Archiwa tagu: zawody

Bieg Terenowy Rzepakowa Dycha – 13/05/2017

Logo Biegu Rzepakowa Dycha

Bieg Terenowy Rzepakowa Dycha – 13/05/2017

W miniony weekend zaplanowałem sobie pierwszy start (w tym roku) w zawodach na 10 km. Na miejsce „debiutu” wybrałem mniejszy, lokalny bieg – Rzepakowa Dycha w Chełmcu (gmina Męcinka, Dolny Śląsk). Bieg ten zaciekawił mnie ze względu na to, iż był w miarę blisko od mojej miejscówki 🙂 miał terenową trasę no a lokalność pozwalała zakładać, że będzie to bardziej miłe wydarzenie niż spęd kilku tysięcy ludzi.

Pierwsze prognozy przed weekendem nie były zbyt zachęcające ale z czasem pogoda zaczęła się przejaśniać i finalnie uznałem, że pobiegnę na krótko. Była to dobra decyzja. Warunki podczas biegu były wymagające – parno, ciepło, słonecznie. W tym kontekście całkiem dobrze, że zabrałem też swój zakładany na rękę bidonik. Wprawdzie organizator zapewnił 2 pkt nawadniające na trasie ale jednak swoja woda się przydała.

Zaczynając zaś o biegu od początku było tak:

Informację o biegu znalazłem w internecie. Chyba na DataSporcie lub innej stronie biegowej. Sam organizator nie ma swojego www, jedyne miejsce gdzie umieszcza informację to profil Facebooka. No ale, link do zapisów był, regulamin też to czemu nie 🙂 Zapisałem się.
Sfrajerowałem się trochę (bo nie było to opisane bardzo czytelnie) z płatnością. Owszem wiadomo było, że zapisy Datasport funkcjonują do 04/05 ale nic nie pisało, że po tym terminie przestanie działać link do opłaty. Tym sposobem musiałem opłacić nie 50 zł a 60 w biurze zawodów. Cóż, życie…

Przyjazd na miejsce biegu upłynął całkiem spokojnie. Dobra rzecz to jednak nawigacja 🙂 bo jechałem takimi bocznymi dróżkami, że samemu ciężko by było trafić.

Pierwszym co rzuciło się w oczy po przyjeździe do Chełmca to bardzo dobra organizacja około biegowa. Strażacy i wolontariusze sprawnie kierowali na wolne miejsca parkingowe.

Biuro  zawodów zlokalizowane było na boisku i również tu wszystko szło bez problemów. Opłaciłem startowe dostałem w zamian koszulkę, numer, talon na jedzenie i ankietę co sądzę o biegu (oczywiście do uzupełnienia po imprezie).

Rzepakowa Dycha 2017
Prezentacja przed biegowa

Wszystko załatwiłem szybko i pozostało mi czekać. Wprawdzie w regulaminie pisało, że biuro zawodów czynne od 09:00 do 10:00 ale działało prawie pod 10:45 (a start był o 11:00). Można było jednak przyjechać później.

Oczekiwanie na start poprzedzał bieg 800 m dzieci. Zaskoczony pozytywnie jestem ile dzieci biegło. Walka była zacięta do ostatnich metrów.

Przebrałem się około 10:20. Rozgrzewkę grupową odpuściłem, potruchtałem za to sam, porozciągałem się. Przez startem przekazano ostatnie informacje o trasie, punktach nawadniania, przemówili oficjele i można było biec.

Rzepakowa Dycha 2017
Moment startu

Z opisu w necie (i info przedstartowego) wiedziałem, że pierwsze 2 km będę po płaskim, później czeka nas długie wspinanie pod górę i dopiero końcówka będzie w dół. Mimo, że nie czułem się zbyt na siłach to uznałem, że na początku pobiegnę po około 5 min/km, na wbiegu postaram się za dużo nie iść 🙂 by w końcówce nadrabiać straty.

Potwierdziło się to. Pierwsze 3 km od startu to bieg po szutrowej płaskiej drodze pomiędzy polami. Utrzymałem tu tempo około 04:50 min/km.
1 km – 04:47
2 km – 04:46
3 km – 04:51

Po tym przyjemnym etapie skręciliśmy w lewo w las. Rozpoczęło się mozolne wspinanie w górę.
Początek biegu zrobiłem oczywiście sporo za szybko jak na swoje możliwości i pod górkę szybko osłabłem. Swoje pewnie dołożyła też parna, ciepła pogoda. Niestety zacząłem podchodzić. Tak jak sporo innych osób ale wiadomo, marna pociecha.
4 km – 06:22
5 km – 06:26
6 km – 07:12
7 km – 08:09
Patrząc na cyferki nie było tak tragicznie. Najwolniej 08:09 pod górę, nieraz po płaskim miałem dużo więcej.

Po męce wspinaczki czekała biegaczy nagroda. Ładny zbieg w lesie. Mimo, że byłem dość zmęczony to opierdzieliłem się w myślach, że w dół się nie chodzi i leciałem.
8 km – 05:18
9 km – 04:43
10 km – 04:28

Na mecie Suunto wskazało 10,73 km i czas 1:00:43. Średnie tempo 05:39 min/km.
Czas oficjalny to: 1:00:43 OPEN: 54/90 (Mężczyźni: 46), kategoria M35: 20.

Rzepakowa Dycha 2017
Ostatnie metry przed metą

Oj dał mi ten bieg w kość 🙂 Sam finisz w pełnym słońcu, pomiędzy polami rzepaku wyciskał wszystkie siły. Okazuje się, że jeden biegacz nie dał rady i potrzebował pomocy lekarskiej.

Na mecie dano medal, wodę i nastąpiła degustacja pierogów, zupy gulaszowej i pysznych ciast. Wszystko dobre, nie powiem, chociaż porcje mogły by być większe 🙂

Chwilę poczekaliśmy z Żoną na oficjalne wyniki. Ponieważ nic nie wygrałem pozostało się zbierać do domu.

Cóż. Bieg całkiem przyjemny. Dobrze zorganizowany, ciekawa trasa. Warto czasem pobiegać i w małych miejscowościach.

Biegowy Weekend :)

Mijający weekend obfitował w biegowe wydarzenia. Miałem przyjemność wystartować w dwóch biegach, z których jeden był dobrym sprawdzianem mojej aktualnej formy zaś drugi typowo dla przyjemności.

City Trail

Sobotni poranek to wycieczka na 5 bieg z cyklu City Trail (we Wrocławiu). W tym sezonie słabo dosyć przygotowałem się do nich „logistycznie” i do tej pory biegłem dopiero w dwóch. Chcąc być sklasyfikowanym na końcu, nie ma już taryfy ulgowej i musiałem biec (tak samo będzie za miesiąc).
Pomimo ostatnich ciepłych dni, Wrocław przywitał nas temperaturami około 0 stopni i leżącym gdzie nie gdzie śniegiem. Może to i dobrze bo nie było mega błota, którego się obawiałem. Ziemia była w miarę twarda, momentami nawet na śniegu było ślisko.

City Trail - 5 bieg Wrocław 2016
Sportowcy podczas rozgrzewki

Ponieważ słabo z formą, tym razem zdecydowałem się na strefę około 25 min. Gdybym poczuł moc, miałem plan w końcówce przyśpieszyć. Opcji, że będzie dużo wolniej nie brałem pod uwagę 🙂
Rozgrzewka no i start.
Pierwszy kilometr wszedł praktycznie idealnie. Około 5:05. Później zaczęło być ciężej. Trochę przeszkadzali ludzie – w grupie na 25 min sporo biegaczy.  Niektórzy zwalniali,  ciasno na trasie i nie zawsze udawało się „cisnąć” bez gubienia tempa.  Nie będę ukrywał, że i mi po około 2-3 kilometrach moce opadły ale o dziwo do 4 km trzymałem równo 5:15, 5:16, 05:16. Ostatni kilometr (niestety niepełny wg mojego Suunto) to 04:16. Pozostaje więc zakładać, że jednak przyśpieszyłem 🙂
Według oficjalnych danych zająłem miejsce 234 z czasem 25:03.

Cóż, na ten moment to niestety mój maks. Masakrycznie poleciała mi forma, widać zaniedbania ostatnich 4 miesięcy. Będzie trzeba solidnie pracować by nawet nie poprawiać byłe rekordy, ale do nich się zbliżyć.

Bieg Tropem Wilczym 2016

W niedzielę w ramach rodzinnego relaksu zaplanowaliśmy udział w Biegu Tropem Wilczym (Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych). Tym razem we Wrocławiu (rok temu startowaliśmy w Kłodzku).
Słaba pogoda (zimno, wiatr i przelotne opady) spowodowały, że syn został jednak w domu a na bieg pojechałem tylko Żoną.

Wrocławski bieg organizowało Stowarzyszenie Pro-Run, które z tego co pamiętam pewne doświadczenie organizacyjno-biegowe ma 🙂
Na stronie biegu czytelnie podano co, kiedy i gdzie. Miejsce imprezy (tereny Stadionu Olimpijskiego) też przygotowane bdb. Widać było namioty organizatorów już z daleka.
Na pomysł wczesnego odbioru pakietów wpadło oprócz nas sporo innych osób i o ile po numery nie było dużo chętnych to do koszulek kolejki były spore. Szło to jednak sprawnie, jakby nie wybrzydzanie co po niektórych biegaczy (a to rozmiar nie ten, a to osoba na koszulce nie ta) to w ogóle by było szybciutko.
No nic. Czasu mieliśmy i tak sporo, bo pakiety odebraliśmy około 09:00 a bieg 11:30. Korzystając więc z niedalekiej obecności marketu i giełdy różności uderzyliśmy w tamtą stronę by pojawić się z powrotem około 11:00.
Rywalizacja na dystansie 10 km już się kończyła. Pooglądaliśmy finisher-ów, prezentowane ekspozycje związane z żołnierzami, rozgrzaliśmy się i nadszedł moment startu.

Pamieci Zolnierzy Wykletych
Przedstartowe selfie

Sam bieg wiadomo bardziej dla pamięci niż wyniku ale pochwalić muszę swoją Żonę. Mimo sporej przerwy biegowej dzielnie te ~2 km przebiegła bez przerw. Brawo.
Po mecie odebraliśmy medale, wodę i bezalkoholowe piwo. Ja skusiłem się na posiłek – smaczną kaszę z warzywami i mięsem.
Fajne przedpołudnie, bieg uważam za mocno udany.

Pamieci Zolnierzy Wykletych
Nie wiem co bardziej cieszy – medal czy piwo 😉

Na sam koniec takie małe spostrzeżenie. Widzę, że cena tego biegu sporo różni się w zależności od miasta. Nie podoba mi się to, szczerze – obstawiam pazerność niektórych organizatorów (chcących przy tym wydarzeniu zarobić). Oczywiście nie znam miejscowych uwarunkowań i jeśli np. różnice w cenie zależą od czynników niezależnych od nich np. większe koszty wynajmu obiektów itp. to zwracam honor. Ale i tak nie do końca wierzę w takie wytłumaczenie 😉
Wrocławianie stanęli na wysokości zadania – ich stawka była mała, co niejako też wpłynęło na naszą chęć wystartowania właśnie tu.

Back in the game…

Zawsze kiedy wydaje się, że wszystko idzie perfekcyjnie, zgodnie z planem, i nic nam już nie przeszkodzi musi się coś spie… zepsuć.
Niestety w początku 2017 r. dopadło i mnie.

Pierwszym kłopotem okazało się jakieś złośliwe choróbsko, które za nic nie chciało odpuścić. Jak to u mnie szybko zawaliło mi zatoki i byłem nie do życia. Bez sensu trochę zwlekałem z wizytą u lekarza, za to namiętnie chodząc do pracy :),  no i ponad 3 tygodnie kariery sportowej wycięte.
Wraz ze słabym treningiem w grudniu-styczniu (niecałe 100 km przebiegnięte 01/2017) można powiedzieć, że straciłem całą posiadaną wcześniej formę 🙁
Dodatkowo, jak to u mnie, skoro się nie ruszam a objadam niezdrowymi rzeczami waga poszybowała w górę. Zanotowałem o 4 kg więcej niż miałem w okolicach połowy 2016! Katastrofa, 90 kg wcale nie ułatwi powrotu do lepszego biegania.

Drugi problem jest wprawdzie w „trakcie” ale czuję, że skończy się porażką. Problem ten to Bieg Ultra Granią Tatr, na który miałem mega ochotę.
Niestety, w toku e-mailowania z organizatorami wyszło, że raczej nie zaliczą mi UltraKotliny 70. Coś wprawdzie negocjowałem ale wiadomo… ciężko negocjować z organizatorem. Jego zawody, jego reguły.
No zobaczymy. Wynik losowania + weryfikacji będzie znany do końca tego tygodnia, więc szybko wyjdzie czy moje plany biegowe ulegną reorganizacji czy jednak pozostaną aktualne.

No cóż, pretensje można mieć tylko do siebie. Szczęśliwie żyje się jeszcze i nieśmiało po chorobie zacząłem znów truchtać. Czyli back in the game 🙂

II Bieg Sylwestrowy (Jelcz Laskowice, 31-12-2016)

II Bieg Sylwestrowy

II Bieg Sylwestrowy (Jelcz Laskowice, 31-12-2016)

Zawody, to zawody 🙂 Niby pobiegać można i na treningach ale chęć sprawdzenia się ciągle kusi. Mimo, że nie planowałem biegać żadnych zawodów (poza City Trail-em) to jednak złamałem się i zapisałem na 2 Sylwestrowy Bieg w Jelczu Laskowicach.
Poza walorami sportowymi, Jelcz skusił mnie również lokalizacją  (bo blisko) i ceną (bo taniej niż w Trzebnicy). Podobnie uznało chyba wielu biegaczy, bo w Jelczu finalnie wystartowało około 650 zawodników. Część na 10 km, część na 5 km, byli też zawodnicy nordic-walking (5 km).
W szczegółach tak korzystny bieg wyglądał zaś tak 🙂

Zapisałem na tą 10-kę się w okolicy świat korzystając z formularzy podanych na stronie organizatora (dokładniej to na stronie firmy mierzącej czas w tym biegu).  Wielkiej trudności tu nie było, chociaż przyzwyczajenie do Data Sportu swoje robi i wszystko co inne budzi pewne obawy. Poszło jednak sprawnie, opłaciłem wpisowe no i można było szykować formę.

Na same zawody przyjechałem z rodzinką około 1,10 godziny przed startem. Był to w sumie dobry czas. Spokojnie zaparkowaliśmy w miarę blisko od ośrodka sportu (gdzie było biuro zawodów). Chwilę później aut było już sporo i byłoby więcej kłopotu.
Pakiety wydawano sprawnie. Organizatorzy posegregowali zawodników alfabetycznie i nawet to poszło. Mimo dużej liczy biegaczy wielkiego tłoku nie było.

Sam pakiet szału nie robi. Numer, izotonik, jakiś energy boost (do rozpuszczania w wodzie) i kalendarz na 2017 r. Niby nie mało ale jakoś mnie to nie porwało 🙂

Jako, że wszystko poszło sprawnie to zostało nam sporo czasu do startu. Ponieważ w sylwestra był spory mrozik, to pokręciliśmy się z Żoną po sklepach. Raczej by się zagrzać niż coś kupić 🙂 Ludzi zresztą wszędzie tłum jak przy końcu świata.

2 Bieg Sylwestrowy
Prezentacja dla fotoreporterów 🙂

Kiedy zrobiło się około 10:40 zacząłem rozgrzewkę. Trochę stacjonarnych rozciągnięć, trochę biegu i pozostało czekać na start. Jeśli ktoś chciał to DJ + organizatorzy zachęcali do wspólnego rozgrzewania się.  Ja takie atrakcje jednak omijam by nic sobie nie nadwyrężyć wymyślnymi wygibasami 🙂

Co do założeń taktycznych na sam bieg to nie oczekiwałem po nim zbyt wiele. Że nie wykręcę życiówki to byłem pewny. Bardziej bałem się by nie wypaść jakoś tragicznie. Z tego powodu uznałem za satysfakcjonujący czas około 50 min. Jak to u mnie bywa plany skorygowały się same na trasie (niewiele bo niewiele ale jednak).

Po starcie wyszło, że pierwszy kilometr wpadł w około 04:42. Kolejne robiłem również poniżej 05:00 (jakoś po 04:53). Dopiero od 7 kilometra zacząłem odczuwać słabszą formę i zwolniłem do 05:00-05:05.

2 Bieg Sylwestrowy
Na trasie. To białe to nie pielucha 🙂 a numer startowy

Trasa biegu nie była specjalnie wymagająca. W większości po płaskim, lekkie sfałdowania terenu nie wpływały na tempo.  Trochę mogła przeszkadzać nawierzchnia. Biegło się bowiem po kostce chodnikowej, asfalcie i ziemi. Ziemia miejscami była zmarznięta i nierówna, ale i miejscami było błoto (tam gdzie lepiej świeciło słońce). Zwalniało się trochę na gruncie, asfalty lepiej wchodziły 🙂
Całość dystansu poprowadzono bokami (chodniki, pola) i nie przeszkadzało to kierowcą czy mieszkańcom.
Ogólnie to atmosfera była dobra. Kibice kibicowali, jeżdżące auta trąbiły zagrzewając do walki. Fajnie.
Po pierwszym okrążeniu (bo biegło się 2) był punkt nawadniający. Niezbyt wielki, nie wszystkim udało się skorzystać ale ja miałem szczęście i trochę wody złapałem.

Zawody miały myślę tylko 1 minus. Organizatorzy słabo troszkę wymierzyli trasę, bo pełnych 10 km to ona nie miała. Wg mojego GPS (i patrząc na głosy innych) brakowało jakichś 400 m. Z tego powodu na mecie zanotowałem czas 46:55 i zająłem 175 miejsce (z 416 sklasyfikowanych). 48 w M40.
Wygląda fajnie. Gdy jednak przyjrzeć się międzyczasom  to realnie na pełne 10 było by te 49 min co już tak fajne nie jest.
No cóż. Do nikogo pretensji mieć nie można, sam się zapuściłem.

Na mecie wręczono ładny medal, można było się napić ciepłej herbaty i zjeść kukurydziane chrupki + fasolkę po bretońsku. Ja lubię to wciągnąłem 🙂

Cóż. Dla mnie był to koniec biegu. Część osób biorących udział w licytacjach na pewno została, my pozbieraliśmy się do domu.

Organizacyjnie bieg udany. Przyjemnie było poruszać się na koniec roku i pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się powalczyć o lepsza lokatę.

City Trail 2016 (Wrocław) – Bieg 02/06 (12/11/2016)

Logo City Trail 2016

Tegoroczna edycja to już mój trzeci City Trail. Żeby nie było za nudno, tradycyjnie wystartowałem odpuściwszy biegi z zeszłego roku (wychodzi więc start mniej więcej co dwa lata).

Dylemat mam tu trochę czy opisywać ten bieg od strony organizacyjnej. Dla mnie nie jest on żadną nowością, wydaje mi się, że większość biegaczy też o nim słyszała. Skupmy się więc na stronie sportowej 🙂

Ponieważ pierwszy bieg cyklu kolidował mi z innymi zawodami, listopadowe 5 km miało być tegorocznym debiutem na tym dystansie. Z jednej strony miałem spore obawy czy 10 km Bieg Niepodległości (dzień wcześniej) nie osłabi mojej dyspozycji, z drugiej czułem, że tym razem czasy będą dużo lepsze niż w poprzednim cyklu.
Z optymistycznej matematyki wyszło mi, że może wyjdzie 20 min? 🙂

Na miejsce biegów przybyliśmy z rodzinką dość wcześnie bo zapisałem synka na biegi dzieci (najmłodsza kategoria). Mały bąk zadowolony, wcześniej trenował do tego biegu sumiennie biegając z mamą po ulicy koło domu.
Że sił mu nie zabraknie to byłem pewien bałem się bardziej, że się może w tłoku dzieci przewróci, może będzie ostatni i strzeli focha nie chcąc biec dalej 🙂 Z tego powodu opowiadaliśmy mu, że biec będziemy wolniutko, miejsce nie jest ważne a zobaczy jak to jest i najwyżej w kolejnych biegach poleci szybciej.
Na szczęście nic negatywnego miejsca nie miało.  Spokojnie sobie truchtał by w końcówce przyśpieszyć. Podczas biegu dopytywał się zdziwiony czy może wyprzedzać 🙂

Po tym wyczynie, jako że było zimno, rodzinnie udaliśmy się posiedzieć w aucie, a przed biegiem głównym sam poszedłem na start.
Wiadomo solidna rozgrzewka, a po niej ustawiłem się na strefie 22 min.
Start i lecimy 🙂
Organizatorzy cieszyli się, że we Wrocławiu pobiją kolejny rekord frekwencji (pobili, było 491 osób na mecie). Niestety statystyki może i fajne ale to już za dużo jak na początek tego biegu. Mocno trzeba było uważać na parkowej alei by na kogoś nie wpaść. Biegacze momentami blokowali, biegli wolniej i trzeba było szarpać tempo by wyprzedzić. Po około 1 km się przerzedziło,  wolniejsi zostali z tyłu a szybsi odskoczyli. Tu już biegło się w miarę komfortowo.

City Trail 2016 Wrocław
Cóż za lot nad ziemią 🙂

Po tym dystansie wyszło mi, że z tymi 20 minutami coś mnie poniosło i w życiu tak szybko teraz nie pobiegnę 🙂 Błąd w obliczeniach wziął się z tego, iż wydawało mi się, że w Twardogórze biegłem po ~04:35 na km (a to 10 km) no to tu mogę biec po 04:00. Taaa, tylko tam biegłem nie po 04:35 a bliżej 04:55. Różnica kolosalna.
Patrząc na międzyczasy we Wrocławiu robiłem po około 04:39. Mogło by być lepiej niemniej i tak zadowolony jestem. Pokrywa się to z moimi wynikami na innych dystansach więc ok. Na mecie zameldowałem się po 23:15 i zająłem 169 miejsce.

Fajny bieg. Planuję utrzymać podobne wyniki i na kolejnych (a może uda się lepiej?). Zobaczymy. Może wtedy w generalce wpadnie jakieś lepsze miejsce. Nie na podium ale przynajmniej bliżej numerów dwucyfrowych 🙂

5 Górski Bieg Niepodległości – 11/11/2016

5 Górski Bieg Niepodległości

5 Górski Bieg Niepodległości – 11/11/2016

Kolejny z biegów, które lubię i staram się w nich zawsze wystartować.  Nie będę pewnie bardzo obiektywny ( bo częściowo organizują go osoby z naszego klubu + wpisowe mam darmowe) ale jednak uważam, że przygotowany jest dobrze.  Mimo, że zawody te odbywają się w małej miejscowości to naprawdę nie ma się czego wstydzić, a dodatkowe walory biegowe (trasa wymagająca i malownicza) dodają mu uroku. Podsumować można by go już tu, że warto wystartować, no ale coś tam o biegu jeszcze skrobnę 🙂

Przechodząc więc do spraw przyziemniejszych 🙂 Logistykę około-biegową opisywałem przy okazji poprzednich edycji:

Bieg Niepodległości Ludwikowice Kł. 2015

Nie ma więc sensu tu się jakoś specjalnie powtarzać. Znaczących ulepszeń nie zauważyłem, szczęśliwie ewidentnych minusów też. Rejestracja, przybycie, odbiór pakietu poszły sprawnie no i można było szykować się do biegu.

Prognozy na ten dzień były pozytywne. Pogoda spłatała jednak biegaczom psikusa i spadł dzień wcześniej śnieg. W połączeniu z rozmiękłymi drogami dało to wymagające podłoże. Ci co nie wzięli terenowych butów musieli być chyba niezadowoleni.

Po załatwieniu niezbędnych formalności, pozostały do startu czas poświęciłem na luźne dyskusje ze znajomymi. Biegło nas kilkanaście osób z klubu, 2 z mojej rodziny więc na nudę nie dało się narzekać. Poprzekomarzaliśmy się kto kogo odstawi, a kto nie da rady.
Ciekawostką jest fakt, że w tłumie biegaczy sporo zauważyłem tych samych, lokalnych zawodników. Biegając w tych rejonach, sporo osób kojarzę już wizualnie widać więc, że ekipa startująca wszędzie w większości jest ta sama 🙂 No ale nowe osoby też oczywiście były, czyli ciągle biegi znajdują kolejnych wielbicieli 🙂

Ostatnie 20 min. przed startem to rozgrzewka. Trochę w miejscu, trochę truchtu. Od ostatnich kłopotów z nogami przywiązuję teraz do tego większą wagę . Widać jak to człowiek uczy się po szkodzie 🙂

Zwyczajowo przed samym startem hymn, przemówienie Wójtowej i poszło. Wystartowali.

5 Gorski Bieg Niepodleglosci
Moment startu

Nauczony zeszłym rokiem pamiętałem tym razem o strategii. Ponieważ pierwszy kawałek (około 1,5 km) to wspinaczka pod górę ruszyłem więc ostrożnie i wolno.  Tempo około 07:27 pierwszy km, później 06:02 na drugim. Pilnowałem by nie rwać i się nie zajechać już tutaj.

5 Gorski Bieg Niepodleglosci
Pierwszy podbieg

Gdy się wypłaszczyło przyśpieszyłem. Kilometry 3-5 weszły w 5:19, 5:16 i 4:50. Dobrze to szło, dawałem radę.

Po tym, 3 kilometrowym oddechu, znów zaczęło się podejście. Około 2 km dość sporej górki na której początkowo biegłem, ale w końcu uznałem, że nie ma sensu się mordować. Przeszedłem do marszu. Mój bieg wcale szybszy tu by nie był a sił jednak poszłoby dużo więcej. Wspinaczka dokonała się w 06:21 i 06:53.

Jak to w życiu bywa po górce nastąpił zbieg (bardziej to wypłaszczenie ale ok). Szybciutki kilometr w 05:29 by rozpocząć najtrudniejszy moment trasy. Wspinaczkę na Górę Włodzicką (757 m n.p.m.).

5 Gorski Bieg Niepodleglosci
Na szczycie Gory Wlodzickiej

Tutaj już żartów nie było. Solidne ~1 km podejście zrobiłem w 08:29). Za szczytem niestety nie było najlepiej. Bardzo stromy zbieg przez kilkaset metrów nie pozwolił się od razu rozpędzić. Mimo trailowych Adidasów czułem się na nim mocno niepewnie i truchtałem wolniuteńko. Gdy zrobiło się bardziej płasko ruszyłem „z kopyta” robiąc kolejny km w 04:26. Pędziłem ładnie, dodatkowo motywowany tym,  że czułem na plecach oddech 🙂 kolejnego biegacza. Niestety końcówka biegu mimo, że z górki prowadziła po takim błocie, że hej. Spękałem trochę i zwolniłem. Osoba za mną wykorzystała to i wyprzedziła mnie. W sumie jednak nie żałuję, bo za chwilę w błocku/koleinach wygięło mi nogę tak,  że przez moment myślałem, że znów skręciłem kostkę. W pełnym pędzie pewnie byłoby już po zawodach, tu poczułem trochę bólu, ale dawałem rade biec dalej. Coś sobie nadwyrężyłem to fakt,  bo czułem to miejsce w późniejszych dniach (ale nic nie napuchło i biegać chodzić mogę. Uff.).

 Całość biegu skończyłem w około 01:02:04 wg wskazań mojego Suunto. Nie da się tego bezpośrednio porównać z poprzednimi edycjami bo co rok trasa jest inna ale w mojej ocenie zacnie

Po biegu zasłużony medal :), ciepły posiłek i dopchanie się ciastem, herbatą. Ciasta wyszły świetne, smakowały mi. Ponieważ losowania nagród miały być dla osób spoza powiatu to już na koniec nie czekałem, ale wraz z resztą rodziny udaliśmy się do domu.

5 Gorski Bieg Niepodleglosci
A na mecie czekaly takie specjaly 🙂

Szybko podsumowując całość. Bieg dla mnie ok. Pod względem sportowym jak i organizacyjnym.

– Największy minus jaki widzę to brak profesjonalnego pomiaru czasu. Na mecie zapisywano biegaczy ręcznie. Podobno przybiegali wszyscy tak,  że dało się to ogarnąć, ale maniacy cyfr raczej z tego zadowoleni nie będą.

+ Zwolenników ostrej rywalizacji z pewnością ucieszył fakt, że w tym roku bieg ściągnął naprawdę sporo utalentowanych biegaczy, gdyż jak dobrze zrozumiałem był jednym z tych, na których punkty mogą zdobyć zawodnicy Ligi Biegów Górskich Dare 2B. Najlepsi wyniki wykręcili niezłe, chciałbym kiedyś móc tak „latać”.

+ Większa niż w poprzednim roku liczba biegaczy była jeszcze do ogarnięcia przez organizatorów, na trasie też przesadnego ścisku nie było. To plus bo w niektórych zawodach ludzi jest po prostu za dużo. Niemniej w przyszłym roku będzie limitacja miejsc (do 200 jak słyszałem). Może to i dobrze. Dzień później biegłem we Wrocławiu w CT, gdzie na trasie było raczej już ciasnawo.

UltraKotlina 70 – 15/10/2016

Logo UltraKotlina

UltraKotlina 70 – 1/2 Najdłuższego Ultramaratonu w Sudetach Zachodnich

Po DFBG bieganie ultradystansów trochę mi przeszło. Trenowało się, uczestniczyło w krótszych zawodach i tak leciał czas. W którymś momencie w końcu zacząłem dokładniej analizować co zrobić by wystartować w wymarzonym Biegu Ultra Granią Tatr 2017 i doszło do mnie, że uzbieranie wymaganych punktów wcale tak łatwe nie będzie. Nie będzie bo… okres biegowy się kończy, zawodów coraz mniej, a te, które mi pasowały już mają zamknięte listy startowe.  Na drugi koniec Polski jechać nie planowałem, w Europę uderzać raczej też. Oj 🙁
Poddawać się jednak nie wolno. Po głębszej analizie dostępnych zawodów udało mi się wyselekcjonować jednak takie, w których punkty da się uskładać jeszcze w tym roku. Jednym z tych biegów była UltraKotlina 70.

Bieg będący (do momentu startu i osiągnięcia mety) dla mnie zagadką, której się obawiałem. Niewiele znalazłem z niego relacji, opisów. Łamałem głowę gdzie jest haczyk. Dystans wprawdzie „nieduży” ale długi limit czasowy, punkty kontrolne na których trzeba odznaczać swoją obecność. Czyżby były mega wzniesienia? Konieczność wytrawnego nawigowania? Im dłużej nad tym myślałem to wiedziałem mniej 🙂 No ale, zapłaciło się to biec trzeba.

UltraKotlina 70 wraz z pełnym dystansem UltraKotlina 130 wywodzą się od długoletniego już wydarzenia pod nazwą Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej. Wszystkie te imprezy mają swoją stronę:

http://www.przejsciekotliny.org/

W serwisie są wszystkie najważniejsze informacje o wydarzeniu. -regulamin, płatności, wyniki poprzednich edycji. Organizatorzy zamieścili też najważniejsze komunikaty techniczne, mapę trasy jak i ślad GPS. Da się z tego wszystko co ważne wyczytać i raczej nikt nie powinien mieć problemów z zapisami czy odnalezieniem startu, informacji co zabrać itp.

Zwyczajowo więc gdy już udało mi się zapisać, opłacić pozostało pakować sprzęt i wybierać się na start 🙂

Przy okazji wybór sprzęt na ultra w chłodniejsze dni też mnie męczył dość długo ale finalnie coś tam z szafy wydarłem. Postaram się napisać w kolejnej relacji czy wybrałem dobrze czy nie.

UltraKotlina 70
Przed startem w Janowicach Wielkich

Na miejsce startu (Janowice Wielkie) dojechaliśmy z moja rodziną jakieś 2 godziny przed godziną 0 (czyli 14:00). Ładny, chociaż mały kompleks sportowy, namiot organizatorów obok no to zaatakowałem obsługę by wziąć pakiet. Pani dwa razy pogoniła mnie do auta bym okazał wyposażanie obowiązkowe 🙂 więc jak widać nie jest to martwy przepis. Wszystko miałem więc ok, odebrałem co trzeba no i wziąłem się za analizę mapy dostarczonej przez organizatora. Nie wyglądała ona źle. Szlaki były oznaczone, tam gdzie ich miało nie być to organizator wprowadził ułatwienie i rozwiesił wstążki wyznaczające kierunek. Wyprzedzając fakty przydały się te wstążki, dość dobrze były rozmieszczone.

UltraKotlina 70
Odprawa

Cóż trasy na pamięć nauczyć się nie da uznałem więc, że będę próbował dołączyć do jakiejś grupy i biec z nimi póki się da.

Przed biegiem odbyła się krótka odprawa, wyjaśnienie co i jak robić no i można było ruszać.

UltraKotlina 70
Startujemy

Tutaj kolejna dygresja – przydatna dla innych biegaczy w tych zawodach (w przyszłych edycjach). Warto dobrze przestudiować mapę dostarczaną przez organizatora i kartę kontrolną (z pkt. do odbijania). Oszczędzi to kłopotów na trasie. Mi zabrakło poczytania karty kontrolnej –  zawierała ona np. opis gdzie są zlokalizowane pkt (opisowe info w stylu między skałami, za schroniskiem co okazało się kluczowe parę razy)

Grupa ruszyła dość spokojnie. „Elita” oczywiście szybko wyrwała do przodu ale w moim tempie parę osób się przemieszczało. Dość szybko dołączyłem do kolegi, który z dyskusji okazało się, że jest z okolicy! i w miarę trasę kojarzy. W miarę bo i on nie ustrzegł się paru błędów. Szczęśliwie były to pomyłki bez poważnych konsekwencji –  a to minęliśmy zakręt ale Ci za nami zawołali, że źle, a to wdrapaliśmy się na szczyt góry z drugiej strony. Punkty kolejne jednak znajdowaliśmy i się biegło.

UltraKotlina 70
Na trasie. Cóź za speed 🙂

Niestety kolega biegł zbyt ostrym jak na mnie tempem, bardzo szybko podchodził też na górki i szybko okazało się, że nie dam rady. Po 3 czy 4 chyba punkcie kontrolnym dałem spokój z dotrzymywanie mu kroku.
Przystanąłem bo i tak już się ściemniło. Ubrałem kurtkę, czapkę, odpaliłem czołówkę i swoim już tempem ruszyłem do przodu.
Niestety nawigowanie jednak nie jest moją najmocniejszą stroną 🙂 W okolicy między PKT14 a PKT 15 (dokładniej to na asfalcie między miejscowościami Płoszczyna-Dziwiszów) zgubiłem trasę. Szybko to wyłapałem, stanąłem studiując mapę. Za chwilę dobiegło 3 chłopaków. Pytam czy tędy – tędy 🙂 Zrobiłem z nimi 2 km i wyszło, że jednak nie tędy. Pozostało się wrócić i szukać lepiej.
Jak wyszło zmyliły nas białe wstążki, którymi rolnik ogrodził swoje pole (BTW intencja dobra bo wisiały na elektrycznym pastuchu. Nie polecam dotknięcia bo sam spróbowałem :)) Były podobne do wstążek organizatora i sugerując się nimi pobiegliśmy nie tam gdzie trzeba. Nowi koledzy mieli jednak wgrany w komórkę ślad gps i z jego pomocą + wypatrywanie trasy przez 4 osoby wróciliśmy  na szlak. To była w sumie jedna poważna pomyłka drogi w trasie.

Nowo poznani biegacze okazali się dla mnie zbawieniem. Dwóch z nich biegło idealnie moim tempem! Ostatni silniejszy z grupy nadawał mobilizację całości by jednak biec a nie zbyt długo iść. Przemieszczałem się z nimi praktycznie do końca trasy (odeszli mnie na ostatnich 2 km, kiedy zabrakło mi już sił do ciągłego biegu). Super. W grupie biegnie się lepiej, co ważne do końca na prostych i zbiegach biegłem a nie szedłem jak w DFBG. Nawigacja również uprościła się znacznie kiedy w kluczowych momentach oprócz mapy dało się zerknąć na GPS i pokazywał czy jesteśmy na szlaku czy nie.

Przemieszczanie pomiędzy kolejnymi punktami szło dobrze. Znośnym tempem parliśmy do przodu. Na postojach krótko bez marnowania czasu. Napić się, uzupełnić bukłaki i dalej. Punkty organizator wyposażył bdb. Była woda, cola, izotonik (dobry pasował mi), herbata czy kawa. Do jedzenia rodzynki, ciasteczka, czekolada. Ciepły posiłek na trasie to pomidorowa lub naleśnik. Wziąłem pomidorową bo uznałem, że będzie lżejsza dla żołądka.

Pod sam koniec biegu drastycznie zepsuła się pogoda. Zaczął mżyć deszcz ze śniegiem. Szlak zrobił się coraz bardziej błotnisty, widoczność coraz gorsza (okularnicy jak ja mają gorzej gdy zaparują nam bryle). Parę razy wlazłem w wodę po kostkę ale moje buty i skarpetki tym razem sprawdziły się idealnie. Nic mnie nie obtarło.

Słabe warunki (wraz z tym co pisałem na początku – kiepskim przestudiowaniem rozmieszczenia pkt-ów) niestety zaprocentowało dużą pomyłką. Ominęliśmy punkt kontrolny nr. 24. Owszem biegliśmy koło niego ale nie podbiliśmy się. Na mecie została mi za to doliczona 2 godzinna kara co poskutkowało znacznym pogorszeniem miejsca . A szkoda. Całość trasy – 83,13 km przebiegłem w 13:49:19. Po doliczeniu kary zająłem 25 miejsce z 36 mężczyzn którzy osiągnęli metę (bez kary byłbym około 16).

Po biegu można było zjeść ciepły rosół,kawę, herbatę, wypić piwo i zagryzać ciasteczkami czy czekoladą. W ośrodku na mecie dało się też wykąpać (teoretycznie bo nie było ciepłej wody) i położyć spać.

Ponieważ na metę przybiegłem o godzinie 04:00 to do około 07:00 siedziałem czekając na rodzinę. Nie było to przyjemne oczekiwanie bo moje ciuchy kompletnie przemokły, nie miałem nic na zmianę i mimo, że było ciepło to po jakimś czasie zaczęło mnie telepać z chłodu. Opatulony w folię doczekałem przyjazdu rodzinki i po przebraniu się od razu ustąpiły niedogodności.

Teraz parę luźnych uwag ogólnych

Ze swojej formy w biegu jestem bardzo zadowolony. Cieszę się, że do końca biegłem, nie miałem kryzysów.

Wyposażenie jakie wziąłem dało radę na trasie. Buty, ubranie mnie nie obtarło ale na końcu biegu ciuchy miałem bardzo mokre (od potu i deszczu). Niestety tak szybko nie schły i tu mało już było komfortu.

To czego obawiałem się najbardziej czyli trasa nie była ekstremalna. Szlak prowadził po znośnej nawierzchni (szutry, kamienie, trochę asfaltu). Był szeroki, nie tak jak na DFBG, tu dało się biec nawet koło siebie. Podejścia i zbiegi do przeżycia.
Nawigacyjnie dało się wszystko ogarnąć. W sumie oprócz paru smaczków jak moment gdy wbiega się do lasu i szlak momentalnie się kończy 🙂 nie było aż takich hardcorów. Tu przydawało się współdziałanie w grupie i korzystanie np, ze śladu GPS.

Podsumowując – impreza kameralna ale dobrze zorganizowana. Polecam ten bieg.

P.S.
Tak już poza konkursem. Zadziwiające są postawy ludzi na biegach. 1. Podczas mojego biegu udało nam się znaleźć 2! karty kontrolne. Jak można je zgubić to nie wiem, przecież bez nich nie ma co biec dalej.
2. Dołujące najbardziej jest jednak to, że niektórzy oszukiwali 🙁 Wiem na 90%, że byli tacy co ominęli punkty a jednak sobie go podbili. Pewnie na kolejnym. Porażka i wstyd.

XVII Toyota Półmaraton Wałbrzych

17 Toyota Półmaraton Wałbrzych

Półmaraton w Wałbrzychu (21/08/2016) to taki mój stały punkt kalendarza biegowego. W tym roku był to już jubileuszowy 5 start w tej imprezie 🙂

Pisałem już kilka relacji z Wałbrzycha np. tu:

http://rmc-biega.pl/?p=243

więc po namyśle zdecydowałem, że w tym roku pisać raczej sensu nie ma. Nie ma bo musiałbym się w sumie powtórzyć.
Idea, wykonanie biegu w detalach było identyczne do poprzedniego. Poprawne, dobrze zorganizowane. Trochę narzekałem w zeszłym roku na „rutynę organizacyjną”, tym razem chyba podszedłem do tego bardziej łaskawie i wszystko mi się podobało 🙂

Jednym z niewielu ulepszeń w 2016 r. była możliwość wyboru rodzaju pakietu – z koszulką czy bez. Wybrałem bez i przez moment trochę żałowałem (ale przez moment, później rozsądek zwyciężył). Organizatorzy zrobili je dość pomysłowe ze złotym pociągiem z przodu 🙂 Koszulkę można było wprawdzie dokupić na miejscu ale 2 x drożej niż w pakiecie więc ta opcja mnie nie skusiła.

Drugą rzeczą, która odmieniła ten bieg od poprzednich była … pogoda. Zamiast upału, padało. I to mocno. W sumie do biegania to lepiej więc tu też nie narzekam.

Walka na trasie Polmaratonu Walbrzych
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych – na trasie

No a od strony sportowej…
Ten sam bieg, ta sama trasa więc ładnie widać na przestrzeni lat, w jaką stronę idzie mój trening. A idzie całkiem dobrze 🙂 mimo, że przed samym startem czułem się średnio mocny.  Stresik był, jakoś wydawało mi się, że mocy nie będzie. Z tego powodu za punkt honoru uznałem, że bieg należy przebiec i dobrze by było to poniżej 2 godzin.
Przesadnej strategii ku temu nie miałem. Jak to ja – bazując na tempie z Półmaratonu Wrocław postanowiłem biec podobnie, licząc, że podbiegi mnie nie zniszczą 🙂
Założenia udało się zrealizować w 100%. Biegłem cały czas a na mecie uzyskałem czas – 01:51:22. Uwaga, uwaga! o 28 sekund lepszy niż we Wrocławiu 🙂
Zacnie.  W tak ciężkim biegu uzyskać taki czas to dla mnie duży powód do zadowolenia.

Na trasie Polmaratonu
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych – walka na trasie

 

Cóż można jeszcze powiedzieć analizując ten wyczyn. Hmmm… na podbiegach oczywiście sporo zwalniałem (do około 06:30 min/km) ale z górki znajdującej się później nadrabiałem lecąc po około 04:30. Dobrze też widać w wykresikach z GPS, że jednak mocy mi trochę brakowało. Każde kolejne okrążenie (są 3) biegłem wolniej. I to na podbiegach i na zbiegach. No ale nie na tyle wolno by wynik nie wyszedł.

XVII Toyota Polmaraton Walbrzych
XVII Toyota Polmaraton Walbrzych- okolice mety

Jestem zadowolony. Podniosłem sobie wprawdzie dość mocno poprzeczkę niemniej to chyba dobrze. Ile można się tak lenić. Dużo osób po roku bieganie ma lepsze wyniki niż ja po 4 czyli ciśniemy 🙂

3 Bieg Szerszenia – 11/06/2016

3 Nocny Bieg Szerszenia

3 Bieg Szerszenia – Nocny Bieg Świętojański

Pomimo innych priorytetów na ten rok 🙂 są zawody, które szkoda odpuścić. Jednymi z nich jest ciekawy oleśnicki bieg – 3 Bieg Szerszenia (Nocny Bieg Świętojański). Lubię go ze względu na oprawę (nocne zawody), dobrą organizację no i finalnie fakt, że biegłem do tej pory we wszystkich jego edycjach. Dopiero 3 razy ale fajnie widzieć ewolucję biegu no i może kiedyś będzie można być jednym z nielicznych, którzy startowali od początku.

Bieg Szerszenia (od nazwy klubu biegowego, który go organizuje) odbywa się cyklicznie w okolicy Nocy Świętojańskiej w Oleśnicy. Trasa biegnie w okolicach ośrodka sportowego Atol i Oleśnickich terenów wodonośnych. W połowie nawierzchnia to asfalty, w połowie szutrowe alejki. Profil płaski więc da się powalczyć o życiówki.
Jak do tej pory organizatorzy wprowadzają co rok małe modyfikacje  trasy (w tym roku biegliśmy ze stadionu lekkoatletycznego) ale stałym fragmentem trasy są 3 kółka wokół terenów wodonośnych.

Informacje o biegu pojawiły się stosunkowo szybko na stronie klubowej Szerszenia:

Klub Biegacza Szerszeń

Zapisy prowadzone są „standardowo” przez portal DataSport więc żadnej trudności ze zgłoszeniem uczestnictwa być nie powinno.
Ze swojej strony podpowiem, że nie warto zwlekać z zapisaniem do ostatniej chwili, bo limit biegaczy jest dość niski – w zeszłych latach 150 osób, w tym roku 200.

W momencie gdy nadszedł dzień biegu udałem się po odbiór pakietu startowego. Dość późno bo około 20:00 (prosto z dalszej drogi spoza miasta). Namiot organizatorów ulokowany był na stadionie. Widać go było z daleka więc ciężko było nie trafić 🙂 Sporo też już w okolicy było biegaczy więc w razie W i tak byłoby kogo spytać.
Kolejki wielkiej nie było. Szczęśliwie bo jak paru przede mną nie znałem swojego numeru startowego 🙂 i cofnięto nas do tablic z wykazem. Po powrocie nie trzeba było stać od nowa, szybko i sprawnie podpisałem deklarację, odebrałem numer i pakiet startowy.

Dla fanów gadżetów powiem, że dawano pamiątkowe koszulki Kalenji, komplet ulotek zapraszających na inne biegi i chrupki Boramexu (lokalna firma, od początku wspierająca ten bieg).

Ponieważ poszło to szybko to zdecydowałem się podjechać do domu i tam spokojnie przebrać i przygotować do biegu. Dla przyjezdnych jak kojarzę udostępniano budynek na stadionie jak i  toalety znajdujące się w jego okolicy.

Kiedy finalnie przybyłem już na kompleks sportowy, zaparkowałem auto (było gdzie, to plus) i udałem się na stadion. Stąd w tym roku miał być start. Biegacze tłumnie kręcili kółka, 15 min przed startem była wspólna rozgrzewka i można było już myśleć o biegu 🙂

Przed startem Biegu Szerszenia

 Gdzieś tam w końcu jestem 🙂

Odliczanie i start. Tłum ruszył szybko więc i ja z nimi. Albo w Oleśnicy są tak dobrzy biegacze albo nie wiem. Zawsze lecą ostro do przodu 🙂 Ostatni zawodnik na mecie zanotował 01:14:01 czyli nie tak źle jak na inne zawody, w których brałem udział.

Na Szerszenia nie planowałem wielkiej strategii, chciałem cisnąc około 5 min/km (albo szybciej jak wystarczy sił). Tak też było. Poszczególne kilometry wchodziły w ładnym tempie. Pierwszy najszybciej  – 4.25, później już troszkę wolniej ale w żadnym nie spadłem powyżej 4:59 (średnio 4:47). Gdzieś w okolicy 3 kółka głowa zaczęła podpowiadać, że za szybko i nogi bolą ale udało mi się ją przekonać, że oddech ciągle ok więc rezerwa jest 🙂
Biegłem stosunkowo równo, trzymając się biegaczy przede mną. Gdy zbliżałem się do nich i czułem, że zwalniają to powoli wyprzedzałem i szukałem kolejnego. Przed samą metą zbliżyłem się do dwóch zawodników, którzy trzymali podobne tempo jak ja i zaatakowałem. Pierwszego wyminąłem jakieś 200-300 metrów przed metą. Kolejny był już blisko mety ale szaleńczo podkręciłem tempo i o dziwo udało mi się go wziąść. Zbierał się wprawdzie do walki ale jednak nie miał chyba już sił bo przy samej mecie odpuścił.

Nieźle. Po samym biegu nie byłem całkowitym trupem co pozwala sądzić, że jednak jeszcze jakieś rezerwy były. Następnego dnia czułem jednak nogi co znaczy, że biegłem solidnie. Po treningach tego nie mam, raczej jestem mniej zmęczony 🙂

Mój wynik to 0:47:55. 68 miejsce w generalce (z 186 klasyfikowanych) i 16 w M40. Swój poprzedni rekord na 10 km pobiłem.

Bieg Szerszenia

 Hmm… niby się nie zmęczyłem ale słabo coś na tej focie się prezentuję

Za linią mety wręczono mi medal, wodę mineralną i można było odsapnąć. Chwilkę postałem, popatrzyłem ale, że biegłem sam i nie było żadnych znajomych to poszedłem do auta się przebrać i udałem w okolice organizowanego grilla.

Jedzenia było mnóstwo, wszystko dobre. Oczekiwanie na losowanie nagród umilił pokaz teatru ognia i zaczęły się emocje 🙂 O dziwo jako chyba 3 osoba wylosowałem powerbanka więc można było iść do domu. Było już zresztą późno bo po 24:00.

Imprezę pod względem organizacyjnym i sportowym uważam za udaną. Kto nie był temu polecam za rok wystartować.

TRENING (TYDZIEŃ 08/2016) + Bieg Tropem Wilczym Kłodzko

Trening Biegowy

Ostatni tydzień lutego okazał się owocny pod względem biegowym. Zrealizowałem zaplanowane treningi o łącznej długości 64,57 km. Nieźle 🙂

Data: 24/02/2016
Dystans: 15,79 km
Czas: 01:38:29
Średnie tempo: 6:14 min/km

Średnie tętno: 150
Maksymalne tętno: 255 (jakiś błąd)
Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Nike LunarSwift +4

Trasa w sumie ta sama co zawsze ale dołożyłem trzecie kółko.

Data: 25/02/2016
Dystans: 15,76 km
Czas: 01:37:12
Średnie tempo: 6:10 min/km

Średnie tętno: 146
Maksymalne tętno: 176
Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Nike LunarSwift +4

Powtórka wtorku. Pod względem kondycyjnym ok, trochę tylko nudno biegać tyle razy przez te same miejsca. Przydałby się w końcu dłuższy dzień można by pobiegać w innych miejscach.

Data: 27/02/2016
Dystans: 10,00 km
Czas: 01:01:33
Średnie tempo: 6:09 min/km

Średnie tętno: 164
Maksymalne tętno: 255 (znów jakiś błąd)
Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Crivit (2015)

Zebrałem się na ten bieg skoro świt bo wystartowałem o 06:20. Zimno w górach ale biegło się całkiem, całkiem. Szwankuje mi coś za to pasek pulsometru bo już kolejny raz wskazuje jakieś kosmiczne wartości. Muszę coś pokombinować z nim albo biegać bez (bo w sumie jakie mam średnie tętno już widać)

Data: 28/02/2016
Bieg 1 – Trening
Dystans: 20,71 km
Czas: 02:09:57
Średnie tempo: 6:17 min/km

Średnie tętno: 153
Maksymalne tętno: 182
Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Crivit (2015)

Niedziela to podwójne bieganie. Do południa udałem się na długie wybieganie. W końcu pobiegłem planowaną ostatnio trasę. Kilometry nabijane po asfalcie dają w kość nogom ale nie poddałem się. Mimo chwilowego kryzysu pod koniec ani razu nie szedłem. Nieźle.

Bieg 2 – Bieg Tropem Wilczym Kłodzko
Dystans: 2,31 km
Czas: 00:23:52
Średnie tempo: 10:19 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Crivit (2015)

Bieg Tropem Wilczym 2016

Po króciutkim odpoczynku, udaliśmy się do Kłodzka by wystartować w Biegu Tropem Wilczym. Start rodzinny – ja, żona i synek (Wojtek). Idea startu zrodziła się dość spontanicznie, bo jakiś tydzień temu. Opłaciliśmy startowe no to wypadało biec. Wojtek (5 lat) o dziwo zadowolony był, że go też zapiszemy na jego pierwszy bieg w życiu. W przedszkolu się pochwalił, chociaż później przeżywał co to będzie jak przypadkiem przyjadą mu kibicować na trasie. Bo on wstydliwy 🙂
Po przybyciu na miejsce założyliśmy koszulki i udaliśmy na stadion gdzie było już sporo biegaczy. Krótka rozgrzewka, przemówienia no i ustawianie się do biegu.
Zajęliśmy miejsce z tyłu bo nie spodziewaliśmy się szalonego tempa. O dziwo małych dzieci z rodzicami było sporo czyli ktoś był w zasięgu naszych możliwości 🙂
Strzał startera i ruszyliśmy. Większość nas odstawiła ale spokojnie sobie truchtaliśmy. Synu o dziwo biegł. Jak się zmęczył to troszkę podchodził ale większość dystansu truchtał. Nawet go pod górki stopowaliśmy by szedł a nie biegł ale twardo leciał.
Bieg Tropem WilczymPrzez większość trasy ścigaliśmy się z podobnym do naszego brzdącem (startował z mamą). Co Wojtek go wyprzedził to tamten jego. I tak prawie do końca. Już na finiszu zebraliśmy się do biegu i wtedy tamci odpuścili (bardziej to mama konkurenta miała dość niż on sam ale zwycięstwo było nasze :)).
Na mecie czekały pamiątkowe medale, wojskowa grochówka i ciasteczka, które wybitnie małemu smakowały. Chwilkę odpoczęliśmy i można było wracać.
Fajne zawody, cieszę się, że synowi się podobało. Może się kiedyś wciągnie w bieganie.

Co do samej organizacji biegu to było poprawnie. Zapisy, opłaty poprzez internet. Strona biegu zawierała niezbędne informacje (co, gdzie, kiedy) więc nie mieliśmy kłopotów z odbiorem pakietu, miejscem startu itp. Żona (bo to ona jechała po pakiety) trochę narzekała, że wydający mieli nijakie ruchy ale wszystko co należy jej dali.
Sam pakiet bogaty. Koszulka, odlask, płyta, jakieś ulotki. Jak za 10 zł to nieźle.
Na trasie biegu byli wolontariusze, nie szło się zgubić czyli ok.
Rok tamu próbowałem wystartować w takim samym biegu w Woliborzu i tam organizacja była porażką (jedyny bieg z którego zrezygnowałem i pojechałem do domu). Tu nie było żadnych zastrzeżeń. Polecam.