Archiwum kategorii: Testy sprzętu

Skin Compression (Lidl) Power Boost Capri Trousers – krótki opis

Logo strony Test Sprzetu

Skin Compression Power Boost Men’s Workout Capri Trousers

Ostatnio stopuję się z zakupami, bo wszystkiego mam sporo, ale gdy  rzucili te spodnie do Lidla uznałem, że jednak spróbuję.
Nie liczyłem oczywiście na nie wiadomo jakie zdolności kompresyjne (trzeba być realistą wiadomo, że odzież za 30 zł nie zagwarantuje tego co produkty za 300)  ale jako, że ze spodniami zawsze jest loteria , nie wszystkie dobrze pasują, to uznałem, że zaryzykuję. Może te będą wygodne i przydadzą mi się na lepszą pogodę.
Jak wyszło to zapraszam do lektury.

Skin Compression

Spodnie dostajemy w gustownym pudełeczku. Szata graficzna i wymienione zalety spodni aż zapraszają do zakupu 🙂

Skin Compression

Rewolucyjne technologie jaki mają to:
– Power boost legs
– Strefa actiflex
– Stopniowa kompresja
– Taśma antypoślizgowa
– Płaskie szwy
– Potrójna strefa przy kości ogonowej

W dużym skrócie wszystko to ułatwia nam bieganie, utrzymuje optymalne napięcie mięśni, temperaturę ciała.

Skin CompressionSame spodnie po wyjęciu z opakowanie wyglądają solidnie. Dobrze zszyte, materiał przyjemny w dotyku. W środku mają dość spory zestaw metek nad którymi myślałem czy je wyciąć czy nie ale odpuściłem i w biegu nie przeszkadzały. Może jak ktoś biega bez bielizny to byłoby inaczej. Ja latam w bokserkach i metki mi nie przeszkadzały (a wycinając je zawsze istnieje ryzyko uszkodzenia szwu lub zostawienia krótkiej pozostałości która właśnie będzie drapać).
Na obu nogawkach legginsów umieszczone są kontrastowe elementy sprawiające wrażenie gumowanej naprasowywanki. W pierwszej chwili myślałem, że to one mają coś wspólnego z kompresją ale z opisów na pudełku wygląda, że raczej nie, bardziej chodzi o specjalne strefy materiału. Wzory to raczej dekoracja graficzna (ale wg mnie usztywnia ona nogawki i bardziej spina nogi).

Ponieważ zrzucanie wagi idzie mi wolno ale do przodu, to spodenki zakupiłem w rozmiarze L. Na moje 78 kg i 183 cm wzrostu są ok.

Przy zakładaniu spodni czuć ich specyficzną budowę. Trzeba dobrze je ponaciągać na właściwą wysokość, ułożyć na sobie. Same trzymają się świetnie na miejscu i w czasie biegu nie będzie łatwo ich np, podciągnąć. Opięcie mięśni czuć. Ja czułem je zwłaszcza na udach i na pośladkach.

Bieg w nich jest wygodny. Są przewiewne, nie pocimy się w nich. Ucisk mięśni czuć ale nie przeszkadza w ruchu. Dodatkowo to czego trochę się bałem – czyli tylko szeroka guma w pasie (bez sznureczków do zawiązania) trzyma się na nas bardzo dobrze. Spodenki na 12 km biegu mi nie spadały.

Sporo już napisałem o plusach tej odzieży. A minusy?  W sumie doszukałem się tylko jednego. Spodnie nie mają żadnej kieszonki. Trzeba to wziąć pod uwagę idąc na trening i chcąc zabrać np. klucze od domu, auta.

Ogólnie muszę powiedzieć, że odbieram Lidlowe SC bardzo pozytywnie. Są po prostu wygodne, rozmiar pasuje, Myślę, że będę je używał częściej, a może i pobiegnę w nich na maratonie.

Adidas Galactic Elite M – krótki opis

Logo strony Test Sprzetu

Adidas Galactic Elite M  – krótki opis

Idzie wiosna pora więc zmienić, odświeżyć trochę „garderobę”. W moim przypadku padło na buty. Powoli kończą się Lidlowe Crivity (je zmienię na nowszy model a’la Nike)  ale jako, że nie mam jeszcze wybrane w czym pobiec maraton to postanowiłem rozbiegać tytułowe Adidasy (kupiłem je w Biedronce chyba w końcówce zeszłego roku, trochę odleżały no i nadszedł ich czas).

Adidas Galactic Elite M

Adidasy te to dość prosty model, kierowany przez producenta do marketów – czyli zachęcał do zakupu głównie ceną 🙂
Nie ma raczej przesadnych nowinek technologicznych ale zestaw znanych już z wcześniejszych modeli technologii. Jak pisze w reklamówkach: „Lekkość, amortyzacja i oddychalność. Podeszwa adiWEAR™ zapewnia dobrą trwałość butów 3 paski adidasa z TPU gwarantują trzymanie i stabilność przy braku szwów. adiPRENE® na pięcie optymalizuje amortyzację. Nacięcia w podeszwie gwarantują naturalny ruch stopy.”

Tyle ze skróconej ulotki, a w praktyce. But w rozmiarze 45 1/3 waży 305 gramów czyli aż takiego szału nie ma. Mam kilka lżejszych. Poszukam w starszych wpisach zestawienia wag jakie zrobiłem to wkleję tu dla porównania.

Mały obiecany update.
Wyszukałem wagi butów jakie do tej pory miałem (mam) i Adidasy wcale najgorzej wagowo się nie prezentują. Tylko jedna para jaką mam jest lżejsza, a druga waży tyle samo. Inne buty mam natomiast cięższe. Oczywiście sporo minialistycznych modeli będzie lżejsze ale w porównaniu do „zwykłych” butów klasy średniej nie jest źle.
Adidas Boreal TR – 345 gr
Nike LunarSwift +4 – 328 gr
Sprandi Marathon – 317 gr
EB Diamond Star – 305 gr
Puma Kevler Runner – 275 gr
Kalenji Kapteren Crossover Fw13 – 376 gr
Salomon Speedcross3 Lake/ Fluo green/Fluo blue – 337 gr

Od strony wizualnej Galactic E wykonany jest ładnie i solidnie. Nie widać niedoróbek, jakichś skaz. Trzyma jakość.

Pierwszym co rzuciło mi się w oczy po założeniu (albo na psychikę :))  jest fakt, że but sprawia wrażenie dość płytkiego. Wydawało mi się, że luźno trzyma się na nodze ale po zasznurowaniu jest ok. Język i sznurówki nie pozwolą mu uciec 🙂 Da się do tego przyzwyczaić, w czasie biegu nie miałem dyskomfortu.

Adidas Galactic Elite MCo więcej… ostatnie Adidasy jakie miałem (stare trailówki) w tym samym rozmiarze były dość ciasne na szerokość. Te są luźniejsze. Nie cisną, jest również luz na palce. Mam wrażenie jednak, że duży paluch podejrzanie blisko jest górnego materiału. Ciekawe czy po jakimś czasie nie zrobię nim dziurki w siatce. Zobaczymy 🙂

But wizualnie wygląda, że ma dość solidną konstrukcję i podeszwę. Jest sztywny nie ugina się przesadnie. Czuć to podczas biegu ale jak dla mnie na plus. Nie ma się wrażenia biegnięcia na poduszkach, nie spowalnia to ruchu.

Trzeba się jednak do niego, jak do każdego nowego buta, przyzwyczaić. W pierwszych momentach biegło mi się dość dziwnie, wydawał mi się mało wygodny. Z każdym kolejnym kilometrem noga się jednak przyzwyczajała i aż takiej tragedii nie było.

Adidas Galactic Elite M

Kolejną rzeczą na którą zwróciłem uwagę był fakt, że Adidas mimo zapewnień w reklamach aż tak przewiewny raczej nie jest. Przy cieplejszej skarpetce (jaką miałem dzisiaj) szumu wiatru nie zanotowałem 🙂 Pod koniec 12 km wydawało mi się raczej, że w podeszwę nogi jest dość ciepło.
Przetestuję to jeszcze z innymi skarpetami może to tylko subiektywne odczucie (a stopni dzisiaj było sporo, około 14).

Finalnie – po pierwszym biegu może być. Nie zrobiłem sobie żadnych odcisków. But nie spowalniał mnie, nie cisnął, uwierał. Mam nadzieję, że rokuje to dobrze pod względem maratonu ale będę jeszcze trochę w nim biegał, bo 42 km w nowym bucie to były trochę za duży hardcore. Przynajmniej w tym.

TEST – Czapka Termoaktywna Colored/Blue Net (Nessi)

Logo strony Test Sprzetu

TEST – Czapka Termoaktywna Colored/Blue Net (Nessi)

Zima ma się już powoli ku końcowi ale postaram się w najbliższych artykułach opisać jeszcze parę ciuchów przydatnych na chłodniejsze dni.

Pomysł zakupu tej czapki zrodził się dość przypadkowo. Chciałem dołożyć jeszcze coś biegowego do świątecznego prezentu dla mojej Żony. Ponieważ wyroby Nessi odróżniają się od innych produktów bogatą paletą barw to wydało mi się to ciekawym pomysłem. W końcu kobiety lubią ładne kolory 🙂 Skoro zaś padło ponosić koszty zakupu to wziąłem i drugą dla siebie 🙂

Czapki z tej linii występują w kilku wzorach kolorystycznych (dokładniej w 7). Są one dostępne zarówno totalnie kolorowe 🙂 jak i w bardziej stonowanych barwach. Palety barw odbieram dobrze. Mimo, że niektóre ostro ciapkowane 🙂 to mają zawsze odcień dominujący (np. czerwono-żółty, niebieski, zielony itp). Każdy w sumie znajdzie to co mu potrzebne, czy też dopasuje czapkę do reszty stroju.

Nessi czapka termoaktywna

Problem trochę jest za to z rozmiarami bo są tylko 2:
S/M – obwód głowy 50-55 cm
L/XL – obwód głowy 56-58 cm

Niby wszystkie rozmiary pokryte ale ja np. mam obwód głowy 59 cm (liczę w skrytości, że to nie aż tak dużo :)). Moja żona też łapała się na granicy S/M-L/XL. No i byłem w kropce co wziąść. Finalnie uznałem, że pewnie się jeszcze trochę rozciągają i sobie wziąłem większą a żonie mniejszą.

Realizacja przesyłki poszła sprawnie no to pozostało oglądać i testować.

Czapeczki dostaje się w foliowym worku z karteczką opisującą cóż to jest, w jakim rozmiarze występuje. Niby opakowanie rzecz zbyteczna (i tak się je wyrzuca) ale jak za tą cenę to trochę mi brakuje to jakiegoś ładniejszego boxu. To nawet marketowy Dunlop (z Biedronki) kupiłem w kartonowym pudełeczku. Pewnie bardziej pomysłowe opakowanie wiele kosztów produkcji by nie podniosło a miałoby się wrażenie produktu bardziej „ekskluzywnego i wyjątkowego”. A klienci to lubią.

Nessi czapka termoaktywna

Okrycie głowy, po wyjęciu z worka, za to nadrabia niedostatki opakowania. Czapki wykonane są solidnie. Nie widać niedoróbek, niestarannego szycia czy innych skaz. Na żywo prezentują się świetnie.

Sprawiają one wrażenie grubszych, nie są mocno rozciągliwe (na głowę jednak udało mi się ją wcisnąć i mogłem spokojnie biegać).

Zgodnie z tym co deklaruje producent materiał z jakiego są zrobione nie zsuwa się i dobrze trzyma na głowie. To ważne bo prosty krój dołu powoduje, że nie ma tu zapasu który można naciągnąć na uszy.
Czytałem w necie opisy, w których niektórzy narzekali, że część uszu mieli na wierzchu. W zimie to raczej kiepsko, ja na szczęście takiego problemu nie miałem.

Pod względem termicznym jest w sumie podobnie jak w opisywanym wcześniej Dunlopie. Czapka dobrze chroni przed wiatrem, zimnem. Biegałem w niej w górach i nie czułem mrozów. Od  środka jednak jak już złapie wilgoć to ją później już czuć. Mi z reguły pojawia się to w okolicy uszu i jest to dla mnie pewien dyskomfort.

Parę treningów już w niej odbyłem i jak na razie nic złego się z nią nie dzieje. Kolory są dalej żywe (piorę w pralce). Kształt, rozmiar się nie popsuły, czapka dalej jest tak jak nowa. Odblaskowe logo z przodu też trzyma się na swoim miejscu.

Polecam wszystkim zakup takiej czapki. Warto choćby z powodu pięknych kolorów. W końcu nie wszystko co biegowe musi być czarne.
Dodatkowo Nessi oferuje dużo innych produktów pasujących do serii. Są chusty, legginsy, bluzy. Można wyglądać naprawdę niebanalnie na biegowych szlakach.

Część zdjęć i odniesień pochodzi ze stron:

http://www.nessi-sport.pl/

 

TEST – Plecak biegowy Quechua MT 5 i MT 10

Logo strony Test Sprzetu

TEST – Plecak biegowy Quechua MT 5 i MT 10

Jeśli planujecie dłuższe biegi poza „cywilizacją” lub po prostu musicie zabierać ze sobą trochę więcej rzeczy niż butelka wody to jednym z przedmiotów „must have” 🙂 powinien być plecak do biegania.

Teoretycznie nerka do biegania też daje spore możliwości transportowe, ale ja uczciwie mówiąc nie byłem nigdy zadowolony z tej, którą  miałem. O ile obciążona kluczami od domu była ok, to po zapakowaniu do niej pełnego bidonu zawsze opadała i mnie denerwowała. Co innego plecak.

W tej chwili posiadam 2, oba Decathlonowej marki Quechua. Pierwszy mniejszy – MT5 ma pojemność 5 litrów, waży 215 gram i mieści w sobie 1 litrowy bukłak na wodę.

Quechua MT 5

Drugi większy MT10  to 10 litrów pojemności, 335 gramów wagi i możliwość transportu 2 litrowego bukłaka.

Quechua MT 10

Oba plecaki wykonane są podobnie. Mają dużą komorę główną (przedzielona w środku materiałem – w jedną część wkłada się bukłak a druga do wykorzystania własnego). Na wierzchu umieszczona jest mniejsza przegródka na drobiazgi. Plusem MT10, oprócz większego bukłaka są umieszczone w dolnych paskach zapinane na zamki kieszonki (w sumie dla tego własnie go kupiłem). Można w nich schować np. telefon, jakiś żel czy inne niezbędne drobiazgi. Możemy z nich korzystać bez ściągania plecaka. Ekstra rzecz.
MT10 pozwala również przymocować do siebie kijki trekkingowe co przydatne może być podczas naprawdę długich wypraw (nie testowałem, jakoś nie mogę się przekonać do kijków).

Quechua MT 10

Oba plecaki są wygodne i można je dopasować do każdej sylwetki. Oczywiście mają solidne paski transportowe.  Wiadomo zakładamy je na ramiona 🙂 ale dodatkowo łączone są one zapinanymi paseczkami na wysokości klatki piersiowej i brzucha. Po zapięciu i wyregulowaniu tego wszystkiego plecak trzyma się stabilnie. Nie skacze, nie ociera.
Trochę szkoda tylko, że w większym pas biodrowy zapina się na  rzep. Niby się on trzyma, ale jednak przy wypchanym plecaku wolałbym mieć normalne zapięcie (MT5 takie ma)

Wykonanie obu solidne. Nie prują się na szwach, zamki działają ok, materiał jest wytrzymały. Prałem je już parę razy w pralce i to także im nie szkodzi. Niektórzy opisują, że plecaki te potrafią farbować – mi na szczęście nic takiego się nie stało.

Co do bukłaków na wodę to jak na razie nie mogę powiedzieć złego słowa. W MT5 mam bukłak oryginalny zamykany od góry na szynę. Da się do niego wlać około 1,2 litra wody  więc nawet trochę więcej niż planował producent.
MT10 kupiłem używany (bez zbiornika) więc na portalu aukcyjnym zakupiłem za dwadzieścia kilka złotych uniwersalny 2 litowy bukłak (Water Bladder 2L Meteor). Zakręcany tradycyjnie okrągłym korkiem. Po wzięciu w rękę sprawiał wrażenie delikatniejszego niż oryginalny niemniej działa, a co lepsze wydaje mi się, że wygodniej się z niego pije. No może nie tyle pije ale po otworzeniu nie chlusta od razu wodą, oblewając nas.

Meteor Water Bladder 2l

Oba bukłaki mieszczą się w swoich kieszonkach. Podwiesza się je na „haczykach” i wyprowadza na zewnątrz rurkę do picia. Plecaki mają na swoich ramiączkach szereg obejm/szlufek pozwalających na aranżację położenia rurki tak jak nam pasuje. Trzeba tym się trochę pobawić. Mi np. raz udało się poprowadzić rurkę przez większość tych szlufek i wprawdzie fajnie przylegała ale coś nie chciała lecieć woda. Wypraktykowałem jednak pasujące mi ustawienie jest ok.

Cóż. Z obu plecaków jestem zadowolony. W większości wypadków wystarczy ten mniejszy. Biegałem z nim parę razy półmaraton w górach (czy dłuższe treningi) i byłem zadowolony. Różnica wagowa między MT5 a MT10 jest jednak praktycznie nieodczuwalna, więc myśląc przyszłościowo polecam MT10. Gdy ktoś dużo pije, 2 litry pozwolą na większy zasięg 🙂 a boczne kieszonki nie powodują konieczności stawania by wyjąc np, komórkę czy coś do jedzenia.

Część zdjęć i odnośników pochodzi ze stron:

https://www.decathlon.pl/sad-mt-5-l-czerwono-biay-id_8300121.html

https://www.decathlon.pl/plecak-mt-10-l-czerwono-biay-id_8300120.html

Latarka czołowa LED LENSER H5 (krótki opis)

Logo strony Test Sprzetu

Latarka czołowa LED LENSER H5 (krótki opis)

Kompletuje powoli wyposażenie do swojego pierwszego ultramaratonu i kiedy dostałem na urodziny tą lampę, nie powiem, że ucieszyłem się 🙂
Po przeczytaniu róznych opinii, sugestii miałem już w głowie mętlik co kupić, a tu problem rozwiązał się samoistnie.

Czołówkę dostajemy w małym pudełeczku w którym oprócz samej lampy dostajemy instrukcję obsługi, ulotkę reklamową i solidny pokrowiec na czołówkę (na pas).

Czolowka Lenser H5

Producent tej lampy pochodzi z Niemiec i nie powiem solidność tu widać. Porównując ją do chińszczyzny jaką miałem w domu widać lepsze spasowanie elementów (zwłaszcza rzuca to się w oczy w gumowym zamknięciu pojemniczka na baterie).

Czolowka Lenser H5

Lampa zbudowana jest z 2 modułów połączonych kabelkiem i elastycznym paskiem na głowę. Część pierwsza to sama czołówka z regulacją kąta pochylenia i szerokości snopa światła. Druga część to pojemniczek na baterie. Ma on jeszcze czerwoną diodę, która pozwala zauważyć nas i od tyłu. Pomysłowe.

Czolowka Lenser H5

Bazując na stronie producenta czołówka ma następujące parametry:

Jasność: 25 lumenów
Zasięg wiązki światła: 70 m
Czas pracy: do 20 godz (na końcu 1 lumen)
Waga: 120 gram
Zasilanie: 3 x bateria AAA
Tryb pracy – ciągły (nie ma tu pulsacji, ściemniania itp).

Nie powiem w teorii nie są to parametry porażające. Sporo lamp (polecanych dla biegaczy), które przeglądałem w necie ma parametry znacznie lepsze. Parametry jednak to nie wszystko (często producenci podają je w różny, naciągany sposób)  więc pozostało sprzęt wypróbować.
Postaram się w najbliższych tygodniach zrobić rzeczywiste porównanie jak świeci ta lampa w odniesieniu do innych jakie mam. Na razie podam odczucia jakie mam po biegu.

Po zainstalowaniu na głowę lampka trzyma się dobrze. W czasie treningu nie zsuwała mi się, paski trzymały.

Regulacja pochylenia to przydatna sprawa. Ja opuszczałem lampę bo w pozycji „prostej” świeciła jak dla mnie za daleko.

Strumień światła jak wspominałem można ustawiać – czy ma być bardziej skupiony czy rozproszony (służy do tego suwak na dole lampy). Podczas biegu nie jest to zbyt wygodne ale się da. Wg mnie lepiej ustawić na początku a później już nie grzebać.
W skrajnych położeniach otrzymujemy wiązkę punktową (świecącą w dal) albo ładny okrąg doświetlający bliższe otoczenie (przy czym okrąg ten ma jaśniejszy obwód, a środek jest lekko ciemniejszy).
Mi przypasowało położenie doświetlania bliskości, ale nie skrajne.

Same odczucia z biegu są ok. Widać po czym biegniemy. Przeszkody są zauważalne, według mnie światła wystarczy.
Nadmienić muszę, że biegłem w szarościach czyli lampa nie mogła pokazać jeszcze całości swoich możliwości :). Dodatkowo była spora wilgoć/lekka mgła co też zmniejsza widoczność.
Sytuacja ta powodowała pewien dyskomfort (niezależny od lampy) bo momentami, we mgle, widać mleczną ścianę a nie szlak. To jednak taki standard i nic się na to nie poradzi.

Werdyktu finalnego na razie nie wydam. Potrzebuję pobiegać z nią jeszcze w całkowitych ciemnościach. Bardzo ciekawy jestem również czy lampy, których producenci deklarują po 100-180 lumenów rzeczywiście generują dużo lepsze światło. No ale taka lampka to już wydatek koło 100-200 zł i raczej się  na niego nie zdecyduję.

Część nawiązań, zdjęć pochodzi ze stron:

https://www.ledlenser.com/uk/headlamps/h5/

Viking Bandana fleece outside 1881 (krótki opis)

Logo strony Test Sprzetu

Viking Bandana fleece outside 1881 (krótki opis)

Pisałem ostatnio dość pozytywnie o bandanach. W czasie jednej z wycieczek do marketu w oko (i rękę) wpadła mi podszyta od środka polarem bandana polskiej firmy Viking. Czegoś takiego jeszcze nie miałem, więc zaciekawiony postanowiłem ją zanabyć 🙂

Założeniem tego zakupu było używanie jej kiedy temperatury spadną na tyle mocno by „standardowa” bandana nie gwarantowała już ochrony szyi przed chłodem.
Prawdziwej zimy się niestety jeszcze nie doczekałem ale i panujące obecnie temperatury (3-10 stopni) pozwalają już w niej pobiegać.

Przechodząc do rzeczy…

Chusta wykonana jest solidnie. Od zewnątrz kolorowy materiał z logiem producenta (kwestia gustu ale mi taki zestaw kolorów się podoba, wpada w oko), w środku szary polar. W części polarowej widać  szwy ale nie powodują one żadnego dyskomfortu przy używaniu.

Chusta wielofunkcyjna Viking

Widoczną od razu różnicą w stosunku do innych jakie mam jest jej długość.  Jest sporo większa.

Po biegach mam takie refleksje:
Bandana poprzez posiadanie w środku polaru nie jest już tak rozciągliwa jak chusty bez niego. U mnie powoduje to, że przechodzi dość ciężko przez głowę. By nie nabawić się klaustrofobii i uczucia braku powietrza 🙂 trzeba się streszczać zakładając ją.
Ogranicza to również pewne możliwości używania chusty (jakie gwarantują bandany). Nie widzę np. bym mógł nosić ją na szyi i głowie jednocześnie.

Spora długość (i grubość) po naciągnięciu na szyję opatula ją szczelnie. Nie ma możliwości by zmarznąć.
Działa to jednak i w dwie strony bo kiedy jest cieplej to będzie nam stanowczo za gorąco. Nie ma możliwości jakiegoś przewiewu, wentylacji.
Mi ciepło pasowało, w domu jednak kiedy chustę sciągałem szyję miałem lekko upoconą. Rodzi to obawy czy finalnie, w niekorzystnych warunkach (długi bieg, spory wiatr) nie będzie nas to wychładzać.

Chusta wielofunkcyjna Viking

Technicznie – ok. Po kilkunastu używaniach nie mam żadnych zastrzeżeń do trwałości chusty. Kolory są ok, nic się nie pruje, pranie jej nie szkodzi.

Ogólnie – powiedziałbym, że to taka ciekawostka. Ma swoje plusy, ma minusy. Czy warto kupić – na naprawdę chłodne dni tak. Teraz spokojnie da się bez niej obyć.

Część zdjęć i nawiązań pochodzi ze strony:

http://viking.pl/pl/p/bandana-viking-fleece-outside-1881

TEST – Spodnie termoaktywne do biegania Shamp (Aldi)

Logo strony Test SprzetuTEST – Spodnie termoaktywne do biegania Shamp (Aldi)

Test trochę po czasie, bo opisywane spodnie już z Aldi w sumie wyszły 🙂 ale jeśli na nie jeszcze traficie warto się zainteresować.
Ja swoje kupiłem praktycznie ostatnie na sklepie, w obniżonej już cenie.

Shamp spodnie termoaktywne

Spodnie (właściwie legginsy) otrzymujemy zapakowane w tekturkę, w standardowym woreczku (jak inne produkty Shamp).
Po wyjęciu prezentują się całkiem solidnie. W pasie szeroka guma + ściąganie sznurkiem, na dole nogawek zamki błyskawiczne ułatwiające zakładanie.
Na siedzeniu zapinana na zamek kieszonka, z boku nogawek odblaskowe elementy dekoracyjne.
Ot solidny standard jak na dzisiejsze czasy.

Zaskoczeniem dla mnie był za to materiał z jakiego są zrobione. Ciężko to opisać ale spodnie zbudowane są z „paneli” zszywanych w całość. Wydają się jednolite (czarne :)) ale inny materiał jest np. na udach a inny na łydkach. Ten z ud jest bardziej szeleszczący, chyba troszkę grubszy. Pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy to tkanina z jakiej zrobione są soft shelle.
Całość w dotyku przyjemna, widać, że grubsza niż spodenki letnie.

Producent na metkach podaje, że spodnie wykonano z poliestru i elastanu, przy czym użyto tak nowoczesne materiały jak cool max, lycra, active silver.

Legginsy wziąłem w rozmiarze L (takie tylko zresztą były) ale trafiłem idealnie. W pasie mają nawet lekki luz, nogawki też z 1-2 cm mogły by być krótsze (mam 183 cm wzrostu i około 98-100 w pasie).
Założone – są wygodne. Nigdzie nie cisną, nie przeszkadzają w ruchu.

Pozytywne odczucia z ich noszenia miałem również podczas biegu. Nie zsuwały mi się, trzymały tam gdzie powinny 🙂
Przy temperaturach około 5 stopni i sporym wietrze komfort termiczny był bardzo dobry. Było mi ciepło,  nie czułem wiatru.

Jedyny minus jaki zauważyłem już w domu, to fakt, że w okolicy kolan (czyli ogólnie w panelu udowym) od środka miałem lekko upocone nogi. Dla mnie soft shellowe ubrania raczej zawsze są za grube (ciepłe) i tu to właśnie wyszło.
Czy to duża wada? Ciężko mi to jeszcze stwierdzić. W czasie około 10 km biegu nie przeszkadzało, ale ciekawy jestem jak wyglądałoby to gdyby po biegu pozostał jeszcze na dworze przez dłuższy czas.  Czy nie wyziębił bym się, a może po prostu wilgoć szybko by odparowała. Postaram się jeszcze temu przyjrzeć w kolejnych biegach.

Werdykt początkowy jest na plus. Spodnie niedrogie, solidnie wykonane a przede wszystkim bardzo wygodne. Dla mnie na zimowe treningi jak znalazł.

Zegarki z GPS – A-Rival SpoQ SQ100 (krótki opis)

Logo strony Test Sprzetu

Zegarki z GPS – A-Rival SpoQ SQ100

Zaczynając na przełomie 2014/2015 r przygotowania do Biegu Rzeźnika uznałem, że dobrze było by udokumentować ten wielki wyczyn w internecie 🙂 Garmin FR10, który używałem mimo, że spełniał wszystkie moje wymagania co do codziennych treningów, tu niestety pomóc nie mógł. Jego bateria ma po prostu zbyt małą pojemność by wystarczył na tak długi bieg.
Pomysł by ładować go powerbankiem w czasie biegu niestety upadł. Tak się nie da bo FR10 po podłączeniu ładowarki wychodzi z trybu treningu.

Cóź, chce się mieć zapis GPX to pozostało wyszukać urządzenie, które potrafi wytrzymać odpowiednio dłużej.

Urządzenia takie a i owszem są. Ich wybór limitowała mi jednak jeszcze jedna rzecz – pieniądze. Nie chcąc wydawać za dużo, krąg zegarków dostępnych znacznie się zawęził.
Szukałem, przeglądałem i w sumie prawie już zdecydowałem się na Garmina FR 310XT, kiedy to wyszukałem info o mało znanym u nas „czasomierzu” – SpoQ SQ100.

http://www.a-rival.de/pl/outdoor/gps-uhren/spoq#technische-daten

Większość jego opisów była zdecydowanie pozytywna, chęć spróbowania czegoś nowego i bodziec w postaci ceny o połowę mniejszej od Garmina zachęcił mnie finalnie do zakupu 🙂

Ciekawą sytuacją (o której warto wiedzieć) jest fakt, że A-rival SpoQ SQ100 jest bliżniaczym modelem zegarka GlobalSat GH-625XT. Oba nie różnią się praktycznie niczym (poza napisem na szybce). A-rival to po prostu model na rynek niemiecki, podczas gdy reszta świata ma Globalsat-a.

http://www.globalsat.com.tw/products-page.php?menu=2&gs_en_product_id=5&gs_en_product_cnt_id=32

Jeśli ktoś ma możliwość sciągnąć sobie SQ100 z Niemiec i nie zaleźy mu na polskiej gwarancji to warto.
Globalsat oferowany jest obecnie (koniec 2015) na rynku polskim za około 550zł podczas gdy SpoQ w Niemczech kosztuje około 70-80 Euro (wystarczy dobrze poszukać w necie). Czyli za ~320 zł otrzymujemy zegarek o największych chyba możliwościach (w tej cenie).

Zakup się dokonał, rodzina będąca w Niemczech zegarek mi przywiozła i można było już się nim bawić.

A-Rival SpoQ SQ100

SQ100 otrzymujemy w sporym czerwonym pudełeczku, w którym oprócz zegarka można znaleźć: pasek pulsometru, uchwyt rowerowy, dodatkowy pasek na rękę z urządzeniem do jego zmienienia i dokumentację (instrukcje obsługi, płyta CD z programem). Sporo tego i fajnie, że producent na kliencie nie oszczędzał.

A-Rival SpoQ SQ100

Sam zegarek po wyjęciu z pudełka prezentuje się solidnie. Jest spory, masywny i co ciekawe o dość nietypowym kształcie.  Widać, że to urządzenie treningowe. Ja tam na ulicy bym w nim nie chodził ale dla mnie to nie problem. Ważne, że wszystko w nim spasowane jest ok, nie ma się wrażenia taniej chińszczyzny.
Trochę obawiałem się jak na moich chudym nadgarstku będzie się trzymać taka „busola” ale i to poszło dobrze. Wygięty kształt ładnie stabilizuje go na ręce i zegarek nie lata, nie przekręca się.

A-Rival SpoQ SQ100

Zaczynamy więc 🙂 Pierwsze ładowanie jak pamiętam trwa jakieś 2-3 godziny. SpoQ ładuje się po podłączeniu kabla USB do komputera  (nie ma sieciowej ładowarki). Sam kabel ma nietypową wtyczką od strony zegarka więc warto o niego dbać i nie zgubić. Jak kojarzę nowy jest dość drogi jak na cenę samego urządzenia.
Gniazdo ładowania w zegarku jest zabezpieczone gumową zaślepką więc nie trzeba martwić się, że od potu coś nam zaśniedzieje i będzie brak kontaktu. Dodatkowo jest bolec stabilizujący wtyczkę czyli odpada strach przed złym podłączeniem przewodu.

W międzyczasie ładowania zainstalowałem na PC program. Działa on stabilnie na wszystkich systemach (uruchamiałem na Win XP, 7, 8, 10).
Polecam tutaj mimo posiadania programu w zestawie ściągnąć sobie wersję ze strony Globalsatu. Jest nowsza i można w niej eksportować pliki GPX wraz ze wszystkimi danymi (tętno) by wrzucać je np, do Endomondo. Starsze oprogramowanie SpoQ eksportowało tylko sam ślad bez tętna.
Resztę fixów, updatów itp można bez obaw ściągać ze strony SpoQ o ile odkryjecie, że są nowsze niż w Waszej wersji zegarka.

Pierwsze uruchomienie SQ100 następuje sprawnie. Warto od razu przełączyć język zegarka z niemieckiego na angielski (no chyba, że ktoś zna i lubi). Polskiego niestety nie ma uprzedzając ewentualne pytania. W mojej ocenie menu jest dość intuicyjne i nawet po angielsku da się ustawić najważniejsze parametry. Język warto oczywiście znać by w pełni okiełznać GPS.

Z najistotniejszych rzeczy wartych do ustawienia przed biegiem trzeba zwrócić uwagę na dane osobiste, częstotliwość próbkowania sygnału GPS (co 1 sek, co 2 itp), autolapy, podświetlanie i spersonalizowanie ekranów. W zegarku można bowiem ustawić 4 ekrany ze swoimi danymi. Danych może być na ekranie po 4 pola czyli 16 różnych pół do wykorzystania.

Skoro mamy ustawione to co chcemy pora pobiegać. Łapanie fixa GPS w zależności od warunków trwa od paru sekund do minuty. Akceptowalny czas. Sporadycznie w bardzo złych warunkach (gęste drzewa, domy itp) zdarzyła mi się sytuacja, że nie mógł złapać sygnału i parę minut. Niemniej to nic strasznego Garmin też tak czasem robił.
SpoQ gdy ma już nasza pozycję to po ponownym uruchomieniu znajduje satelity błyskawicznie. Czyli przed ważnymi zawodami warto odpalić urządzenie odpowiednio wcześniej by się odnalazło, można zgasić i później przed startem ponownie włączyć bez stresu.
Jest robię tak zawsze bo zauważyłem pewnien minus. Gdy mój zegarek jest włączony i nie używany po dłuższym czasie nie reaguje na przyciski. Nie pamiętam czy to rodzaj wygaszacza czy jakiś błąd. W każdym razie nieźle mnie raz zestresował przed zawodami tą zawiechą, więc teraz wolę go spokojnie włączyć niż w panice naciskać przyciski by go ożywić 🙂

Zegarek w używaniu spisuje się bezproblemowo. Złapanego sygnału nigdy mi nie zgubił, nie przekłamuje trasy. Z perspektywy roku używania wydaje mi się, że ma niewielką tendencją do zwiększania dystansu. Garmin FR10, który cechuje się bardzo dobrym modułem GPS na tej samej drodze pokazuje trochę mniej kilometrów. Różnica nie jest jakaś porażająca więc tu nie widzę tragedii.

Napomnę tu jeszcze o pasku pulsu. Wprawdzie sygnał wysyłany z niego nie jest kodowany ale u mnie działa dobrze. Nie ma żadnych dziwnych odczytów. Sparowanie z tym elementem jest szybkie. Zanim złapie fix GPS tętno już pokazuje ok.
Sam pasek poprawny. Trzyma się na klatce piersiowej, nie obciera.

Po treningu dobrze wiedzieć jak zapisać swoje dokonania. Początkowo miałem z tym problem i nawet czytanie instrukcji jakoś mi nie pomogło. Pomogli dobrzy ludzie na forum o bieganiu i teraz już jest ok. Dla ciekawych jak.. Należy nacisnąć przycisk OK, który właczy Pauze. Czekamy aż napis PAUSE na ekranie zniknie i dopiero wtedy naciskamy ESC/LAP. Pojawi się komunikat czy chcemy zapisać i jest już wszystko ok.

Dane z zegarka wrzuca się do PC w program Training Gym Pro (niestety też nie po polsku). Można w nim przejrzeć szereg informacji o treningach. Eksportować je do plików GPX. Z poziomu programu zarządzamy również zegarkiem (można kasować dane, wczytywać do zegarka trasy po których chcemy biec, aktualizować swoje dane osobiste, wczytywać aktualizacje). Możliwości jest sporo, bez programu nie da się skorzystać z pełni możliwości SpoQ.

A-Rival SpoQ SQ100

Cóź, pora na podsumowanie. Zegarek mam już prawie rok czasu. Działa mi przez ten czas stabilnie. Nigdy nie musiałem go resetować. Nie miałem problemu z zapisem biegów. Bateria zgodnie z danymi trzyma długo (mi do tej pory nigdy nie udało się go rozładować więcej niż do 60% :). Jestem bardzo zadowolony i polecam wszystkim.

UWAGA
Zegarek ma naprawdę dużo zaawansowanych opcji, które przydadzą się nawet wymagającym użytkownikom. Można wgrać do niego ślad GPX i nawigować po nim, jest opcja powrotu do domu (do tyłu po przebiegnietej trasie), wirtualny trener. Ja osobiście jeszcze z nich nie korzystałem więc nie będę wymyślał jak działaja ale dobrze wiedzieć, że wraz ze wzrostem wymagań ma się pewne rezerwy opcji 🙂

Buff, chusta, bandana, szal, komin… – czyli ciuch przydatny dla biegacza

Logo strony Test Sprzetu

Buff, chusta, bandana, szal, komin – czyli ciuch przydatny dla biegacza.

No może nie taki zupełny test bo i czy jest sens dogłębnie testować kawałek materiału 🙂 Chciałem po prostu zachęcić tych, którzy jeszcze nie nosili do spróbowania.

Buff czy też od wielości zastosowań chusta wielofunkcyjna, bandana, szal, komin itd. Niby taka mała rzecz a cieszy 🙂 Historia tego wynalazku liczy już sobie paręnaście lat i trzeba powiedzieć, że przyjęły się na rynku bardzo dobrze.
Ich uniwersalność pozwala na bardzo wiele zastosowań. Poniższy obrazek pokazuje część z nich, a pewnie każdy według swojej pomysłowości jeszcze parę innych by podał.

Buff sposoby noszenia
Nie ma w sumie w nim nic niezwykłego ale to właśnie ta pomysłowość zastosowań powoduje, że warto go mieć i używać. Po co dźwigać ze sobą czapeczkę, szalik, frotkę do ocierania potu skoro można to wszystko połączyć w jedno. I używać do tego co potrzebujemy.

Ja najczęściej używam jednego ze swoich (bo dorobiłem się już ich chyba z 5 :)) jako szalika pod szyję. Bieganie zimą mi raczej przesadnie nie szkodzi ale o gardło trzeba dbać i tu sprawdza się on idealnie. Nie ciśnie, jest lekki ale ciepły. W takim samym przeznaczeniu używam też kolejnego podczas jazdy motocyklem. Pęd wiatru również nie jest mu straszny, dobrze chroni przed zimnym powietrzem.
W cieplejsze dni kiedy szyi chronić przesadnie nie trzeba używam buffa jako chusty na głowę. Chroni przed słońcem przy czym dobrze i szybko odprowadza wilgoć.
Nie będę ukrywał jednak, że większym fanem jestem czapeczek i buffa na głowę instaluję sporadycznie.

Może to nie dużo wykorzystań ale jak dla mnie wystarczy by warto było chociaż z 1 kupić.

Rozne rodzaje Buffa

A jaki kupić? Hmm.. w sumie obojętne według mnie. Te które kupiłem do tej pory – Brugi, Hi-Tec, jakiś z Aldi są do siebie bardzo podobne i ja żadnych różnic między nimi nie widzę. Wszystkie wykonane z podobnego materiału, wielkości praktycznie takiej samej (chociaż jeden mam trochę krótszy i to jego mały minus). Po praniach się nie psują (kolorki może trochę już mniej żywe ale cóż to za różnica). Czy ten prawdziwy oryginalny jest lepszy to nie wiem. Mam wprawdzie jeden z biegu Rzeźnika ale jeszcze go nie nosiłem. Wizualnie nie odbiega od reszty to po co płacić 5 x tyle.

Podsumowując. Da się bez tego żyć 🙂 ale naprawdę warto te 10-20 zł wydać. Polecam.

Jako ciekawostkę napisze jeszcze, że kupiłem sobie ostatnio chustę wielofunkcyjną Vikinga, z wszytym wewnątrz polarem (to ta w linie na zdjęciu). Jak zrobi się naprawdę zimno ponoszę by sprawdzić i taki wynalazek.

DUNLOP – czapka biegowa i pas – krótki opis

Logo strony Test Sprzetu

DUNLOP – czapka biegowa i pas – krótki opis

Nie tak dawno temu (koniec sierpnia-początek września)  sygnalizowałem o sporym wysypie biegowego sprzętu w Biedronce.

Nowości biegowe w Biedronce – 27/08-02/09

Jako, że ochłodziło się już znacznie i zmiana stroju na jesienno-zimowy u mnie już nastąpiła 🙂 to i dało się zakupione rzeczy przetestować.

Zacznę od pasa, chociaż w jego przypadku test był mało dokładny. Założyłem go po prostu raz :), wtedy gdy zdecydowałem się biec w legginsach bez żadnej kieszonki. Może to niedługo jak na opinie o nim ale i sam przedmiot jest na tyle prosty, że szkoda wymyślać nie wiadomo co.

Ponieważ sytuacja, gdy klucze od domu noszone są w ręku, do  wygodnych nie należy będąc już prawie gotowym do biegu szybciutko złapałem pas no i zabrałem się za jego instalowanie.

Dunlop pas do biegania

Wielkiej filozofii tu nie ma. Odpiąć- zapiąć klamrę i już 🙂 Pas na mnie pasował bez konieczności regulacji (jeśli trzeba robi się to standardowo jak we wszystkich paskach). Po założeniu trzymał się dobrze, mocno opinał i nawet myślałem czy go nie popuścić. Ponieważ jednak wcześniejszy pas z uchwytem na bidon (jaki mam) miał tendencję do poluzowywania się w czasie biegu, to uznałem, że nie należy kombinować. Lepiej niech trzyma się ciaśniej niż ma spadać już od razu.

Pasek wykonany jest w ciekawej technologii. Na „pusto” ma niewielką szerokość, ot tak jak jego klamra (3-4 cm). W tylnej części znajdują się 2 zapinane na zamek kieszonki, które po napchaniu drobiazgami znacznie powiększają swoje rozmiary. I to dość znacznie. Da się do nich włożyć spokojnie spore przedmioty (jak 5″ telefon itp).

Materiał z jakiego jest zrobiony to poliestrowe tworzywo sztuczne. Z wierzchu miłe w dotyku, w środku błyszczące i sprawiające wrażenie wodoodporności.

Ponieważ  na trening zabierałem tylko klucze to zmieściły się spokojnie i nawet miały sporo luzu brzdękając sobie w czasie biegu 🙂

11 km trening nie spowodował u mnie żadnego dyskomfortu z powodu użycia paska. Trzymał się na swoim miejscu bardzo dobrze. Nie obcierał, nie uwierał.
Ponieważ biegłem w nim tylko raz to wydaje mi się, że nie miałem dobrze przećwiczone jego obsługiwania i na końcu biegu, by wyjąć klucze, musiałem go odpiąć. Nie mogłem po prostu wymacać ręką z tyłu zamka by otworzyć kieszonkę.

Wyszło również,  że pasek przesadnie wodoodporny nie jest. Zmoczył się od potu (w środku), więc jeśli nosicie jakąś ważna elektronikę to i tak trzeba ją zabezpieczyć np. foliowym woreczkiem.

Cóż. Zadanie swoje pas spełnił. Kupiłem go dodatkowo w okresie gdy był już sporo przeceniony (z 19 zł na 9 zł jak pamiętam) więc należy być zadowolonym.
Postaram się jeszcze kiedyś spróbować jak zachowuje się bardziej napchany by finalnie wyrazić o nim opinię ale na razie – plus.

No to teraz czapka.

Czapka biegowa Dunlop

Do tej pory w chłodniejsze dni biegałem w czapeczkach z daszkiem, bandanie czy też buffie założonym na głowie. Gdy robiło się już naprawdę zimno instalowałem na głowę wełnianą czapeczkę i było ok.
Takiej typowej czapki do biegania (jak ta) jeszcze nie miałem więc gdy pojawiły się w Biedronce uznałem, że kupię.

Czapeczka sprzedawana była w kartonowym, niebieskim pudełeczku. W środku poza czapką i metką nie było nic bo i cóż mogło by być 🙂

Wykonana jest jak wszystko ze sztucznego materiału 🙂 Kolor  czarny z odblaskowym logo Dunlopa. Wykonanie jest estetyczne, nie widać żadnych niedoróbek. Rozmiar uniwersalny męski (damskie były w różowych kolorach i jak pamiętam z rozcięciem z tyłu na warkocz).  Ładnie się rozciąga.

Na moją dość sporą głowę (chociaż bez włosów) wchodzi dobrze i zostaje jeszcze sporo luzu.

Czapka w swojej dolnej części ma profilowane zaokrąglenia na uszy. Dół jej jest również podwójny, podczas gdy góra to pojedyńcza warstwa materiału.

Powoduje to, że w uszka jest ciepło i można je spokojnie czapką zakryć.

Do tej pory w czapce biegałem już kilkanaście razy. W temperaturach od około +10 stopni do 0 stopni C. Zawsze w głowę było mi ciepło i nie było czuć wiatru.
Moja żona założyła swoją gdy było bliżej +15 stopni i mówiła, że jest jednak za ciepła na te warunki. U mnie jej „solidne” wykonanie wyszło raz, podczas naprawdę długiego i mocnego biegu. Gdy dość mocno się upociłem, wyszła zbyt duża szczelność czapki. W okolicach uszu czułem sporo wody (potu :)) od środka. Niezbyt miłe uczucie. Musze powiedzieć jednak, że nawet wtedy nie czuć było jednak zimna przebijającego się z zewnątrz.

Czapki takie to pewnie żaden kosmiczny wynalazek. Wydaje mi się, że w Lidlu, Decathlonie są podobne. Każdy może więc kupić taką jaka mu przypasuje. Ja ze swojej, Biedronkowej jestem zadowolony i zabieram ją na wszystkie treningi. Polecam.

Kończąc, dodam jeszcze, że po każdym biegu piorę ją w pralce i jak na razie nic jej się nie stało. Trzyma kształt, kolor.