Archiwa tagu: 2020

DFBG 2020

Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich 2020 – Super Trail 130

Początek dnia na trasie

Tegoroczne bieganie widzę, zaczyna odradzać się od gór. Biegi uliczne, ciągle w odwrocie, odwołane, przesunięte. A imprezy górskie nieśmiało ale jednak są (czy zaczynają być).
Liczę, że to dobry znak, przemyślane działania a nie żądza pieniądza organizatorów 🙂

No ale żarty na bok. Jedną z takich pionierskich, w obecnych czasach, imprezą jest DFBG. Zawody nie zostały odwołane, a organizatorzy dołożyli wszelkich starań by je odbyć.
W tym roku nie planowałem startować. Forma żadna i nawet na najkrótszym dystansie pewnie bym spore problemy miał. No ale popatrzyć, czemu nie 🙂
Poderwałem się skoro świt by zdarzyć na wschód słońca i przy okazji zerknąć jak radzi sobie czołówka dystansu Super Trail 130.
Na miejsce akcji wybrałem już dość daleki moment trasy (~100 km), okolice Sołtysiej Kopy. Najszybsi wg rozpiski z zeszłych lat mieli tu być około 04 z minutami. W sumie byli bliżej 05:00. Swoje pewnie dołożyła pogoda, było zimno, mokro a na trasie bardzo błotniście. Szacun dla nich, ja w swoich najlepszych czasach i tak bym był dużo bliżej początku trasy o tej godzinie.
Marna pogoda trochę popsuła mi koncepcję zdjęciową, no ale coś tam udało się dokonać. Kto ciekawy to zapraszam do galerii.

Luty 2020 – Podsumowanie

Drugi miesiąc 2020 roku zakończony. Chcąc podsumować to jakoś krótko stwierdziłbym, że są plusy i minusy minionego okresu. A jakie? To poniżej.

Luty 2020 – podsumowanie kolejnego miesiąca treningowego.

WAGA
Ten punkt to w dalszym ciągu moja porażka. Niestety nic z masy nie urwałem, a nawet rzekłbym, że jeszcze przybrałem 🙁 Jak zacząłem zauważać na skali okolice 93 kg to poczułem się marnie. Źle bardzo, zły jestem na siebie. Tragiczna dieta dalej u mnie funkcjonuje i jak widać ilość treningu nie przeważyła jeszcze szali u wagi w stronę kiedy jednak spalam więcej niż przyjmuję.
Powiedzmy szczerze będą z tego kłopoty. Nie umiem (i nie uważam za zdrowe) jakiegoś turbo odchudzania. Przez pozostałe do maratonu 2 miesiące raczej nie schudnę więcej niż 8 kg (a i to nierealne raczej). Oznacza to, że na starcie stanę z wynikiem sporo powyżej 85-86 czyli umęczę się fest 🙁

REGULARNOŚĆ
Tu wszystko ok. Każdy tydzień to minimum 4 treningi. Zawziąłem się w sobie na tyle, że i deszcz mi nie przeszkadza by wyjść z domu 🙂 A to oznacza w moim przypadku wiele, bo z definicji nie biegałem kiedyś kiedy padało przed rozpoczęciem biegu 🙂

KILOMETRAŻ
Fajnie poszedł mi luty. Z suchych, miesięcznych dat pokonałem 160 km. Jeśli zaś liczyć pełnymi tygodniami (a tak wychodzi na wykresie) to klepnąłem 180,37 km. Założenia moje spełnione zostały w każdym razie w 100%. Dystans zwiększony w bezpieczny sposób. Nic zdrowotnie się nie posypało czyli ok.
Jeśli kogoś ciekawi co biegałem to raczej było to biegi spokojne, jednolitym tempem. Pilnuje tempa by nie biec zbyt szybko (powyżej swoich możliwości). Ewentualne urozmaicenia w moim przypadku to część treningów w wymagającym trailowym terenie (początek miesiąca) a końcówka to przeniesienie się na asfalt. Weekendy to zwyczajowe trasy w okolicy Gór Sowich, czyli sporo siły biegowej (podbiegi) i zbiegi. Jedyne szaleństwa na jakie sobie pozwoliłem to jeden bieg z narastającą prędkością (3 km, każdy szybciej) no i jakieś biegowe zabawy w stylu ostatnie x-set metrów niektórych biegów mocno.
Musi to wystarczyć bo nadwaga i spory deficyt wytrzymałości nie pozwalają jeszcze na nie wiadomo jakie cuda runningowe 🙂

DZIAŁANIA UZUPEŁNIAJĄCE
Również tu mogę dopisać sobie plusika. Utrzymałem ćwiczenia w domu, do biegania dodawałem też sporo spacerów i chodzenia z kijkami. Plan na kolejny miesiąc to delikatne zwiększenie dynamiki rozwoju ćwiczeń (w znaczeniu czasowym jak i dodanie trochę ciężarów) jak i wolne włączanie w plan roweru. Liczę, że pogoda i dłuższy dzień pozwoli już spokojnie kręcić dystanse jednośladem.

CO W MARCU?
Plan na marzec to dystans 200 km. Dojść do tego chcę w sposób zrównoważony, czyli dokładając jeszcze po trochę do każdego treningu, a nie krótko w tygodniu i jakieś dzikie longi w weekend. Oczywiście sumarycznie dłuższe wybiegania muszą się pojawić ale to w jakiś kombinowany sposób. Np. teraz w końcu lutego zrobiłem 6 km spacer nordic walking i bezpośrednio po tym przebiegłem 13,5 km. Fajnie to weszło, zmęczyło. Pewnie coś takiego powtórzę a jeśli będą tylko same biegi to z zakresu 15-17 km.

Styczeń 2020 – Podsumowanie

Pierwszy miesiąc roku 2020 już za nami. Szybko to idzie, powiedziałbym nawet, że stanowczo za szybko 🙂
Jako, że wykonałem mocny krok w stronę sfinalizowania moich biegowych planów – zapisałem się (i opłaciłem) maraton w Jelczu-Laskowicach to wypadałoby skończyć obijanie się i zacząć treningową orkę 🙂
Z tej okazji postanowiłem powrócić do krótkich podsumowań miesięcznych okresów treningowych. Może to być ciekawe dla tych co czytają. Zobaczą co można nabiegać stosując moje pomysły i dlaczego tak samemu nie robić 🙂
No to lecimy.

Styczeń 2020

WAGA
Jak to u mnie poziom startowy projektu niziutki. Po świątecznych obżarstwach waga wskoczyła na niepokojące obszary 91-92 kg. Na ten moment zaczynam powolutku schodzić w dół, ale ciągle są to gramy a nie kilogramy. To źle, czuję zwyżkę wagi, Jednak jak było 85-86 kg biegało się lżej (cóż za nowość :)). No cóż, pochylę się nad swoją dietą a jak wrócę znów do większych dystansów biegowych powinno to się samoistnie poprawić.

REGULARNOŚĆ
Jest ok. Swoją normę 3-4 treningów biegowych trzymam. Praktycznie w całym styczniu robiłem po 4 treningi na tydzień, chyba tylko jeden raz były 3 (a to tylko dlatego, że wstrętnie padało -a jak pada przez rozpoczęciem to nie biegam 🙂 )

KILOMETRAŻ
Oj, nie ma się czym pochwalić. Jakieś uwstecznienie nastąpiło. W środku tygodnia biegałem po 5-7 km/trening, a weekendy to nie więcej niż 12 km/trening. Dawało to przebiegi poniżej 30 km/tydzień. Styczeń zamknąłem więc wynikiem 90,7 km, co jest wartością tragiczną 🙁
Mały plus to fakt, że z każdym kolejnym tygodniem trochę dystansu dokładałem i już pod koniec stycznia weszło prawie 30 km.

DZIAŁANIA UZUPEŁNIAJĄCE
Oprócz biegania sporo było w styczniu chodzenia. W sposób „zorganizowany” czytaj zmierzony nabiłem 35,35 km. Zwłaszcza pierwszy tydzień roku to dużo spacerków. Świeżo byłem wtedy po chorobie i biegać jeszcze sił, chęci nie było.
Co ważniejsze, w końcu … regularnie zacząłem w domu ćwiczyć. 5 treningów/tydzień robię. Jakieś efekty już widzę, ciało obudziło się z uśpienia 🙂 I pompek parę się już machnie lżej niż na początku i brzuch, grzbiet,barki trochę już mocniejsze. Jest więc dobrze. W dni niebiegowe tuptam jeszcze na steperze, symulując sobie wchodzenie po schodach. Siła z tego powinna być.

CO W LUTYM?
Żartów nie ma, trzeba by wydłużać bieganie i zadbać o miskę. Zastanawiam się tylko jak mocno dowalić sobie na treningach. Z 90 km na 200 to by chyba było samobójstwo i wątpię bym wytrzymał. Chyba trzeba celować w jakieś 150 km a dopiero w marcu powitać 2xx. Tylko wiadomo… czasu mało i do maratonu znów super dyspozycji nie będzie.

Zaczynam 2020

Nie no, tak źle to nie jest. Nowy rok zaczął się sporo wcześniej i o dziwo fakt ten odnotowałem 🙂 Ułożyłem sobie (w głowie) również plany startowe na 2020 bo wiadomo, jak to biegać a planów nie mieć 🙂
Będzie to ciekawy rok. Imprezowo – może nie, bo kalendarz biegowy układam dość typowo . Będą w nim praktycznie wszystkie moje stałe punkty programu, ale chcę powrócić do paru imprez, które biegłem sporo lat temu. Ot, taki powrót do przeszłości.
Ciekawy rok ma być przede wszystkim z powodu próby połączenia „wody z ogniem” czyli pogodzenia mojego trenowania z zawodami, do których w.w. trening raczej średnio nadaje. Czemu tak uważam to napiszę niżej.
W każdym razie uważam, że może to być interesujące połączenie. Trudne, nie wróżące sukcesu, ale kto wie co przyniesie los 🙂

W skrócie założenia roczno-treningowe są zaś takie:

Zawody:
1. Maraton w Jelczu-Laskowicach – maj (o ile będzie :)),
2. Nocny Bieg Szerszenia – czerwiec,
3. Półmaraton Wałbrzych – sierpień,
4. Bieg Pustelnika, Bieg w Twardogórze – wrzesień,
5. Bieg Niepodległości Świerki i Półmaraton Górski Orzeł w Sokolcu – listopad
6. Jak będzie chęć i zapał to pobiegnę City Trail we Wrocławiu w końcówce roku. To już tak dla przyjemności 🙂

Trening:
Zbyt szerokie mam tu przemyślenia by rozpisywać się dokładniej. W telegraficznym skrócie, trening będzie zorientowany na maraton. Chcę go poprowadzić nietypowo, bo o ile maraton ma być płaski to biegać chcę głównie „terenowo i górsko”. W sumie tak jak do tej pory – sporo terenu pod Oleśnicą a weekendy to Góry Sowie.
Dodatkowo sporo będzie w tym roku roweru no i tych nieszczęsnych ćwiczeń ogólnorozwojowych 🙂

A czemu to ma służyć i dlaczego tak?

Przez lata swojego biegania udało mi się dość dobrze poznać swoje możliwości. Wiem, jakie są moje mocne i słabe strony.
Moją największą słabość upatruję w braku diety (a co za tym idzie tragicznej wadze) i „olewaniu” wszystkiego tego co może pomóc w lepszym i łatwiejszym osiąganiu celów biegowych. Mam tu na myśli np. zerową ilość ćwiczeń ogólnorozwojowych, „głupie” trenowanie (np. brak długich wybiegań tak gdzie są one potrzebne). Te rzeczy powodują, że nie jestem zadowolony ze swoich postępów i wiem, że mam ogromne rezerwy, do których nawet nie sięgam.
Z drugiej strony najmocniejszą moją cechą jest systematyczność i upartość w dążeniu do celu (kiedy ten cel mam jasno określony).

Wiedząc powyższe wybrałem na swój główny cel w pierwszej połówce roku – maraton. Ma to być maraton w Jelczu-Laskowicach. Z reguły odbywa się on na początku maja. No chyba, że go w tym roku nie zrobią jak pisałem wyżej 🙂 🙂
Maraton (dla mnie) uważam za bardzo rozwojowy. Jako osoba cięższa i starsza raczej nie mam szans na szybki progres skupiając się teraz tylko na krótkich dystansach. Prędzej skończyło by to się jakąś kontuzją.
Przygotowania do maratonu zaś ładnie „oddają” i pozwalają stopniowo poprawiać się na wszystkich dystansach. Trening teoretycznie może być lżejszy bo bazował będę na sile i zwiększeniu kilometrażu. Przy takim bieganiu (wiem z poprzednich lat), w którymś momencie rusza mi ładnie w dół masa. Jeśli ogarnę w końcu i dietę efekty mogą być piorunujące.

Powiem uczciwie, że na maratonie nie spodziewam się sukcesu. To chyba jednak za szybko (tylko ~3 miesiące z teraźniejszej, słabej formy) by osiągnąć spektakularny czas. „Terenowe” bieganie jest też pewną niewiadomą w przełożeniu na asfalt. Finalnie, w maju jest też ryzyko, że będzie gorąco.
W świetle tego – gdyby złamał 4 godziny byłbym bardzo zadowolony. Chodzi jednak bardziej o wdrożenie się do reżimu treningowego, rozkręcenie maszyny 🙂 Na lepsze efekty liczę w drugiej połowie roku kiedy to więcej mam 10 km i 21 km.

A jak będzie to zobaczymy 🙂 Ostatnio niewiele piszę o swoim bieganiu/trenowaniu, ten projekt będzie świetną okazją by na bieżąco, trochę więcej popatrzyć czy mogę jeszcze dobrze biegać.