Archiwa tagu: treningi

Koniec czerwca

Ostatni tydzień czerwca był dość owocny w numery sportowe.

Tydzień 26
Bieg: 47,43 km
Rower: 148,46 km (58,1 na elektryku)
Spacer: 4,62 km

Sporo nakręciłem na rowerze. Część wprawdzie na elektryku, bo mimo słabej pogody w środę zdecydowałem się na jazdę do pracy, ale większość to jazda normalna, po górkach. Przy okazji wyprawy do roboty udało mi się w końcu wytestować ile wytrzyma bateria mojego pojazdu.
Na pełnym wspomaganiu daje radę jakieś 12km a później trzeba przełączyć na średnie. Też się jedzie ale to już nie ta prędkość 🙂

 Przy tej okazji naszło mnie głębokie przemyślenie, że sens zakupu używanego elektryka za około 2-3k (jak niektórzy sprzedają) i by miał tyle wytrzymać jest dyskusyjny. Dobrze, że mój kosztował sporo mniej 🙂

To co najciekawsze czyli bieganie odbyło się na zasadzie – musi być 4 x w tygodniu i przynajmniej po 10 km. Spełnione w 100%.
Pogoda zresztą, nie nastrajała do szaleństw. Strasznie gorąco u nas było. Pełne słońce, a często jeszcze „parówa” po deszczu.

Katastrofą za to zupełną jest fakt, że wybrałem sobie trasę z solidnym, górskiem zbiegiem w niedzielę. Rajusku ale nogi mam nieprzyzwyczajone do takich doznań 🙂  Będzie fun na naszej górze 🙂

 Ale co tu teraz lamentować, trzeba było wcześniej o tym myśleć.

Przy okazji weekendowego biegania robiłem też ostatnie testy sprzętu, w którym chce polecieć 2xŚnieżkę. Zdecydowałem się nietypowo na wojskowe buciki, które kiedyś opisywałem na swojej stronie. „Normalne” buty trailowe jakie mam są już bowiem stare i nie sądzę, że lepsze.
A w tych całkiem ok. Fajnie amortyzują, bieżnik jakiś tam mają. Te parę gram więcej można odżałować.
Męczy mnie jeszcze koszulka bo niby coś wybralem ale chyba trochę mnie obciera na dole pleców. Nie mogę zgadnąć na 100% czy to ona + pasek od plecaka czy jednak spodenki. Dzisiaj (wtorek) zrobię ostatni trening w ciuchach, w których kiedyś biegałem ultra (inny zestaw) i albo będzie ok albo nie  🙂

Styczeń 2020 – Podsumowanie

Pierwszy miesiąc roku 2020 już za nami. Szybko to idzie, powiedziałbym nawet, że stanowczo za szybko 🙂
Jako, że wykonałem mocny krok w stronę sfinalizowania moich biegowych planów – zapisałem się (i opłaciłem) maraton w Jelczu-Laskowicach to wypadałoby skończyć obijanie się i zacząć treningową orkę 🙂
Z tej okazji postanowiłem powrócić do krótkich podsumowań miesięcznych okresów treningowych. Może to być ciekawe dla tych co czytają. Zobaczą co można nabiegać stosując moje pomysły i dlaczego tak samemu nie robić 🙂
No to lecimy.

Styczeń 2020

WAGA
Jak to u mnie poziom startowy projektu niziutki. Po świątecznych obżarstwach waga wskoczyła na niepokojące obszary 91-92 kg. Na ten moment zaczynam powolutku schodzić w dół, ale ciągle są to gramy a nie kilogramy. To źle, czuję zwyżkę wagi, Jednak jak było 85-86 kg biegało się lżej (cóż za nowość :)). No cóż, pochylę się nad swoją dietą a jak wrócę znów do większych dystansów biegowych powinno to się samoistnie poprawić.

REGULARNOŚĆ
Jest ok. Swoją normę 3-4 treningów biegowych trzymam. Praktycznie w całym styczniu robiłem po 4 treningi na tydzień, chyba tylko jeden raz były 3 (a to tylko dlatego, że wstrętnie padało -a jak pada przez rozpoczęciem to nie biegam 🙂 )

KILOMETRAŻ
Oj, nie ma się czym pochwalić. Jakieś uwstecznienie nastąpiło. W środku tygodnia biegałem po 5-7 km/trening, a weekendy to nie więcej niż 12 km/trening. Dawało to przebiegi poniżej 30 km/tydzień. Styczeń zamknąłem więc wynikiem 90,7 km, co jest wartością tragiczną 🙁
Mały plus to fakt, że z każdym kolejnym tygodniem trochę dystansu dokładałem i już pod koniec stycznia weszło prawie 30 km.

DZIAŁANIA UZUPEŁNIAJĄCE
Oprócz biegania sporo było w styczniu chodzenia. W sposób „zorganizowany” czytaj zmierzony nabiłem 35,35 km. Zwłaszcza pierwszy tydzień roku to dużo spacerków. Świeżo byłem wtedy po chorobie i biegać jeszcze sił, chęci nie było.
Co ważniejsze, w końcu … regularnie zacząłem w domu ćwiczyć. 5 treningów/tydzień robię. Jakieś efekty już widzę, ciało obudziło się z uśpienia 🙂 I pompek parę się już machnie lżej niż na początku i brzuch, grzbiet,barki trochę już mocniejsze. Jest więc dobrze. W dni niebiegowe tuptam jeszcze na steperze, symulując sobie wchodzenie po schodach. Siła z tego powinna być.

CO W LUTYM?
Żartów nie ma, trzeba by wydłużać bieganie i zadbać o miskę. Zastanawiam się tylko jak mocno dowalić sobie na treningach. Z 90 km na 200 to by chyba było samobójstwo i wątpię bym wytrzymał. Chyba trzeba celować w jakieś 150 km a dopiero w marcu powitać 2xx. Tylko wiadomo… czasu mało i do maratonu znów super dyspozycji nie będzie.