Archiwa tagu: but

Adidas Ultraboost DNA Prime

Świat biegowy dawno już poszedł do przodu. Teraz na topie jest karbon. Ja aż tak za nowościami nie gonię i przy okazji zeszłorocznego maratonu postanowiłem spróbować „modnej” parę lat temu pianki boost.

Jak to u mnie ważnym kryterium jest cena stąd też po przeglądaniu różnych ofert zdecydowałem się na tytułowy but – Adidas Ultraboost DNA Prime. Buty te w dalszym ciągu można wyszukać w sklepach internetowych (za około 300 zł) więc myślę, że warto cokolwiek o nich wspomnieć.

Z najważniejszych parametrów buta wymienię:
– cholewka z materiału Adidas Primeknit (czyli szyta w całości),
– na podeszwie guma Continental no i oczywiście pianka Ultraboost,
– drop 10mm,
– waga 314 gram (mój pomiar rozmiaru 46),

Nie lubię wydawać dużo na buty. Chyba nie do końca umiem je wybrać bo zawsze po zakupie czegoś firmowego i drogiego dopadała mnie klątwa złego wyboru 🙂 A to ciasnawe w palcach, a to szybko się rozlazły… nie inaczej wyszło tym razem 🙂

Większość Adidasów kupowałem w rozmiarze 46 (z połówkami lub samo :)). Tym razem też – wziąłem 46. Po założeniu na nogę jest ok, przyjemnie, nie uciska. Okazało się niestety, że ten model ma język będący kawałkiem materiału bez żadnego wypełnienia. Boostowa podeszwa jednocześnie mocno pracuje „ugina się” i but przez to (jak żadne Adidasy do tej pory) latał mi trochę na nodze. Pierwszy bieg, drugi bieg – czuję, że mi się stopa w nim rusza co zaowocowało niestety bąblami na stopie.

Nie powiem, wkurzyło mnie to fest :/ Lekarstwem na ten problem okazało się mocne wiązanie – aż na pograniczu ucisku. Dopiero wtedy noga mi się w nim ustabilizowała, przestały mnie obcierać i można było zacząć cieszyć się z zalet pianki Boost.

Jak wspomniałem, odczucia z biegu są faktycznie inne. Adidasy są miękkie, sprężynujące. W mojej ocenie dużo bardziej niż pianki w podstawowych modelach tej marki. Ultraboost fajnie pracuje dając amortyzację stopie. Trzeba się do tego trochę przyzwyczaić, nie jest to jednak przeszkadzające. Nie ma się wrażenia zmulenia i tracenia energii na walkę z obuwiem.

Niezbyt mogę się wypowiedzieć o trzymaniu w deszczu bo nie trafiłem na szczęście na zła pogodę ale myślę, że nie powinno być z tym problemu. Continentalowa guma, która miałem w innych butach Adidasa raczej zawsze daje radę.

Do tej pory przebiegłem w nich kilka treningów + maraton. Buty są w dobrej kondycji, nic się nie zniszczyło, nie widać śladów starości itp.

Po maratonie nie stwierdziłem żadnego dyskomfortu dla stóp więc finalnie cieszę się, że dało się odczarować fatum złego wyboru 🙂 Wszystkim którzy planują je kupić polecam jednak dobrze przemyśleć rozmiar. Może warto zaryzykować mniej niż zawsze.

Kalenji Jogflow 100.1

Spojrzawszy krytycznym okiem na stan moich butów do biegania weekendowego (osobna pula niż w tygodniu :)) uznałem, ze część już pora przeznaczyć na rower, codzienne chodzenie a część wywalić 🙂 Oznacza to nie mniej nie więcej, ze trzeba uzupełnić braki i kupić coś nowego 🙂

Pare razy pisałem już, ze nie jestem zwolennikiem drogich butów – słabo je wybieram albo rozczarowują mnie różnymi „wadami”. Z tego powodu wybór był raczej oczywisty – wycieczka do Decathlonu i tam zakup czegoś ze środkowej polki cen.

Modele od mojej ostatniej wizyty się już pozmieniały. Teraz za 99 zł można kupić but o nazwie Jogflow 100.1.

Kalenji Jogflow 100.1

Pierwsze co rzuca się w oczy to poszerzona konstrukcja. Najbardziej w piankowej podeszwie ale i cholewka ma więcej miejsca niż kiedyś. Z tego powodu po przymiarce wróciłem do rozmiaru 45 (ostatnie jakie kupiłem w Decathlonie to były 46). Noga (moja) ma luz, wygodnie się go zakłada i nosi. Zbyteczny wprawdzie jest ten szpiczasty czubek no ale może jakiś sens on ma.

Buty są całkiem ładne, nowocześnie wykonane. Cholewka dość przewiewna. Całość lekka. Producent pisze wprawdzie o amortyzacji, miękkości ale wg mnie są raczej sztywne. Zaznaczę tu jednak, ze w sposób pozytywny. Nie czuje się, ze trzeba „walczyć” z nimi w czasie biegu czy czekać aż się rozbija, uloza do nogi. Od razu mi przypasowały i dobrze mi się w nich biega na dystansach 5-10km.

Gumowana (na przedzie i tyle) podeszwa trzyma się w sposób poprawny drogi. W czasie deszczu, na asfalcie nie czułem obaw o stabilność.

Mam je wprawdzie na tyle krótko, ze ciezko coś powiedzieć o trwałości ale myślę ze zwyczajowy rok-dwa dadzą radę. A później spokojnie wymienię je na coś kolejnego.

Sportowe buty wojskowe (Bundeswehra)

Od czasu do czasu lubię przeglądać co sprzedają sklepy oferujące wyposażenie wojskowe. A to uda się kupić jakiś ciekawy ciuch, a to but. Jakość wykonania takich rzeczy jest zawsze bardzo wysoka i fajnie używa się ich do różnych outdoorowych aktywności.
Pewnego razu w oko wpadły mi sportowe buty przygotowane dla Bundeswehry. Nie były przesadnie drogie (ot poziom cen marketowych) no to kupiłem 🙂 Poleżały, poleżały a przy gorszych warunkach tej zimy (śnieg) przypomniałem sobie o nich więc… czemu nie pobiegać i w nich.

Wojsko też uprawia bieganie

Buty wykonane są oczywiście solidnie. Ważą 368 gram w rozmiarze 45. Nie ma w nich żadnych niedoróbek, bylejakości. Fajną sprawą są zachowawcze kolory (całe czarne). Nie będzie na nich widać szybko zabrudzeń co jest według mnie plusem. Tym bardziej, że jak widać po podeszwie to model na teren. Jednocześnie trzeba uczciwie stwierdzić, że buty wykonane są wg „starszej myśli technologicznej” Wnioskując po metkach jest to model na rok 2016. Nie ma tu żadnych fajerwerków w kroju, podeszwie. Czy to wada? Chyba nie, mi to jakoś nie przeszkadza.
Próbowałem rozgryźć czy jest to jakiś sportowy model (znanego producenta) zaadaptowany na potrzeby armii czy autorski wynalazek ale niestety nie udało mi się tego odkryć. Opisy są po niemiecku i wskazują chyba tylko na jakiegoś ich dostawcę sprzętu.

W użyciu trzeba powiedzieć, że jest dobrze. Są wygodne. Mają trochę amortyzacji, nie są totalnie sztywne. Rozmiar 45 (przy cywilnym 44) ma odpowiednią ilość luzu na palce. Trochę może przeszkadza język bo jest gruby, mięsisty 🙂 opina górę stopy. Przy biegach na około 10-20 km jest ok, nie czułem problemów ale pod jakieś ultra chyba warto, kupując je, wziąć jednak jeszcze z rozmiar więcej.

Terenowo

Terenowa podeszwa zrobiona jest z jednego rodzaju tworzywa. Ma sporo kolców przy czym są one średniego „wzrostu” 🙂 Buty przez to radzą sobie całkiem spoko na luźnych nawierzchniach, świeżym śniegu, lżejszej ciapie śniegowej. Przy lodowisku, mokrych kamieniach raczej cudów nie ma co oczekiwać – trzeba uważać jak w każdych innych. Na terenie płaskim (np. asfalt) biegnie się w nich też dobrze. Nie miałem kłopotów z utrzymaniem równowagi, jakąś niestabilnością. To mnie cieszy.

Nie chcę tu w jednoznaczny sposób wyrokować czy to but świetny do biegania czy nie. Mi amatorowi biegającemu wolno, a przy tym fanowi wynalazków i butów tanich biegnie się w nich dobrze. Na tyle mocno, iż całkiem możliwe, że sprawię sobie jeszcze jedną taką parę pod górskie wyzwania biegowo-spacerowe 🙂

TEST – ADIDAS KANADIA 7 TR

Logo strony Test Sprzetu

TEST – ADIDAS KANADIA 7 TR

Przygotowując się do pierwszego ultramaratonu dużo czasu zajmowały mi rozważania jaki dobrać sprzęt.  O ile koszulka, spodenki aż takich dylematów nie stwarzały to problem miałem z butami. W końcu to jeden z najważniejszych „wspomagaczy” biegu, który będzie musiał zapewnić mi komfort przez kilkanaście ciężkich godzin.

Niestety te, które miałem wydawały mi się nie do końca odpowiednie.
Naczytałem się w internecie opisów, że Salomon Speedcross jest butem raczej na zimę i naprawdę ciężkie warunki (zresztą biegając w nich trochę w zeszłym roku czułem, że na asfalty to one się średnio nadają).
Z koleji Kalenji Kapteren Crossover budziły mój niepokój jeśli chodzi o palce. Wprawdzie teraz mnie nie obcierają (tak jak na początku) ale ultra to jednak trochę więcej jak półmaraton.

Z tych powodów rozglądałem się za czymś nowym. Jak to u mnie niespodziewanie na wyprzedaży wypatrzyłem Adidasy Kanadia 7 TR.
Cena zachęcała do zakupu, marka w mojej ocenie solidna więc postanowiłem spróbować.

Adidas Kanadia TR 7 charakteryzuje się następującymi parametrami (za producentem):

  • Waga: 275 g (rozmiar 42,5)
  • Przewiewna, wykonana z oddychającej siatki cholewka; wspierające, syntetyczne nakładki
  • Osłona przeciwbłotna zapobiega przedostaniu się błota i wody do buta
  • Komfortowa, tekstylna wyściółka
  • Lekka, amortyzowana podeszwa środkowa
  • Zewnętrzna podeszwa TRAXION™ zapewnia maksymalną przyczepność we wszystkich kierunkach; typ stopy: neutralna

Buty dostajemy w standardowym pudełeczku Adidasa. W środku są buty no ale czego innego można oczekiwać 🙂

Adidas Kanadia TR 7

Pierwszy rzut oka na nie nie wykazuje żadnych problemów. Szyte, klejone solidnie – niedoróbek nie widać. But widać, że przeznaczony na teren (ma mocną, agresywną rzeżbę podeszwy). Przód obudowany, wzmocnienia chronią przed uderzeniami palcami np. o kamienie. Mimo to Kanadia jest lekka. Rozmiar 46 waży około 354 gr. Kolororystycznie Kanadii jest sporo. Jest w czym wybierać, chociaż większość modeli jest raczej stonowana (nie ma szalonych połączeń barw). Po szczegóły polecam przejrzeć stronę Adidasa

http://www.adidas.pl/buty-kanadia-7-trail/AQ5041.html

Adidas Kanadia TR 7

Moje (zieleń z czernią + biała podeszwa) zbyt piękne nie są ale taki urok wyprzedaży 🙂 Zawsze jest jakiś haczyk.
Tutaj  oprócz koloru, problemem była też rozmiarówka. Do wyboru miałem 44,5 albo 46. 44,5 były zbyt dopasowane ale na szczęście 46 pasowało całkiem dobrze. Poprzednie moje trailowe Adidasy też miałem w sporym rozmiarze 45 2/3 czyli powinno być ok.

Przymiarka butów przebiegła pomyślnie. W przedniej części jest sporo miejsca na palce. Szanse, że je obetrę raczej są małe. Szerokość buta z kolei nie jest monstrualna i spokojnie da się związać je tak, że noga wewnątrz nie lata.

Adidas Kanadia TR 7
Zakupione buty do tej pory przetestowałem na około 35 km tras (z czego jeden bieg około 24 km i 2:40 godziny czyli sporo). Oprócz błota (bo sucho wybitnie) przebiegłem się w nich po większości nawierzchni jakie można napotkać. Był asfalt, spore kamienie, drobne kamyczki, piach, trawa czy ubite szutry.

Biega się dobrze. Czuć z jednej strony amortyzację podeszwy ale jednocześnie dobrze tłumi ona przeszkody. Mam tu na myśli, iż czujemy np. rodzaj podłoża po którym biegamy. Następując jednak na kamienie nie wybijają się one w stopę. Odbiera się to w sposób stłumiony, nie powodujący dyskomfortu. To dobrze wróży na długie trasy.

Podbiegi, zbiegi nie są w nich problemem. Stopa trzyma się w bucie stabilnie, nie przesuwa. Na nawierzchniach, po których biegałem kontrolujemy ruch, nie ślizgamy się (ale też i podłoże nie było zbyt wymagające po prawdzie).

Plusem buta był także fakt, że po solidnym zawiązaniu go do środka nie leciały mi  żadne kamyczki, piasek (a inne jakie miałem często takie atrakcje gwarantowały). Chyba osłona, o której pisze Adidas działa.

Jedną z rzeczy co do których miałem obawy było zachowanie buta na asfalcie. W Salomonach biegało się po nim średnio. Uniesieni byliśmy nad ziemią 🙂 co powodowało średnie uczucie. Tutaj w pierwszej chwili jest podobnie. Kostki bieżnika są jednak bardziej „stępione”  i większą powierzchnią dotykają podłoża. Po chwili da się do tego przyzwyczaić i leci się całkiem dobrze.

Po treningach nogi miałem ok, bez żadnych uszczerbków. Nie dorobiłem się bąbli, obtarć. To dobrze wróży na dalsze trasy.

Od strony zużycia pokonane dystanse są raczej zbyt małe by wyrokować o trwałości Adidasa ale potwierdzam, że jak na razie jest w porządku. Nic się nie oderwało, starło (podeszwa jak nowa). Jedyne ślady pracy buta to delikatne kreseczki, ubicia pianki z boków (tak mają jednak praktycznie wszystkie buty i nienależy się tego obawiać).

Kanadie będę jeszcze oczywiście rozbiegiwał przed ultramaratonem więc postaram się za jakiś czas zaktualizować wrażenia z ich używania.