Archiwum kategorii: Roznosci

Po okręgu

Moje bieganie prowadzi po sinusoidzie. A może po okręgu? A najlepiej po sinusoidowanym okręgu 🙂

Statystyka 2019. Kilometraż tygodniowy, tygodniowa ilość treningów biegowych i waga

Wspinam się mozolnie na kolejną górkę, widać szczyt, już na nim jestem by za chwilę zacząć opadać w dół. Droga w dół dobija, zniechęca ale uparty jestem więc dalej prę w przód. Kolejna górka, kolejny krok w przód…. Finalnie zaś ląduję w punkcie wyjścia. Jak zawsze w dole by mozolnie zacząć kolejną drogę. Każdy kolejny szczyt jest jednak trudniejszy, coraz słabiej drze się do przodu…

Taki był ten rok. Wiem dlaczego (a może i nie?) ale niewiele robię by to zmienić. Tyle lat te same błędy, tyle razy niefartowne sytuacje… Ciężko mieć do kogoś pretensje skoro sam tak decyduję.

Pobiegałem już co chciałem, byłem na zawodach, na których być chciałem. Dalsza turystyka mnie nie kręci – jechanie w inny kraj by pobiec to nie dla mnie. I kasy szkoda (nie ma) i czasu.
W głuchą noc przemierzać górskie ścieżki to już też nie. Cóż to da, skoro meta daleko, a limit czasu ku końcowi zmierza.
Szybszy niż wiatr nie będę 🙂 Lata lecą, kilogramy stoją. Od lat biegam źle. Trenuję? Nie, biegam tylko, lecz ciągle nie tak jak należy. Strach mi towarzyszy na starcie, że znów zabrakło czasu, kilometrów, za gorąco, za zimno. I znów nie tak będzie na mecie…

Cóż widać tak musi być. Chciałbym, by 2020 był jakimś przełomem ale chyba nie stanie się nic niezwykłego. Stoję na starcie a widzę już metę. Niestety bez zadowolenia z pokonanego wyścigu.
Oby chociaż w ten kolejny, 8 już rok tej wytrwałości nie zabrakło by mozolnie piąć się pod górę…

Rękawiczki do biegania Active Touch Aldi

Nie będzie to dokładny opis, a raczej szybka informacja dla zainteresowanych 🙂 Spośród marketowych różności sporo rzeczy mam z Aldi i uważam, że trzymają poziom na tyle by warto to i owo kupić.
Będąc tam, teraz przyuważyłem wysyp biegowych ciuchów (rękawiczki, opaski, chusty).
Wziąłem rękawiczki za około 16zł.
Usytuowałbym je pomiędzy takimi najtańszymi a narciarskimi. Materiał wygląda na solidniejszy, przeciwwiatrowy. Mają odblaskowe wstawki co przyda się w nocnych bieganiach.
Dzisiaj na treningu było około 7 stopni i były dla mnie za ciepłe. Ręce się pociły. Uważam, że sprawdzą się więc przy bardziej zimowych temperaturach – okolice 0, większy wiatr. A, że zima niedługo to warto kupić 🙂

Rękawiczki Active Touch
Wierzch,warstwa wiatroodporna
No i środek 🙂


BUGT – mój sprzęt

Strasznie coś nie mam zapału opisywać sprzęt jaki używałem podczas BUGT, bo sporo rzeczy jakie mam są już dość stare (i niedostępne), ale może komuś w przyszłości się to przyda. Przynajmniej zarys jakiś będzie co warto mieć i czy się sprawdzało.

Po prawdzie to kupiłem w związku z w.w. biegiem parę nowości więc może o nich dokładniej powiem (napiszę) w jakichś kolejnych artykułach.

Część wyposażenia podyktowana była wymogami formalnymi niemniej w 100% potwierdzam, że zasadne było je wszystkie mieć.

No to lecimy od dołu do góry 🙂

BUTY – Adidas Adistar Raven 3M. Mniejszy bieżnik, guma Continentala. Miało to dobrze trzymać na kamieniach ale szału nie było. Albo kamienie za śliskie (mimo, że sucho było raczej) albo buty już za stare (w znaczeniu podeszwa naruszona już używaniem)

SKARPETKI – chińskie skarpetki pięciopalczaste z Allegro. Wybierałem takie bardziej sportowe (z domieszką syntetyków bo są i same bawełniane). Świetna rzecz. Używam ich od jakiegoś czasu i niechętnie wracam już do zwykłych.

SPODENKI – Kalenji Elioplay. Szorty z wszytymi majtkami. Bez zastrzeżeń, latałem w nich wszystkie swoje ultra i zawsze jestem zadowolony.

KOSZULKA/BLUZKA – na biegu miałem dwie.
Na start założyłem długi rękaw NIKE PRO COMBAT. Fajna, w miarę cienka i dopasowana. W sumie da radę używać jej i w słońcu, podwijając rękawki.
Później jak już zrobiło się gorąco, to wymieniłem ją na koszulkę ADIDAS CLIMACHILL (model pod ultra z lekkim kołnierzykiem i rozpinanym zamkiem pod szyją). W tej koszulce biegałem większość swoich ultra też nie narzekałem 🙂

KURTKA – trzeba było mieć to wziąłem zieloną 🙂 wiatrówkę z Aldi (Shamp). Lubię ją, używam i fajnie.

CZAPKA – z przypadku (zapomniałem bandany Hornhill) padło na nowy, wypasiony zakup – biegową czapeczkę z daszkiem BUFFa.

DODATKI:
Komin/buff – z biegu CITY TRAIL. Rano założyłem go na szyję, później zaplotłem na ręce (ot z lenistwa, nie chciało mi się go już wpychać do plecaka)
Rękawiczki – lekkie rękawiczki z Lidla.
Plecak – kolejna nowość. Nietypowo (bo zawsze biegałem z plecakiem Quechua MT10) chciałem wziąć Dynafit X7 Pro 20, który był deal-em życia (kupiłem go używanego, w idealnym stanie na giełdzie za jakieś 20 zł). Dzięki wsparciu sponsorów – moich rodziców kupiłem sobie jednak w Zakopanym mniejszy plecaczek Dynafit Vert 4. Super, lekki, dopasowany a sporo do niego władowałem.
Ponieważ plecak zmieniłem to zmianie uległo też nawadnianie. Zamiast 2 litrowego bukłaka z Decathlonu (nowy) wziąłem softflaski (2×250 Dynafit, Salomon, 1×235 Intersport) i sztywny bidon 500 ml.
Kijki trekkingowe – Viking Kettera. Lekkie, krótkie (na czym mi zależało) i wytrzymałe. Słabiej tylko ze składaniem ale to opiszę kiedyś.
Czołówka – Kodak HL03. Dobrze świeci.
Zegarek – Arival SpoQ SQ100. Wiadomo, bateria wystarczy na cały bieg 🙂
Komórka – Iphone 5. Bo mały jak na dzisiejsze standardy.
Kubeczek – składany kubeczek turystyczny z Allegro.
Pierdołki – reszta to w sumie mix tego co wymagane jak np. folia termiczna, bandaże, kasa, dokumenty, opatrunki jak i mojej inwencji. A były to np. żele różnych marek, żelki energetyczne (ale nie zjadłem), baton (też został), zapasowe baterie do czołówki, malutka latareczka (na baterie CRC2032), mały powerbank i kabelek do telefonu. Hmmm… chyba nic nie pominąłem.

Ze wszystkiego co zabrałem w sumie jestem zadowolony. Pewnie wydając xx PLN więcej miałbym lepsze rzeczy ale póki sprawdza się to co mam to niech będzie.
Obiecuję, że zebrawszy się w sobie dokonam jakieś opisy tego co kupiłem nowe (albo o czym w ogóle nie pisałem). Może kogoś zainspiruje do zakupów 🙂

Podsumowanie – lipiec 2019

Ostatni miesiąc treningowy przed biegiem już za mną. Był to chyba pierwszy (i jedyny 😉 ) miesiąc, z którego jestem zadowolony.
Regularność biegów, sensowne dystanse i korzystny układ treningów zaprocentowały zmniejszeniem wagi, zwiększeniem formy i co najważniejsze brakiem kontuzji.
Detale poniżej, na końcu zaś moje przemyślenia o bieżącej sytuacji przed BUGT.

WAGA
Systematycznie leciała w dół. Na obecną chwilę zrzuciłem do około 86 kg co mnie cieszy. Spory tu był jeszcze potencjał bo wszystko odbyło się z treningów bez żadnych diet no ale.. Zrzucałem mało, wolno, nie ma przynajmniej strachu, że odbije się to na formie.
Jakbym miał jeszcze parę takich miesięcy jak lipiec to myślę, że jeszcze coś by się urwało 🙂

KILOMETRAŻ + ILOŚĆ/JAKOŚĆ TRENINGÓW
W końcu powyżej 200 km. 223 dokładnie czyli zacna ilość. W lipcu kontynuowałem systematyczne i powolne powiększanie kilometrażu. Biegi w środku tygodnia od 10-14 km, weekendowo rozbiegania 12-21 km. Parafrazując punkt z wagą – jeszcze parę miesięcy to coś by się dodało 🙂
Uzupełnieniem biegów było parę spacerów z kijkami i oczywiście rower. Tym razem ujechałem 242 km.

TRENING UZUPEŁNIAJĄCY
Tu bez zmian. Dalej nie ćwiczyłem. Słabo, przyznaję się, nie ogarnąłem. Rano nie mam jednak siły wstawać wcześniej (nawet te 30 min), a po całym dniu (zwłaszcza biegowym) z reguły mi się już nie chciało. Cóż, nie ma co wymyślać – szkoda bo byłoby to dużym ułatwieniem na biegu (silny brzuch, plecy lepiej by stabilizowały sylwetkę, a ręce dużo pomogły z kijkami).

SAMOPOCZUCIE/MOTYWACJA/ZDROWIE
Może być 🙂 Kontuzje dalej mnie omijały co bardzo mnie cieszy.

Czyli…
Co się natrenowałem to moje. Miesiąc udany, wiele więcej już nie dokonam. Do BUGT zostały około 2 tygodnie, trzeba liczyć na utrzymanie formy i uważać by coś sobie nie zrobić.
W ramach testu ostatnim weekendem zrobiłem 21,5 km pętelkę biegową z osiągnięciem szczytu Wielkiej Sowy. Trasa pół na pół czyli około 10 km pod górę a później druga połowa ciągle z góry.
Najdłuższy mój bieg w przygotowaniach i najbardziej górski jak do tej pory. W sumie jestem z niego umiarkowanie zadowolony.
Pod górkę momentami podchodziłem ale uznałem, że na ultra też tak robił będę. Nie ma sensu się zarzynać próbując ciągle biec. Samo wejście w górę dało mi trochę w kość co mnie zasmuciło. Coś tam można zrzucić na duchotę i 30 stopni, coś na rower w tym samym dniu i taneczną zabawę poprzedniej nocy, no ale liczyłem, na więcej mocy.
Zadowolony byłem za to ze zbiegu. Rower chyba mi pomógł, nogi miałem mocne, nie bolały mnie.
Cóż… uważam, że pobiegnę Bieg Ultra Granią Tatr zwyczajowo średnio-słabo przygotowany. Bardzo dużo straciłem w początku roku. Gdyby takie miesiące jak 07/2019 zdarzyłyby się z dwa, trzy wcześniej było by ok. Tu zaś pozostanie liczyć na łut szczęścia i sprzyjające warunki na trasie.
Relacja będzie już pewnie po biegu bo teraz zaczynam urlop i komputera planuję mniej 🙂

Podsumowanie – czerwiec 2019

Kolejny miesiąc odhaczony. W mojej ocenie dobry. Gdyby nie ostatnie 2 tygodnie, z mniejszą ilością biegania, w końcu pękłoby 200 km biegu. A tak wyszło 180 🙂

WAGA
88km udało się utrzymać. Przez moment na liczniku pokazało się nawet 87 ale to jeszcze pozycja przejściowa. Za wcześnie by świętować.

KILOMETRAŻ + ILOŚĆ/JAKOŚĆ TRENINGÓW
Przebiegłem 180 km. Jak zapodałem we wstępie widoki były i na 200, ale „przeszkadzajki” amatorskie (a to sytuacja rodzinna, a to weekend przeznaczony na co inne) zmniejszyły mi osiągi w ostatnich 2 tygodniach. Ogólnie jest ok, bo mimo chwilowych spadków to czasy i dystans pojedynczego treningu jest dobry. Zawsze więcej niż 10 km (a bliżej 12-14 km). Brakuje mi długich wybiegań ale nietypowo uderzyłem w równomierne (a mniejsze) zwiększenie wszystkich treningów. Wydaje mi się, że da to lepszą formę i dyspozycję niż 3 mniejsze treningi i długi long w weekend. Czy miałem rację okaże się za jakieś 1,5 miesiąca 🙂

TRENING UZUPEŁNIAJĄCY
Ćwiczeń brak (żal.pl), za to kolejny udany miesiąc pod względem 2 kółek. 408 km przejechałem, co jest mega wynikiem. Liczę, że to zaprocentuje w połączeniu z bieganiem.

SAMOPOCZUCIE/MOTYWACJA/ZDROWIE
Może być 🙂 Kontuzje dalej mnie omijały co bardzo mnie cieszy.

Czyli…
„Powoli, do przodu, staramy się 🙂 Idzie w miarę w dobrą stronę wszystko, chociaż nie ukrywam trochę za późno się zebrałem. Wszystkich zaległości nie nadrobię”.
Tak napisałem w maju i jest to ciągle aktualne. Boję się, że trochę zbyt zachowawczo dokręcam śrubę, ale jak pisałem parę razy obawa, że coś w organizmie rozwalę jest silniejsza. Lepiej już małymi kroczkami iść do przodu niż po skoku upaść i nie wstać.

Podsumowanie – maj 2019

No i fajnie. Pierwszy w miarę dobry miesiąc za mną. Małymi kroczkami wspinam się ku lepszemu, chociaż nie ukrywam, że walka ciągle rozgrywa się w głowie. Pokus by odpuścić nie brakuje, często muszę pilnować się by nie spocząć na laurach 🙂

WAGA
Z 89 spadłem w końcu na 88. Niby słabo ale wydaje mi się, że wraz ze wzrostami kilometraży (patrz kolejny pkt 🙂 ) powinno to ruszyć trochę bardziej. Szkoda tylko, że trzymanie diety idzie mi raz lepiej, raz gorzej. Niby pewne, szkodliwe rzeczy ograniczam ale… wiadomo 🙂

KILOMETRAŻ + ILOŚĆ/JAKOŚĆ TRENINGÓW
Przebiegłem 148 km. Więcej by trochę było, ale ostatni tydzień miesiąca z datami czerwcowymi i kilometry uciekły.
Niemniej ostatnie dwa tygodnie to już ładne bieganie, ponad 40 km na tydzień porobione.

TRENING UZUPEŁNIAJĄCY
Ćwiczeń dalej brak (oj, czuję, że to się zemści), za to kolejny udany miesiąc pod względem 2 kółek. 172 km pokonane na rowerze.

SAMOPOCZUCIE/MOTYWACJA/ZDROWIE
Ujdzie mówiąc po polsku 🙂 Na nic specjalnie się nie uskarżałem, nic nie odpadło, zatarło się itp. 🙂 Czasem głową podpowiada tylko by trening skrócić, odpuścić ale się nie daję. Już za późno by się obijać.

Czyli…
Powoli, do przodu, staramy się 🙂 Idzie w miarę w dobrą stronę wszystko, chociaż nie ukrywam trochę za późno się zebrałem. Wszystkich zaległości nie nadrobię.

City Trail Wrocław 2018/19 – Podsumowanie Zawodów

Tak wyglądały tegoroczne medale.

Aktualny (2018-2019) cykl City Trail we Wrocławiu oficjalnie można uznać za zakończony.
26 marca 2019 odbyła się uroczysta gala podsumowująca wydarzenie. Opisano w liczbach to co udało się dokonać ekipie organizującej jak i biegaczom, rozdano nagrody.
O samej uroczystości wiele pisał nie będę bo była udana 🙂 Czas na niej minął mi szybko, dłużyzn nie było czyli wszystko ok. Krótko za to podsumuję moje dokonania w tegorocznej edycji biegu.

W bieżącym sezonie wystartowałem w 5 biegach z łącznej liczby 6. Zanotowałem w nich takie wyniki:
Bieg 1. Czas: x Miejsce generalnie: x (nie startowałem)
Bieg 2. Czas: 23:08 Miejsce generalnie: 229/581
Bieg 3. Czas: 23:53 Miejsce generalnie: 253/519
Bieg 4. Czas: 24:02 Miejsce generalnie: 248/486
Bieg 5. Czas: 23:28 Miejsce generalnie: 255/493
Bieg 6. Czas: 27:20 Miejsce generalnie: 259/374

Poza kompletnie nieudanym biegiem nr.6 w reszcie zawodów prezentowałem dość wyrównany (chociaż oczywiście nie najlepszy) poziom. Po szybkim porównaniu z biegami z poprzednich edycji widzę, że czasy miałem podobne do biegów w 2016/2017 i lepsze trochę niż w 2017/2018. Biegałem jednak równiej i w bieżącej edycji zanotowałem swój najlepszy wynik – 23:08 Porównując do edycji jeszcze starszych poprawa czasowa jest spora bo wtedy większość rezultatów oscylowała w zakresie 25-27 min. Niby nieźle, zdaję sobie sprawę jednak, iż stać byłoby mnie na dużo więcej gdyby poparte było to solidnym treningiem.
W każdym razie bieżąca dyspozycja pozwoliła mi na osiągnięcie rezultatu finalnego:
Miejsce 196 z 301 klasyfikowanych. W kategorii M40 – 41 z 79

Kategoria M40

Jako ciekawostkę podam zajęte przeze mnie miejsca we wszystkich cyklach.
Wyliczyłem też % miejsca jaki to dało mi w całości biegaczy (100% to najgorzej)

Miejsce 196/301 2018/2019 (65% stawki)
Miejsce 192/307 2017/2018 (63% stawki)
Miejsce 177/285 2016/2017 (62%stawki)
Miejsce -/- 2015/2016 (nie startowałem)
Miejsce 172/211 2014/2015 (81% stawki)
Miejsce -/- 2013/2014 (nie startowałem)
Miejsce 75/81 2012/2013 (93% stawki)

Odrzucając stare, słabe wyniki widać, że lokuje się w drugiej połowie stawki przy czym dużą ciekawostką jest fakt, że poszedł do góry ogólny poziom biegu. Musicie mi uwierzyć na słowo ale patrzyłem na swoje czasy i o ile w 2018/2019 miałem je lepsze niż w 2 poprzednich latach to widać, że i tak % poleciałem w dół.

Cóż. Ogólnie należy cieszyć się, że udało się zaliczyć sezon. Mogło być lepiej (jak zwykle :)) niemniej jak na przygotowanie to wstydu nie ma.

Jestem biegaczem tragicznym

I nie chodzi tu tylko 😉 o styl i osiągane rezultaty. Bardziej widzę to w pewnej analogii do tzw. bohatera tragicznego. Kto w szkole się uczył to pewnie kojarzy, kto mniej to sobie w necie wyszuka.
A czemuż to? A temuż bo finalnie dokonały się wybory moich tegorocznych startów 🙂

Starty „poboczne” nie są żadną wielką nowością. Pobiec chcę w nocnym Biegu Szerszenia, Biegu na Wielką Sowę, Międzynarodowym Biegu w Twardogórze i pewnie na koniec roku w Biegu Niepodległości w Świerkach. To takie moje standardy. Niewiele, ale powoli przechodzi mi szał startowanie wszędzie gdzie się da.

Swoją energię i skupienie poświęcę jednak startowi, który jest spełnieniem moich biegowych marzeń – w sierpniu wezmę udział w Biegu Ultra Granią Tatr.

No właśnie. I tu zaczynają się obawy związane z moim „tragizmem”.

Biegiem już sporo lat, zawsze jednak wielkie zamierzenia, nie do końca mi się udawały.
Pokonałem kilka maratonów, ale nigdy przygotowany tak jak trzeba (maratonowi jeszcze nie odpuściłem ale chcę pobiec wtedy gdy będę sam wiedział, że zrobię czas poniżej 4 godzin albo sporo lepiej).
W 2015 roku szykowałem się do Biegu Rzeźnika. Chyba jednego z ostatnich na „klasycznej” trasie. Szczęście miałem w losowaniu, a później porażka na całego. Najpierw wymiękł mi partner, udało się znaleźć zastępstwo to …tydzień czy dwa przed biegiem ja rozwaliłem nogę, tak, że szans na bieganie nie było żadnych.
Do BUGT pierwsze podejście zrobiłem w 2017 r. Wtedy też szczęście w losowaniu się do mnie uśmiechnęło ale.. organizatorzy odrzucili jeden z moich biegów kwalifikacyjnych. Strasznie mnie to rozwaliło :/ (przy okazji to biegi były ok, nie miałem jednak wiedzy jak to udowodnić. Teraz tą wiedzę mam i przeszło).
Później to szło już raz lepiej, raz gorzej. Kto czyta bloga to mniej więcej wie, że toczę walkę z psychiką, dyspozycją fizyczną itd. Niemniej jestem raczej w dole niż na topie formy. W tej niezbyt korzystnej sytuacji zdecydowałem się jednak zawalczyć kolejny raz o bieg, który nakręca mnie od lat. I udało się.

Wcale przez to nie jest łatwiej. Targają mną wątpliwości.
Czasu wcale nie ma dużo by dojść od biegania 80 km na miesiąc do pokonania 80 km w jeden dzień, w Tatrach. Powiedzmy 5 miesięcy. Trzeba będzie solidnie schudnąć (ale.. z umiarem nie zabijającym formy). Wymyślić trening, który da jak najwięcej, przy czym nie doprowadzi mnie do jakiejś kontuzji w kluczowym momencie. Ech, sytuacja bez wyjścia.

Pewnie wielu by odpuściło, poczekało na lepszy czas… pewnie sam bym tak wielu doradzał. Ale.. nie mam już czasu na czekanie. Chociażby z dwóch poniższych powodów:
– szczęścia w losowaniu po raz trzeci mogę już nie mieć,
– w sumie to… nie chce mi się biegać ultra. Nie zrozumcie mnie źle 🙂 Bieganie ultra jest fajne ale jeśli nie wystartuję teraz to przedawnią się moje biegi kwalifikacyjne i będę je musiał robić od nowa. To niełatwe, zwłaszcza gdy, z perspektywy czasu, doszedłem do wniosku, że poginanie samemu w środku nocy, w lesie i decydowanie czy skręcić w lewo czy w prawo (gdy wcale nie wiesz, która droga jest ok) już fajne nie jest 🙂 Takich biegów na ten moment już nie planuję. Góry, lasy ok ale raczej w dzień, w towarzystwie przynajmniej „wizualnym” ludzi/biegaczy.

Cóż. Wyboru wiec nie ma. Zrobię wszystko co w mojej mocy by tego nie zepsuć. Wiem, że szanse są… żadne, ale jednak walka do końca musi się odbyć przynajmniej, jeszcze ten jeden raz.

Podsumowanie – luty 2019

Kolejny miesiąc roku 2019 za mną. Pewne rzeczy ruszyły w dobrą stronę, sporo jednak jeszcze do poprawy.
Pod koniec lutego sprecyzowały mi się w końcu plany startowe więc liczę, że teraz powinno być trochę łatwiej. Wiem na co się szykuję i co powinienem zrobić by cel mógł być osiągnięty. Ten temat poruszę pewnie i w jakimś kolejnym wpisie (bo zadowolony z niego jestem bardzo 🙂 ale na ten moment szybkie podsumowanie minionego miesiąca.

WAGA
Dalej słabo. Praktycznie nie drgnęło nic w dobrą stronę, a nawet co tydzień widzę jakies gramy na +.
To mnie martwi bo chciałem co miesiąc trochę zrzucać. Spokojnie, pomału ale miało iść w dół. Optymistycznie liczyłem na chociaż 1 kg mniej a tu nic 🙁

KILOMETRAŻ + ILOŚĆ/JAKOŚĆ TRENINGÓW
Tu jest ok. Regularnie biegałem 4 x na tydzień, przy czym delikatnie zacząłem zwiększać dystanse. Druga połowa miesiąca to celowanie w biegi po około 10 km i coś dłuższego w weekend.

TRENING UZUPEŁNIAJĄCY
Bardzo źle. Nie ćwiczyłem nic, jakieś pojedyncze rolowania robiłem po bieganiu.

SAMOPOCZUCIE/MOTYWACJA/ZDROWIE
Tak ogólnie, życiowo to wielkich zmian nie było 🙂 Nic się jednak nie pogorszyło, jakieś zaległe tematy powoli zamykam więc przyjmijmy okres za udany.
Wiosna powoli idzie, dzień coraz dłuższy to i widzę możliwości/chęci lepszego biegania. Więcej też czasu na jakieś aktywności dodatkowe (oprócz biegania ruszyłem też rower, były jakieś spacery) co trochę człowieka budzi z letargu.

Czyli…
Luty w skali 100 pkt. odbieram mimo wszystko jako zakres 0-50. Ciągle jestem „na rozruchu”, dużo spraw obiecanych sobie muszę dopiero ruszyć. Światło na końcu tunelu jednak jest 🙂

Way of the …Biegacz

Korzystając z pięknych okoliczności przyrody wybraliśmy się niedawno, rodzinnie na Ślęzę. Pogoda piękna, warunki terenowe dobre, aż przyjemnie było iść i cieszyć się przyrodą.

Przy okazji tej wycieczki zauważyłem w tejże okolicy mnóstwo biegaczy i biegaczek (ale biegaczy więcej). Wszyscy w mniej lub bardziej ultrasowym ekwipunku z mozołem darli w górę świętej góry czy też rączo zbiegali w dół.

Aż serce się raduje, że taki sportowy duch w narodzie. Z pewnym jednak zasmuceniem odnotowałem fakt, że praktycznie wszyscy sportowej sylwetki nie mieli. A nawet rzekłbym … grubi (nazywając rzecz po imieniu).

Zadumałem się nad tą sytuacją no bo… fajnie ludzie chcą coś ze swoim życiem zrobić. Walczą, ćwiczą, biegają. Umiejscawiając się jednak w takiej formie w górskich klimatach bardziej odbieram to jako oszukiwanie samego siebie. Wybieranie najmniejszej linii oporu.

Droga biegowa często idzie bowiem tak.
Po impulsie by zacząć zaczyna się mozolne klepanie treningów. Jeden, dwa, trzy w tygodniu. Pierwszy kilometr, dwa, pięć. Pęka pierwsza dycha. Wciągamy się. Super.. no to migiem pora na półmaraton. A jak półmaraton to i maraton. Wiadomo fame większy.
Szybko jednak okazuje się, że tak to biegają wszyscy, a nasze wyniki delikatnie mówiąc nie porażają. Życiówek nie ma, grzejemy stawkę w drugiej połowie x tysiąca biegnących. Na treningach nie chce się pracować zbyt ciężko, szybkość kuleje, waga stoi w miejscu. No to co… ultra. Boom na góry szaleje teraz. Zmagania herosów – 50 km, 100, a może więcej. Sława murowana 🙂
A przy tym co by nie mówić, dla amatora ultra jest całkiem przyjemne. Leci się w terenie tempem nie zabijającym, pod górki i tak idzie. Limity czasowe z reguły są sporem da się zdarzyć do mety.

Kolejnym punktem po jakimś czasie jest triathlon ale dajmy już spokój 🙂

Tak sobie myślę, że to takie oszukiwanie samego siebie. Droga na skróty bo i szacun na dzielni jest a i zmęczyć się trzeba na treningach „jakby mniej”. Szkoda, że tak wielu (nie wyłączając mnie) wybrało taką drogę. W biegowej ścieżce kariery jest miejsce na wszystko. Fajnie jednak by na kolejne szczeble wchodzić we właściwej kolejności i stosownym czasie. Czego wszystkim życzę.

BTW. Mam nadzieję, że w.w. nikt się nie obraził. Napisał to bowiem reprezentant tej samej „grupy zawodowej” z brzuszyskiem jak piłka i ciągle sporą nadwagą 🙂