Podsumowanie – kwiecień 2019

Obawy mam jak ubrać w słowa podsumowanie kwietnia. Z jednej strony pewne akcenty idą w dobrą stronę, z drugiej sporo rzeczy ciągle mam do tyłu. Czas nie jest moim sprzymierzeńcem, czuję już strach przed możliwą porażką misji.
No ale ok, zaczynajmy 🙂

Standardowo poszczególne składniki:

WAGA
Coś tam spadło. Mówimy tu jednak o gramach, a nie o kilogramach jakie były przewidywane… Myślałem, że zleci w dół z samego biegania i sportów uzupełniających a tu nic 🙁 Chyba nie mam wyjścia trzeba wziąć się za jakąś zorganizowaną dietę.

KILOMETRAŻ + ILOŚĆ/JAKOŚĆ TRENINGÓW
Lepiej i nie lepiej. 137 km pokonałem w całym miesiącu czyli więcej niż ostatnio. Analizując to tygodniowo to jednak ciągle wychodzi za mało. Coś tam lecę powolutku w górę ale za wolno, za wolno :/

TRENING UZUPEŁNIAJĄCY
Ćwiczeń dalej brak, za to udany miesiąc pod względem 2 kółek. 211 km na kołach nawinięte. Ma to wartość dodaną, jednak mięśnie częściowo przydadzą się i do biegów, tlenowo też na plus. Sprawa jednak taka, że rowerem Tatr nie przejadę, wolałbym te 211 mieć z biegania.

SAMOPOCZUCIE/MOTYWACJA/ZDROWIE
Hmmm… narzekając to zdrowotnie jakoś marnie. Co wyleciałem pobiegać w kwietniu to od razu czułem się słabo. Jakbym z 20 km już uleciał a nie 500 metrów. Zacząłem się aż zastanawiać (mimo braku czytelnych sygnałów jak nieraz w poprzednich latach) czy nie męczy mnie alergia. Do żadnych wniosków nie doszedłem. Teraz (piszę to w maju) jakoś mi trochę odpuściło to może faktycznie było coś na rzeczy.
Drugą jeszcze gorszą sprawą jest – MOTYWACJA. No nie mogę się zebrać… OK, idę regularnie biegać 4x w tygodniu ale zrobię 7 km i mi się nie chce. Chyba nie pora na to jak się chce 80 km Ultra zrobić. Teraz to chyba tylko strach przed porażką może mi pomóc.

Czyli…
Negatywne emocje wylałem z siebie wyżej więc nie ma już sensu się powtarzać. Nie idzie to dobrze, czas mi się kończy ale ciągle się nie poddaję.
Przymuszam się trochę by dystanse zwiększać, może natchnienie w tym się znajdzie. Szukam też alternatywnych dróg polepszenia biegów. Ostatnio biegałem ciągle tylko po lasach/polach pod Oleśnicą. Nawierzchnia tam jest wymagająca (spora tu zasługa pogody) – sucha, piaszczysta, luźna. Latałem tam >=6:00 min/km. Po zmodyfikowaniu trasy (połowa lasy, połowa asfalt) okazuje się, że zamiast 7 km mogę zrobić 9 i w ostatnim kilometrze spokojnie zejść na 5:00. W Górach Sowich (trasy asfaltowe) też coś biegi idą mi lepiej. Może po prostu przegiąłem i rzuciłem się na zbyt trudną trasę? Zobaczymy w maju.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.