Archiwa tagu: memoriał

Memoriał Barbary Szlachetki 2025 – zdjęcia

Oprócz biegania jedną z moich pasji jest fotografia. Łącząc przyjemne z pożytecznym ostatnio wziąłem się trochę za zdjęcia z zawodów biegowych 🙂 Kilka relacji dodałem na swoim profilu FB. Nie wiedzieć czemu w sumie nie wpisałem nic o nich na blogu 🙂 A może ktoś przypadkiem by był zainteresowany odnalezieniem się na tych kadrach.

Polecam więc zerknąć na kilka ostatnich moich galerii (linki poniżej) a teraz świeża wrzutka z Jelczańskiego biegu 🙂

Część 01

Część 02

Część 03

Memoriał Barbary Szlachetki 2025

Wpis łączony – powstał z małego podsumowania ostatnich miesięcy przygotowań do zawodów i samej imprezy.

„Nieudawanie się” to moje drugie imię od paru lat 🙂

Po obniżeniu poprzeczki z maratonu na półmaraton przygotowania przez chwilę szły w dobrym kierunku. Zmniejszenie presji jednak okazało się mieć i swoją złą stronę. Znów zaczęło mi się wydawać, że mam sporo czasu, rozkręcę się delikatnie, powoli i tak traciłem tydzień za tygodniem.

Dobrego biegu by z tego nie było ale do mety jak najbardziej by się doturlał 🙂

Niestety, nieplanowane nieszczęście uderzyło mnie podczas mocniejszej jazdy rowerem (jakoś przy początku kwietnia). Za dużo, za mocnych podjazdów chyba wpadało i zacząłem czuć lewe kolano. Jakieś takie spięte, mniej mobilne mi się zrobiło (ciężko było mi zgiąć nogę w pełnym przysiadzie czy podciągnięciu do tyłu do pośladka). No by to… Przestraszyłem się, że padnie mi całkiem więc zmniejszyłem liczbę biegów, dystanse znów po te 4-5 km.
Puszczała mnie ta kontuzja bardzo opornie. Niby nie boli już prawie, ruch powoli wraca do normy ale przy mocniejszym obciążeniu coś tam nie jest ok. Czasem kolano czuję, czasem mam wrażenie, że przeskakuje coś. Sypie się. Starość uderzyła przed 50-ką.

Cóż. Nie było co się wygłupiać. Dało się, to kolejny raz zmieniłem dystans – zostawiłem sobie 10-kę w Jelczu i ją turystycznie miałem plan pokonać.

Żeby były i jakieś numerki nakreślające dyspozycję to sportowo pokonałem:
Marzec
Bieg – 106 km
Rower -73,38 km
Spacerki – 41,65 km

Kwiecień
Bieg – 86 km
Rower – 403,4 km
Spacerki – 14,03 km

Wracając zaś do samej imprezy.

By oszczędzić sobie przedstartowej nerwówki z pakietem (kolejki, czas) zgłosiłem się po niego dzień wcześniej. Elegancko wydano mi co trzeba i można było już bez stresu szykować się na zawody.

Dzień biegu (jak praktycznie zawsze) zapowiadał się na gorący więc wziąłem krótki zestaw ciuchów. By zapewnić sobie pełny komfort na trasie dołożyłem plecaczek z dwoma softflaskami. 10 km pewnie zrobił by i bez niego ale w sumie, co mi szkodziło – ciężko nie było.

Start dystansu 10 km był zlokalizowany 500 metrów dalej od maratonu/półmaratonu. Podreptałem więc tam, zrobiłem lekką rozgrzewkę no i można było biec.

W założeniach startowych chciałem biec po te + / – 06:00 min/km, obserwować kolano i swoje siły.

Magia zawodów robi jednak swoje. Po pierwszym kilometrze wyszło mi, że biegnę około 5:30. Idzie to znośnie to należało spróbować utrzymać. Tak też było. Starałem się biec równo, nie szaleć z przyspieszaniem ale też nie zwalniać.

Powiem szczerze, że sam byłem zaskoczony swoją dyspozycją. Do mety wytrzymałem notując takie międzyczasy:
01 – 5:34
02 – 5:30
03 – 5:23
04 – 5:32
05 – 5:31
06 – 5:27
07 – 5:28
08 – 5:30
09 – 5:34
10 – 5:17

Oficjalny czas na mecie: 00:55:07 min. Miejsce 133 z 283.

Nie był to na pewno wysiłek na 100%. Mięśniowo czułem się dobrze. Przegoniło mnie wprawdzie do toi-toia po memoriale ale to chyba zasługa zbyt ciężkiego śniadania. Po lekkim odświeżeniu się, pokręciłem się jeszcze około 2 godzin po trasie zawodów robiąc zdjęcia i czekając na losowania. Cóż… nagrody były fajne ale jakoś mojego numerka nie wylosowano 🙂

Na sam koniec kilka ogólnych przemyśleń o biegu. Sporo ludzi było, frekwencja chyba dopisała. Organizacyjnie niezbyt mam się do czego doczepić – wydawanie pakietów, punkty żywieniowe były, działały dość sprawnie. Dekoracje, losowanie szybciutko, bez przymulania 🙂 Ewentualnie organizatorzy mogliby pokombinować troszkę lepiej z metą. Z opowieści mojej żony, pierwsi biegacze trochę zaskoczyli wolontariuszy (w sensie, że to już :)). Później w sumie ludzie trochę się przy tej mecie kręcili tu i tam co mogło troszkę przeszkadzać tym, którzy mieli kolejne kółka do biegnięcia. Może spiker powinien częściej przypominać kto gdzie ma przejść?

Ale jak dla mnie wszystko pozytywnie i jak będą siły to za rok pewnie się też znów pobiegnie 🙂

15 Maraton Jelcz Laskowice – 01/05/2016

Logo maratonu JL

15 Maraton Jelcz Laskowice – 01/05/2016 (11 Memoriał Barbary Szlachetki)

Idea wystartowania w drugim maratonie, w przeciągu 7 dni, narodziła mi się dość przypadkowo i z perspektywy czasu zbyt rozsądna nie była. Czułem to sam ale motywowałem swoją chęć na dwa sposoby. Pierwszy, bardziej poważny to odbycie długiego biegu w stanie lekkiego zmęczenia (trening przed ultramaratonem), a powód bardziej żartobliwy to chęć wygrania pralki (która byłą jedną z nagród w tym biegu). Dodatkowo bieg wydawał mi się ciekawy z racji tego, że to zawody o dość długiej tradycji, a i w miejscowości bliskiej mi zawodowo.
W każdym razie zapisałem się sporo wcześniej, opłaciłem i plan był dobiec do mety nie (dużo) gorzej niż w Warszawie.

Zwyczajowo już (jak na obecne czasy) większość informacji o biegu zamieszczana była na jego oficjalnej stronie:

http://www.maraton-jelcz-laskowice.pl/

Wydaje mi się, że podano je w sposób dostatecznie jasny, ja bowiem nie miałem problemów by się zapisać, zapłacić czy odnaleźć już na miejscu.
By nie tracić czasu w niedzielę, po odbiór pakietów udałem się z moją małżonką dzień wcześniej – w sobotę. Mieliśmy ze sobą dodatkowo upoważnienia na odbiór pakietów dla kolejnych, dwóch zawodników (taki mały rodzinny najazd na Jelcz – w maratonie biegliśmy ja i Michał, moja żona wraz z kolejnym siostrzeńcem na 10 km. Dodatkowo na 10 km startował również mój wujek wiec było nas jak mrówek :)).
Pakiety wzięliśmy bez problemów, upoważnienia jakoś przesadnie dokładnie kontrolowane nie były.

Cena za start w Jelczu Laskowicach nie była wygórowana. Dość długo startowe kosztowało 40 zł, a pakiet dawano całkiem fajny. Koszulka, ręczniczek, izotonik i baton. Wszystko dobrej jakości  – ja jestem zadowolony.

Po wszystkich tych atrakcjach, pozostało więc oczekiwać na start.

Spory dylemat miałem co do stroju biegowego bo z jednej strony prognozy zapowiadały temperatury do 10 stopni, z drugiej pogoda w sobotę zwiastowała raczej słońce. Po namyśle wybrałem opcję na krótko co okazało się bardzo dobrym wyborem. Było wietrznie ale gorąco. Słońce na asfaltowej trasie grzało solidnie i w innym ubiorze było by po prostu za gorąco.
W maratonie pobiegłem więc w butach i spodenkach tych samych co w Warszawie. Koszulkę wziąłem Kalenji (w klubowych barwach USKS Ludwikowice Kł.) Jedyną niezapowiedzianą zmianą (na ostatni moment) okazały się skarpetki. Moje białe kompresyjne skarpety z Lidla okazały się bowiem … podrzeć. Nie zwróciłem na to uwagi bo ostatnim biegu ale gdy uprane wyjąłem z półki to miały solidne dziury na stopach 🙁 Szkoda, spróbuję je pociąć i zrobić z nich same opaski kompresyjne na  łydkę, a tymczasem założyłem podobne ale czarne (też z Lidla ale z jakiegoś późniejszego wypustu).

Do Jelcza dotarliśmy sporo za szybko (bo prawie godzinę przed biegiem). Spokojnie zaparkowaliśmy przy Ośrodku Sportu i Rekreacji, poczekaliśmy na resztę rodzinki no i udaliśmy się w okolice startu.

Biegacze zbierali się powoli, speaker umilał czas opowieściami by przyszło w końcu robić rozgrzewkę i ustawiać się na linii.

Przed startem w maratonie J-L

Razem odbywał się start biegów na 10 km, półmaratonu i maratonu. Nie pchałem się zbytnio do przodu ale w sumie i tak stanąłem sporo przed balonikami na 04:00.

Chwila oczekiwania i start.

Planu na ten bieg raczej nie miałem. Uznałem, że zastosuję strategię z Orlenu czyli cisnąć a później się zobaczy.
Bliskość zawodników na 10 i 21 km powodowała, że cisnąłem chyba nawet za szybko. Kilometry wchodziły po około 05:20 (do 20 km). Od 20 do około 30 km po około 05:30-06:00. Po 30 km zaczął mi się mega kryzys. Zwolniłem znacząco a od punktu odżywczego na około 33 km zaliczyłem zgon formy. Praktycznie w każdym kilometrze szedłem (czasy 07:00-08:00 min/km). Spowodowało to, że do mety dotarłem w 04:20:21. W klasyfikacji generalnej zająłem 136 miejsce.

Na trasie J-LZawiedziony byłem tym wynikiem ale po analizie uznaję, że wcale nie poszło tak źle. Trasa biegu była bardziej wymagająca. Na każdym z 4 kółek były 2 wiadukty (czyli podbiegi). Dodatkowo biegło się w większości po odkrytym terenie a wiało dość mocno. Zwłaszcza od 3 kółka, gdy na trasie zrobiło się już pusto czuło się stopowanie przez wiatr. Swoje na pewno dołożyła też pogoda – jak pisałem wcześniej grzało słońce.
Jako ciekawostkę powiem, że Michała (sporo lepszy ode mnie) miałem w zasięgu wzroku.  Na nawrocie na tzw. torze prób odległość między nami wynosiła około 1 km. Mówił już po biegu, że napędziłem mu sporego strachu gdy na ostatnim kółku mnie zobaczył 🙂 Niestety jemu udało się wtedy przyśpieszyć a ja zwalniałem. No szkoda, szkoda. On dobiegł w około 4 godziny, mi zabrakło tej pary na ostatnie 5 km 🙂

Finish w maratonie

Po biegu wręczono medale, wodę. Można było zjeść ciastko, banana i udać się na ciepły posiłek do szkolnej stołówki. Dawali makaron z mięsem ale słabo mi wchodził bo na trasie sporo piłem i czułem się pełny.
Skoro już o piciu. Punkty odżywcze na trasie były 4 (jak dobrze liczę) i były na nich woda, izotoniki a z rzeczy jadalnych banany i czekolada. Małym zgrzytem okazał się punkt nr. 4 na którym to w pewnym momencie zabrakło kubków. Szczęśliwie kolejny był za około 2 km i dobiegłem. Później już kubeczki mieli.

Ponieważ do momentu dekoracji i losowań nagród było jeszcze sporo czasu udałem się na miejską pływalnię by w spokoju się odświeżyć i przebrać. Darmowy wstęp był w pakiecie, co było fajnym bonusem. Nie wziąłem niestety kąpielówek więc był tylko prysznic a basenowanie odpuściłem.

Bieg ogólnie można powiedzieć, że udany pod względem sportowym. Żona ma dobiegła w swoim tempie do mety. Piotrek wycisnął około 53 min (trochę mniej). Wujek niecałe 58. Michał zaś swoim niezbyt powalającym wynikiem 🙂 wygrał kategorię wiekową, za co jednak należą mu się brawa 🙂

W losowaniu szczęścia niestety nie miał nikt z naszej grupki pozostało więc zebrać się i jechać do domu.

Podsumowując, imprezę w Jelczu uznaję za udaną. Lokalne biegi wcale nie są gorsze niż duże maratony i warto pobiegać też „u siebie”.

XXXI Międzynarodowy Bieg Uliczny o Memoriał Bogusława Psujka – 19/09/2015

 XXXI Międzynarodowy Bieg Uliczny o Memoriał Bogusława Psujka – 19/09/2015

XXXI  Międzynarodowy Bieg Uliczny o Memoriał B. Psujka

Oleśnickie zawody o długiej tradycji. Organizowane przez WKS „Oleśniczanka” już 31 razy.
Dla mnie udział w nich był pierwszym, mimo, że w Oleśnicy mieszkam już ponad 4 lata. Do tej pory na przeszkodzie stawały albo inne zawody ( organizowane w podobnym czasie) albo jakieś inne zrządzenia losu. W końcu więc wypadało wystartować, tym bardziej, że udział w nich miał być punktowany do CAŁA OLEŚNICA BIEGA GRAND PRIX (4 Biegi, z czego trzeba wziąć udział w minimum 3).

Zapisy do zawodów odbyły się standardowo przez DataSport. Trochę mało informacji o biegu zamieszczali jednak na swojej stronie sam klub jak i lokalne media. Może wymagam za dużo (bywalcy biegu pewnie wiedzą wszystko co i gdzie) ale nigdzie nie mogłem wyczytać w jakim miejscu będą wydawane pakiety startowe, mapa trasy. Po analizie regulaminu uznaliśmy z Żoną, że pewnie wszystko będzie na miejscu i wystarczy wyjść z domu trochę wcześniej.
Nie pomyliliśmy się – namiot organizatorów był na placu obok którego miał odbyć się start. Wisiała też lista startowa by sprawdzić swój numer jak i mapka z zaznaczoną trasą.

Sam „pakiet” raczej rozczarowuje. Dostałem numer startowy z agrafkami, reklamową kartkę i talon na posiłek. Trochę niebogato jak na dzisiejsze standardy 🙂

Cóż. Przed biegiem głównym odbywały się biegi poprzedzające (dzieci, sympatycy Oleśnickiego LO) więc ludzi (biegaczy i kibiców) było sporo. Na placu przy starcie odbywały się konkursy, prezentacje były dmuchańce dla dzieci. Piknikowo trochę i można było zając sobie czas czekając na start.

Rozgrzewka, organizatorzy podali, że start będzie przesunięty trochę względem mety i doprowadzili biegaczy na linię startową. Chwila oczekiwania i można było biec.

Na trasie biegu XXXI Memoriał B. Psujka
XXXI Memoriał B. Psujka

Do pokonania było 5 okrążeń po 2 km. Trasa dobrze zabezpieczona i opisana. Policja, wojsko kierowało ruchem więc biegacze nie mieli problemów z poruszaniem się 🙂 Były punkty nawadniające (ja nie korzystałem bo biegłem ze swoją wodą ale przydatne bo słońce grzało dość mocno).

Na trasie biegu XXXI Memoriał B. Psujka

Trasa w większości prowadziła po płaskim, jednak mimo to czuło się podbieg w stronę Rynku. Wyglądał na lekki, troszkę jednak zwalniał 🙂

Bieg XXXI Memoriał B. Psujka

 

Psujek_memorial2

Po przebiegnięciu wymaganych 10 km 🙂 biegacze byli kierowani na prawo, by po krótkim spacerku dostać medal i wodę (tu jednak minus bo gdy ja dobiegłem już jej nie było). Za chwilę mieścił się punkt żywieniowy. Makaron w 3 rodzajach był bardzo dobry i wszedł mi bezproblemowo 😉 .

Bieg XXXI Memoriał B. Psujka

Na zakończenie imprezy nastąpiło wręczenie medali i nagród w kategoriach (open, wiekowe) i … koniec. Kurcze szkoda, poprzednie Oleśnickie imprezy rozpieściły solidnymi losowaniami fantów a tu wielkie nic.
Pozostało iść do domu.

Pod względem osiągniętego wyniku byłem z siebie dość zadowolony. Trasę wg, oficjalnych czasów pokonałem jako 107 (z 146 startujących z czasem 52:35). Wg. mojego zegarka:

Data: 19/09/2015
Dystans: 10,15 km
Czas: 00:52:27
Średnie tempo: 5:10 min/km
Średnie tętno: –
Sprzęt: SpoQ SQ100. Buty – Nike LunarSwift +4

Część zdjęć i nawiązań w artykule pochodzą ze stron:

https://www.facebook.com/olesnicabiega?_rdr=p

http://www.wksolesniczanka.pl/strona-glowna/

http://olesnica.naszemiasto.pl/artykul/xxxi-bieg-o-memorial-boguslawa-psujka-bieg-glowny,3515067,gal,t,id,tm.html

http://wyniki.datasport.pl/results1589/