeniowe, które zostawiało się później w biurze zawodów. Nic trudnego ot zwyczajowe zgody na publikacje wizerunku, oświadczenie o stanie zdrowia. Mam tu trochę mieszane uczucia co do takiego rozwiązania. Z jednej strony usprawniało to obsługę w biurze zawodów. Wolontariusze nie musieli szukać tych kart i dawać do podpisów, ale z drugiej strony to przerzucenie pewnego kosztu na biegacza. Ciekawe co mieli zrobić Ci co nie czytają email- i nie mieli tych kartek. Albo może ktoś po prostu nie miał gdzie wydrukować?
Hmm… no nie wiem. Ja wzorem organizatorów przerzuciłem koszt dalej – na mojego pracodawcę drukując sobie w pracy 🙂

Organizatorzy chcąc rozładować ewentualne „korki” w biurze zawodów zapraszali po pakiety już w piątek. Z tej opcji postanowiłem skorzystać i ja. Kiedy przybyłem do biur zawodów około 18:00 widać było, że ludzi jest sporo (zaparkowanych aut przy obiektach Stadionu Olimpijskiego) ale w biurze kolejek nie było. Wydanie pakietu poszło sprawnie i szybko. Nigdzie nie stałem. Wolontariusze powiedzieli co i gdzie trzeba załatwić (po koszulki szło się gdzie indziej) – wszystko na plus.

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Ten stos reklamówek naprawdę robił wrażenie 🙂

Po wzięciu gadżetów i wypisaniu kuponu loteryjnego udałem się by przejrzeć stoiska na expo. Nic niestety mnie nie porwało (a to co fajne to poza moim zasięgiem finansowym :)). Wystawców za wielu nie było, może w sobotę coś się zmieniło. Nie ma co jednak rozpaczać, na zakupy w sumie się nie wybierałem no to pozostało wrócić do domu.

Zawartość pakietu startowego oceniam pozytywnie, chociaż nie zawierał jakichś niezwykłych rzeczy. Dostawało się koszulkę techniczną (ładna),  gąbkę, opaskę odblaskową, bezalkoholowe piwo Radler, dwa opakowania chrupek kukurydzianych, trochę ulotek no i oczywiście numer + agrafki.

Dzień zawodów wprowadzał trochę zamieszania pod względem pogody, bo po fali upałów były solidne opady. Szczęśliwie do wieczora pogoda się przetarła. Licząc, iż mimo wieczornej pory będzie i tak dość ciepło postanowiłem pobiec „na krótko”. Podobnie jak w maju wybrałem kompresyjne skarpetki i spodenki z Lidla, klubową koszulkę USKS Ludwikowice Kł. (Kalenji). Na głowę zainstalowałem buff Adidasa i wziąłem buciki tej samej firmy (to już na nogi).
Zestaw sprawdził się było ciepło i bardzo wilgotno (w grubszych rzeczach by się zagotował).

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Przed wejściem na tereny Olimpijskie

Spodziewając się ewentualnych problemów z parkowaniem wyjechałem z moją Żonką z Oleśnicy już około 19:50. Pierwotnie mieliśmy stawać na parkingu przy Stadionie ale za namową mojego taty postanowiłem poszukać miejsc poza kompleksem. Była to bardzo dobra decyzja bo aut i tak było mnóstwo. Jednak 10 tyś ludzi zajmuje sporo miejsca 🙂
Dojazd, przebranie się w strój i spacerek na obiekt i okazało się, że jest około 21:00. Chwilkę postaliśmy później Żona poszła w okolice mety a ja czekałem na start.
Z przyziemnych rzeczy (ale ważnych dla biegaczy) muszę powiedzieć, że około 21:20 nie było jeszcze żadnych problemów z toaletami. Kolejek nie było, szybciutko skorzystałem. Jestem naprawdę zaskoczony bo na większości imprez to się stoi i czeka, czeka….

OK, rozgrzewka (trochę się porozciągałem, kilkanaście metrów truchciku) i pozostało oczekiwać. Spikerzy zachęcali do zajmowania miejsc z strefach startowych.
Strefy było oznaczone i opisane dobrze ale nie zauważyłem by organizatorzy pilnowali ich przestrzegania. Ludzie stawali jak chcieli co np. na niedawnym Orlenie było niemożliwe.
Chwilę postałem przy balonikach na 02:00 ale uznałem, że to będzie za wolno i podszedłem do przodu. O dziwo tu ludzi było sporo mniej aż się zdziwiłem, bo we wcześniejszym miejscu tłok.

Sam start był dziwnie rozwleczony w czasie (pewnie by rozładować trochę ruch na ulicy). Najpierw wystartowano pierwszą strefę, później kolejna podchodziła pod start, odliczono i ruszała za jakiś czas. Moja, trzecia strefa (brązowa) w pewnym momencie ruszyła marszem, biegiem i już… poleciało się. Jakaś niekonsekwencja, bo skoro druga strefa była liczona to czemu już nie trzecia?

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Widoki z trasy

Strategia na bieg to próba wykręcenia jak najlepszego wyniku. Minimum to poniżej 2 godzin, a lepiej oczywiście jeszcze szybciej. Przeglądając swoje wyniki z Maratonu w Jelczu widziałem, że do 21 km biegłem po około 05:20 min/km. Ponieważ tam biegłem maraton uznałem, że jeszcze parę sekund da się urwać i starałem się cały czas biec po koło 05:10-05:15
Trasa biegu  była przyjazna ku temu. W większości lekki zbieg czy po płaskim. Podbiegi owszem było (zwłaszcza na estakady przy placu Społecznym) ale to niewielka część dystansu. Mi na górkach szło dobrze, nie traciłem za wiele.
Założenia taktyczne zostały spełnione. Aż jestem zdziwiony ale trzymałem te 05:15. Ciągle kogoś wyprzedzałem i było ok. Oddech spokojny, nie leciałem na jakimś kosmicznym tętnie.
Na trasie biegu były punkty odżywcze. Pierwszy po 7 km, później już częściej. Na punktach nie było problemów z niczym. Dało się chwycić wodę, izotonik czy coś do jedzenia (były np. żele i cukier).
Bałem się trochę, że będzie gorąco, a 7 km to za długo bez picia, więc biegłem ze swoja wodą. Przydała się, przepłukiwałem usta co około 2 km.

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Pokaz multimedialny w oknach Urzędu Wojewódzkiego

Co jeszcze mogę napisać o trasie… odbieram ją pozytywnie. Mimo później pory byli kibice,  grały zespoły (nietypowo muzykę klasyczną). Duże wrażenie robił świetlny pokaz w oknach Urzędu Wojewódzkiego. Jeśli ktoś nigdy we Wrocławiu nie był to miał okazję zobaczyć sporo znanych turystycznie miejsc. Ja biegłem „zadaniowo” skupiając się na tempie i tym by się gdzieś nie wyłożyć. Ludzi bowiem było dużo. Cały czas biegło się w grupie. By wyprzedzać trzeba było być skupionym i znajdować optymalne miejsca (sporo osób biega parami czy w grupkach a to jednak przeszkadza).

Finalnie przyszło wbiec w ostatnią prostą przed metą. Także tu biegłem w tłumie i już o jakimś szalonym sprincie nie było mowy. Nie ukrywam, że troszkę przyśpieszyłem, ale na taki prawdziwy sprint po prawdzie to i sił już nie miałem.
Sukces!  Życiówka zrobiona. Oficjalny czas 1:51:50. Miejsce w generalce 3906, M40 -1008, Dolnoślązak – 1965.

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Medale miały być nietypowe (bryły 3D) ale podobno większość biegaczy chciała normalne

Po minięciu mety wszyscy powoli przesuwali się do przodu. Dano medal, później wodę i izotonik. Kolejne stoiska to banany, koc termiczny. Znalazła mnie tu Żona (szacun, nie wiem jak w tym tłumie mnie wypatrzyła) i udaliśmy się na placyk gdzie było jedzenie. W namiocie stały przygotowane zamknięte pojemniczki z zupą pomidorową Ciekawy pomysł, nie było kolejek do wydawania.
Organizacja tego wszystkiego była poprawna, było wiadomo co i jak ale jakoś to do mnie nie przemówiło. Za metą było mało światła, ciężko było wypatrzyć kogokolwiek. Przez ten ogrom ludzi można było się przesuwać tylko do przodu i miałem wrażenie, że to taki marsz baranów na rzeż 🙂 Jednak wolę bardziej kameralne imprezy, niż takie mega masówki.

Cóż.. zjadłem, zebraliśmy się i się poszło. Ponieważ tłum narodu uniemożliwiał powrót (a pasowałoby nam iść w stronę startu) to musieliśmy cały kompleks obejść w koło by trafić do samochodu. Idąc było widać ogrom imprezy. Ludzie, auta zaparkowane wszędzie. Przechodziliśmy koło ronda prowadzącego na metę i dalej biegły grupy ludzi.

Podsumowując. Impreza ciekawa. Zorganizowana bardzo dobrze. ja niezbyt mam jakieś uwagi do organizatorów. Fanem aż takich wielkich biegów chyba nie będę, no ale za rok pewnie pobiegnę. Wizja skompletowania 4 medali i pamiątkowej patery, nie powiem, kręci 🙂

Część załączonych zdjęć pochodzi z różnych stron www.

RST Półmaraton Świdnicki – 07/11/2015

RST Polmaraton Swidnica

 

RST Półmaraton Świdnicki – 07/11/2015

Biegi ciągle na topie, coraz więcej miast chce mieć swoją, poważna imprezę. Do reszty stawki postanowiła dołączyć Świdnica organizując pierwszy półmaraton.

Ponieważ do Świdnicy mam stosunkowo niedaleko, nowe ciekawi no to zapadła decyzja by wystartować. Urok nowego zaciekawił chyba nie tylko  mnie 🙂 bo limit 1000 miejsca dość szybko się wyczerpał (zwiększono go do 1200 ale i to zostało finalnie wykorzystane).

Zapisy na bieg odbyły się standardowo przez portal Data Sport. Półmaraton ma swoją stronę ale coś słabo nad nią popracowano – do tej pory są na niej puste, niedokończone podstrony. Najważniejsze informacje na szczęście były podane, więc problemów ani z trafieniem na miejsce ani z płatnością nie zanotowałem.

Do Świdnicy przyjechaliśmy jakoś 1-1,5 godziny przed startem. Udało nam się odnaleźć okolice odbioru zestawów, wolontariusze powiedzieli gdzie zaparkować więc udaliśmy się po pakiet. Wydanie numeru i pakietu przebiegło sprawnie (mimo, że ludzi już było sporo). Zawartość reklamówki niestety rozczarowuje. Oprócz numeru startowego, dawano chrupki kukurydziane, jakieś papierzyska reklamowe i skarpetki biegowe. Co gorsze nie było już praktycznie żadnego wyboru numeracji i mi trafiło się 45-47 (a noszę 44). Siostrzeniec Żony z kolei musiał wziąć mniejsze. Pomysł ze skarpetkami fajny (koszulki mi raczej niepotrzebne) ale jednak jak za cenę startowego to trochę mało (a opłata w najmniejszej opcji kosztowała jak pamiętam 50 zł).

Skoro już wszystko dostaliśmy, spacerkiem ruszyliśmy do Rynku, bo tam miał być start. Wolontariusz zapytany gdzie iść o dziwo 😉 wiedział no to poszło bez problemów.

RST Polmaraton Swidnica

W Rynku sporo ludzi, dokonaliśmy rozgrzewki, chwila przemów oficjeli i start.

Strategii wielkiej na ten bieg nie miałem. Nie ukrywam, że liczyłem na powtórkę Półmaratonu Legnickiego czyli złamanie 2 godzin. Od startu ruszyłem ostro i później starałem się jak najdłużej wytrzymać spore tempo. Niestety…

Trasa biegu wiodła w swojej pierwszej części przez miasto by po około 5 km skierować  biegaczy w okoliczne wioski i łukiem powrócić znów do Świdnicy (w rejon ośrodka sportowego – tam gdzie dawano pakiety).
Okazała się ona mocno wymagająca. Sporo zakrętów w mieście,  mokre kostki i śliskie asfalty z jesiennymi liśćmi nie pozwalały szarżować. Dodatkowo w mieście i poza nim było kilka podbiegów.  W połączeniu ze słabą pogodą (padało cały czas i wiał momentami spory wiatr) mocno przystawiało biegaczy.

Na trasie biegu byli kibice i oni dobrze zagrzewali do biegu. Pomysłowo opisano również jedną wioskę, przez którą biegła trasa. Na kartonowych tablicach różne przydatne czy śmieszne informacje. Chwalili się również biegowymi osiągnięciami swoich mieszkańców (a mieli rzeczywiście czym, szacun :))

Świdniczanie trochę przyoszczędzili za to na punktach nawadniających. Na trasie jak pamiętam były tylko 3 (z czego pierwszy po około 7 km). Dawano na nich wodę, izotonik i z tego co mówiono cukier ale ja go jakoś nie zauważyłem pochłonięty walką 🙂

No właśnie walką. Ciężkie warunki spowodowały, iż po około 10 km byłem wypompowany i zaczęły się nerwy by nie stracić zbyt dużo. Wyprzedzili mnie biegacze biegnący na 1:50 więc ze wszystkich sił walczyłem by nie wzięli mnie Ci co biegli na 2:00. Po 15 km podchodziłem po około 30 sekund na kilometr.
Wydawało mi się,  że dam radę (głowę bym dał, że 2:00 mnie nie wyprzedzało) ale czas był nieubłagany. Oficjalnie 2:00:27, pozycja 786 (na 1097).
Szkoda 🙁

RST Polmaraton Swidnica

Po biegu dawano medale, wodę. Można było na szybko zjeść banana, wypić herbatę. Posiłki (makaron z kurczakiem lub jarski) wydawano około 200 m. od linii mety (za basenem).
Zakończenie imprezy, dekoracje i losowanie nagród było z kolei w hali oddalonej o kolejne kilkadziesiąt metrów od mety. Jednym słowem, sporo chodzenia 🙂

W losowaniu szczęścia nie miał nikt z naszej grupy ale wyczekaliśmy do końca i można było wracać. Przy okazji uwaga do organizatorów albo nagłośnienie na hali (albo prowadzący) było tragiczne i naprawdę trzeba było się mocno wsłuchiwać co w ogóle mówią.

Ciężko mi podsumować ten bieg. Sportowo średnio jestem z siebie zadowolony. Organizacyjnie w sumie było ok, ale pewne sprawy trzeba by w kolejnej edycji poprawić.

Część zdjęć i nawiązań w artykule pochodzą ze stron:

http://wyniki.datasport.pl/results1632/

http://polmaraton.swidnica.pl/