Trenować coś mi się nie chce dalej ale pobiegać to i owszem. Dał mi znać brat, iż u nich na wiosce organizują charytatywny bieg. Zapisać może się każdy, dystans około 3km a przy okazji szczytny cel. Co mi szkodzi pobiec, poprosiłem go by mnie zgłosił.
Wpisowe wynosiło „co łaska”, w pakiecie oprócz numeru, czapeczki Mikołaja było jeszcze parę przekąsek i woda.
Z informacji od mojego brata trasa miała być płaska z miksowaną nawierzchnią – trochę asfaltu, kostki ale i polne drogi szutrowo-ziemne.
Z dość dobrym nastawieniem, w dzień zawodów zameldowałem się w Brzeziej Łące.
Warunki mieliśmy jeszcze zimowe, chociaż odwilż już ruszyła i temperatury wskoczyły w okolice 0 stopni.
Przy starcie było sporo osób w każdym wieku i formie. Większość to dzieci, młodzież ale i starsi też. Z tego co orientuję się numery minęły 100 więc całkiem dobrze jak na debiutancki bieg.
Trochę się pokręciłem, pogadałem z bratem i moim chrześniakiem. Oni planowali pobiec razem ale jednocześnie starać się o dobry czas. Ja bez żadnych specjalnych oczekiwań uznałem, że spróbuje polecieć szybko, na swój max 🙂
Obowiązkowe selfie dokonane 🙂 no to pozostało robić rozgrzewkę no i ruszać do bramy startowej.
Po zwyczajowym odliczeniu wszyscy ruszyli. Dzieciaki ochoczo z pełną mocą, ja też szybko ale i ostrożnie by w tłumie nie zrobić ani sobie ani nikomu innemu krzywdy.
Jakoś po pierwszych kilkuset metrach wyszło, iż biegnę pierwszy 🙂
Leciało się, strażacy zabezpieczający trasę wskazywali gdzie biec. Pierwszy kilometr zrobiłem w 4:28. Szybko zacząłem czuć, iż z tempem raczej przegiąłem ale słyszałem, że ktoś mi się pleców trzyma więc starałem się nie poddawać.
Drugi kilometr poprowadzony był już trochę gorszą drogą – krzywa szutrówka zasypana mokrym śniegiem. Tempo zaczęło mi spadać, ciężej się biegło i zegar wskazał – 4:49 min/km.
Jakoś pod koniec drugiego kilometra goniący mnie zawodnicy (3 dorosłych mężczyzn) niestety mnie doszła. Najpierw jeden, później pozostała dwójka ze mną się zrównali i po chwili mi odeszli.
Miałem już kryzys i niewiele chęci by ich utrzymać. Starałem się nie zwalniać zbyt mocno ale niestety doszedł mnie jeszcze jeden zawodnik. Biegł autorskim planem czyli chwilę w opór a później prawie przystawał, szedł. Jak oddech złapał to znów dawał w palnik 🙂
Na 3 kilometrze był fragment gdzie należało skręcić w pola i gruntową drogą dobiec w okolice startu. Tutaj niestety nie popisali się organizatorzy. Chwilę wcześniej zakręt ostawiali strażacy i policja a tu nie było nikogo. Poprzedzający mnie dali ciała, minęli skręt i musieli się wrócić.
Doszedłem ich na chwilę ale jednak mieli większe rezerwy sił i znów dość szybko mi znikneli. Przez chwilę liczyłem, że uda mi się dojść interwałowca ale skubany jednak moc miał do końca 🙂
Trzeci kilometr zrobiłem tempem 5:29. Później jeszcze ostatnie 300-350 metrów i meta 🙂
Klasyfikacji żadnej oficjalnej nie było no ale, że aż tak dużo osób mnie nie minęło to wiem, że byłem 5 🙂 Fajnie, jeszcze na żadnym biegu w ścisłej czołówce nie byłem 🙂 🙂
Dystans zmierzony Suunto: 3,36 km. Czas: 16’46.2. Tempo średnie: 4:59 min/km.
Bardzo dobrze zaprezentował się mój brat ze swoim synem (13 lat) bo na metę wpadli solidarnie i to wcale nie dużo później niż ja. Tempo mieli – 5:22.
Po biegu można było jeszcze kupić kawę, herbatę czy coś do jedzenia dodatkowo wspomagając zbiórkę. Ja po chwili odpoczynku zebrałem się i wróciłem do siebie.
Przyjemna atmosfera jak i dobroczynny cel powoduje, że nie ma co rozpatrywać potknięcia organizatora z trasą. Nie to było najważniejsze. Ja jestem zadowolony. Jak za rok zrobią zawody znowu, kto wie, może się pobiegnie 🙂