Archiwa tagu: Toyota

XXI Toyota Półmaraton Wałbrzych

Czyli jak wróciłem do biegania 🙂

(O samym półmaratonie wiele nie będzie wybaczcie ale co roku podobny, co tu koło wymyślać od nowa :))

Kto interesuje się aktualną sytuacją biegową wie, że dalej dużych imprez praktycznie nie ma. Odwoływanie, przekładanie na nie wiadomo kiedy są na porządku dziennym. W tej dziwnej sytuacji tym bardziej zaskakujący okazał się fakt, iż Wałbrzych swój półmaraton jednak zorganizuje.

Zapisałem się na niego będą jeszcze w miarę w formie, w 2020 roku. Przeniesiono go na 2021. Kiedy okazało się, że jednak będzie uznałem – trudno, mimo kontuzji, zerowej formy wystartuję, no bo może wygram tą Toyotę 🙂
Nie będę ukrywał głupie i ryzykowne to było i mądrzy ludzie raczej tak robić nie powinni. Głód biegania to jednak straszna siła więc cóż…

Kiedy ciało nie może należy posiłkować się siłą umysłu. Z tego powodu przygotowania do zawodów zacząłem od przeanalizowanie swoich szans i możliwości oraz takiego wymyślenia strategii bym sobie jakoś specjalnie nie zaszkodził.

10 km w czerwcu jakoś mi poszło. 21 jednak to duża różnica – siłą woli raczej się jej nie zrobi. Oczywistym jest, że nie da się też nadrobić 5 miesięcy nie biegania w jeden (tym bardziej jak waży się 93 kg i ma jakąś kontuzję kolana). Postanowiłem więc sięgnąć do metody… Galloway’a.

Oceniłem, że powinienem być w stanie wolno truchtać 3 min, z 1 min przerwą na marsz i tak też postanowiłem zacząć biegać.

Kiedy chodzę z noga moją jest w miarę ok, biegać się jednak bałem „na żywca” więc na kolano zakładałem opaskę uciskową, o której może w jakimś kolejnym tekście wspomnę.

Najpierw zrobiłem 2-3 tygodnie rozruchu (po 3 biegi w tygodniu). Początkowo były to dystanse 4-5 km w tempie około 7 min/km, później zwiększone do około 6-7 by finalnie przed półmaratonem zrobić dwa treningi po 10 km i ostatni lekki run w sobotę (5 km.).

Nie było tak źle. Założoną strategię 3-1 min byłem w stanie utrzymać na treningach. Noga wytrzymywała też, więc można było przystąpić do półmaratonu.

Organizacyjnie (jak w poprzednich edycjach) wszystko ok. No prawie. Problem miałem mały w biurze zawodów, bo nie znałem swojego numeru. Okazuje się, że tym razem przypisywano je losowo (skanując kod kreskowy ze zgłoszenia powiązywali go z dowolnym numerem). Ot nowoczesność.
Pakiet startowy był nawet pomysłowy. Fajną, sporą torbę sportową dawano, a w niej termos i energetyczny baton/żel. Koszulki ekstra płatne jak ktoś chciał.
Trasa biegu jak kogoś ciekawi lekko pozmieniana. Dalej 2 kółka ale wydaje mi się, że kiedyś biegło się troszeczkę inaczej. No chyba, że nie pamiętam 🙂

A jeśli chodzi o walkę na trasie to było tak:

Pzed startem.

Wałbrzych powitał nas chmurami i chłodem. Do biegania więc całkiem dobre warunki (było by idealnie gdyby nie przelotne opady deszczu w trakcie biegu i spore już po). Mimo przedstartowego chłodku zdecydowałem się ruszyć na krótko – tylko spodenki i koszulka.
By być niezależnym od punktów żywieniowych zaś, zabrałem kamizelkę Aonijie z bukłaczkami + jeden żel.
Sporo osób biegło ze swoją wodą, widać obawy covidowe w narodzie żywe. Poważniej zaś, nie była to zła strategia. Na jednym z ostatnich punktów żywieniowych np. skończyły się kubeczki, dobrze więc że miałem swoją wodę.

Na trasie biegu.

Powiem wszystkim, że trzymanie się Gallowaya to ciężki temat. Zwłaszcza na zawodach gdy po 3 min trzeba iść a wszyscy lecą. Dumny jestem z siebie, że jednak dałem radę. Zwalczyłem pokusę i biegłem/dreptałem tak jak nakazywał czas.
Opłaciło się to bo o dziwo siły zachowałem na długo. Dopiero około 17 km, przy podbiegach trochę wymiękłem i szedłem ponad ustalenia. By było jednak uczciwie w momencie wypłaszczenia/ z górki biegłem troszkę dłużej.

Wałbrzych jest specyficznym biegiem są tu podbiegi i zbiegi. Analizując na spokojnie wydaje mi się, że tutaj można było jednak częściej złamać regułę i pod górki podchodzić a na zbiegach dłużej biec.
Dzieląc dystans minutowo (jak zrobiłem ja) czasem wychodziła niestety konieczność biegu pod górę a marszu w dół. Nie do końca ekonomiczne to, no ale… taka sytuacja.

Przy okazji powiem, iż atmosfera zawodów dodała mi skrzydeł w bieganiu. Na treningu robiłem odcinki biegowe po około 6:30 min/km a tu bliżej 6:00 min/km 🙂

No i zaraz będzie meta 🙂

Na mecie zameldowałem się w czasie 02:20:29. Niezbyt rewelacyjnie ale „żywy” i dalej władający nogami.
Dało mi to miejsce 605 Open (z 689 startujących) / 202 M40 czyli w ogonach obu kategorii 🙂

W losowaniach nic niestety nie wygrałem ale i tak fajnie. Bieganie dalej mnie kręci! Teraz pora robić parę dni oddechu i wracam do treningów – chciałbym jeszcze zrobić 10 km w Twardogórze. Tym razem ciągiem biegnąc.

Nie udawajmy, że aż tak OK. Nogi bolą 🙂

Taka myśl mi się jeszcze na koniec nasunęła. Mimo dużej, łącznej liczby startujących, widzę, iż sam półmaraton wielu chętnych nie przyciągnął w tym roku (~700 to chyba nie rekord tu). Sporo osób wybrało 10 km + Bieg Kobiet (wiadomo tu Panie :)).

XVI Toyota Półmaraton Wałbrzych

 

logo

XVI Toyota Półmaraton Wałbrzych

Data: 23/08/2015
Dystans: 21,86 km
Czas: 02:06:18
Średnie tempo: 5:47 min/km
Średnie tętno: –
Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Crivit (2015)

Jeden z tegorocznych biegów na którym mi szczególnie zależało. Od tego Półmaratonu 2012 roku zaczęło się moje prawdziwe bieganie i co roku lubię zobaczyć jak mi idzie. Do tej pory widać było spory postęp, w tym roku niestety poszło nieszczególnie. Coś ostatnie biegi słabo mi idą ale miejmy nadzieję,  że to „wypadki” przy pracy i forma jeszcze się odnajdzie.

Jak to w Wałbrzychu bywa, pakiety startowe można odbierać już dzień wcześniej i z tej opcji skorzystaliśmy. Skorzystaliśmy bo biegliśmy w 3 osoby – ja, moja Żona i siostrzeniec Żony. Były jeszcze oczywiście inne osoby z klubu ale one wybrały się na bieg osobno.

Odbiór pakietów poszedł sprawnie, kolejek nie było, wszystko przygotowane. Pozostało jeszcze wypisać kupon loteryjny (wizja wygrania Toyoty rozpala wyobraźnię :)) i w sumie można wracać.
Z przykrością stwierdzam jednak, że tegoroczny pakiet był dość ubogi. Poza koszulką i pasta do zębów to w sumie nic w nim nie było. Ot jakieś ulotki. Słabo trochę.
Przy okazji koszulek fajną (chociaż nie do końca skuteczną) sprawą była możliwość wymiany ich rozmiaru. Okazało się bowiem, że tegoroczne były dla olbrzymów. Mi udało się z tego skorzystać – zamiast XL wziąłem L. Niestety siostrzeniec i Żona mieli pecha. Mniejszych koszulek już nie było. Ups 🙁

Dzień później po lekkim śniadanku pozostało zebrać swoje rzeczy i jechać na bieg.
Niemiłe zaskoczenie spotkało nas przy dojeździe do centum sportowego. Z reguły dojeżdzaliśmy, parkowaliśmy przy stadionie a tu wszystkie drogi pozamykane. Straż miejska twardo obstawała, że skręcić nie można i musieliśmy się sporo cofnąć. Wydaje mi się, iż czasu było jeszcze sporo – 10:00 i mogli przepuszczać.
Dodatkowe metry do przejścia można uznać za lepszą rozgrzewkę no ale jednak osoby całkiem spoza region pewnie były nieźle wkurzone krążąc i nie mogąc znaleźć drogi.

Po przyjściu w okolice rynku odnaleźliśmy miejsce startu  i zaczęliśmy się rozgrzewać, czekać na sygnał GPS. Wałbrzych okazał się coś w tym roku wyjątkowo słabym miejscem dla satelit bo oba zegarki (mój i Żony) wogóle nie chciały się odnaleźć. Dopiero po starcie, w rynku statelity się odnalazły (stresik jednak był :)).
Przed startem w strefach panowało spore zamieszanie. Pierwotnie informacje głosiły, że osoby biegnące na 7 km startują 5 min po półmaratończykach. Niektórzy biegacze mówili jednak, że start wspólny. Spiker oczywiscie mówił o wszystkim a tak ważną informację raczył podać dopiero przed samym startem. Minusik dla organizatorów.

polmaraton_wb15_01

Sam start przebiegł planowo. Ruszyłem ze strefy 2 godziny i przez 2 okrążenia trzymałem się peacemakera. Później niestety dopadł mnie kryzys i zacząłem podchodzić.
Jakoś 4 km przed metą zobaczyłem, ze nie ma szans na złamanie 2 godzin i mimo, że starałem się nadganiać metę osiągnąłem po 2:06:40 (czas organizatorów) zajmując 1122 miejsce (M40-135).

Słabiutko. Ponad 6 minut gorzej niż rok temu.  Wprawdzie startowałem po całej nocy na weselu (były tańce, niezdrowe jedzenie :)) ale to słabe wytłumaczenie. Coś nogi nie zapodawały.
Troszkę pewnie bieg utrudniała pogoda ale w tym roku aż takich upałów nie było by można powiedzieć, że to kluczowe utrudnienie.

polmaraton_wb15_02

Okres po biegu oceniam pozytywnie. Medal dali, wodę dali. Miejsca wydawania posiłków (ciasto, makraron, kawa, herbata) były czytelnie opisane i nie szło się zgubić. Na biegaczy czekały też punkty masażu, leżaki i krzesełka na rynku.

Gwoli ścisłości również punkty żywieniowe na trasie były zorganizowane dobrze. Wody, izotonika, bananów nigdzie nie zabrakło.

Po dość długim oczekiwaniu (ceremonię przerwały mocne opady deszczu) zaczęły się dekoracje i losowanie nagród. Tutaj mnie i pewnie wielu innych zawiodła pula nagród. Było ich słownie – pięć.
Jak na prawie 2 tysiące startujących lipnie. Nie oczekuję tu nie wiadomo czego ale nawet małe biegi potrafią sobie zorganizować jakieś gadżety od władz to nie sądzę by Wałbrzych nie mógł (darmowe wpisowe na przyszłoroczny bieg, jakieś kubeczki, pendrive-y itp). Grosze to kosztuje a ludzie by się cieszyli.

Cóż, szczęścia w losowaniu auta nie mieliśmy to pozostało wracać do domu. Może za rok będzie lepiej.

Podsumowując – wyszło słabiej niż poprzednich latach. Określiłbym to „poprawnie ale na odwałkę”. Nie wiem czy miasto nie miało pomysłu na bieg czy co. Zachwycali się frekwencją (rekord ilości uczestników padł), reklama była dobra (i przed biegiem i po mówiono o nim np, w radiu) a te minusy jakie widziałem jakoś tak psuły ogólny odbiór imprezy.
No zobaczymy jak będzie w 2016. Miejmy nadzieję, iź po zbudowaniu pewnej renomy organizatorzy nie zaczynają odcinać kuponów od sławy i przycinać to tu, to tam koszty chcąc na biegu zarobić/nie napracować się.