Archiwa tagu: wrocław

CITY TRAIL WROCŁAW 2017/2018 – BIEG 2/6

City Trail 17/18

Drugi wrocławski bieg City Trail przywitał biegaczy dobrą pogodą i niestety mocno błotnistą trasą (po niedawnych opadach).
Słabsze warunki na trasie nie zniechęciły jednak biegaczy. Pobity został rekord frekwencji – 580 osób minęło linię mety. Sporo pobiegło również najmłodszych – organizatorzy podali liczbę około 190 dzieci. Z tego należy się cieszyć bo chociaż jakaś część najmłodszych biega, a nie przesiaduje przed TV.
Ponieważ mój synek tym razem biegł, na miejsce zawodów przyjechaliśmy dość szybko. Nie było jeszcze problemów z parkowaniem i odbiorem pakietów. Później szło już troszkę wolniej, no ale wiadomo – taka masa ludzi swoje robi 🙂
Ciekawostką przed startową był elektroniczny wyświetlacz, na tle którego można było zrobić sobie szałową fotkę. Dokonałem i ja zamieszczając motywujący tekst 🙂

City Trail Wrocław
Napis adekwatny do formy 🙂

Dość istotną zmianą, która w znaczący sposób ułatwiła rywalizację było startowanie nie wszystkich razem, lecz osobno każda ze stref czasowych. Dobrze, że organizatorzy się na to w końcu zdecydowali, do tej pory początek biegu z powodu ścisku był dość trudny. Teraz poszczególne strefy biegły z około minutowym opóźnieniem. Świetny, a prosty pomysł.
Ja, ostrożnie szacując moce zająłem miejsce w początku strefy 25-28 min i planowałem, o ile sił wystarczy, te 25 min (a może trochę mniej) wywalczyć. Niestety wcześniejsze kontuzje i słabszy trening z tym związany nie pozwalały liczyć na dużo więcej.

City Trail
Walka na trasie

Sam bieg wielkich rewelacji nie przyniósł. Pobiegałem zgodnie z przewidywaniami i na mecie zameldowałem się jako 288 osoba z 586 startujących. Osiągnięty czas 25:09. Parę sekund słabiej niż w biegu pierwszym nad czym bardzo boleję.
Z analizy międzyczasów widać ewidentnie jak słabą mam kondycję. Jeszcze pierwsze 2 kilometry ok, a później mocno mnie przytkało. Ostatni kilometr lepiej, ale nie wiem na ile to zasługa krótszego dystansu a na ile ostrego finishu 🙂
1 – 4:54
2 – 4:56
3 – 5:19
4 – 5:16
5 – 4:48

Po starcie zwrot chipa, numeru, pobrałem herbatkę i wafelki no i można było wracać.

Teraz pozostaje szlifować formę, może za miesiąc będzie lepiej 🙂

City Trail Wrocław 2017/2018 – bieg 1/6

City Trail 17/18

Miniona sobota (07/10) to Wrocławskie rozpoczęcie biegów City Trail. Mimo, że do tej pory startowałem co około 2 cykle, to tym razem zdecydowałem się wystartować bez zwyczajowej przerwy. Ot dla podtrzymania motywacji biegowej w zimie.

W samej formule CT nie zmieniło się praktycznie nic. Ta sama lokalizacja, zasady. Pewne ulepszenia dotknęły stronę internetową (zapisy itp), zwiększył się wybór gadżetów do zakupu (koszulki, magnesy). Raczej nie będę się nad tym rozwodził. Jedyną godną zauważenia nowością było wprowadzenie wydawanych na stałe numerów i chipów (do tej pory trzeba było je pobierać i zdawać w każdy biegowy weekend). Z jednej strony zmiana godna uznania, a i koszt niezbyt duży – 10 zł. Czy jednak rewolucyjna i potrzebna?  Okaże się w kolejnych biegach. W pierwszym kolejki do numerów były spore 🙂

Z imprezy/biegu mam zaś takie wrażenia.

Wrocław przywitał biegaczy trasą mokrą i błotnistą. Dodatkowo niedawne wichury nałamały sporo gałęzi, drzew więc i ekstra utrudnienia na trasie były (np. po 2 kilometrze zwalone drzewo i konieczność ominięcia go).  Podczas biegu był też deszcz, ale w sam raz w lesie to jakoś specjalnie nie przeszkadzało.  Cóż, jednym słowem przeszkadzajki, które nie pozwalały na w pełni komfortowe bieganie.

Od strony sportowej pierwszy bieg mogę uznać za udany. Przewidywałem, iż moje realne możliwości to około 5 min/km., stanąłem więc w strefie startowej 25 min. Trafnie określiłem swoją formę. Na mecie zameldowałem się po 24:57 min zajmując miejsce 248 z 534.
Teoretycznie przy lepszej pogodzie i mniejszej liczbie startujących parę sekund jeszcze dało by się urwać.

No właśnie… biegacze. Z tego czym chwalili się organizatorzy we Wrocławiu pobito rekord frekwencji. Wystartowało ponad 500 osób. Hmmm… tą liczbę czuć już niestety na trasie. Pierwszy kilometr nie pozwala na swobodną rywalizację. Szarpie się tempo, trzeba uważać i na przeszkody terenowe i na innych biegaczy. Wyprzedzają, blokują. Niestety dużo osób nie zważa na strefy startowe i przeszkadza biegnąc wolniej niż inni. Słabo trochę. Z jednej strony rozumiem organizatorów (wieczny pęd ku cyfrom rosnącym) ale wszystko ma swoje limity. Tu już zaczyna być na styk. Las Osobowicki, aż tyle ludzi nie mieści by biegało się im komfortowo.

CT Wroclaw
Prezentacja przedstartowa 🙂

Zawody biegowe z ostatnich 2 miesięcy

Pod tym nijakim tytułem chciałbym zamieścić króciutkie relacje z ostatnich 3 zawodów w jakich biegałem. Dawno to było i nie sądzę by pełny opis miał jakiś wielki sens w tym momencie.
Ot, wpis bardziej dla mnie bym pamiętał w kolejnych latach jak mi szło.
Uważni czytelnicy z pewnością wyczają, że w większości tych biegów startuję cyklicznie więc ciężko też oczekiwać jakichś mega rewelacji organizacyjnych (kto ciekawy to poczyta relacje z ubiegłych roczników).

13/08 – 8 Bieg na Wielką Sowę
Wielka Sowa była ostatnim moim biegiem w którym wystartowałem jeszcze w miarę przygotowany.  Owszem, ze sporym niedosytem (co do formy) ale jeszcze przed finalną katastrofą.
Trasę znam więc tym razem zacząłem dużo spokojniej. Nie chciałem spacerować już po pierwszym kilometrze. Oczywiście podejścia były ale taktycznie nie skiepściłem 🙂 W końcówce dystansu miałem jeszcze siły by biec.
Oficjalnie: 01:06:06. Miejsce 383.

Regatta 8 Bieg na Wielką Sowę
Regatta 8 Bieg na Wielką Sowę

10/09 – 35 PKO Wrocław Maraton
Już na starcie nie miałem złudzeń. To nie może się udać. Pewnie człowiek ma nadzieję – a może… no ale realnie się nie da. No nie ma szans.
We Wrocławiu wiedziałem, że jestem dużo za ciężki, od dawna nie biegałem długich wybiegań a i ogólny kilometraż słabiutki. Dodatkowo osłabienie po operacji i było wiadomo, że będzie spacer. Był. Po 25 kilometrze wyszły braki przygotowanie i nogi odmówiły posługi. Zwyczajowo szedłem, podbiegałem i tak do mety. Tragicznie wyszło:
04:42:33. Miejsce OPEN 3776.
Przez czas moich treningów maratonu nie pobiegłem jeszcze dobrze (ok, jeden Orlen miałem prawie ok), we Wrocławiu zaś nie błysnąłem nigdy. Podjąłem więc postanowienie, że kolejny start na tym dystansie będzie dopiero wtedy gdy będę pewien, że przełamię 4 godziny (marzy mi się kiedyś mniej niż 3). Obie opcje chyba będą nieprędko 🙂

35 PKO Wrocław Maraton
35 PKO Wrocław Maraton

17/09 – XXIII Bieg Uliczny w Twardogórze.
Jedno z moich ulubionych 10 km. Zawsze w miarę leciałem, szczęście miałem też do losowań 🙂 W 2017 nie mogło mnie na starcie zabraknąć.
Po maratonie byłem wypompowany tak, że nie udało się już nic potrenować. Poleciałem więc spontanicznie wierząc, że 10 jakoś wymęczę. Pewnie gorzej niż rok temu ale może nie tragicznie. Wiara i logika mówiły mi, że po około 05:00 może wytrzymam.
Pierwsze 3 km zrobiłem nawet trochę lepiej (bliżej 5 ale 4 z przodu :)). Później spadło do około 05:15.
Finalnie: 50:48. Miejsce 54. Na osłodę znowu udało mi się wylosować drobiazg po biegu 🙂

XXIII Międzynarodowy Bieg Uliczny w Twardogórze
XXIII Międzynarodowy Bieg Uliczny Twardogóra

5 PKO Nocny Wrocław Półmaraton – 17/06/2017

5 PKO Półmaraton Wrocław

To już mój kolejny półmaraton we Wrocławiu. Bieg „kultowy” co nie do końca pojmuję, ale widać się nie znam 🙂 Wariactwo na jego punkcie jednak sięgnęło sporych rozmiarów w tym roku i chcąc pobiec należało szybko się zapisywać i jeszcze szybciej płacić.
Widać organizatorzy trafili w gusta biegaczy i to należy pochwalić 🙂

5 PKO Półmaraton Wrocław
Ciekawe medale w tegorocznej edycji

Mnie najpewniej skusili wizją podstawki na 4 medale, jaką mam chęć dostać, po zaliczeniu jeszcze maratonu we wrześniu. Później uroczyście obiecuję, że z Wrocławskim bieganiem zrobię sobie chwilową przerwę, bo w poprzednich edycjach zawsze coś mi nie szło. A to forma nie ta, a to pogoda tragiczna (tropikalne upały w zeszłym roku na maratonie). Po co się mordować :).

No ale przechodząc do sedna 🙂 Pełnego opisu nie widzę tu sensu zamieszczać bo w wielu kwestiach musiałbym skopiować notkę z 2016r. Dla ciekawych spraw organizacyjnych zapraszam do poprzedniej relacji
Wrocław Półmaraton 2016

Tu postaram się poruszyć ewentualne różnice co do edycji 2016 i swoją ocenę mojego biegu.

  1. Pakiety. Podczas odbierania pakietu w tym roku spotkało mnie coś co było dla mnie absolutną nowością. Negatywną niestety.
    Kolejek wielkich nie było. Przede mną stała jedna Pani i okazało się, że wolontariuszka nie może znaleźć jej numeru startowego. Zaczęło się zamieszanie, grzebanie. Ochotniczka pytała kogoś level wyżej co robić i po naradzie kazali nieszczęsnej kobiecie iść do pkt. informacyjnego.
    Zadowolony podchodzę do „okienka” i co? I mojego też nie umie znaleźć 🙁 Ekstra! Ze mną już jej poszło szybko, od razu mi kazała iść w to samo miejsce.
    Trochę się tam miotali, chodzi, sprawdzali i radzili co robić. Finalnie zostaliśmy przeproszeni za to zdarzenie i zdecydowano o przydziale nowych numerów. Musiałem niestety wypisać od nowa kartkę zgłoszeniową, ale już później wszystko poszło ok. Sprawnie i bez przeszkód.
  2. Przed startem. Ponieważ rok temu sporo było osób zdecydowałem się wyjechać dość szybko na miejsce startu. W okolicach stadionu byłem około 20:40-20:50, Było to bardzo dobre posunięcie bo miejsca parkingowe już się kończyły. Z 10 min. później i miałbym spory kłopot gdzie stanąć.
    „Masę” biegaczy widać było bardzo dobrze na alejce startowej. Tłok naprawdę spory co widać na fotce.

    5 PKO Półmaraton Wrocław
    Alejka startowa. Robi wrażenie ile ludzi albo wkurza ile ludzi 🙂

    Nie do końca jednak rozumiem po co te strefy startowe wymyślają we Wrocławiu skoro ich nie pilnują. Orlen jakoś potrafi wyegzekwować kto ma gdzie stanąć. Tu wolna amerykanka. Ludzie idą, przód- tył, wchodzą i wychodzą. Moja strefa to 01:50-02:00. Wokół byli chyba wszyscy z innych. Ale ok, ludzie jak mogą to robią zamieszanie. Niedopuszczalne za to by zamieszanie robili zające (= niejako przedstawiciele organizatora). Po chwili minęli mnie ci z 02:00 idąc do przodu, a za moment  ci z 02:20 :/ Zreflektowali się jednak i wycofali. Naród, który kroczył za nimi już nie.

  3. Na trasie. Trasa półmaratonu z tego co kojarzę ta sama, lub bardzo podobna. Fajna, prosta technicznie. Większość po płaskim lub leciutko z górki. W połączeniu z korzystną pogodą (chłodno, bez opadów) leciało się więcej niż przyjemnie. Nie wiem czy organizatorzy ją jakoś lepiej wygrodzili ale mimo wielkiej ilości ludzi biegło się dobrze. Nie było jakichś masakrycznych zwężeń gdzie traciłbym przez wolniejszych. Wszędzie dało się zmieścić i ewentualnych maruderów ominąć.

    Inna inszość, że przez mix stref zwłaszcza na początku dużo osób szalało. Lecieli dużo szybciej wyprzedzając lub z drugiej strony blokowali innych spacerowicze biegnący po 3 w rzędzie. Takie manewry trochę niebezpieczne przy 10 tyś ludzi.
    Punkty odżywcze prawie ok. Prawie bo na pierwszym po cukrowych pastylkach nie zostało nawet wspomnienie 🙂 Na kolejnych był i cukier i owe pastylki też złapałem. Woda i izo bez problemów. Dużo, spokojnie się je brało.
    Bieg umilały stanowiska muzyczne oraz piękne iluminacje Mostu Grunwaldzkiego i wcześniejsze lasery na budynkach. Pod względem „turystycznym” jak ktoś takiego biegu nie widział to warto wziąć udział dla samego tego.
    Miłym zwieńczeniem biegu był również finisz na Stadionie Olimpijskim. Wpadało się na oświetloną część przy kibicach siedzących na trybunach. Pozytywnie.

  4. Po biegu. Zdecydowanie lepiej niż rok temu. Mimo, że ludzi więcej nie było to tłoku, korków, smrodku z toi-toi i egipskich ciemności. Sprawnie i z kultura szło się w przód by wziąć medal, wodę, izo, banana i folię termiczną.
    Nie doczytałem w regulaminie czy dawali w tym roku coś jeść ale, że pora niezbyt nastrajała na konsumpcję to odpuściłem i z Żonką pojechaliśmy już do domu.
  5. Forma … na piątkę 😉 No niestety nie.
    Ogarniam się bardzo powoli. Dłuższe i regularne treningi dopiero zacząłem w tym roku. Nadwagę mam sporą (ciągle koło 91 kg) i to czuć. Nie spodziewałem się cudów, ba bałem się bym na trasie nie szedł! Szczęśliwie aż tak źle nie było.
    Strefę dobrałem dobrze do moich możliwości. Bieg w tempie około 05:28 wg mojego Suunto utrzymałem do końca, nawet notując w końcówce lekkie przyśpieszenie. Tą minutkę, dwie pewnie bym urwał ale to na pewno nie to co rok temu. Ciągle długa droga przede mną.
    Zadowolony jestem za to, że nie było nic złego z nogami (skurcze, bąble). Tętno też raczej w strefie względnego komfortu bo nie był to jakiś maks, bym na mecie się przewrócił czy słabł (jak pisałem  rezerwy jeszcze miałem).

    5 PKO Półmaraton Wrocław
    Takie tam przed startem bo na foty z trasy ciągle poluję

    Finalnie. W Półmaratonie zająłem miejsce OPEN 5618/9893  z czasem 01:58:41. Kategoria mężczyzn – 4736, M40 – 1521.

 

City Trail 2016-2017 Wrocław – ceremonia zakończenia

City Trail 2016-17
Ceremonia zakończenia CT Wrocław 2016-2017

CITY TRAIL WROCŁAW 2016-2017

Edycja biegów City Trail (Wrocław) w sezonie 2016-2017 zakończyła się już jakiś moment temu i dzisiaj miałem okazję uczestniczyć w uroczystym zakończeniu.
Sporym zaskoczeniem dla mnie był fakt, że było bardzo dużo ludzi – dorosłych, dzieci. W porównaniu z poprzednią ceremonią widać postęp i popularyzację biegania 🙂
Podobnie jak rok temu prowadzący opowiedzieli trochę o sobie (początkach zawodów), pokazali kilka filmów z przygotowań (fajnie zmontowane, podobało mi się) no i przeszli do tego co najprzyjemniejsze – wręczania nagród, medali itp.
Wszystko szło „zgrabnie”, nie było dłużyzn czy nudy.  Przyjemnie odebrać krążek swój i synka. Ot udana impreza 🙂

Co do rezultatów bo to ważne (chociaż mało budujące). We Wrocławiu zająłem miejsce 177 (mężczyźni) z 285 sklasyfikowanych. W swojej kategorii M40 byłem 43/71
Rezultaty poszczególnych biegów:

BIEG 2 – 23:15
BIEG 3 – 23:25
BIEG 5 – 25:03
BIEG 6 – 25:04

Cóż, szkoda, że ostatnie dwa biegi dużo słabsze niż początek cyklu ale trzeba powiedzieć uczciwie, że i tak szans na pudło nie było. Sporo trzeba by nad sobą popracować 🙂

Biegowy Weekend :)

Mijający weekend obfitował w biegowe wydarzenia. Miałem przyjemność wystartować w dwóch biegach, z których jeden był dobrym sprawdzianem mojej aktualnej formy zaś drugi typowo dla przyjemności.

City Trail

Sobotni poranek to wycieczka na 5 bieg z cyklu City Trail (we Wrocławiu). W tym sezonie słabo dosyć przygotowałem się do nich „logistycznie” i do tej pory biegłem dopiero w dwóch. Chcąc być sklasyfikowanym na końcu, nie ma już taryfy ulgowej i musiałem biec (tak samo będzie za miesiąc).
Pomimo ostatnich ciepłych dni, Wrocław przywitał nas temperaturami około 0 stopni i leżącym gdzie nie gdzie śniegiem. Może to i dobrze bo nie było mega błota, którego się obawiałem. Ziemia była w miarę twarda, momentami nawet na śniegu było ślisko.

City Trail - 5 bieg Wrocław 2016
Sportowcy podczas rozgrzewki

Ponieważ słabo z formą, tym razem zdecydowałem się na strefę około 25 min. Gdybym poczuł moc, miałem plan w końcówce przyśpieszyć. Opcji, że będzie dużo wolniej nie brałem pod uwagę 🙂
Rozgrzewka no i start.
Pierwszy kilometr wszedł praktycznie idealnie. Około 5:05. Później zaczęło być ciężej. Trochę przeszkadzali ludzie – w grupie na 25 min sporo biegaczy.  Niektórzy zwalniali,  ciasno na trasie i nie zawsze udawało się „cisnąć” bez gubienia tempa.  Nie będę ukrywał, że i mi po około 2-3 kilometrach moce opadły ale o dziwo do 4 km trzymałem równo 5:15, 5:16, 05:16. Ostatni kilometr (niestety niepełny wg mojego Suunto) to 04:16. Pozostaje więc zakładać, że jednak przyśpieszyłem 🙂
Według oficjalnych danych zająłem miejsce 234 z czasem 25:03.

Cóż, na ten moment to niestety mój maks. Masakrycznie poleciała mi forma, widać zaniedbania ostatnich 4 miesięcy. Będzie trzeba solidnie pracować by nawet nie poprawiać byłe rekordy, ale do nich się zbliżyć.

Bieg Tropem Wilczym 2016

W niedzielę w ramach rodzinnego relaksu zaplanowaliśmy udział w Biegu Tropem Wilczym (Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych). Tym razem we Wrocławiu (rok temu startowaliśmy w Kłodzku).
Słaba pogoda (zimno, wiatr i przelotne opady) spowodowały, że syn został jednak w domu a na bieg pojechałem tylko Żoną.

Wrocławski bieg organizowało Stowarzyszenie Pro-Run, które z tego co pamiętam pewne doświadczenie organizacyjno-biegowe ma 🙂
Na stronie biegu czytelnie podano co, kiedy i gdzie. Miejsce imprezy (tereny Stadionu Olimpijskiego) też przygotowane bdb. Widać było namioty organizatorów już z daleka.
Na pomysł wczesnego odbioru pakietów wpadło oprócz nas sporo innych osób i o ile po numery nie było dużo chętnych to do koszulek kolejki były spore. Szło to jednak sprawnie, jakby nie wybrzydzanie co po niektórych biegaczy (a to rozmiar nie ten, a to osoba na koszulce nie ta) to w ogóle by było szybciutko.
No nic. Czasu mieliśmy i tak sporo, bo pakiety odebraliśmy około 09:00 a bieg 11:30. Korzystając więc z niedalekiej obecności marketu i giełdy różności uderzyliśmy w tamtą stronę by pojawić się z powrotem około 11:00.
Rywalizacja na dystansie 10 km już się kończyła. Pooglądaliśmy finisher-ów, prezentowane ekspozycje związane z żołnierzami, rozgrzaliśmy się i nadszedł moment startu.

Pamieci Zolnierzy Wykletych
Przedstartowe selfie

Sam bieg wiadomo bardziej dla pamięci niż wyniku ale pochwalić muszę swoją Żonę. Mimo sporej przerwy biegowej dzielnie te ~2 km przebiegła bez przerw. Brawo.
Po mecie odebraliśmy medale, wodę i bezalkoholowe piwo. Ja skusiłem się na posiłek – smaczną kaszę z warzywami i mięsem.
Fajne przedpołudnie, bieg uważam za mocno udany.

Pamieci Zolnierzy Wykletych
Nie wiem co bardziej cieszy – medal czy piwo 😉

Na sam koniec takie małe spostrzeżenie. Widzę, że cena tego biegu sporo różni się w zależności od miasta. Nie podoba mi się to, szczerze – obstawiam pazerność niektórych organizatorów (chcących przy tym wydarzeniu zarobić). Oczywiście nie znam miejscowych uwarunkowań i jeśli np. różnice w cenie zależą od czynników niezależnych od nich np. większe koszty wynajmu obiektów itp. to zwracam honor. Ale i tak nie do końca wierzę w takie wytłumaczenie 😉
Wrocławianie stanęli na wysokości zadania – ich stawka była mała, co niejako też wpłynęło na naszą chęć wystartowania właśnie tu.

TRENING (TYDZIEŃ 50/2016)

Trening Biegowy

 

Na lenistwo nic się nie poradzi. Koniec roku wybitnie mi nie służy.  Ciągle wypada coś pilnego i biegam mało. W tygodniu 50 zrobiłem 3 treningi (dokładniej to 2 i jedne zawody) i pokonałem 24,04 km. Masakra jak mało 🙁
Niezbyt jest się czym pochwalić no ale trudno, dla porządku wpiszę co i jak.

Data: 13/12/2016

Dystans: 11,05 km
Czas: 01:05:08
Średnie tempo: 5:54 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Nike LunarSwift +4

Tym razem 2 „najdłuższe” kółka po Oleśnicy.  Dość dobrze poszły.

Data: 15/12/2016

Dystans: 08,12 km
Czas: 00:43:25
Średnie tempo: 5:21 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Nike LunarSwift +4

Rodzice mieli do mnie jakiś biznes 🙂 no to sobie do nich pobiegłem. Ponieważ trasa liczy mniej kilometrów niż planowałem to przynajmniej podkręciłem tempo. Nawet, nawet.

Data: 17/12/2016 – City Trail Wrocław 3 bieg

Dystans: 04,88 km
Czas: 00:23:30
Średnie tempo: 4:49 min/km

Średnie tętno: –
Maksymalne tętno: –
Sprzęt: Suunto Ambit. Buty – Nike LunarSwift +4

Tym razem Wrocław powitał mnie sporym mrozem. Czekając na bieg aż mnie trzęsło. Dobrze, że dało się trochę posiedzieć w samochodzie a nie cały czas być na dworze 🙂

Z jednej strony pogoda na bieganie nie najgorsza, bo przynajmniej trasa twarda, ale jednak już po fakcie powiem, że aż tak dobrze nie było. Podłoże było zbyt zmrożone, a ponieważ jest nierówne to biegło się tak „mało stabilnie”.

Około 30 min przed biegiem wyszedłem z fury i zacząłem rozgrzewkę. Rozciągnięcia, trucht, parę przyśpieszeń. Nie ma co ukrywać teraz o to dbam obawiając się kontuzji 🙂

Co do samego biegu to nie ukrywam, że miałem sporo obaw. Z jednej strony na plus liczyłem fakt, że byłem w miarę „świeży”, z drugiej ostatnie słabe i krótkie treningi nie gwarantowały polepszenia rezultatu.
Cóż, na poprawę nie liczyłem, plan był taki by przynajmniej nie pobiec gorzej. Ustawiłem się więc w strefie 22-25 min i oczekiwałem na start.

Tym razem pierwszy kilometr poszedł bardziej gładko. Nie musiałem strasznie szarpać by omijać zawalidrogi i zrobiłem go w 04:30. Później poszło już wolniej:
2 – 04:45
3 – 04:55
4 – 04:55
5 – 04:25
Od drugiem kilometra siły zaczęły mnie opuszczać i leciałem coraz wolniej. Wydawało mi się nawet, że w iście żółwim tempie 🙂 ale tak źle nie było patrząc na cyfry.
Na mecie zameldowałem się w jako 201 zawodnik  z czasem 23:25. 10 sekund gorzej niż ostatnio ale ciągle jeszcze akceptowalnie. Ufff…

Cóż. Bieg przeszedł do historii, pora się spiąć i w styczniu może w końcu coś poprawić. O ile warunki pogodowe nie spłatają figla i nie będzie ciężej na trasie.

34 PKO Wrocław Maraton (11/09/2016) – Relacja

34 PKO Wrocław Maraton

34 PKO Wrocław Maraton (11/09/2016) – Relacja

Wrocławski maraton w mojej biegowej historii raczej nie zapisał się do tej pory jako bieg życia. Wynik zawsze osiągałem w nim słaby, warunki na trasie były ciężkie (a to padał deszcz, a to spora wilgoć i ciepło). No szału nie było. Czuję, iż edycję 2016 odpuściłbym, ale jak to u gadżeciarzy skusiła mnie wizja patery jaką dostanę gdy pokonam 2 x Wrocław Półmaraton + 2 z Wrocław Maraton.
Dodatkowo w tym roku, po w miarę dobrym okresie treningowym, miałem nieśmiałe zakusy na pierwsze złamanie 4 godzin. Ostatnie treningi w Oleśnicy (w podobnych temperaturach), dawały mi wprawdzie sygnał, że chyba to się nie uda, ale życie zweryfikowało moje możliwości jeszcze dobitniej. A było to tak 🙂

Część dotyczącą zapisów, opłat trochę skracam bo podobne wszystko jak przy Nocnym Półmaratonie.

Zapisy na maraton wystartowały dość wcześnie. Rejestracja przez DataSport, strona maratonu i facebook prowadzone dobrze (częste aktualizacje, sporo informacji). Zwyczajowo opłaciłem bieg w pierwszym terminie, bo po co przepłacać.

Podobnie jak przy poprzednich edycjach odbiór pakietów ruszył w piątek i sobotę więc dla spokoju ducha podjechaliśmy z rodzinką dzień przed biegiem. Ludzi sporo ale dało się zaparkować w okolicy i kolejek „do kas” 😉 nie było. Wolontariusze sprawnie sprawdzili tożsamość, wydali co trzeba i można było pooglądać stoiska expo. Zwyczajowo podobało mi się wszystko oprócz cen, więc nie kupiłem sobie nic 🙂 No może dłużej debatowałem nad książką Skarżyńskiego o treningu maratońskim, gdyż był na stoisku z nią sam autor i kusiła mnie wizja, że może mi ją podpisze. Finalnie jednak dałem spokój i można było wracać do domu.

Pakiet startowy znośny – numer, agrafki, chrupki, piwo bezalkoholowe, jakieś ulotki no i koszulka 4F. Wygląda na solidną ale mogła by być bardziej żywa kolorystycznie (w znaczeniu posiadania jakiejś fajnej grafiki a nie tylko napisów).

Niedzielny poranek to wiadomo wyjazd na miejsce zawodów. Organizatorzy, oznaczyli miasto całkiem dobrze. Tablice gdzie są parkingi znajdowały się już od rogatek miasta, na samej trasie też było sporo banerów, informacji. Szybko trochę za to chcieli zablokować drogę, bo o 07:40 już przegrodzono trasę, którą miałem chęć dojechać na miejsce parkingowe. Szczęśliwie, pas do skrętu w lewo był wolny i wszyscy kierowcy jechali z niego prosto (wiem, nie popieram łamania przepisów ale kogoś poniosło blokować główną drogę o takiej godzinie – tym bardziej, że na tym kawałku ulicy maratończycy mogli się pojawić najwcześniej około 10:00 – 11:00).

Cóż zaparkowałem gdzie chciałem i poszliśmy z Żoną na start (ona biegła w biegu rodzinnym 2 km). Ludzie już się kręcili po okolicy, rozgrzewali. Ze spraw przyziemnych na plus zaliczam sporą ilość toalet, nie stało się w mega kolejkach (no chyba, że ktoś 10-20 min przed biegiem wpadł na pomysł by skorzystać).
Trochę pospacerowaliśmy, spotkałem wujka (też biega mimo 60-ki na karku, szacun), dokonało się parę zdjęć i zacząłem rozgrzewkę. Gdy już byłem gotów, pozostało stanąć w strefie startowej i czekać.

34 PKO Wrocław Maraton
34 PKO Wrocław Maraton – widok na start

Odliczanie i kolejne strefy ruszyły. Ludzi na maratonie było mniej niż na połówce i tym razem oczekiwanie na bieg nie było tak długie. Chwilka spaceru no i bieg.

Od razu po starcie czuło się, że pogoda niestety da wycisk. Piękne słońce zwiastowało upały i tak było. Temperatura rosła momentalnie. W mieście wiadomo, betonowa dżungla to i stopni jeszcze więcej. W którymś momencie, na trasie, widziałem termometry, które pokazywały 30 stopni w powietrzu i 40 przy asfalcie (niektórzy w necie dali foty na których jest 50 🙁 ) Hardcore.

Punkty odżywcze na trasie były zorganizowane co około 2,5 km. Na wszystkich wlewałem w siebie co się dało (woda, izotonik). Cukry uzupełniałem bananami i kostkami cukru. Korzystałem też z wody do odświeżania obficie lejąc po sobie i mocząc czapkę. Gdyby nie to, pewnie przyszłoby polec od razu. Obsługa punktów była bdb, nic nie brakowało na nich (no może z wyjątkiem żeli bo dla mojej grupy tempowej już ich na stołach nie było).

Biegnąc starałem się trzymać założonych temp – bieg po około 05:25-05:40 min/km. Do 18 km udawało mi się to całkiem dobrze ale później nastąpiła katastrofa. Momentalnie, jakby ktoś mnie nożem podciął – 19 km = 06:37, 20 km = 06:22 a  po połówce jeszcze gorzej. Nie dałem rady biec i zacząłem iść (czasy po około 07:30-09:00). Niestety nie udało mi się ogarnąć już do końca i praktycznie całość szedłem, z momentami podbiegów.
Masakra. W pewnym momencie miałem takiego doła, że zacząłem pierwszy raz w karierze myśleć, że po co mi to i może zejść z trasy. Taa… problem tylko taki, że nie miałem telefonu, pieniędzy, miasto stało w korku to po co. I tak bym musiał dojść na metę. Szedłem więc dalej.  Od 37 km trasa prowadziła troszkę w cieniu i tu nieznacznie przyśpieszyłem (bliżej 07:30, ale oczywiście i tak więcej szedłem).

34 PKO Wrocław Maraton
34 PKO Wrocław Maraton – druga połowa dystansu

Po tej tragicznej walce na mecie zameldowałem się w czasie – 04:54:56. Miejsce Open – 3133, w kategorii M40 – 899.

Porażka na całego. Najbardziej z tego wszystkiego to mi było Żony szkoda, że musiała przy mecie czekać tyle czasu.

Koniec biegu to wręczenie medalu. Później biegacze przesuwali się powoli do przodu zbierając pamiątki 🙂 Chłodzący ręcznik, folię NRC, banany, wodę, izotoniki by finalnie dojść do strefy bufetowej gdzie serwowano makarony i herbatę. Dobre, ale niestety nie miałem w ogóle apetytu. Przed oczami za to miałem loda Frugo i zimną colę 🙂
Trochę zawiodłem się, bo niezbyt dało się wrócić tą samą trasą. Miałem chęć na jeszcze jeden izotonik ale barierki i porządkowi zniechęcali do spaceru pod prąd. No szkoda.
Sporo ludzi odpoczywało w cieniu na trawie, ja jednak miałem Wrocławia dość i szybko zawinęliśmy się do auta jadąc do domu.

Finalnie. Od strony organizacyjnej impreza na pewno udana. Nie widziałem żadnych znaczących pomyłek, niedociągnięć. Na ten moment mogę stwierdzić, że w przyszłym roku pewnie jeszcze wystartuję bo skoro mam już te 2 medale, to na paterę uskładam kolejne, ale później z maratonem Wrocławskim dam sobie spokój. Jednak co roku ciągle coś mi nie pasowało na nim (z przyczyn niezależnych od organizatorów) to po co się męczyć.

4 PKO Nocny Półmaraton Wrocław – 18/06/2016

4 PKO Polmaraton Wroclaw

4 PKO Nocny Półmaraton Wrocław – 18/06/2016

W poprzednich latach jakoś omijałem tą imprezę, chociaż działo się na niej wiele (i to mniej pozytywnie jak sławetne odwołanie pierwszej edycji czy na plus świetne medale rok temu :)).  Dopiero w tym roku zdecydowałem się zaliczyć cały komplet czyli półmaraton teraz i  później wrześniowy maraton.

Zapisy do półmaratonu ruszyły dość wcześnie i momentalnie okazało się, że zainteresowanie imprezą jest bardzo duże. Szybko zapełniła się lista startowa. By pozwolić pobiec większej ilości chętnych organizatorzy zdecydowali się na zwiększenie ilości miejsc i limit uczestników zwiększono do 10000. Dużo, tak wielkiej imprezy we Wrocławiu jeszcze nie było.

Ja zapisałem się wcześnie (zapisy realizowane przez DataSport) ale czekałem z opłatą aż pod koniec pierwszego, najtańszego czasu płatności. Przyśpieszyłem płacenie 🙂 dopiero wtedy gdy zobaczyłem, że lista jest już pełna i organizatorzy czekają kto zapłaci a kto nie. Bałem się, że bieg przejdzie mi koło nosa 🙂

Impreza było dobrze nagłośniona w mediach, dużo informacji można było znaleźć na oficjalnej stronie biegu:

Półmaraton Wrocław

jak i na Facebooku, portalach biegowych czy lokalnych gazetach.  Pod tym względem było więcej niż ok. Raczej nikt nie miał problemów z wyczytaniem co gdzie i kiedy.
Dodatkowo na e-mail przychodziły newslettery, które uściślały status naszego zgłoszenia, informowały co trzeba przygotować jak i podawały informacje ogólne.

Skoro już jesteśmy przy tym co trzeba było przygotować… nietypowo trochę (bo nigdzie jeszcze tak nie miałem) należało wydrukować sobie i wypełnić 2 karty zgłoszeniowe, które zostawiało się później w biurze zawodów. Nic trudnego ot zwyczajowe zgody na publikacje wizerunku, oświadczenie o stanie zdrowia. Mam tu trochę mieszane uczucia co do takiego rozwiązania. Z jednej strony usprawniało to obsługę w biurze zawodów. Wolontariusze nie musieli szukać tych kart i dawać do podpisów, ale z drugiej strony to przerzucenie pewnego kosztu na biegacza. Ciekawe co mieli zrobić Ci co nie czytają email- i nie mieli tych kartek. Albo może ktoś po prostu nie miał gdzie wydrukować?
Hmm… no nie wiem. Ja wzorem organizatorów przerzuciłem koszt dalej – na mojego pracodawcę drukując sobie w pracy 🙂

Organizatorzy chcąc rozładować ewentualne „korki” w biurze zawodów zapraszali po pakiety już w piątek. Z tej opcji postanowiłem skorzystać i ja. Kiedy przybyłem do biur zawodów około 18:00 widać było, że ludzi jest sporo (zaparkowanych aut przy obiektach Stadionu Olimpijskiego) ale w biurze kolejek nie było. Wydanie pakietu poszło sprawnie i szybko. Nigdzie nie stałem. Wolontariusze powiedzieli co i gdzie trzeba załatwić (po koszulki szło się gdzie indziej) – wszystko na plus.

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Ten stos reklamówek naprawdę robił wrażenie 🙂

Po wzięciu gadżetów i wypisaniu kuponu loteryjnego udałem się by przejrzeć stoiska na expo. Nic niestety mnie nie porwało (a to co fajne to poza moim zasięgiem finansowym :)). Wystawców za wielu nie było, może w sobotę coś się zmieniło. Nie ma co jednak rozpaczać, na zakupy w sumie się nie wybierałem no to pozostało wrócić do domu.

Zawartość pakietu startowego oceniam pozytywnie, chociaż nie zawierał jakichś niezwykłych rzeczy. Dostawało się koszulkę techniczną (ładna),  gąbkę, opaskę odblaskową, bezalkoholowe piwo Radler, dwa opakowania chrupek kukurydzianych, trochę ulotek no i oczywiście numer + agrafki.

Dzień zawodów wprowadzał trochę zamieszania pod względem pogody, bo po fali upałów były solidne opady. Szczęśliwie do wieczora pogoda się przetarła. Licząc, iż mimo wieczornej pory będzie i tak dość ciepło postanowiłem pobiec „na krótko”. Podobnie jak w maju wybrałem kompresyjne skarpetki i spodenki z Lidla, klubową koszulkę USKS Ludwikowice Kł. (Kalenji). Na głowę zainstalowałem buff Adidasa i wziąłem buciki tej samej firmy (to już na nogi).
Zestaw sprawdził się było ciepło i bardzo wilgotno (w grubszych rzeczach by się zagotował).

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Przed wejściem na tereny Olimpijskie

Spodziewając się ewentualnych problemów z parkowaniem wyjechałem z moją Żonką z Oleśnicy już około 19:50. Pierwotnie mieliśmy stawać na parkingu przy Stadionie ale za namową mojego taty postanowiłem poszukać miejsc poza kompleksem. Była to bardzo dobra decyzja bo aut i tak było mnóstwo. Jednak 10 tyś ludzi zajmuje sporo miejsca 🙂
Dojazd, przebranie się w strój i spacerek na obiekt i okazało się, że jest około 21:00. Chwilkę postaliśmy później Żona poszła w okolice mety a ja czekałem na start.
Z przyziemnych rzeczy (ale ważnych dla biegaczy) muszę powiedzieć, że około 21:20 nie było jeszcze żadnych problemów z toaletami. Kolejek nie było, szybciutko skorzystałem. Jestem naprawdę zaskoczony bo na większości imprez to się stoi i czeka, czeka….

OK, rozgrzewka (trochę się porozciągałem, kilkanaście metrów truchciku) i pozostało oczekiwać. Spikerzy zachęcali do zajmowania miejsc z strefach startowych.
Strefy było oznaczone i opisane dobrze ale nie zauważyłem by organizatorzy pilnowali ich przestrzegania. Ludzie stawali jak chcieli co np. na niedawnym Orlenie było niemożliwe.
Chwilę postałem przy balonikach na 02:00 ale uznałem, że to będzie za wolno i podszedłem do przodu. O dziwo tu ludzi było sporo mniej aż się zdziwiłem, bo we wcześniejszym miejscu tłok.

Sam start był dziwnie rozwleczony w czasie (pewnie by rozładować trochę ruch na ulicy). Najpierw wystartowano pierwszą strefę, później kolejna podchodziła pod start, odliczono i ruszała za jakiś czas. Moja, trzecia strefa (brązowa) w pewnym momencie ruszyła marszem, biegiem i już… poleciało się. Jakaś niekonsekwencja, bo skoro druga strefa była liczona to czemu już nie trzecia?

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Widoki z trasy

Strategia na bieg to próba wykręcenia jak najlepszego wyniku. Minimum to poniżej 2 godzin, a lepiej oczywiście jeszcze szybciej. Przeglądając swoje wyniki z Maratonu w Jelczu widziałem, że do 21 km biegłem po około 05:20 min/km. Ponieważ tam biegłem maraton uznałem, że jeszcze parę sekund da się urwać i starałem się cały czas biec po koło 05:10-05:15
Trasa biegu  była przyjazna ku temu. W większości lekki zbieg czy po płaskim. Podbiegi owszem było (zwłaszcza na estakady przy placu Społecznym) ale to niewielka część dystansu. Mi na górkach szło dobrze, nie traciłem za wiele.
Założenia taktyczne zostały spełnione. Aż jestem zdziwiony ale trzymałem te 05:15. Ciągle kogoś wyprzedzałem i było ok. Oddech spokojny, nie leciałem na jakimś kosmicznym tętnie.
Na trasie biegu były punkty odżywcze. Pierwszy po 7 km, później już częściej. Na punktach nie było problemów z niczym. Dało się chwycić wodę, izotonik czy coś do jedzenia (były np. żele i cukier).
Bałem się trochę, że będzie gorąco, a 7 km to za długo bez picia, więc biegłem ze swoja wodą. Przydała się, przepłukiwałem usta co około 2 km.

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Pokaz multimedialny w oknach Urzędu Wojewódzkiego

Co jeszcze mogę napisać o trasie… odbieram ją pozytywnie. Mimo później pory byli kibice,  grały zespoły (nietypowo muzykę klasyczną). Duże wrażenie robił świetlny pokaz w oknach Urzędu Wojewódzkiego. Jeśli ktoś nigdy we Wrocławiu nie był to miał okazję zobaczyć sporo znanych turystycznie miejsc. Ja biegłem „zadaniowo” skupiając się na tempie i tym by się gdzieś nie wyłożyć. Ludzi bowiem było dużo. Cały czas biegło się w grupie. By wyprzedzać trzeba było być skupionym i znajdować optymalne miejsca (sporo osób biega parami czy w grupkach a to jednak przeszkadza).

Finalnie przyszło wbiec w ostatnią prostą przed metą. Także tu biegłem w tłumie i już o jakimś szalonym sprincie nie było mowy. Nie ukrywam, że troszkę przyśpieszyłem, ale na taki prawdziwy sprint po prawdzie to i sił już nie miałem.
Sukces!  Życiówka zrobiona. Oficjalny czas 1:51:50. Miejsce w generalce 3906, M40 -1008, Dolnoślązak – 1965.

4 PKO Polmaraton Wroclaw

Medale miały być nietypowe (bryły 3D) ale podobno większość biegaczy chciała normalne

Po minięciu mety wszyscy powoli przesuwali się do przodu. Dano medal, później wodę i izotonik. Kolejne stoiska to banany, koc termiczny. Znalazła mnie tu Żona (szacun, nie wiem jak w tym tłumie mnie wypatrzyła) i udaliśmy się na placyk gdzie było jedzenie. W namiocie stały przygotowane zamknięte pojemniczki z zupą pomidorową Ciekawy pomysł, nie było kolejek do wydawania.
Organizacja tego wszystkiego była poprawna, było wiadomo co i jak ale jakoś to do mnie nie przemówiło. Za metą było mało światła, ciężko było wypatrzyć kogokolwiek. Przez ten ogrom ludzi można było się przesuwać tylko do przodu i miałem wrażenie, że to taki marsz baranów na rzeż 🙂 Jednak wolę bardziej kameralne imprezy, niż takie mega masówki.

Cóż.. zjadłem, zebraliśmy się i się poszło. Ponieważ tłum narodu uniemożliwiał powrót (a pasowałoby nam iść w stronę startu) to musieliśmy cały kompleks obejść w koło by trafić do samochodu. Idąc było widać ogrom imprezy. Ludzie, auta zaparkowane wszędzie. Przechodziliśmy koło ronda prowadzącego na metę i dalej biegły grupy ludzi.

Podsumowując. Impreza ciekawa. Zorganizowana bardzo dobrze. ja niezbyt mam jakieś uwagi do organizatorów. Fanem aż takich wielkich biegów chyba nie będę, no ale za rok pewnie pobiegnę. Wizja skompletowania 4 medali i pamiątkowej patery, nie powiem, kręci 🙂

Część załączonych zdjęć pochodzi z różnych stron www.

Na starych śmieciach :)

Przy okazji dzisiejszego City Trail naszło mnie na małe wspominki.

Rodowity jestem Wrocławianin i ponad 30 lat mieszkałem w okolicy dzisiejszego biegu (Osiedle Różanka). Droga do Lasku Osobowickiego prowadzi wzdłuż wałów Odry i na tych własnie wałach pierwszy raz biegałem/trenowałem (na studiach podnosząc formę do zajęć joggingu).
To były czasy, łza się w oku kręci 🙂 Na trasie nie spotykało się żadnych biegaczy a jeśli już było to te same parę osób, które z czasem poznawało się już wizualnie.

Nie to co teraz. Biegaczy tłum, wały „ucywilizowane” bo wyrównane, położone chodniki. Zawsze jakoś to co było kiedyś jawi się jako lepsze 🙂

Ciekawiło mnie strasznie jakie to ja dystanse wtedy pokonywałem (no bo przecież około 1998-2000 roku nie było gps, pulsometrów itp) i obserwując licznik kilometrów w samochodzie wyszło mi, że robiłem zawrotne 5 km. Wow, szacun 🙂