Back in the game…

Zawsze kiedy wydaje się, że wszystko idzie perfekcyjnie, zgodnie z planem, i nic nam już nie przeszkodzi musi się coś spie… zepsuć.
Niestety w początku 2017 r. dopadło i mnie.

Pierwszym kłopotem okazało się jakieś złośliwe choróbsko, które za nic nie chciało odpuścić. Jak to u mnie szybko zawaliło mi zatoki i byłem nie do życia. Bez sensu trochę zwlekałem z wizytą u lekarza, za to namiętnie chodząc do pracy :),  no i ponad 3 tygodnie kariery sportowej wycięte.
Wraz ze słabym treningiem w grudniu-styczniu (niecałe 100 km przebiegnięte 01/2017) można powiedzieć, że straciłem całą posiadaną wcześniej formę 🙁
Dodatkowo, jak to u mnie, skoro się nie ruszam a objadam niezdrowymi rzeczami waga poszybowała w górę. Zanotowałem o 4 kg więcej niż miałem w okolicach połowy 2016! Katastrofa, 90 kg wcale nie ułatwi powrotu do lepszego biegania.

Drugi problem jest wprawdzie w „trakcie” ale czuję, że skończy się porażką. Problem ten to Bieg Ultra Granią Tatr, na który miałem mega ochotę.
Niestety, w toku e-mailowania z organizatorami wyszło, że raczej nie zaliczą mi UltraKotliny 70. Coś wprawdzie negocjowałem ale wiadomo… ciężko negocjować z organizatorem. Jego zawody, jego reguły.
No zobaczymy. Wynik losowania + weryfikacji będzie znany do końca tego tygodnia, więc szybko wyjdzie czy moje plany biegowe ulegną reorganizacji czy jednak pozostaną aktualne.

No cóż, pretensje można mieć tylko do siebie. Szczęśliwie żyje się jeszcze i nieśmiało po chorobie zacząłem znów truchtać. Czyli back in the game 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.