Archiwa tagu: prezentacja

Suunto Vertical Titanium Solar

Świat technologiczny leci do przodu. Mimo, że nie miałem żadnych powodów do narzekań na mojego Garmina Fenix 6X Pro oglądając rynkowe nowości zacząłem zastanawiać się czy nie wymienić go na coś nowszego. Trochę z gadżeciarstwa, trochę z analizy, że jeszcze moment i potanieją na tyle, że nic innego za to się nie kupi. Gdzieś tam kusił Epix 2 ale, że Suunto jest firmą, która przyprawia mnie o szybsze bicie serca to uznałem – a co mi szkodzi, niech będzie Vertical 🙂

Pudełeczko

W sieci jest już dużo recenzji, dokładnych analiz funkcji, możliwości technicznych. Nie będę nawet próbował im dorównać. Ciężko mi zresztą to zrobić bo skoro nie korzystam nawet z 90% jego opcji to po co mi je analizować 🙂 Poniżej opowiem po prostu o swoich pierwszych wrażeniach, co mnie zaskoczyło, spodobało albo i nie.

Po wygrzebaniu sprzętu z pudełka, w którym zresztą poza zegarkiem i kabelkiem ładującym nie ma nic, naszym oczom ukazuje się zegarek w kształcie hmmm… w pierwszym momencie kontrowersyjnym.

Minimalistyczny design

Okrągły walec, złożony z trzech, przekładanych części. Góra, którą wypełnia ekran, otoczony zielonkawymi ogniwami solarnymi otoczona jest pierścieniem. To z pewnością ów tytan. W środku czarny plastik. Dół, kolorem, fakturą przypomina górę ale to też chyba jakiś plastik. Matowa faktura koperty powoduje, że nie palcuje się ona przesadnie ale jednak po czasie widać ślady używania i warto czyścić. Przyciski dyskretnie wystają z prawej strony zegarka i to w sumie wszystko. A nie… jest jeszcze pasek o rozmiarze 22 mm. W pasku nie ma za to szlufek. Jest pinik na końcu, który wpina się w otworki. Trzyma się to ok, oby tylko z czasem nie zesłabło 🙂

W pierwszej chwili nie zrobiło to (całość) u mnie efektu wow. Fenix 6 to był jednak kawał stali z grawerowanymi napisami, szerokim paskiem. Widać za co się płaciło. A tu nawet logo Suunto to jakiś nadruk.

Im dłużej go jednak noszę tym bardziej zaczyna mi się podobać. Jest taki minimalistyczny w designie. Lżejszy a przy tym też spory (49 x 49 mm to prawie jak 51 Fenixa). Paski węższe ale przez to otwiera nam się wielkie pole wyboru. Nawet z innych firm. 22 mm to popularny rozmiar, niedrogi a w Garminie skazani byliśmy tylko na dedykowane jemu.

Poniżej chciałem pokazać Wam, że Suunto trzymają wymiary. Postawiony przy moim starym Spartanie jest w sumie taki sam. No, trochę niższy 🙂

Vertical vs Spartan #1
Vertical vs Spartan #2

Odpalenie, konfiguracja, parowanie z apkę trochę trwały no ale w końcu można zacząć używać. Tu zaliczyłem kolejne rozczarowanie. Tarcze są takie sobie. Parę tylko dostępnych (można za to zmieniać kolory itp). Szczerze to niezbyt mnie porwały. Takie mało kolorowe, układ danych czy analogowych wskazówek średni. W Garminie chyba ładniejsze były. Finalnie ustawiłem taką jaką chyba kiedyś miałem już w Spartanie.
W słoneczne dni widoczność ekranu jest jak najbardziej ok. Podświetlanie tarczy może być mocne i słabsze. Słabsze wystarcza mi w ciemniejsze dni.

Do obsługi konfiguracyjnej, aktualizowanie, transferu treningów z zegarka niezbędny jest nam telefon. Bo… wykastrowali kabelek USB (i Verticala oczywiście) z pinów. Są tylko 2 do ładowania. Nie da się już podłączyć do kompa i korzystać z Suuntolinka.

Tylko ładowarka

Obsługa zegarka jest w sumie podobna jak poprzednich modeli fińskiego producenta. Podobny układ menu, po treningu są buźki pytające jak nam się podobało. Jak ktoś miał wcześniej coś z Suunto to z pewnością sobie ze wszystkim poradzi. I fajnie.

Nowością i ciekawostką są w zegarku mapy i wifi. Da się do niego wgrać ich więcej ale sam potrafi sobie wyczaić gdzie jesteśmy i proponuje tylko konkretny wycinek. W moim przypadku Dolny Śląsk.

Jest wifi to nie wiem w sumie czemu treningi nie lecą same po wykryciu sieci w net. W Garminie tak było, chociaż by pokazały się a apce to już trzeba było włączyć bluetooth. Tu samo nie chce, trzeba bluetoothować i odpalać aplikację. Nie jest to jakieś mega utrudnienie ale jednak dziwne …

Suunto reklamuje Verticala, iż potrafi wytrzymać najdłużej (na ten moment) na baterii. Fakt, jest dobrze. Po naładowaniu i praktycznie całym tygodniu używania (tętno cały dzień, tarcza z automatycznym podświetleniem po ruchu ręki, komunikacja włączona ale w komórce mam wyłaczony bluetooth na codzień) i 550 minutach aktywności z GPS mam dostępne 65 % baterii. Ciekawym bajerem jest ekran gdzie widać w które dni ładował się z solara. Można sprawdzać statystki prawie jak w fotowoltaice 😉

Finalnie o tym co uważam za ważne – jakość GPS. Na tą chwilę jest ok. Szybko łapie sygnał, w czasie aktywności nic mi nie szalało. To za krótko by mówić, iż to super sprzęt ale np. na poniższym obrazku pokazuję jak wygląda ta sama trasa (robię ją często) 3 x zapisana w Fenixie i 1 x w Verticalu. Wg. mnie ta z Verticala wygląda ładniej (chociaż też nie idealnie). Screeny ściągnięte ze Stravy.

Jakość zapisu GPS

Sportów w sprzęcie mamy chyba 100. Są nawet tak kosmiczne jak mermaiding. Ciekawe czy wiecie co to? 😉

Cóź… tylóż 🙂 Skoro sprzęt działa to mi pasuje. Na moje nijakie wymagania jest aż nadto dobry. Pewnie zostanie ze mną długo. Uważam, że ceny sportowych zegarków jednak odleciały w kosmos i chyba trzeba opanować się z ich wymianami 🙂

Poniżej parę fot „w terenie”

Na rączce #1
Na rączce #2
Vertical #1
Vertical #2
Vertical #3

Roztocze – Album fotograficzny

Oprócz biegania, jedną z moich, innych pasji jest fotografia. Zdjęcia zaś swoje piękno ukazują najbardziej wtedy gdy możemy je „posmakować fizycznie” – popatrzyć na nie na wydruku, dotknąć.
W obecnych czasach kiedy podróże są mocno utrudnione z tym większą radością chciałbym pokazać Wam album o Roztoczu.

Jest to praca zbiorowa, trzech fotografów (Krystian Kłysewicz, Tomasz Michalski, Tomasz Mielnik).
Dzieło monumentalne 🙂 bo 424 strony, wydane w 2021r. przez wydawnictwo Libra.

Album wydany jest solidne. Sztywna okładka, ładny papier. Duża liczba stron gwarantuje, że długo będzie cieszył nasze oczy i swoje smaczki odkrywał powoli, nie od razu.

Oprócz zdjęć znajdziecie też wstęp historyczny i przyrodniczy o tytułowej krainie.

Czy ma jakieś wady? Hmmm.. w sumie nie. No może jakby chciał się do czegoś przyczepić to wyszukał bym parę zdjęć z których można by zrezygnować. Można by jeszcze ewentualnie popracować nad układem fotografii bo w większości są to po prostu całostronicowe reprodukcje.
Nie są to jednak w żadnym wypadku jakieś problemy, ot po prostu różnice między wizją autorów a tym jak widzałbym to ja.

Piękno Roztocza jak i artyzm fotografii ciężko opisać tu słowami dlatego też nie przedłużam – zachęcam by każdy kupił sobie sam. I oglądał, oglądał…

Prezentacja albumu

A na koniec jeszcze parę zdjęć albumu i jego zawartości: