Archiwa tagu: riese

Półmaraton Szlakiem Riese 2018/06/03

Polmaraton Szlakiem Riese

Dużo ostatnio narzekałem, że mało robię długich wybiegań to przywaliłem z grubej rury. Zapisałem się na ostatni moment na górski półmaraton – Półmaraton Szlakiem Riese 🙂
Organizuje go ekipa odpowiedzialna na Waligóra Run Cross (a i trasa prowadzi z tego co wyczytałem po części biegu ultra) więc należało spodziewać się fajnych zawodów. Nie sposób nie docenić też moich ulubionych górek (Góry Sowie i okolice :)) Finalnie zaś blisko miałem na start to jak tu nie pobiec 🙂

Założeń i taktyki na bieg specjalnie nie układałem. Liczyłem na czas około 2 godzin, wiadomo bez odpuszczania ale i nie na 110% normy. Ciężko zresztą coś planować skoro trasy nie znałem a i swoich możliwości też (to chyba moje pierwsze czy drugie 2x w tym roku).

Zawody mają swój „kącik” na stronie Waligóra Run Cross – link przekierowujący do zapisów, gdzieś tam w historii opisy treningów na jego trasie. Zapisy ok, jest regulamin, lista startowa, opis ale jednak można by wydarzenie to bardziej wyodrębnić bo słabo to czytelne (chociaż jakąś dedykowaną podstronę mu zrobić). Więcej można wynaleźć na wydarzeniu na FB, niemniej fanów nowych technologii całość nie porwie 🙂

Na plus należy uznać aktualizowanie list startowych. Moją wpłatę organizatorzy dostali pewnie w Boże Ciało (albo dzień po) ale już 01/06 miałem potwierdzenie zgłoszenia.

Bieg nie powiem kameralny (limit 150 osób) więc w biurze zawodów (czynne w niedzielę przed biegiem) tłoku nie było. Pobrałem numer, koszulkę + parę ulotek i można było czekać na start.

Po fali upałów, dzień przed biegiem wychłodziło się i padało. Sam dzień zawodów pod chmurką, słońce wyglądało nieśmiało i ciężko było wyczuć co czeka na trasie.

Uznałem, że należy spodziewać się raczej ciepła niż opadów więc przygotowałem zestaw startowy z gatunku najlżejszych – spodenki i koszulka bez rękawów. Bałem się upałów więc zabrałem ze sobą kamizelkę Aonijie + 2 bukłaki 250ml. Trafiłem z tym bdb ale tragedii nie byłoby i bez ekwipunku. Dało się wytrzymać i bez wody – punkty odżywcze organizatorzy przygotowali na około 9 i 16 km. Podawano na nich wodę, izotonik, banany, rodzynki i arbuzy. Wystarczająco, na żadnym niczego nie brakowało.

Rozgrzewkę dokonałem na około 25 min przed startem. Trochę statycznych rozciągnięć i truchciki  pod/z górki

W strefie startowej zwyczajowo wybrałem połowę stawki. Nie było sensu pchać się na przód, z kolei końcówka budzi moje obawy, iż trzeba będzie się mozolnie przepychać.

Po starcie grupa ruszyła całkiem sprawnie. Lekkie spiętrzenie ludzi w bramie startowej, ale już za chwilkę każdy znalazł swoje miejsce i kłopotu nie było.

Profil Polmaratonu
Profil trasy

Przepraszam fanów dokładnych opisów ale chyba byłem w takim szoku swoją dyspozycją, że nie mogę teraz odtworzyć wszystkich fragmentów trasy! Nie chcę tu zamieszać detali co po czym ale myślę, że jakoś nakreślę warunki na trasie 🙂

Początek biegu to wspinaczka pod górę przez około 2-2,5 km. Moje obszary ciągnęły trochę za szybko (jak na mnie) ale uznałem, że spróbuję wytrzymać. Wiem, głupia to taktyka ale tak już mam. Wolę początek biec mocno. A końcówkę albo wytrzymam albo niestety zwolnię. Dodatkowo podbiegów trochę na treningach miałem więc trzeba spróbować.
O dziwo udało się. Podczepiłem się pod grupkę lecącą równo i leciałem. Tył półmaratonu został gdzieś za nami.
Po trudnym początku szybko przyszedł oddech – spokojny ~3 km zbieg. Współtowarzysze podkręcili tempo ale szkoda było ich zostawić 🙂 Dysząc jak lokomotywa trzymałem się grupy.
W końcówce tego zbiegu był ostry techniczny fragment w dół. Oj tu mięśnie dostały w kość. Ten fragment (jak i następny w górę) to w sumie jedno z niewielu przewężeń na trasie. Ciężko tu o jakieś możliwości wyprzedzenia więc pozostało trzymać swoje miejsce w stawce.
Było w dół to trzeba odpokutować i w górę. Wąską ścieżką zaczęło się krótkie lecz mozolne podejście w górę. Jego zwieńczenie to fajny tunel między bunkrami, po którym znów nastąpił szybszy odcinek w dół.
Na około 9-10 km był pierwszy punkt odżywczy (okolice Osówki). Wziąłem banana i kubek wody. Ponieważ w bidonach miałem jeszcze sporo wody nie marnowałem czasu na dolewanie i ruszyłem w dalszą drogę.
Leciutka górka i znów przyjemny zbieg w stronę Włodarza (około 16 km, na końcu zbiegu drugi pkt odżywczy). Ten fragment trasy niestety pokazywał co czeka za moment. Była na jego końcu nawrotka i tak jak fajnie biegło się w dół to należało niefajnie wrócić pod górę 🙂
Wzmocniony izotonikiem + arbuzem mozolnie zacząłem bieg w górę. Tu już czułem trudy trasy i niestety w paru miejscach podchodziłem.
Końcówka podejścia to kolejny (szczęśliwie krótki) hardcore w górę i można finish-ować. No dobra poniosło mnie 🙂 w sumie zbieg trwa jakieś 4 km.
Oj, w pewnym momencie mięśnie paliły mnie masakrycznie i musiałem trochę zwolnić. Szkoda, wyprzedził mnie jeden zawodnik, ale słysząc gdzieś w oddali kolejnego sprężyłem się i swojej pozycji już nie oddałem.

Na sam koniec jeszcze krótkie info o nawierzchni trasy. Poza zasygnalizowanymi dwoma zwężeniami (do ścieżki z wystającymi korzeniami) w większości szeroka i ubita. Nawierzchnia szutrowa, kamienna i ziemna. Fragmentów z kamieniami sporo ale nie są mocno wystające to wielkiej tragedii nie ma. W tym roku całość była sucha i ubita więc da się lecieć szybko (jak ktoś umie i daje radę :))

Metę osiągnąłem w oficjalnym czasie  2:10:15 zajmując 74 miejsce.

Meta Półmaratonu Szlakiem Riese
Meta Półmaratonu

Nieźle, jestem zadowolony z tego pierwszego dłuższego biegu. Bałem się, że szybciej spuchnę a tu w sumie ładny, ciągły bieg. Wynik też nie zgorszy jak na dystans (mój zegarek wskazał około 22,9 km).

Po minięciu mety wydawano wodę i medale. Po chwili oddechu udałem się do pobliskiej jadłodajni gdzie wydawano posiłki. Makaron z mięsem lub warzywami. Stąd też podjęła mnie moja Żona i można było wracać do domu 🙂