Archiwa tagu: przemyślenia

Ścieżka biegowej kariery

Jak człowiek ma za dużo czasu to bierze go na myślenie. Ja czasu mam niestety za dużo (bo trenować nie mogę) i niestety doświadczam biegowego doła 🙁

Siedząc sobie i łapiąc zbędne kilogramy :/ zastanawiam się czy nie mam trochę złego podejścia do swojego biegania. Jakoś tak źle się do tego swojego biegania zabieram.

Running 🙂 daje mi niesamowicie dużo przyjemności. Pozytywna energia po treningu, wyścigu nakręca a sam wysiłek (uczucie zmęczenia po) pozwala rozładować negatywne emocje jakich wiele doświadcza się w ciągu dnia. Oczywiście dużym plusem aktywności jest również dużo lepsza „linia”, większa ogólna sprawność, odporność na choroby itp.

Dla samego tego powyższego warto biegać. Co każdemu polecam. Z czasem jednak, rozwijając swoją kondycję zaczyna się apetyt na więcej i więcej. Szybciej (goni się za minutami), więcej (półmaraton, maraton, ultra), trudniej  (biegi górskie). Człowiek (a zwłaszcza mężczyzna) rywalizację ma w genach nic więc dziwnego. Dodatkowo „sukces” (np. jakieś zwycięstwo), podziw znajomych nakręca i każe dalej łamać ograniczenia.

Do walki zagrzewają też różnego rodzaju wspomagacze (rywalizacje na Endomondo, możliwość pochwalenia się swoimi treningami na FB). Nie wiecie np. jak mi szkoda wypracowanego w Oleśnickim ranking miejsca w pierwszej 10 Teraz przez przymusową przerwę spadnę pewnie nie wiadomo jak nisko 🙂 🙂

Hmm… i tu zaczynają się moje wątpliwości. Czy napewno warto. Jeszcze jakby ten rzeczywisty sukces wystąpił. A u mnie… cóż. Ogonów może nie gonię ale miejsca zawsze mam w drugiej połowie stawki. Maraton a i owszem zaliczyłem ale niestety 25 km biegiem a resztę marszem przeplatanym biegowymi zrywami. I tak już 3 razy co świadczy, że albo się nie nadaję do tego albo źle trenuję.

Trochę też wydaje mi się, że czując swoje ograniczenia zaczynam podążać ścieżką jaką wybrało już wielu innych. Nie ma szans na pudło to trzeba spróbować ultra (bo dystans dłuższy, konkurencja mniejsza). Jak nie to zaś to – triathlon. Bo i to trudno pokonać a ładnie brzmi w późniejszych przechwałkowych rozmowach.

No i nie wiem. Zastanawiam się czy jednak nie dać spokoju z pogonią za cieniem i wrócić do jakiejś sensownej, akceptowalnej dawki biegu. Bez skupiania się na punktach, miejscach, dystansach. Po prostu biegać dla siebie, dla zdrowia.

Z drugiej strony nie powiem, że Bieg Graniami Tatr nie brzmi dobrze 🙂 Machnie się Rzeźnika, później jakąś setkę po górach by zmierzyć później z tym finalnym wyzwaniem. Tylko żeby było finalne a nie wstępem do jeszcze czegoś …