Archiwa tagu: DFBG 2016

DFBG 2016 – Super Trail 130 km (relacja)

Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich 2016

Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich 2016 – Super Trail 130 km

W ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich odbyły się zawody, które były celem moich treningów w 2016r. – Bieg Super Trail na dystansie 130 km (21-22/07/2016).

Zapisu na bieg dokonałem dawno temu (jeszcze w końcówce zeszłego roku) bo oczywiście wtedy było taniej. Czas leciał, trenowało się, szczęśliwie ominęły mnie kontuzje no i w końcu przyszedł wyczekany moment startu.
Przed tak długim biegiem warto trochę więcej czasu niż zwykle poświęcić logistyce (dojazdy, noclegi, ekwipunek itp.) ale, że to też spory materiał do opisania, to tu ją pominę, a postaram się listę co brałem/użyłem podać w kolejnych relacjach.

Start zawodów zaplanowany był 21/07 w Lądku Zdroju (o godz 18:00). By zdarzyć odebrać pakiety startowe, zdać depozyty na miejsce rywalizacji przybyliśmy z rodzinką odpowiednio wcześniej. W biurze zawodów wszystko poszło sprawnie. Nie było kolejek, tłoku. Szybko wydano co trzeba i można było pozostały do startu czas przeznaczyć na zwiedzenie Lądka, zerknięcie co wystawiają stoiska dla biegaczy i ogólny relaks.
Przed samym startem biegaczy czekała niespodzianka jaką była naprawdę mocna ulewa. Prognozy meteo pokazywały, że będzie upalnie a tu nieoczekiwane załamanie pogody. Szczęśliwie deszcz przestał padać na około godzinę przed biegiem, bo z dwojga złego to wolałem upały niż deszcze na trasie.

Chwilka przed startem :)
Prezentacja zawodnika przed startem 🙂

Ostatnie chwile na pożegnania z kibicami i można było ruszać na trasę. Ustawiłem się w okolicy końcówki peletonu bo nie planowałem super tempa i nie chciałem przeszkadzać szybszym. Odliczanie od dziesięciu i start.

DFBG 2016
Widok na miejsce startu

Etap1 – Lądek Zdrój (Park Zdrojowy) – Przełęcz Gierałtowska (dystans 10 km)

Start biegu już od pierwszych metrów prowadził pod górkę. Najpierw schody w okolicy amfiteatru, a później wspinaczka ulicami Lądka. Po pokonaniu kilkuset metrów (raczej dla kibiców :)) biegacze z moich okolic czasowych karnie przeszli do marszu i tak pokonaliśmy większość etapu. Trasa była wąska, kręta, możliwości by tu kogoś wyprzedzać były sporadyczne. Po około 1:34 udało się osiągnąć pierwszy z punktów żywieniowych.

Etap2 – Przełęcz Gierałtowska – Przełęcz Płoszczyna (dystans 22 km).
Na punkcie szybko uzupełniłem zapas wody i izotoniku (niezbyt dobry, średnio mi podchodził smakowo, ale żadnych złych sensacji nie powodował) i można było ruszać dalej. Tutaj stawka zawodników trochę się już rozciągnęła i od czasu do czasu wolniejsze osoby można było wyminąć.

Trasa tego etapu była wymagająca z dwóch powodów (nie licząc wspinaczek na góry gdyż to jakby standard w biegach górskich :))

  • mimo że biegło się po ubitej ścieżce ziemnej była ona gęsto zryta wystającymi korzeniami drzew, czyli łatwo o podknięcie,

  • dodatkowo szlak był tak wąski i wgłębiony, że każda próba postawienia nogi bliżej krawędzi (lub poza nim) kończyła się niebezpiecznym podcięciem nogi lub stopowaniem jej w miejscu.

W połowie tego odcinka zaczęło już robić się ciemno więc na chwilę przystanąłem by założyć czołówkę i rękawki chroniące przed chłodem.
Mimo światła warunki biegowe nie były sprzyjające (z wyżej wymienionych powodów) więc z zapadnięciem całkowitych ciemności zdecydowałem, że nie będę biegł ale kolejne kilometry pokonywał szybkim marszem. Szkoda mi było nóg by załatwić się już na początku walki.

Kolejny punkt odżywczy osiągnąłem w 5:55:42 (licząc od startu).

Etap3 – Przełęcz Płoszczyna – Międzygórze GOPR (dystans 15 km).

Na punkcie znów tankowanie wody i coli, z której ochoczo skorzystałem zamiast izotonika. Wciągnąłem też trochę arbuza (nieźle wchodził) i biegnę dalej.
Ten etap to wspinaczka pod najwyższy szczyt trasy – Śnieżnik jak i samotne zmaganie się z nocą w górach. Praktycznie cały ten i kolejny etap biegłem sam. Szybsi odskoczyli w przód, parę osób, które dogoniłem ruszały się dużo wolniej niż ja więc nie było sensu na nich czekać.
Podejście pod Śnieżnik naprawdę strome. Technika marszu z rękami na udach jednak działała u mnie nieźle i pod górę piąłem się naprawdę szybko (zdziwiony trochę jestem ale do samego końca biegu marsze pod strome góry szły mi wyśmienicie – doganiałem tam tych, którzy uciekali mi na zbiegach i prostych).
Trasa na szczyt góry miała jeszcze to utrudnienie, że było na niej mega błoto. Parę razy mało nie utopiłem całego buta w niewidocznych pułapkach.
Zejście w dół wcale nie okazało się łatwiejsze. Skończyło się błoto ale zaczęły duże, luźne kamienie które wcale nie pomagały w przyśpieszeniu. Dopiero w końcówce tego etapu droga poszerzyła się, przeszła w szuter i mogłem biec.
Ten etap niestety był w mojej ocenie najsłabiej oznakowany, na zejściu ze Śnieżnika ciężko było wypatrzyć znaki organizatorów i parę razu miałem stresik czy idę dobrze.

Kolejny biwak osiągnąłem po 08:53 godz. od startu

Etap4 – Międzygórze GOPR – Długopole Zdrój – pijalnia wody (dystans 17 km).

Wbieg do Międzygórza poprawił trasę bo przez miejscowość biegło się asfaltem. Okazało się to jednak dla mnie zdradliwe bo zbyt się rozpędziłem, przegapiłem skręt w prawo i niestety nadrobiłem około 2 km zanim wróciłem na właściwy szlak. Straciłem na tym sporo bo o ile w Międzygórzu wyprzedziłem ze 2 osoby to później musiałem je gonić aż pod koniec odcinka. Do Długopola wbiegało się już ze wschodem słońca Tutaj w końcówce leśnej ścieżki stracha biegaczom napędziły dziki 🙂 Szczęśliwie jednak udało się je odpędzić okrzykami i nie było konfrontacji.
Końcowe kilometry tego etapu to chwila wytchnienia. Biegło się łąkami i polami. Po prostej czyli był bieg a nie tylko maszerowanie.

Punkt odżywczy to u mnie 12:18 (od startu)

Widoki z DFBG 2016
Wschód słońca nad górami

Etap5 – Długopole Zdrój – Schronisko Jagodna (dystans 17 km).

Lżejszy odcinek, droga już szersza w większości prowadziła po polach, asfaltach i szutrach. Zaczęło jednak grzać słońce i to ono na otwartych terenach wyciskało z zawodników wszystkie siły. W połowie trasy dogonił mnie chłopak z Warszawy i do kolejnego punktu odżywczego przemieszczaliśmy się razem. Towarzystwo miła rzecz, da się pokonwersować ale nie sprzyja to jednak koncentracji i tu nastąpiła druga moja pomyłka trasy. Szczęśliwie tym razem straciliśmy mniej, może z 400 metrów. By odrobić stratę na prostych i z górek biegliśmy.

Po tym etapie punkt odżywczy osiągnąłem w 15:39 (od startu)

Etap6 – Schronisko Jagodna – Masarykowa Chata – schronisko (dystans 19 km).

Zbiegi w poprzednim odcinku polepszyły czas ale niestety mocno mnie zmęczyły i mój towarzysz ruszył sam, a ja uznałem, że mimo drogi w dół chwilę pomaszeruję na rozruszanie nóg. Dogoniłem go jednak znów na trasie bo jak pisałem marsz miałem całkiem niezły i na wspięciach nadrabiałem. Także w tym odcinku była lżejsza droga (więcej szerokich szlaków, asfaltów po Czeskiej stronie). Nawet to szło mimo upału i długiego czasu na trasie. Trochę zdołowało mnie tylko podejście pod punkt odżywczy bo raz, że było wg GPS z 500 metrów dalej niż oficjalny dystans odcinka, to dwa, że pod duża górę. No niestety. Sam punkt też nie zachwycał bo nie mieli już na nim coli a czekałem na nią jak na zbawienie 🙂
Na „mecie” tego odcinka zameldowałem się po 19:33 godzinach.

Etap7 – Masarykowa Chata – Jamrozowa Polana- ośrodek sportu (dystans 12 km).

Oprócz początkowego najkrótszy, ale wcale nie najłatwiejszy odcinek do pokonania. Czułem już wcześniej dyskomfort z powodu obtarcia nogi (oj lewą stopę to po biegu mam w kiepskim stanie) i nie mogłem już się rozpędzić nawet w marszu. Jeszcze po prostym jakoś to szło ale na zejściach po kamieniach pęcherze skutecznie utrudniały mi walkę i poruszałem się słabym tempem. Na ten odcinek było przewidziane przez organizatora 2 godziny, ja pokonałem go w około 2:20 (mimo, że GPS do punktu odżywczego wskazał mi o 1 km mniej). Koniec tej drogi to 22:12 (od startu)

Etap8 – Jamrozowa Polana- Kudowa Zdrój – Park Zdrojowy (dystans 18 km).

Ostatni odcinek walki. Spodziewałem się już lżejszej drogi ale na tej trasie była ostra mordownia 🙂 Po minięciu Dusznik Zdroju w dużym upale przyszło się piąć pod takie góry, że hej 🙁 Ze dwa razy było bardziej pionowo niż w podejściu pod Śnieżnik. Im bliżej byłem Kudowy tym bardziej bolała mnie stopa co dodatkowo mnie zwalniało. Najgorsze zaś przyszło pod koniec gdy doszło do mnie, że ten odcinek chyba jest dłuższy niż podawany przez organizatora. 18 km przeszło, tablice szlaków pokazują jeszcze z godzinę do Kudowy, trochę wpadłem w panikę, że nie zdarzę. Jak na dobitkę w jednym miejscu trasa prowadziła przez jakieś pastwiska i … nagle wyrosła przede mną zamknięta na łańcuch brama. Musiałem ją pokonać górą, co wcale łatwe nie jest po 25 godzinach na nogach.
W końcu jednak pokazała się Kudowa. Zacząłem próbować podbiegać w dół by chociaż trochę nadrobić i tak udało mi się dogonić podobnego nieszczęśnika jak ja. On wprawdzie zapisany był na 240 km ale mówił, że już nie da rady i rezygnuje. Chwilę dreptaliśmy razem, w Kudowie zauważyłem moją rodzinę i oni pokierowali mnie na ostatnich metrach. Siły na finish się odnalazły – na metę wbiegłem po 25:49:18 od startu.

Meta DFBG 2016
Już blisko do mety – uliczki Kudowy

Czas oczywiście niezbyt rewelacyjny ale dla mnie sukcesem jest zmieszczenie się w limicie i pokonanie tak długiej trasy na własnych nogach. Sukces 🙂

Troszkę rozczarowało samo zakończenie biegu. Dano mi medal, rzeczy jakie zostawiłem na przepaku ale to chyba wszystko. Do picia, jedzenia było to co na trasie, organizatorzy już szykowali się do wystartowania kolejnych biegaczy na 110 km. Cóż, chwilę posiedziałem i wraz z rodziną poszliśmy do auta wracać do domu.

Kończąc powiem, że mimo wszystko zawody ciekawe, wymagające. Organizatorzy świetnie wywiązali się z oznaczenia trasy (ich tabliczki, świecące taśmy dobrze wskazywały kierunek), wolontariusze na punktach byli pomocni i warto chociaż raz spróbować biegu ultra.

Fizycznie – mimo tak gigantycznego wysiłku jest o dziwo ok, mięśni praktycznie nie czuję, mógłbym iść biegać. Niestety dorobiłem się wielkich bąbli na stopach co biegi uniemożliwia. Zwłaszcza lewa noga mega oberwała – oprócz pęcherzy z najmniejszego palca straciłem paznokieć + pod spodem pękł  starł się świeży bąbel i widać świeże mięsko 🙁