Rowerem wokół Tatr – 1/3

Nowy Targ – Liptovsky Mikulas (123,14 km, czas samej jazdy około 09:59)

Zadowoleni, że pogoda nie jest tragiczna (nie pada!) ruszamy spod hotelu. Do oficjalnego punktu startowego nie jest daleko więc już po chwili widzimy tabliczki dumnie informujące, że jesteśmy na Szlaku Wokół Tatr.

W stronę polsko-słowackiej granicy jedzie się bardzo przyjemnie. Asfaltowa ścieżka prowadząca po nieczynnym już nasypie kolejowym pozwala w spokoju nabijać kilometry i rozkoszować się widokami na Kotlinę Orawsko-Nowotarską.

Kotlina Orawsko-Nowotarska

Widać jednak, że jest już po sezonie. Infrastruktura gastonomiczna 🙂 pozamykana. Zwłaszcza później, na Słowacji będzie z tym problem. Jak widzicie czynną restaurację, pizzerię to lepiej korzystajcie bo nie zdarzają się one często (nawet w większych miasteczkach szału nie było).

Poza nami na trasie nie ma też innych rowerzystów więc po króciutkiej przerwie na termosową kawę mkniemy dalej.

Ciemna chmura widoczna w oddali dochodzi nas po jakimś czasie więc w wiacie turystycznej (sporo ich na szlaku) decydujemy się ubrać w swoje poncha. Brak treningu powoduje, że chwilę to trwa i … przestaje padać 🙂 W sumie lepiej, z powrotem ładujemy je do sakw. W ten dzień popada jeszcze może z raz (30 minut lub krócej) i wtedy się one przydadzą. Przy okazji powiem, że oprócz deszczu, bardzo fajnie chronią przed chłodem.

Słowacja zaczyna się szybko. Szybko też zaczyna być potrzebna mapa.cz. Zerkam na nią co trochę bo szlak zaczyna prowadzić przez mix – opłotków mniejszych i większych miejscowości, nadrzeczne szutrowe ścieżki czy dość częste etapy po normalnych drogach (z mniejszym lub większym ruchem samochodowym).
Często też szlak przekracza rzeki więc trzeba czuwać by nie minąć linowych mostków po których się przeprawiamy.
Oznaczenia nie są tak dobre jak u nas. Tabliczki od czasu do czasu mówią o kierunku jazdy, najczęściej trzeba jednak wypatrywać rzadkich malowanych literek C (Cyklostrada jak mniemam :)) I to wszystko 🙁 Bez tracku GPX zgubić można się co kawałek.
Najbardziej słabą sprawą jest fakt, iż Słowacy od czasu do czasu prowadzą na trasie roboty ziemne. Po przejechaniu przez dwa place budowy mamy dokumentnie uwalone błockiem rowery. W takim kamuflażu będziemy jechać już do końca – niezbyt jest gdzie ani jak je porządnie doczyścić.

Niedostatki trasy rekompensują jednak piękne widoki. Mijamy ładne wioski z dużą ilością drewnianych chatek, zakola rzeki Orawy, zieleń dolin i pagórków. Są zabytki, ot choćby monumentalny Zamek Orawski.

Zamek Orawski

No i oczywiście góry 🙂 Widać je w oddali cały czas ale od około 70 km zaczynają się solidniejsze podjazdy i ich przedsmak można też poczuć w nogach. Wspinamy się powoli szutrową drogą by po chwili sycić oczy widokiem Małej i Wielkiej Fatry, w paśmie Wielkiego Chocza.

Już za chwileczkę…
Mała i Wielka Fatra, Pasmo Wiekiego Chocza 1/2
Mała i Wielka Fatra, Pasmo Wiekiego Chocza 2/2

Aż przyjemnie stawać i robić zdjęcia ale samo się nie przejedzie. Ruszamy dalej.

Droga coraz częściej prowadzi w górę. Tempo jazdy zauważalnie spada by jakoś przy 90 km (podjazdy o około 12% nachyleniu) wymusić spacerki. Oj, dało to w kość. Trudy rekompensują jednak widoki na Tatry i Niskie Tatry.

Panorama Tatr, Niskich Tatr 1/2
Panorama Tatr, Niskich Tatr 2/2

Solidnie zmęczeni zaczynamy martwić się o czas. Robi się powoli coraz później, szaro, zimno i jeśli ostatnie ~20 km będzie podobne to chyba za dnia nie dojedziemy. Od losu (twórców szlaku) dostajemy jednak bonus – kolejne 5 km to ciągły zjazd asfaltową drogą, prowadzącą przez lasy Sestrcskiej Doliny.
Udaje się nadrobić trochę czasu i dystansu gdy… nieoczekiwanie wyłącza się mi komórka. Jest zimno, padła bateria. Próbuję ją naładować powerbankiem, ale chytrość na kilogramy spowodowała, że zabrałem jakiś stary, malutki i wcale nie ma chęci on utrzymać telefonu na ON 🙂 Wrzucam telefon do sakwy niech się podładuje zgaszony, a sami próbujemy nawigować mapą. Oj, słabo to wyszło. Źle skręcamy i bez sensu drzemy pod górę z kilometr. Telefon na chwilę włącza się, udaje mi się zerknąć jak jechać i lecimy na szybkości w dół z powrotem. Po drodze pytam jeszcze policjantów w którą to stronę do Liptovskiego Mikulasa, zakładamy poncha (bo pada) i ostro pedałujemy korzystając, że jest dobrym asfaltem (główna droga), w większości w dół.
Jest! nasz cel. Ostatni stresik to znalezienie noclegu. Telefon pokazuje mi 10% baterii, mapy miejscowości nie mamy więc w myśl zasady – głupi ma szczęście na oparach energii i już prawie po ciemku docieramy na miejsce.

Uff… nocleg jest komfortowy. Duża kwatera w spokojnej dzielnicy. Ciepło, czysto, pełne wyposażenie (ręczniki, lodówka, kuchenka itp.). Odświeżenie, jeszcze spacerek do Kauflandu, gdzie oprócz jedzenia kupuję normalnego powerbanka 🙂 i można odpoczywać. Drugi dzień jazdy to mniej kilometrów ale czy po prostym terenie?

Zapraszam do czytania relacji z drugiego dnia jazdy w kolejnym poście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.