Archiwa tagu: test

Huawei Watch GT – smartwatch ze sportowym zacięciem

Logo strony Test Sprzetu
Przy początku listopada w sprzedaży pojawił się ciekawie zapowiadający się smartwatch – Huawei Watch GT. Producent w stylowym „opakowaniu” obiecywał solidne parametry, długą pracę na baterii i mocne zorientowanie na funkcje sportowe.

Huawei Watch GT w wersji sport

Taki mix spowodował moje zainteresowanie. Zegarki stricte sportowe mam. Wprawdzie nie najnowsze, ale oferujące wszystko co mi potrzebne na ten moment (i dużo więcej funkcji, z których nie korzystam) .  Z tego powodu nie potrzebuję kolejnego mimo, że są teraz dostępne naprawdę mega maszyny. Bardziej szukam właśnie sprzętu tańszego, który można używać na co dzień a w przypadku chęci posportowania się 🙂 można to uczynić bez konieczności zmieniania urządzenia na nadgarstku.
Ponieważ recenzji, opisów GT w sieci jest już mnóstwo w moim artykule postaram się skupić bardziej na odpowiedzi czy ten smartwatch jest już tym czego szukałem. Kwestie techniczne raczej odpuszczę (no może jakiś ogólny zarys będzie :)).

Huawei występuje w dwóch wersjach – sportowej (cały w czerni) i bardziej eleganckiej w stali, ze skórzanym paskiem. Oba wykonane są z solidnych materiałów (stal nierdzewna, ceramiczna osłona szkiełka, które pokryte jest dodatkowo diamentową powłoką zapobiegającą zarysowaniom). Przyznać trzeba prezentują się elegancko.
Dużym plusem zegarka jest fakt, że paski w nim są wymienialne. Dodatkowo odbywa się to w systemie „quick release” czyli da się to zrobić łatwo i szybko. Fajnie, w niektórych czasomierzach uszkodzenie paska powoduje koniec możliwości używania go. Tu  zużycie nie będzie problemem. Co więcej, pojawią się pewnie paski w różnym stylu co pozwoli nam dostosować zegarek do naszych upodobań (np. stalowa bransoleta, mesh czy skórzane paski w różnych kolorach).

Tak to wygląda – sportowo lub elegancko.

Smartwatcha dostajemy w gustownym czarnym pudełeczku. Jego zawartość niestety szału nie robi. Poza zegarkiem jest tam tylko stacja ładująca z kablem USB i parę karteczek z gwarancja.
Ładowarka jest magnetyczna – sama przylega do podstawy GT. Nie da się jej założyć źle. To plus. Osobiście nie podoba mi się jej kolor – jest biała. Rozumiem biały elegancki, kontrast do czerni (?) ale do czarnego zegarka to słabo pasuje wizualnie wg mnie.
Dołączone książeczki rozczarowują podwójnie. Nic w sumie w nich nie ma napisane. Żadnej instrukcji. Co lepsze, słabo mi szło wyszukanie jakiejkolwiek w necie. Na oficjalnej stronie producenta nie widzę żadnej do tej pory. Ok…

Cóż, pozostało liczyć, że start i obsługa będzie łatwa i iść na żywioł 🙂

Zegarek podłączyłem do PC by się naładował. Wystartował, wskazał ładowanie i grzecznie czekał 🙂 aż zainstaluję na telefonie aplikację Huawei Zdrowie (używam telefonów z Androidem). Tu plus dla Huaweia, apka instaluje się na sprzęcie innych producentów. Ja używam jej na budżetowym smartfonie myPhone i nie mam żadnych problemów z połączeniem parowaniem itp.

Od razu po instalacji aplikacji i sparowaniu z smartwatchem następuje aktualizacja oprogramowania zegarka. Pierwsza poszła szybko. Druga, która odbyła się za chwilę, to droga przez mękę. Plik jest duży. Wysyłał się i instalował w GT (przez bluetooth bo nie ma innego połączenia z zegarkiem) ponad godzinę 🙁 Naprawdę dla cierpliwych.

Zaktualizowane, można używać. Jak to większości smartwatchy część parametrów można sobie ustawić w zegarku (np. tarcze) ale większość ustawia się w apce i po synchronizacji ładują się do czasomierza. O aplikacji opowiem więcej później bo czas na pierwsze wrażenia.

W użyciu
Zegarek na ręce leży dobrze. Jest przyjemny wizualnie. Silikonowy pasek mięciutki, miły w dotyku i nie uraża. Jakość wykonania całości bardzo dobra.
Ekran GT jest czytelny, wyraźny. Jego obsługa – przewijanie, dotykania działa ok, ja nie zauważyłem jakichś problemów. Menu działa płynnie, nie zacina się.
W pamięci urządzenia jest do wyboru 11 tarcz. Niby ładne ale aż takiego wow nie zrobiłem. Szkoda, że nie ma możliwości jeszcze jakichś sobie ściągnąć z netu.

Przykładowa tarcza i kawałek menu

Samo menu i nawigacja po urządzeniu prosta. Pierwsze naciśnięcie  (górnym lub dolnym przyciskiem) i włączamy ekran jeśli jest wygaszony. Drugie naciśnięcie górnego przycisku przenosi nas do menu. Kolejne z kolei powraca z wybranej opcji. Dolny przycisk przenosi użytkownika do wyboru aktywności sportowych. Nim też odpala się wybraną aktywność.
Resztę dokonujemy dotykając lub scroll-ując ekran (oczywiście dotykowy :)).

Po kilku pierwszych dniach mogę powiedzieć iż urządzenie jest dokładne w zliczaniu kroków. Faktycznie liczy je jak się idzie. Siedząc przy komputerze np. i ruszając rękami naliczania nie ma. Na plus.

Bardzo czułe za to było wzbudzanie ekranu przy obróceniu ręki (gest patrzenia na zegarek). Świecił się jak dla mnie za często i szybko to wyłączyłem.
Samo zaświecenie trwa około 4-5 sekund. Wydawało mi się momentami, że jest ono na tyle inteligentne, że przy przypadkowym ruchu ekran zaświecił się i zgasł w czasie krótszym. Niemniej to tylko moje wrażenie, nie poparte żadną analizą.

Huawei chwali się w GT monitorowaniem tętna w czasie rzeczywistym. Działa to, fakt. Uznałem jednak, że nie potrzebuję aż tak się analizować i wyłączyłem tą funkcjonalność w apce. Tu wychodzi pewien minus, bo po zgaszeniu w.w. mimo przejścia na ekran tętna w zegarku nic on nie pokazuje. Pisze tylko by włączyć funkcjonalność w aplikacji. Dla mnie to niedociągnięcie. Wg. mnie jak włączam opcję w zegarku to powinna działać w tej chwili, a po wyjściu z niej przestać.
Tętno pokazuje za to przy odpaleniu aktywności – bieganie, rower itp.

Powiadomienia z telefonu o połączeniach, sms są. Oczywiście by działały trzeba mieć w telefonie włączony ciągle BT.  Ja raczej włączam go okazyjnie, oszczędzając baterię w zegarku i phonie więc ciężko się nad tym rozwodzić (mimo, że to w sumie podstawowa funkcja smartwatch-y).

Sport
Skoro na co dzień jest ok no to pora poćwiczyć 🙂 Pierwszy test zrobiłem w porównaniu z Suunto Ambit i do niego będę porównywał rezultaty.

W zegarku jest sporo typów aktywności do wyboru – dokładniej to 11. Część z nich dotyczy sportu na zewnątrz, część aktywności w pomieszczeniach. Sporo jest więc biegania (z podpowiedziami, na bieżni, w terenie, przełajowe), roweru, pływania, wspinaczki, spacerów. Jak nic nam zaś nie pasuje to ostatnie jest „inne” czyli mamy wszystko 🙂

Pierwszy bieg wieczorny. Dzień dość pochmurny ale w korzystnym terenie (w znaczeniu teren otwarty, bez budynków). Suunto łapie satelitę momentalnie (kilka sekund), Huawei niestety myśli i myśli. Aż przez moment myślałem czy wszystko działa ok ale ufff… złapał.

Przy okazji napomknę, że kolejne dwa wyszukiwanie satelit (w inne dni) też trwało długo. Szybciej niż za pierwszym razem ale jednak to czas bliżej minuty niż sekund. Za to czwarte weszło momentalnie. W międzyczasie miałem aktualizację zegarka, może to jej zasługa. Niemniej do sprawdzenia w kolejnych biegach.

Wracając na ziemię 🙂 GPS działa, można startować i biegać.
Biegłem częściowo po łąkach a większości w lesie. Dystans około 5 km. Przez pierwsze 2 Ambit i GT lecą równo. Później Suunto wyszło trochę na prowadzenie, a Huawei zgłaszał kilometry później o kilkanaście metrów.

Podoba mi się info o ” okrążeniu”.  Automatycznie co 1 km zegarek wibruje i na chwilę włącza się podświetlenie ekranu. Widać wtedy numer pokonanego kilometra, średnie tempo i czas biegu (od początku). Czy lapować można ręcznie to niestety nie próbowałem jeszcze bo ja w sumie w żadnym czasomierzu tego nie używam 🙂

Po biegu wyszło mi tak:

AMBIT
Dystans: 5,16 km
Czas: 0:32’38.4
Tempo max: 6:17 min/km
Podejście: +13m
Zejście: -15m

GT
Dystans: 5,07 km
Czas: 0:34’09 (skiepściłem coś. Czas inny bo pierwsze włączałem Suunto)
Tempo max: 6:44 min/km (duża różnica ale patrz wyżej, słabo czas złapałem)
Podejście, Zejście: Nie pokazuje w apce ani zegarku. Różnica wysokości jest za to: 34,7m (z Suunto wychodzi 28m).

Nie chciałbym jeszcze wypowiadać sądów o różnicy dystansu (90 metrów). Spróbuję na dłuższym dystansie i wtedy będzie widać jakie są tendencje. Na ten moment, bo biegałem z nim jeszcze parę razy ale już bez porównań z innym zegarkiem, to dane wyglądają akceptowalnie. „Moje” trasy pokazuje w miarę realnie (w znaczeniu, że dystans nie odbiega znacząco od znanych mi wartości). Mi ta dokładność wystarczy.

Po biegu i zatrzymaniu aktywności dostajemy już w zegarku naprawdę dużą porcję danych.  Są takie pola:
Rodzaj aktywności, data, czas
Efekt treningu (wydajność)
Ogólne (dystans, czas, kalorie
Prędkość (średnie tempo, prędkość średnia i maksymalna)
Kroki (kroki, średnia kadencja, średnia długość kroku)
Wysokość (wejścia i zejścia łącznie, największa wysokość)
Wykres tętna, info o min, max i średnim
Strefy tętna i ich czas trwania
Wykres kadencji
Wykres tętna
Wykres wysokości
VO2max

Zestaw czytelny i naprawdę bogaty. W żadnym z zegarków jaki mam nie ma aż tylu danych. By je zobaczyć trzeba logować się na platformę powiązaną np. Movescount. Jestem tu więc naprawdę zadowolony 🙂

Acha, jeśli w czasie dnia, aktywności dokonamy jakiegoś niezwykłego osiągnięcia np. pokonamy 10000 kroków, ubiegniemy 5 km itp. to zegarek wibruje i wyświetla zdobytą przez nas odznakę sprawności. Mała rzecz a miła 🙂

Trochę o aplikacji – Zdrowie.
Skrótowo bo opis robi się mega 🙂
Aplikacja w mojej ocenia dobra. Zawiera zestaw wszystkich danych sportowych (w.w.) Widoczność oczywiście lepsza bo większy ekran. Dodatkowo widać mapkę gdzie biegaliśmy. Jest przegląd historii aktywności. Są pola o śnie, tętnie, wadze, krokach. Mamy też sugestie o ilości treningów i podpowiedzi np. czy trzeba ćwiczyć więcej czy wystarczy.

Kilka przykładowych ekranów apki

Z jej poziomu dokonujemy też konfiguracji zegarka. Aktualizujemy go, włączamy/wyłączamy opcje.
Jest tu też opcja udostępnienia treningu np. na FB, no bo jak bez tego się obejść 🙂
Dane z apki da się też wyeksportować do:
– UP by Jawbone
– Google Fit
– MyFitnessPal

Napominam o tym bo finalnie zbliżamy się najczęściej poruszanego minusa zegarka.

Wielki minus 🙂
Mimo pozycjonowanie GT jako smartwatch sportowy nie ma na ten moment opcji wyeksportować treningów w postaci plików *.gpx, *.tcx. Nie da się też bezpośrednio wrzucić ich w żadną aplikację/platformę treningową w stylu np. Endomondo.
Dla mnie to katastrofa bo swoje dane historyczne trzymam własnie w ENDO.
Początkowo strasznie zraziło mnie to do Huaweia. Zrobiłem solidne poszukiwania netu co można zrobić i hurrraaa… da się radzić sobie mocno na okrętkę. Robimy tak:
1. Wiążemy Huawei Zdrowie z Google Fit.
2. Z Google Fit (z poziomu komputera i swojego konta google) można eksportować dane aktywności do pliku *.tcx
3. No i finalnie ten plik można dodać do Endomondo. Ale uwaga. Mi na ten moment wyeksportowany plik wczytuje jako ciąg 60 sekundowych aktywności. Da się je w Endomondo połączyć w całość, niemniej traci się wtedy sporo danych. Nie pokazuje mapy, odcinków. Walczę z tym ciągle jak to dokonać by wgrany plik był „pełniejszy. Jak mi się uda to opiszę dokładniej procedurę transferu.
Naprawdę szkoda, że aż tak trzeba kombinować 🙁

Podsumowanie.
Z zegarka jestem w miarę zadowolony. Solidny, stylowy. W czasie aktywności nie gubi sygnału GPS, dane podaje wiarygodne. Deklarowany czas działania jest raczej realny. Przy umiarkowanym łączeniu z bluetoothem, wyłączonym tętnie, 4 dokonanych aktywnościach używam go już 9 dni i mam dalej około 40% baterii.
Na ten moment najbardziej wkurza mnie zaznaczony wyżej brak eksportu plików z aktywnościami. Jeśli uda się to zrobić prościej albo producent doda taką opcję to będzie to dla mnie sprzęt wystarczający w 100% do używania sportowo-codziennego.

Salming Distance D1 – krótki opis

Logo strony Test Sprzetu

Opis bardziej „archiwalny” bo but występuje już  w swojej 5 odsłonie, ale może ktoś gdzieś wynajdzie i uzna, że też musi mieć 🙂

Specyfikacje, materiały i detale techniczne można wyszperać w necie więc pozwolę sobie je pominąć a skupić się na odczuciach z użytkowania.

Buty tej firmy były dla mnie całkowitą niewiadomą. Widziałem je kiedyś na expo, przed którymś maratonem, i nie powiem podobały mi się. Cena jednak zawierała się w zakresie jaki uważam za niepoważny do wydania 😉 więc zaciekawienie było czysto teoretyczne. Kiedy nadarzyła się okazja by je przetestować (dzięki uprzejmości portalu bieganie.pl) zgłosiłem się czym prędzej i po chwili sukces – mam je 🙂

Salming Distance D1 - widok z boku
Salming Distance D1 – widok z boku

Salimigi przybyły do mnie w okresie jesiennym. Dostałem je w oczodajnym kolorze, przez samego producenta określanym jako – safety yellow. Nie powiem dają po oczach. Przypuszczam, że mając inny kolor do wyboru tego bym sam bym sobie nie kupił, ale buty biegowe nie bierze się tylko dla koloru więc nie wybrzydzam.
Trochę mi ich było żal na jesienne trasy (spodziewałem się, że szybko się ubrudzą) ale skoro dostałem to trzeba testować. Problem szybko się jednak rozwiązał, chociaż może nie tak jak bym chciał.
Niestety… ten konkretnie model okazał się takim, z którym się nie polubiłem.
Buty w rozmiarze jaki z reguły noszę (45) po założeniu nieprzyjemnie opinały mi przednią część stopy. Czułem boki stopy, palce też sprawiały wrażenie, że będą szorować o górę przodu.
Wydaje mi się, że to przez „gumowe” wzmocnienie przodu i konstrukcję przodu buta. Podeszwa sprawia wrażenie szerokiej a cholewka w przodzie zwęża się i obniża.
Kurcze, słabo. Stopy przesadnie szerokiej nie mam (chyba :)) i tego się nie spodziewałem.
Przebiegłem więc w nich z 10-20 km i powędrowały na zimowy odpoczynek.

Salming Distance D1 - widok podeszwy
Salming Distance D1 – podeszwa

Distance wygrzebałem z szafy na wiosnę tego roku i postanowiłem dać im drugą szansę.
Niestety, nic się nie zmieniło. Opięcie przodu jest dalej i mi w bieganiu nie pasuje. Czuję to zwłaszcza przy rozpoczęciu biegu. Później noga trochę się przyzwyczaja i dyskomfort spada ale nie na tyle by całkiem o nim zapomnieć. Szkoda, ten minus pomniejsza całą resztę plusów, które buty niewątpliwie mają.

Plusy w.g. mnie to:

  1. Lekkość. Rozmiar 45 waży 270 gr (mierzone domową wagą kuchenną),
  2. Naturalność ruchu. Nie powiem, jest. Osoby ze słabszymi nogami mogą się w początku przygody z Salimgiem męczyć bo jednak dają trochę w kość,
  3. Sprężystość. Buty są w miarę”przyjemne” w biegu. Nie są toporne, sztywne, nie trzeba z nimi walczyć chociaż nie można też powiedzieć by w jakiś specjalny sposób pomagały (oferując sprężynujące odbicie itp  atrakcje :)). Podeszwę odbieram w kategorii zestrojenia na mniejszą amortyzację i lekką sztywność,
  4. Wygoda. Poza tym nieszczęsnym przodem ogólne wrażenie jest ok. Buty nie urażają, żadnym otarć, uszkodzeń stóp nie zanotowałem. Biegałem w nich spokojne treningi po około 10 km i tu nic złego się nie dzieje. Półmaratonu, maratonu to bym się jednak bał bo coś czuję, że moje paluszki mi nie podziękują. Ale kto wie, może kiedyś spróbuję.
  5. Przyczepność/czucie podłoża. Na suchym bo tylko tak biegałem jest dobrze, ładnie się trzymają. W mieście czucie podłoża jest dobre z przewagą jednak izolacji od podłoża. Jakieś kamyczki, krzywe chodniki nie przeszkadzają.
  6. Wykonanie/jakość. Bardzo dobra. Nic nie odpadło, nie odkleja się. Po pokonaniu w nich ponad 100 km dalej jak nowe.Cóż. Wiele więcej pisał o nich nie będę. Boję się, że ten but jest potwierdzeniem prawdy, iż jak coś nie pasuje nam na początku to już pasować nie będzie. Ale…szanse, że się poprawi (z czasem) mimo, że niewielkie to są, wiec ich całkiem nie skreślam. Będę powoli, pomału próbował je jeszcze polubić.

    Generalnie sporo recenzji tego buta jest w necie. W sumie wszyscy wypowiadali się o nim na plus, takich problemów jak mam nikt nie sygnalizował. Być może sukcesem do ich używania jest dobór rozmiaru przed zakupem. Większe może odebrał bym całkiem inaczej.

Seven for 7 – Opaska na buty z diodami LED

Logo strony Test Sprzetu

Seven for 7 – Opaska na buty z diodami LED (model 58219)

Wymiary: 6,5 x 9 x 3 cm
Zasilanie: 6V- (2xCRC2032)

Seven for 7 - opaska diodowa
Seven for 7 – opaska diodowa i jej opakowanie.

Koniec roku to zawsze czas promocji. Mniej ciekawych rzeczy ostatnio się trafia w marketach (albo wszystko mam), ale bogowie wyprzedaży widać mnie wspomagali, bo grzebiąc w ostatkach sportowego sprzętu trafiłem między innymi na takie coś. Planowo kosztowała ona chyba około 15-20 zł, a tu po 3,99 (albo coś koło tego). Grzechem by było nie wziąć. Hurtem chwyciłem 3 sztuki dla każdego (ja, Żona i syn). Wziąłem jeszcze po prawdzie kamizelkę odblaskową i pas z bidonami, ale to inna historia.

Opaska spakowana była w plastikową wytłoczkę, w której oprócz tekturki i opaski mieściła się też polska instrukcja. Do sprzętu dołączone są również 2 baterie (już w środku urządzenia). Miłym zaskoczeniem był fakt, ze da się w niej wymienić te baterie.  Odkręca się po 4 śrubki na spodzie obudowy. Myślałem, że to taka jednorazówka a tu proszę. Pozytywnie. Pewną niewiadomą pozostaje oczywiście fakt czy po ewentualnej wymianie urządzenie da się złożyć i zachowa szczelność, ale absolutnie nie neguję tego – zobaczę za kilka lat 🙂

Seven for 7 - opaska diodowa
Seven for 7 – opaska diodowa

Opaska wykonana jest z czarnego, matowego plastiku. Twardego, ale o dziwo wygina się (dopasowując do buta) i nie pęka.
W spodniej części, na końcach ma małe ostre wypustki, które jak mniemam mają jej pozwolić na trzymanie się buta. Na jednym z końców przyjemniejszy w dotyku włącznik, który ma 3 tryby – wyłączone/światło ciągłe/pulsacja. Środek opaski to przeźroczysty plastik rozprowadzający światło 2 diód, jakie w niej są.
Całość wykonana jest „w miarę”. Pewne niedoróbki na łączeniach/wytłoczce formy są, ale wygląda na szczelną i na ten moment się nie rozpada.

Wielkiej filozofii w używaniu nie ma. Odpalamy tryb jaki nam pasuje i można instalować. Zakłada się ją na tył buta. Na zapiętek (nad podeszwą).
Po założeniu czuć, iż przylega ciasno. Nie jest to może dyskomfort ale początkowo czuć, że coś nam tył buta ściska. Mam zawsze obawy co do takich atrakcji (w kontekście biegów dłuższych) ale raczej nie jest ona adresowana do ultrasów. Normalni 😉 ludzie nie powinni mieć z tego powodu żadnych problemów. Opaska trzyma się i nie spada 🙂 Testowo pobiegłem w niej około 7 km w sporej wilgotności/mżawce. Również warunki atmosferyczne jej nie zaszkodziły. Świeciła i świeci dalej.
Co do świecenia to światło widać. Od asfaltu się odbijało. Jako jedyny zabezpieczenie przed kierowcami to bym jej nie polecił ale jako uzupełnienie do kamizelki ostrzegawczej jak najbardziej. Zawsze to lepiej jesteśmy widoczni na drodze.
Na zdjęciach jest opaska niebieska. Jedna z tych, które kupiłem świeci na zielono i jej światło wg. mnie jest mocniejsze.

Seven for 7 - opaska diodowa
Seven for 7 – tak świeci w domu. W prawdziwej ciemności wygląda to trochę równiej

Po zdjęciu opaskę można przetrzeć mokrą szmatką i dalej wygląda solidnie. But też raczej strat nie zanotował – a zastanawiałem się czy od tych ostrych ząbków coś się nie uszkodzi. Jednym słowem – ok.

Cóż. Gadżet ale przydatny. W podobnej cenie warto kupić.

Skarpetki biegowe Active Touch (Aldi)

Logo strony Test Sprzetu

Test to chyba za dużo powiedziane, ale pozwolę sobie napisać parę słów o moich ostatnim nabytku. Są to tytułowe skarpetki biegowe (damskie i męskie) – Active Touch.
Wypatrzyłem je przy codziennych zakupach w Aldi. Kosztowały około 9,99 za parę, a że niedawno wymiękły moje poprzednie uznałem, że sobie kupię, Wziąłem 2 pary, różniące się kolorami.

Active Touch Skarpetki biegowe
Active Touch Skarpetki biegowe z Aldi

Informacje producenta
Jak odczytać można z metki są to skarpetki biegowe damskie i męskie (krótkie) o nazwie(?) Active Touch. Producent podaje o nich takie informacje:
Profesjonalne skarpety biegowe wykonane z materiału o specjalnej strukturze włókien zapewniającego maksymalną oddychalność.
– pluszowe wstawki chronią przed odciskami
– szybkoschnące
– idealnie odprowadzają wilgoć
– optymalny komfort noszenia
– zapewniają ochronę przed nieprzyjemnymi zapachami

Skład:
48 % poliester
22 % lyocell
20 % poliamid
8 % bawełna
2 % elastan (Lycra)

Wygląd/opakowanie
Skarpetki dostajemy złączone z tekturową metką za pomocą plastikowej spinki. Nie ma tu się nad czym rozwodzić bo w końcu nie o to chodzi.
Wizualnie wykonane w sportowym stylu – dwa kolory, wstawki z różnych warstw materiału, napis Race. Ot produkt do sportu, na pewno nie na eleganckie wyjście 🙂
W dotyku są całkiem przyjemne, widać i czuć, że mocno rozciągliwe. Uniwersalny rozmiar 43-46, przy czym na moich stopach (44) zapas „rozciągliwości” jest jeszcze spory. Powinny więc pasować rozmiarowo tak jak deklaruje producent.
Skarpetki wykonane są jako dedykowane na odpowiednią nogę (literki R i L). W większości kroju są takie same, ale mają faktycznie wstawkę (wzmocnienie) na zewnętrznej stronie stopy więc przyjmijmy, że należy tego pilnować.
Wzmocnienia w okolicy palców, pięty, podeszwy są wyczuwalne (grubszy materiał). O ile nie będzie to miało specjalnych profitów to przynajmniej jest szansa, że za szybko się nie przetrą.
Wszystkie powyższe bajery powodują, że w środku skarpetki są dość „włochate” – mają luźne niteczki itp. W żaden negatywny sposób jednak nie wpływało to na bieganie (przynajmniej w dystansach jakie w nich pokonywałem).

Active Touch Skarpetki biegowe
Active Touch Skarpetki biegowe – szare kolory pewnie będą lepsze dla faceta 🙂

Używanie
Pierwsze założenie przebiegło bez problemów 🙂 Skarpetki na nodze sprawiają wrażenie dość luźnych (w końcu uniwersalny rozmiar, a poprzednie jakie miałem było mocno dopasowane) i mających tendencję do ślizgania się (stopy w bucie).  Trochę obawiałem się czy nie będą się marszczyć, zsuwać. Szczęśliwie jednak nie.  Trzymają się i dystanse 10 km (bo przebiegłem w nich już kilka takich) nie powodują kontuzji w stylu bąbli, obtarć. Do luźności idzie się przyzwyczaić teraz już nie czuję z tego powodu żadnego dyskomfortu.
Co do cudownych właściwości odprowadzania wilgoci itp. nie wypowiem się autorytatywnie. Nie przeszkadzają na pewno. Raz czy dwa wdepnąłem w kałuże zalewającą but i w domu skarpetki nie były bardziej mokre niż po normalnym biegu. To plus. Teraz jest jednak jesień (chłodno już) więc całkiem możliwe, że każde inne zachowały by się podobnie.
W moich odczuciach skarpetki te są grubsze, mają pluszowe stawki więc raczej własnie na takie pory roku. W lecie mogłoby być w nich za gorąco.

Podsumowanie
Cóź… ciężko mi tu wymyślać nie wiadomo co. Skarpetki wygodne, nie obcierają. Po kilku praniach i biegach dalej są jak nowe. Dziur nie mają więc jestem zadowolony.

DUNLOP Buty sportowe męskie

Logo strony Test Sprzetu

DUNLOP Buty sportowe męskie (Men’s sport shoes)

Sportowe buty Dunlop
Sportowe buty Dunlop

Powoli przyszedł czas na wymianę kolejnych butów. W Crivit-ach, w których biegałem weekendowo, wymiękła wkładka. Wprawdzie zamieniłem ją na uniwersalną ale uznałem, że cóż mi szkodzi pobiegać  w nowych, a tamte przeznaczyć do codziennego chodzenia. W końcu wypada trochę zmniejszyć stany magazynowe biegowego obuwia 🙂

Tym razem na weekendowe trasy wziąłem kupione w Biedronce – Dunlopy. Buty opisane przez producenta w sposób następujący:

„wykonane metodą strobel – dla większej giętkości i optymalnego dopasowania”
„lekkie, wygodne i zapewniające stopom oddychanie – idealne do rekreacji i uprawiania sportu, np. do biegania lub na siłownię”

Dodatkowo w ulotce wskazano takie ich zalety jak:
– modne połączenie kolorów,
– system nacięć podeszwy zaprojektowany tak, by absorbować siłę uderzenia stopy o podłoże,
– materiał z siatki umożliwia stopą oddychanie,
– elastyczna, antypoślizgowa podeszwa z amortyzowanego tworzywa EVA,
– miękkie wyścielanie brzegu cholewki dla większego komfortu,
– solidny materiał,
– wyjmowana, wyprofilowana wkładka dopasowuje się do kształtu stopy i zapewnia stabilizację sródstopia.

Materiały użyte: Wierzch: 50% poliester siatka, 50% poliuretan, Wyściółka: 100% poliester, Podeszwa: 100 % EVA.

Brzmi zachęcająco a jak jest w rzeczywistości?

Waga, rozmiar
Buty kupiłem w rozmiarze 45 i ten jest dla mnie ok. Na długość są dobre, szerokość więcej niż spora. Przy moich, w miarę wąskich stopach, luzu jest dużo. Ciężko nawet ścisnąć but sznurówkami, tak by czuć opięcie na nodze. Wagowo – 240 gr czyli naprawdę mało.

Wygląd zewnętrzny, wykonanie
Buty wyglądają znośnie. Wykonane w modnym ostatnio stylu – „nadrukowane” napisy, płynne przejścia kolorów. Barwy mogły by być wprawdzie bardziej żywe, bo użyte tu czernie i pomarańcze wyglądają raczej na sprane, no ale z drugiej strony mniej będzie po nich widać ślady użycia. „Krój” dość sportowy, chociaż brakuje tego czegoś co mają niektóre firmowe buty – takiej dynamiki, agresywności. Te są trochę klockowate.
Ciekawostką, którą mam pierwszy raz jest język Dunlopa. Cieniutki, bez piankowego wypełnienia. Nie przeszkadza to w niczym ale jak pisałem wcześniej to + szerokość i czuje się w bucie spory luz 🙂  Budziło to obawy czy Dunlop nie będzie na nodze latał i przez to np. powodował obtarć (a jak działa to poniżej).
Pod względem wykonania buciki bez zarzutu. Niedoróbek, jakichś skaz nie widziałem.

Dunlop buty sportowe
Dunlop – widok na wierzch i podeszwę

Walory użytkowe
Buty są lekkie i sprężyste (sprężyste w znaczeniu uginania się a nie odbić od  asfaltu). Czuć to na nodze. Nie trzeba z nimi walczyć biegnąc – zakłada się i od razu przemieszcza swobodnie. Podobało mi się to.
Amortyzacji specjalnej w nich nie ma. Owszem tłumią nierówności i chronią przed pułapkami chodników itp ale bliżej im ku minimalizmowi. Z tego powodu osoby, które mają słabsze nogi i nigdy nie biegały w takich „delikatnych” modelach po dłuższym dystansie mogą czuć zmęczenie.
Do tej pory biegałem w Dunlopie po suchym i tu jest ok. Trzymają się podłoża. Jak będzie po deszczu to się dopiero okaże.
Luz w butach w biegu jest ok. Dunlopy trzymają się na stopie nie latają, nie urażają. Nie dorobiłem się żadnych bąbli, obtarć achillesów, To dla mnie też plus bo bardziej pasują mi buty luźniejsze niż dopasowane.
Przewiewność na akceptowalnym poziomie. Nie grzeją ale raczej wiaterku na nóżkach nie ma.

Podsumowanie
Nakręciłem w nich na ten moment około 30 km, z czego biegi po około 10 km długości. Pod koniec niektórych trochę zmęczenie stopy czułem (wychodzi „minimalizm”) ale bez tragedii. Buty mi pasują już od początku – lekkie, luźne. Mimo, że to niska półka butów sportowych to czuję, że się polubimy 🙂

Tańsze czołówki – krótkie porównanie

Logo strony Test Sprzetu

Tańsze czołówki – krótkie porównanie

Zima przybyła. Dni mamy krótkie, szybko zapadają ciemności więc czas idealny by biegać z lampką czołową.
W sklepach/internecie czołówek do wyboru mnóstwo.  Są chińskie no-name, urządzenia solidnych firm. Parametrów i typów do wyboru, do koloru 🙂 Można się pogubić i pewnie wielu zechce zapytać innych użytkowników co warto kupić.
Czytałem sobie ostatnio opisy czołówek (na forach biegowych) i widzę, że postęp dotarł i tu. Zasilanie akumulatorami, podłączenia USB do PC i konfigurowanie tego właśnie przez komputer, adaptacyjne światło. Ludzie rozwodzą się nad tym co dobre, co potrzebne. Wow… full wypas tylko ceny coś nie bardzo –  300-1000 zł.
W sumie co kto lubi. Ja nie ukrywam, że taką kwotę wolałbym przeznaczyć na coś innego. Dla tych, którzy myślą podobnie przygotowałem mały opis lampek, które mieszczą się w kwotach do 100 zł (praktycznie do 50 bo chyba tylko Ledlenser jest trochę droższy niż 100).

TRYB TESTU
Z braku chęci i czasu by wyjść w plener wszystkie lampki testowałem w domu. Zakładałem je na siebie (świeciły więc z wysokości około 1,83m).  Pierwsze zdjęcie przy każdej lampce to patrzenie na przedmioty, które znajdowały się w odległości około 4 m ode mnie. Drugie zdjęcie to patrzenie na przedmioty, które były w odległości około 2m (nie widać ich na zdjęciach, ale daje to względne pojęcie czy wiązka światła jest bardzo skupiona czy rozproszona).
W tych urządzeniach, które mają regulację mocy/wiązki światła robiłem powyższe zdjęcia na dostępnych trybach.
Wszystkie lampki testowałem i ważyłem na tym samym, nowym komplecie baterii.
Porównanie funkcji, jakości świecenia – na oko 🙂  Większość porównywałem do LedLensera H5 bo z nim najwięcej biegam.

1. Czołówka no-name (dostałem ją ze 2 lata temu na biegu w Jedlinie Zdr.)

Czołówka no-name
Czołówka no-name

Typ/Model: No-name
Rodzaj zródła światła: 7 diód LED, natężenie światła ?
Cena (orientacyjnie): 5zł
Waga: 97 gram
Zasilanie: 3 AAA, umieszczone z przodu urządzenia
Tryby pracy: ciągły / przerywany (miganie)
Regulacja kąta pochylenia: tak, skokowo
Regulacja strumienia światła: brak
Uwagi ogólne (wykonanie, używanie): typowy no name, włącza się go dość łatwo, przełącza tryby w czasie biegu też. Spasowanie części ok, nie rozłazi się. Minusem są za to paski, bo przy rozciąganiu ich (zakładanie lampy na głowę) spadają z plastikowych mocowań. Ta lampka świeci w sumie najgorzej ze wszystkich porównywanych.

Światło na obiekty w odległości 4m
Światło na obiekty w odległości 4m
Światło na obiekty w odległości 2m
Światło na obiekty w odległości 2m

2. Czołówka no-name z Biedronki

Czołówka z Biedronki
Czołówka z Biedronki

Typ/Model: Head-Lamp CWL-H081B
Rodzaj zródła światła: 1 dioda LED 3W, natężenie światła ?
Cena (orientacyjnie): 20-49 zł (ja swoją kupiłem za 49, w tym roku były już sporo tańsze)
Waga: 138 gram
Zasilanie: 3 AAA, umieszczone z tyłu urządzenia
Tryby pracy: ciągły / przerywany (miganie)
Regulacja kąta pochylenia: tak, skokowo
Regulacja strumienia światła: tak, regulacja skupienia wiązki (płynny zoom)
Uwagi ogólne (wykonanie, używanie): Lampka wykonana solidnie, aluminiowa obudowa. Spasowanie części ok. Włącza się ją dość łatwo, przełącza tryby w czasie biegu też. Świeci całkiem ładnie. Zapomniałem niestety, że można w niej regulować skupienie wiązki światła więc zdjęcia tylko na max. rozproszonej. Ta czołówka jest najcięższa ze wszystkich porównywanych i z tego powodu jakoś nie przypadła mi do gustu by z nią biegać (czuć że trochę telepie się jej wystający mocno przód).

Światło na obiekty w odległości 4m
Światło na obiekty w odległości 4m
Światło na obiekty w odległości 2m
Światło na obiekty w odległości 2m

3. Czołówka z Lidla (Crivit)

Czołówka z Lidla
Czołówka z Lidla

Typ/Model: Crivit
Rodzaj zródła światła: 1 dioda LED 3W, natężenie światła około 80 lm
Cena (orientacyjnie): 49 zł
Waga: 73 gram
Zasilanie: 3 AAA, umieszczone z przodu urządzenia
Tryby pracy: ciągły / ciagły z 1/2 jasności, przerywany (miganie)
Regulacja kąta pochylenia: tak, skokowo
Regulacja strumienia światła: nie
Uwagi ogólne (wykonanie, używanie): Lampka wykonana dość solidnie. Spasowanie części ok. Najmniej zaufania w kontekście wodoodporności budzi pokrywka baterii, bo jest to tylko plastik, a nie guma (jak w innych). Biegając w wilgotne dni na szczęście nic nie parowało, nie zamakało, ale przy solidnym deszczu mam obawy o jej kondycję. Początkowo niezbyt wygodnie się mi ją również włączało i regulowało pochylenie (trzeba się do tego przyzwyczaić). Przy umiejscowieniu lampki na czole dobrze jest w jego płaskiej części 🙂 Gdy próbujemy umieścić ją wyżej na głowie to zaczyna się telepać.
Trochę nie podoba mi się charakterystyka świecenia bo jest bardzo mocno zaakcentowany pkt środkowy, a na bokach światła jest już mniej. Ale obiektywnie świeci solidnie i o ile LedLensera biorę na biegu Ultra to z tą biegam treningowo.

Światło na 4m, pełna moc
Światło na 4m, pełna moc
Światło na 2m, pełna moc
Światło na 2m, pełna moc
Światło na 4m, połowa mocy
Światło na 4m, połowa mocy
Światło na 2m, połowa mocy
Światło na 2m, połowa mocy

4. Czołówka Vipow URZ0074

Czołówka Vipow
Czołówka Vipow

Typ/Model: Vipow URZ0074 (płaska)
Rodzaj zródła światła: 1 dioda LED 3W, natężenie światła ?
Cena (orientacyjnie): 30 zł
Waga: 95 gram
Zasilanie: 3 AAA, umieszczone z tyłu urządzenia
Tryby pracy: ciągły
Regulacja kąta pochylenia: tak, skokowo
Regulacja strumienia światła: płynnie regulowane natężenie światła
Uwagi ogólne (wykonanie, używanie): Wizualnie przypomina mi LedLensera (czyżby trochę zrzynka?). Lampka wykonana w miarę solidnie. Spasowanie części ok, tylko guma w pokrywie baterii  nie przylega tak solidnie jak w Lenserze, czy tej z Biedronki.  Dodatkowo płynna regulacja jasności może być źródłem dostawania się wody do pojemnika z bateriami (to moje przypuszczenia nie poparte doświadczeniem).
Świeci fajnie, równomierny strumień. Dodatkowa regulacja pozwala dopasować jasność do naszych potrzeb. Jak widać na foto regulacja ta jest jednak użyteczna tylko w wąskim zakresie. Poniżej połowy mocy niewiele widać.

Światło na 4m, pełna moc
Światło na 4m, pełna moc
Światło na 2m, pełna moc
Światło na 2m, pełna moc
Światło na 4m, połowa mocy
Światło na 4m, połowa mocy
Światło na 2m, połowa mocy
Światło na 2m, połowa mocy
Światło na 4m, najniższa moc
Światło na 4m, najniższa moc
Światło na 2m, najniższa moc
Światło na 2m, najniższa moc

5. Czołówka LedLenser H5

LedLenser H5
LedLenser H5

Typ/Model: LedLenser H5
Rodzaj zródła światła: 1 dioda LED 3W, natężenie światła 25 lm
Cena (orientacyjnie): 130 zł
Waga: 108 gram
Zasilanie: 3 AAA, umieszczone z tyłu urządzenia
Tryby pracy: ciągły
Regulacja kąta pochylenia: tak, skokowo
Regulacja strumienia światła: tak, regulacja skupienia wiązki (płynny zoom)
Uwagi ogólne (wykonanie, używanie): solidnie wykonana. Spasowanie części, trzymanie na głowie bardzo dobre. Włączanie, regulacja pochylenia ok, zoom raczej regulować trzeba na postoju. Czołówka ta ma słabe w porównaniu do innych natężenie światła – tylko 25 lm, ale bardzo równomiernie świeci (piękny równy okrąg przy ustawieniu dużego rozproszenia). Jak widać na zdjęciu da się też zrobić punkt. Mi taka charakterystyka świecenia bardzo pasuje bo  widać nie tylko punkt przed sobą ale i więcej terenu wokół. Na zdjęciu testowym świecenie wyszło marnie (porównując do innych lampek), ale ręczę, że w terenie aż tak źle nie jest. Parę ultra w niej przebiegłem i było ok. Mniejsza „moc” powoduje za to, że długo świeci. Na 1 komplecie baterii alkalicznych biegłem całą noc i jeszcze do tej pory świecą one w moim Crivicie (a też parę godzin tu pobiegałem). Lenser dobrze radzi sobie również w deszczu, nic nie paruje, nie zamokło w środku.

Wiązka rozproszona, 4m
Wiązka rozproszona, 4m
Wiązka rozproszona, 2m
Wiązka rozproszona, 2m
Wiązka skupiona, 4m
Wiązka skupiona, 4m
Wiązka skupiona, 2m
Wiązka skupiona, 2m

Podsumowanie
Mimo słabego natężenia światła ze względu na solidność i równomierne rozłożenie wiązki moim numerem 1 pozostaje i tak Lenser. Ponieważ ilość światła generowana przez niego, nie dla wszystkich będzie akceptowalna, jako tańszą alternatywę polecam Crivita, ewentualnie Vipow.
Reszta jako lampy do biegania ma raczej mniejszą użyteczność. Biedronkowa jest za ciężka, a no-name raczej pozwoli nam być widocznym dla kierowców aut niż realnie oświetlać drogę.

Testowe bieganie – Salomon Speedcross 4

Logo strony Test Sprzetu

Kilka tygodni temu zapisałem się internetowo na test butów Salomon Speedcross 4 (testy sponsorowane przez InterSport). Po zapisach nastąpił okres ciszy :), zapomniałem nawet kiedy to miało być, ale finalnie dostałem wiadomość z przypomnieniem o wydarzeniu.
Jak już coś zaplanuję to staram się to zrealizować więc nie pozostało nic innego jak pojechać do Wrocławia (bo tam miał mieć miejsce test).
Przybywszy na miejsce, okolice Hali Orbita, przebrałem się w biegowe ciuchy i rozpocząłem poszukiwania gdzież to będzie ten event. Łażę trochę w lewo, trochę wprawo nikogo nie widać 🙂 Ale wreszcie ufff.. jest. Widzę auto oklejone reklamami sponsorów więc trafiłem tam gdzie trzeba.

Prowadzącą test była Natalia Tomasiak (jak doczytałem później całkiem utytułowana biegaczka). Po chwili pojawili się inni zapisani uczestnicy. W zawrotnej liczbie… 3 osób 🙂 Łącznie z prowadzącą było nas więc 5 szt, co okazało się swoistym (chociaż niezbyt chlubnym) rekordem.

No cóż, nie ilość ale jakość się liczy więc po słowie wstępnym pozostało założyć buty – Salomon Speedcross 4 i zegarek Suunto Spartan (oprócz butów można było potestować również jego).

Spokojnym truchcikiem podążyliśmy do parku gdzie nastąpiła solidna rozgrzewka i testowe okrążenia (4 jak dobrze liczę). Na koniec porcja ćwiczeń rozciągających, chwila dyskusji o sprzęcie, wręczenie pamiątkowego giftu (soft cup Salomona) i można było jechać do domu.

E… no dobrze, napiszę może jak wypadło testowanie, bo może kogoś to zainteresuje 🙂

Salomon Speedcross 4.
Salomony to buty dość specyficzne. Ciężko opisać komuś, kto nigdy ich nie używał ale w dużym skrócie to but na ciężkie warunki terenowe – błoto, śnieg, szuter. W lekkim terenie, skałach raczej się nie sprawdzają bo ich kolce „unoszą”nas nad ziemią i wcale stabilni nie jesteśmy.
Ich żywiołem jak pisałem jest naprawdę wymagający teren i tu warto je mieć. Dobrze trzymają stopę, solidna cholewka zabezpiecza przed czynnikami zewnętrznymi a przy tym są wygodne nawet na długich trasach.
Porównując model nr. 4 z jego poprzednikiem wielkich zmian nie zauważyłem. Bucik sztywny, dość wąski (mi to pasuje bo mam szczupłą stopę). Na asfalcie biegło się „powyżej” gruntu, w terenie już wygodniej (mimo, iż było sucho, a alejki parkowe ubite).
Godzinka biegania (około 9 km) nie zaowocowała żadnymi obrażeniami. Nic sobie nie obtarłem, nie uszkodziłem. Wiadomo to za krótko by coś konkretnego o bucie napisać ale jak dla mnie było ok. Chyba wrócę do swoich Speedcrossów 3 i coś sobie teraz (jesień/zima) w nich też pobiegam.

Suunto Spartan Sport Black
Oprócz butów w udziale testowym przypadł mi taki oto zegarek. Ponieważ miałem na ręku swojego Suunto Ambita miałem go nie brać ale myślę sobie co mi szkodzi pobawić się i tym.
„Czasomierz” zgrabny. Średnicą większy od Ambita, za to bardziej płaski. Wygląda na ucywilizowanego i można by go już nosić codziennie. Z wyświetlonym na ekranie a’la chronografem z daleka nie odróżniałby się od zwykłych sportowych zegarków.
Spartan, wykonany jest solidnie. Materiały sprawiały przyjemne wrażenie w dotyku (pasek, koperta, solidne mineralne szkiełko). Na ręce leżał dobrze, nie przeszkadzał.
Duża różnicę w porównaniu do Ambita widać w ekranie. Tu jest już kolorowy (ale to jeszcze nie poziom ekranów smartfonów), o dużej ostrości. Pikseli nie widać. Co więcej ekran jest dotykowy i nawet to dawało radę obsłużyć.
Wiele więcej o nim nie powiem. Sterowanie w pierwszej chwili wydawało mi się mniej intuicyjne, ale jak już zrozumiałem o co chodzi to po menu nawigowałem. Słabiej podobało mi się wychodzenie z trybu treningu. Po zastopowaniu pokazywał na ekranie opcje wznów/zakończ, naciskałem stosowny guzik i reakcji nie widziałem. Albo coś robiłem źle albo przymulał 🙂
W czasie biegu wskazywał dystans, pikał co km i wyświetlał info o tempie itp 🙂 Miał jednak włączoną chyba jakąś auto-pauzę bo na rozgrzewce mi się wyłączył i musiałem po chwili znów nacisnąć start. Z tego powodu nie mogłem na koniec porównać wskazań z moim Ambitem.
Cóż trzeba by się pobawić więcej by cokolwiek dodać. Na ten moment jednak kasa jaką za niego trzeba dać mnie wyklucza z zakupu, więc raczej nieprędko będę miał okazję Spartana wypróbować 🙂

P.S.
Przy rozciągnięciach na koniec wychodzi jakie mam tyły. Masakra jaki jestem „sztywny” 🙂 Wiek robi swoje i ciężko się wygiąć 🙂 Nie wiem czy to też zasługa butów czy braku koordynacji ale przy stanięciach na jednej nodze bujało mnie jak na morzu 🙂 Trzeba nad tym popracować.

Testować i sprawdzać warto za wczasu…

Sprzęt biegowy oczywiście 🙂

Tą oczywistą oczywistość niestety bardzo często się lekceważy. A to naprawdę poważny błąd. Sam parę razy „przejechałem się” na zawodach kiedy nowa koszulka, skarpetki czy buty sprawiły mi niemiłe niespodzianki „odczuciowe”.

Nie będę tu odkrywczy gdy potwierdzę te mądrości.  Na ważne biegowe okazje trzeba używać tylko to co znamy, nie powoduje żadnych dyskomfortów i jest wygodne. Oczywiście tak samo jak nie powinno się biegać ważnych imprez  w całkiem nowych rzeczach (ubranych pierwszy raz).

Po ostatnich kilka biegach do powyższych uwag dodam jeszcze – stosować swoje wyposażenie w sprawdzonej kombinacji 🙂

Okazało się bowiem, że całkiem fajne bokserki Nike Pro Combat nie sprawdzają się w ogóle w połączeniu z kompresyjnymi legginsami Nike (przy okazji kupiłem je używane kilka tygodni temu – jak ktoś nie ma oporów na ciuchlandy to naprawdę można w nich kupić wypasione sportowe ciuchy).
Legginsy z moich Pro Combatów co chwilę zjeżdżały w dół 🙂 i musiałem je podciągać w czasie biegu. Ale jestem szczęśliwy, że wyczaiłem to teraz a nie na 80 km trasie UltraKotliny. Ufff…. 🙂

A jak już przy doborze stroju na jesienne ultra. Dylemat co ubrać mam nieziemski 🙁 Pewnie mi się nie uda, ale staram się wybrać złoty środek – tak by nie było mi gorąco w dzień, ale i bym nie zamarzł w nocy. Do tego priorytetem dla mnie jest fakt by to co wybiorę nadawało się do ubrania od razu i żebym nie musiał dźwigać ciuchów w plecaku. Ciężko…

Ponieważ tempo biegu w moim wydaniu wielkie raczej nie będzie to skłaniam się ku opcji cieplejszej. Na dzisiaj planuję ubrać:
– bielizna termiczna z długim rękawem (Crivit),
– koszulka Nike Pro Combat (też używana :)) z długim rękawem
– kurtka. Co do tej ostatniej warstwy jeszcze myślę. Ostatnie 3 biegi to test różnych opcji. Próbowałem wiatrówkę z Aldi, softshell biegowy z Aldi i kurteczkę InterSport Pro Touch. Wiatrówka to chyba za mało jak na góry jesienią więc albo softshell albo kurteczka. Softshell widzi mi się ok, ale ja w softshell-ach coś się mega pocę od środka 🙂 A to też niezbyt dobrze przy tylu km. To chyba padnie na kurteczkę Inter Sporta. Też będzie w niej ciepławo w dzień ale mam wrażenie, że lepiej się suszy.
– na dół planuję kompresyjne długie legginsy Nike, bokserki Kalenji (te już wiem, że pasują do Nika 🙂 i skarpetki Kalejnji Kiprun Intensiv (nowy nabytek ale jak na razie ok).
– dodatki to czapeczka Nessi, buff (jeden na szyję , może wezmę z drugi na głowę na zmianę czapki), rękawiczki Crivita,
– buty Adidas Kanadia TR 7. Pokombinowałem trochę z wiązaniem i powinny dobrze się trzymać nogi. A trochę więcej luzu niż w Adidasie Raven nie zaszkodzi.

No zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Powinno być ok pod względem temperatury. Oby tylko nie padało cały dzień i noc bo na mokro to nie wiem jak ten zestaw da radę.

Szorty Kalenji Elioplay/Ekiden – krótki opis

Logo strony Test Sprzetu

Szorty Kalenji Elioplay/Ekiden – krótki opis

W swojej biegowej karierze najczęściej używałem długich lub krótkich legginsów. Mam ich sporo, jedne lepsze, inne gorsze. Cechą wspólną większości było to, że po dłuższym biegu (półmaraton, maraton) jednak trochę obcierały w okolicach pachwin. Niby można wrażliwe części smarować wazeliną ale gdzie by pamiętał o tym facet 🙂
W kontekście ultramaratonu lekkie obtarcia mogą jednak urosnąć do rangi poważnych kontuzji i ciągle rozglądałem się za czymś lepszym.

Elioplay
Szorty Kalenji – Elioplay

KALENJI EKIDEN
W swojej szafie miałem lekkie szorty Kalenji Ekiden (z klubowego przydziału ciuchów do biegania). Leżały sobie i leżały aż w końcu zdecydowałem się je wypróbować. I to był strzał w 10-kę 🙂

Kalenji Ekiden
Spodenki biegowe Kalenji Ekiden

Link do opisu producenta – Kalenji Ekiden

Spodenki są świetne. Leciutkie, wygodne. W środku mają wszyte majtki (z jednolitego materiału co uważam za lepsze niż „konstrukcje” siateczkowe).
Rozmiar jest dość uniwersalny bo mimo standardu odzieżowego L, spodenki mam M i są wygodne. Nie cisną, nie uwierają ani też nie utrudniają ruchu.
Oprócz gumki w pasie mają one sznureczki do zawiązywania więc regulacja rozmiaru jest w porządku. I grubsza i chudsza osoba dopasuje je do sylwetki.
Na tyłku trzymają się wyśmienicie. Nie zanotowałem żadnych chęci do ich spadania (co takie oczywiste np. w przypadku legginsów wcale nie jest).
Ekiden-y nie posiada specjalnych stref wentylacyjnych ale ich lekkość i przewiewność jest wystarczająca. Gdy się spocimy widać na nich wilgoć ale szybko schną i nie powodują dyskomfortu biegu.

Jako rekomendację powiem, że biegałem w nich wszystkie swoje ostatnie długie treningi (łącznie z tymi ponad 30 km) i nic mnie nie obciera. Super!

KALENJI ELIOPLAY (GREY-BLUE)
Ponieważ Ekiden, spisywał się bardzo dobrze przy ostatniej wizycie w Decathlonie postanowiłem pooglądać czy nie spodenek podobnych, ale jednak troszkę dłuższych.
Przymierzyłem parę modeli i najbardziej spodobał mi się Elioplay.

Kalenji Elioplay
Spodenki biegowe Kalenji Elioplay

Link do opisu producenta – Kalenji Elioplay

„Konstrukcyjnie” podobne do wyżej opisanych. Przewiewne szorty z wszytymi slipkami (jednolity materiał). Mają jednak w pasie i kroku tkaninę, która dodatkowo ma wspomagać wentylację ciała. Z „ekstrasów” zapinana na zamek kieszonka (nieprzemakalna wg. producenta) + wewnętrzna kieszeń na drobiazgi.
Zbyt wielkie rzeczy do nich nie wejdą ale klucze, mniejszy telefon powinno dać się upchać.

Szorty te mają kilka wersji kolorystycznych. Nie chciałem na lato brać czarnych więc kupiłem model niebiesko-szary.

Elioplay-e wziąłem już w swoim rozmiarze L i są ok. Ani za luźne, ani ciasne. Pasują po prostu 🙂

Podobnie jak Ekideny w czasie biegu spodnie spisują się dobrze. Dyskomfortu nie poczułem, nie przeszkadzają w bieganiu. Nie spadają no i oczywiście nie obcierają.
Prawdziwym testem dla nich będzie 130 km DFBG ale myślę, iż dadzą radę 🙂

Cóż. Oba modele jak na razie są trwałe. Nie widzę żadnych skaz, poprutych szwów. W tej cenie uważam, że warto je mieć.

Buty Crivit jak Nike (lato 2015) – krótki opis

Logo strony Test Sprzetu

Buty Crivit jak Nike (lato 2015) – krótki opis

Ponieważ opisywane buty to już „staroć” a i szanse, że takie same (lub podobne) znów pojawią się w Lidlu są minimalne to wspomnę o nich krótko, ot z tytułu, że je mam i trochę w nich pobiegam.

Kupiłem je w okolicach wakacji 2015r. Poleżały (bo poprzednie buciki z Lidla trzymały się całkiem dobrze) i dopiero niedawno przyszła kolej by w nich pobiegać.

Crivit 2015 - jak Nike

But, w porównaniu do tego co oferowali w marketach do tej pory, rzeczywiście jest inny. Wykonany „w całości” z  jednolitego arkusza materiału, bez naszywanych wzmocnień, gum, plastików.  Wielu miało za złe Lidlowi, że nawiązuje do jednego z modeli Nike. Rzeczywiście idea wykonania materiału przypomina Nike, w całości jednak ja jakoś aż tak wielkiej zrzyny się dopatrzyć nie mogłem.

W każdym razie ten Crivit wygląda ciekawie i może się podobać. Mi dobór kolorów jak i idea pasowała co potwierdziłem zakupem 🙂

Wykonanie ogólne buta – dobre. Brak niedoróbek, kiepskich szwów, zabrudzeń klejem itp. Trzyma poziom. Wkładka wewnętrzna jest profilowana i w tylnej, górnej części wygląda na delikatnie zmarszczoną (nie przeszkadza to jednak w niczym).

Crivit 2015 - jak Nike

Pierwsze przymiarki w sklepie pokazały, że ta seria słabo wyszła pod względem rozmiarów. Są sporo zaniżone. Mierzyłem i r.45 i 46. Niby wielkiej różnicy między nimi nie zanotowałem, ale 45 jakoś takie na styk były więc dla bezpieczeństwa wziąłem 46.

Teraz już po paru biegach mogę powiedzieć, że rozmiary naprawdę były takie jakieś nijakie. Szerokością, na moją nogę, 46-ka wydaje się za duża, trzeba pokombinować z mocniejszym wiązaniem. Miejsce na palce jest, to plus. Wydaje mi się, że jednak mogłem próbować z 45. Przy lżejszej skarpetce też by pasował, a lepiej trzymał nogę (co opisuję niżej).

Od strony biegowej. Po założeniu but sprawia wrażenie sztywnego i mało giętkiego (mówię tu o cholewce). Trzeba się do niego przyzwyczaić. W trakcie biegu jest ok, zapomina się o sztywności i jakoś specjalnie nie przeszkadza.

Amortyzacja w bucie jest średniej klasy. Biegałem po asfaltach i nie dobija nogi. Nie jest to też jednak nie wiadomo jaki materac, który tłumi naszą energię. Przy moich tempach biegów ciężko powiedzieć czy but jest dynamiczny, ale do spokojnych treningów może być. Mam wrażenie, że Nike LunarSwift, który posiadam amortyzuje dużo mocniej.

Plusem tej edycji Crivitów jest fakt, że nie obcierał mi nóg. Poprzednie powyżej 10 km cięły mnie mocno (bok – spód stopy) i musiałem wymienić wkładkę. Tu biegałem na standardowej i jest ok.

Minusy to słabe sznurówki. Takie śliskie jakby. Wiązałem je na podwójną kokardę a i tak na końcu potrafiły się rozwiązać. Z tym poradziłem sobie wymieniając je na inne (znalezione w domu). Teraz supełek trzyma dobrze 🙂

Jak wspomniałem na asfalcie jest ok. Buty  dają radę. A co w terenie?
Pod względem trzymanie się i amortyzacji dawały radę na kamienisto-szutrowych trasach (ale zaznaczam bez błota).  Przeszkody terenowe nie doskwierały więc i w średni teren można je brać. Niestety niedopasowanie rozmiarowe daje o sobie znać przy zbiegach. Noga w bucie leciała mi do przodu i palcami uderzałem w przód. Może gdyby zawiązał je jeszcze mocniej było by lepiej ale to już zgadywanie. W tym momencie na długi bieg po górach bym ich nie zabrał. Moje paznokcie nie byłyby zadowolone.

Cóż. But jak każdy z marketu. Ujdzie dla początkujących biegaczy. A i ja przynajmniej jeden trening w tygodniu też w nim wykonam.