Archiwum kategorii: Testy sprzętu

Stojak rowerowy HN 32343

Tym razem chciałem pokazać Wam rzecz prostą, niedrogą (około 30 zł) aczkolwiek bardzo przydatną. Sam dziwię się sobie, że dopiero teraz zdecydowałem się ją kupić 🙂
Jest to stojak rowerowy na ramę.

Stojak rowerowy

Według danych producenta ma wysokość całkowitą 60 cm, waży 670 g i wykonany jest z malowanych profili stalowych.

Stojak przychodzi do nas w postaci dwóch elementów do zmontowania – czteroramiennej podstawy z plastikowymi nakładkami i pionowego profilu z hakami. Składa się to banalnie, chociaż potrzeba do tego klucza (brak w zestawie ale raczej każdy kto go zamawia to jakieś ma :)).

Podstawa
Haki

Na początku wkładamy pionowy profil w postawę i skręcamy śrubą ze sporą plastikową nakrętką. To robi się ręcznie. Później (już kluczem) musimy dopasować rozstaw haków do naszej ramy rowerowej. I to wszystko, można używać.

Wieszamy rower i już

Stojak jest lekki, zajmuje niewiele miejsca. Wydaje się delikatny, stoi jednak stabilnie. Utrzymywał spokojnie np. mojego elektryka (25 kg). Haki mają założone (dość niechlujnie) gumowane osłonki nie musimy bać się, że porysują nam ramę.

Koło podniesione.

Jestem bardzo zadowolony z tego zakup. Przy jego użyciu podniesione jest tylne koło. Komfort smarowania łańcucha, wymiany tylnych hamulców (klocków) czy np. pedałów jest genialny 🙂 Do tej pory męczyłem się proszą drugą osobę o pomoc lub podnosząc rower i męcząc się samemu. A tu stoi, można sobie do woli regulować, kręcić. Świetna sprawa.

Zwracam jednak uwagę, że to narzędzie amatorskie, do sporadycznych prac przy rowerze. Robiąc czynności serwisowe wymagające przyłożenia dużej siły na rower mogłoby być inaczej. Trzeba mieć to na uwadze i używać go z głową.

Dwustronna kurtka rowerowa (Lidl)

Wiosenne akcje rowerowe – czas start 🙂 W każdym markecie coś ciekawego można wypatrzyć i w Lidlu w oko wpadły nam dwustronne kurtki rowerowe.
Jedna strona ma ostre kolory dzięki którym jesteśmy dobrze widoczni na drodze (żółte, różowe i niebieskie + paski odblaskowe), a druga jest bezpiecznie czarna.
Na sklepie, o dziwo dostać można tylko kurtki męskie (a przynajmniej my w żadnym nie widzieliśmy damskich). Wersja dla kobiet dostępna jest jednak bezproblemowo online i moja Żona pierwsza uznała, iż jej potrzebuje 🙂

No, skoro ona ma to i ja nie chciałem być ubogim krewnym – poleciałem szybko do marketu i kupiłem.

Kurtka męska. Niebieska

Nie wiem czy to przypadek ale w necie obie kosztują 149 zł, a ja za męską stacjonarnie zapłaciłem 119 zł. Jakaś promocja chyba 🙂

Kurtka w mojej ocenie zorientowana jest na początek okresu wiosennego lub na chłodniejszą jesień. Jest ciepła. Testowałem ją w miniony weekend i stopni więcej niż 7-10 nie było, a jechało się całkiem, całkiem. Nie przeszkadzał pęd wiatru, nie było chłodno mimo, że pod nią miałem tylko techniczną bluzę z długim rękawem. Fajna sprawa, można przedłużyć komfortowo okres jeżdżenia rowerem.
Jednocześnie trzeba stwierdzić, iż to ciuch bardziej dla amatorów spokojnych, dłuższych wycieczek niż wyczynowców. Obawiam się, że im może w niej po prostu być za gorąco.

Materiał z którego je zrobione to sztuczne włókno ale trzeba powiedzieć uczciwie, że całkiem przyjemne w dotyku. Sprawiają miłe wrażenie.

Kurtki mają luźny krój, nie są przesadnie dopasowane do sylwetki. Jak widać na załączonych zdjęciach damska jest taliowana, męska zaś prosta na całej długości. W oby lekko przedłużany tył, tak by nie wiało nam po nerkach nawet jak się lekko podwinie, podciągnie.

Lekkie różnice występują też w siatkowanych obszarach „wietrzenia”. Męska ma je na rękawach i plecach, a damska w obszarze rękawów i boków kurtki.

Krtka damska. Żólta.

Obie kurteczki Crivita mają czarny kaptur co przy kapryśnej pogodzie jest sporym plusem.

A wady? Raczej nic nie widzę. Pewnym minusem wynikającym z dwustronności jest brak kieszeni, schowków. Obie kurtki mają tylko po małej kieszonce na stronie czarnej. Zmieszczą się tam klucze, może portfel, telefon ale nie liczcie na przesadne zdolności transportowe.

Na tą chwilę jestem z okrycia zadowolony. Nie miałem kurtki, w której można by jeździć na przełomie zimy/wiosny więc zakup jak najbardziej udany. Żona, a to spory zmarzluch, też chwali swoją 🙂

Sportowe buty wojskowe (Bundeswehra)

Od czasu do czasu lubię przeglądać co sprzedają sklepy oferujące wyposażenie wojskowe. A to uda się kupić jakiś ciekawy ciuch, a to but. Jakość wykonania takich rzeczy jest zawsze bardzo wysoka i fajnie używa się ich do różnych outdoorowych aktywności.
Pewnego razu w oko wpadły mi sportowe buty przygotowane dla Bundeswehry. Nie były przesadnie drogie (ot poziom cen marketowych) no to kupiłem 🙂 Poleżały, poleżały a przy gorszych warunkach tej zimy (śnieg) przypomniałem sobie o nich więc… czemu nie pobiegać i w nich.

Wojsko też uprawia bieganie

Buty wykonane są oczywiście solidnie. Ważą 368 gram w rozmiarze 45. Nie ma w nich żadnych niedoróbek, bylejakości. Fajną sprawą są zachowawcze kolory (całe czarne). Nie będzie na nich widać szybko zabrudzeń co jest według mnie plusem. Tym bardziej, że jak widać po podeszwie to model na teren. Jednocześnie trzeba uczciwie stwierdzić, że buty wykonane są wg „starszej myśli technologicznej” Wnioskując po metkach jest to model na rok 2016. Nie ma tu żadnych fajerwerków w kroju, podeszwie. Czy to wada? Chyba nie, mi to jakoś nie przeszkadza.
Próbowałem rozgryźć czy jest to jakiś sportowy model (znanego producenta) zaadaptowany na potrzeby armii czy autorski wynalazek ale niestety nie udało mi się tego odkryć. Opisy są po niemiecku i wskazują chyba tylko na jakiegoś ich dostawcę sprzętu.

W użyciu trzeba powiedzieć, że jest dobrze. Są wygodne. Mają trochę amortyzacji, nie są totalnie sztywne. Rozmiar 45 (przy cywilnym 44) ma odpowiednią ilość luzu na palce. Trochę może przeszkadza język bo jest gruby, mięsisty 🙂 opina górę stopy. Przy biegach na około 10-20 km jest ok, nie czułem problemów ale pod jakieś ultra chyba warto, kupując je, wziąć jednak jeszcze z rozmiar więcej.

Terenowo

Terenowa podeszwa zrobiona jest z jednego rodzaju tworzywa. Ma sporo kolców przy czym są one średniego „wzrostu” 🙂 Buty przez to radzą sobie całkiem spoko na luźnych nawierzchniach, świeżym śniegu, lżejszej ciapie śniegowej. Przy lodowisku, mokrych kamieniach raczej cudów nie ma co oczekiwać – trzeba uważać jak w każdych innych. Na terenie płaskim (np. asfalt) biegnie się w nich też dobrze. Nie miałem kłopotów z utrzymaniem równowagi, jakąś niestabilnością. To mnie cieszy.

Nie chcę tu w jednoznaczny sposób wyrokować czy to but świetny do biegania czy nie. Mi amatorowi biegającemu wolno, a przy tym fanowi wynalazków i butów tanich biegnie się w nich dobrze. Na tyle mocno, iż całkiem możliwe, że sprawię sobie jeszcze jedną taką parę pod górskie wyzwania biegowo-spacerowe 🙂

Bagażnik rowerowy na hak

Poniższy tekst to kilka luźnych przemyśleń na temat używania, pierwszego w moim przypadku bagażnika rowerowego mocowanego na hak.
Zima to nie najlepszy czas na jazdę rowerem ale za to dobry na planowanie inwestycji (na kolejny sezon). Jeśli lubicie wycieczki rowerowe, musicie często podjechać autem na ich start – może temat Was zaciekawi 🙂

Do tej pory używałem standardowych rynienek mocowanych na relingach / dachu auta. W przypadku jednego, dwóch rowerów zakładanie tego nie szło tak źle. Dało się to ogarnąć samemu aczkolwiek pomoc drugiej osoby zawsze była mile widziana (a to potrzyma, a to założy opaski czyli idzie szybciej).
W moim przypadku było też o tyle łatwo, że mam niskie, osobowe samochody – stojąc na ziemi spokojnie można dźwignąć rower i postawić go na dachu. W przypadku SUVa czy terenówki tak łatwo by nie było.

Niby wszystko ok ale… w którymś momencie coraz częściej zauważa się ograniczenia tego systemu. Przy trzech rowerach ciężko wstawić ten na środek dachu. Są różne ramy rowerów – grube, cienkie. Nie w każdym mocowaniu dana rama się dobrze trzyma. Jazda autem też nie jest tak komfortowa – „ładunek” trzeszczy, szumi, można o coś zahaczyć jak jest nisko.

Z tego powodu postanowiłem zainwestować w hak (do auta) i finalnie w bagażnik na niego. Jest sporo różnych rodzajów, firm. Najważniejsze cechy na które myślę, że warto zwrócić uwagę to:
– bez narzędziowe zakładanie na hak. Czyli nie potrzeba dokręcania żadnymi kluczami itp.
– udźwig . W przypadku „normalnych” rowerów to raczej nie problem ale przy elektrykach nieraz nie jest już tak dobrze,
– mocowanie roweru. Widziałem takie, do których łapie się rower za korbę/pedał jak i częściej spotykane z uchwytem do ramy,
– możliwość pochylenia bagażnika. Przydatne bo jak trzeba sięgnąć do bagażnika auta, nie trzeba zdejmować rowerów (i samego bagażnika).
– firma. W przypadku znanych producentów nawet do starych, używanych bagażników można dostać części zamienne,
– cena 🙂 Trochę wydać trzeba więc ja już na starcie oglądałem używane.

Po analizie moich wymagań zdecydowałem się na stary ale solidny bagażnik na 2 rowery – THULE EuroClassic 913. Miał on wszystko co wyżej wymieniłem a że firma uznana to wiedziałem, że będę zadowolony. I tak właśnie jest.

THULE EuroClassic 913

Bagażnik jest solidnie wykonany. Trochę waży ale facet nie ma wielkich problemów by go przenieść. Mojej Żonie też to jakoś się udało (na krótkim odcinku ale zawsze :)).
Mocowanie jest dokonywane bez narzędzi. Zakłada się go po prostu na hak, zaciska dźwignię i dokręca kontrującą nakrętkę (wszystko to jest w bagażniku). Popuszczając kontrę – bagażnik się wygina czyli dostajemy dostęp do kufra auta. Wszystko oczywiście zrobi jedna osoba, nikt nie musi nam nic trzymać itp.
Same rowery stoją na nim stabilnie (nasze górale na kołach 26″). Zamocowane są do ramy + koła opaskami do rynienek.
By nie było obaw, że ktoś nam sprzęt ukradnie, mój Thule ma 2 zamki. Jeden blokujący mocowanie haka, a drugi mocowanie rowerów. To spory plus. Bez obaw można zostawić auto na parkinu i np. iść coś zjeść czy zwiedzić.

Na maszynie

Przechodząc zaś do sedna – jazdy. Jest dobrze. Mimo, że mam małe auto (Opel Astra G) to rowery nie wystają na boki poza linię lusterek. Jedzie się dużo wygodniej niż z bagażnikiem dachowym. Ciszej, nie ma się wrażenia, iż rowery mogą spaść. Auto jest z pewnością stabilniejsze w zakrętach czy na nierównościach.

Z tego wszystkiego uważam, że jeżdżąc trochę więcej z rowerami jak najbardziej warto zainwestować w taki rodzaj mocowania. Będziecie zadowoleni 🙂

Reebok Energylux 2.0

Nie planowałem wprawdzie żadnych nowych zakupów ale stojąc przed swoją szafką ze zdziwieniem stwierdziłem, że niezbyt jest co wybrać. A by mi się przydały 🙂
Przygotowania do maratonu to więcej biegania, warto trochę miksować różne buty tak by stopa się „rozruszała” i nie było później problemów przed samymi zawodami.
Myślałem wprawdzie o czymś najtańszym z sieciówek ale zgodnie z mądrością ludową – buty biegowe kupuje się jak jest promocja 🙂 I często bierze coś innego niż myśleliśmy na początku.
Tak było i tym razem. W sklepie wpadły w mi w oko Reebok-i Energylux 2.0. Był mój rozmiar, była dobra cena to czemu nie.

Reebok Energylux 2.0 Widok ogólny.

Z tego co widzę po netowym researchu to tańszy but. Nie ma o nim wiele informacji (recenzji) ale jakieś tam dane znaleźć można, to nie będę się wygłupiał i przepisywał. Kto ciekawy, pomęczy się sam.

Ja napiszę tak. Na plus – Reebok wygląda dość zgrabnie. Trochę daje po oczach ten wystający ogon podeszwy ale może jakiś cel to ma 🙂 Podoba mi się, że but jest lekki (260 gram r.45), przewiewny. Kolorystyka jaką kupiłem jest bezpieczna, nie będzie widać po nim szybkiego zużycia, zabrudzenia (no może poza podeszwą).

Reebok Energylux 2.0 Ogonek.
Reebok Energylux 2.0 Środek.

W użyciu jest ok. Zabrałem go na swoje ostatnie, najdłuższe biegi i nie żałowałem. Szybko się do niego przyzwyczaiłem. Nie obtarł mnie nigdzie, nie uciskał. Pianka w podeszwie amortyzuje znośnie.
Bieżnik podeszwy wskazuje jednoznacznie na przeznaczenie buta na drogi utwardzone i tu raczej warto go używać. Kamienie, błoto to na 100% nie jego środowisko.

Na minus – jeszcze nie zauważyłem ale… Mam trochę obawy o trwałość podeszwy. Na tej piance (tworzywie podeszwy) nie ma żadnej ochronnej gumy. Producent wprawdzie uspokaja, że wewnętrzna pianka Fuelfoam (w podeszwie) pokryta jest odporną na ścieranie warstwą tworzywa niemniej… no martwię się 🙂 Dawno temu miałem buty z podobną podeszwą „bez niczego” (marketowe) i padły szybko. Tu po paru treningach jakie zrobiłem jest ok, śladów nie ma więc pozostaje obserwować i wierzyć, iż to lepsza klasa 🙂

Reebok Energylux 2.0 Podeszwa.

Kończąc – Reebok nie plasuje się chyba w najczęściej wybieranych, ostatnio butach biegowych (albo ja nie jestem na czasie). Dla mnie nie był to wybór oczywisty ale skoro jest dobrze to czemu nie? Warto czasem popróbować coś innego niż oklepane wzorce 🙂

Bagażnik rowerowy tylny alu 20-29″

Nadrabiając zaległości w opisie różnych różności chciałbym przedstawić Wam parę akcesoriów rowerowych jakie zakupiłem w 2022r.

Przed ostatnią wyprawą rowerową stanąłem przed koniecznością zakupu bagażnika rowerowego na tył. Dotychczas albo nie były mi takie potrzebne albo rowery jakie posiadałem już je miały.
Z tego powodu po analizie tysięcy ofert uznałem, że trzeba poszukać coś lekkiego, uniwersalnego no i oczywiście taniego 🙂

Finalnie na placu boju stanęły dwa chińskie wynalazki poniżej 100 zł – jeden montowany do sztycy, a drugi tradycyjnie przykręcany do ramy roweru.
Wizualnie podobał mi się bardziej ten na sztycę ale miałem obawy czy będzie dostatecznie stabilny i wytrzymały (nie będzie opadał, przekręcał się na rurze) no to kupiłem poniższy.

W opisie sprzedawców można znaleźć, że jest to wytwór firmy Eries, jest z aluminium i nadaje się do rowerów z kołami 20-29″ (także z tymi mającymi hamulce tarczowe).

Bagażnik przychodzi do nas w formie zdemontowanej (szczęśliwie nie całkiem bo w pakiecie chyba nie było instrukcji :)) ale rozkręcony na mniejsze sekcje. Ot jak na zdjęciu poniżej.

Bagażnik tylny przed i po montażu

Na pierwszy rzut oka wyglądało to groźnie ale jednak patrząc na obrazki w aukcji udało mi się ogarnąć co gdzie powinno się znaleźć.

Wszystkie niezbędne części w opakowaniu były, zabrałem się więc ochoczo za montaż. Bardzo przydatna do tego jest pomoc drugiej osoby. By dobrze go wypoziomować nie można od razu skręcić do oporu wszystkich śrub i wtedy lata jak pijany 🙂 Samemu to droga przez mękę.

No ale… z wsparciem Żony udało się go umiejscowić na rowerze, ustawić sensownie i już dokręcić na gotowo. Ze skręcaniem śrub warto uważać – nie przeginać z siłą (bo to jednak wytwór chiński, aluminium tu i tam szkoda sobie coś urwać). Ja nic nie uszkodziłem i oto bagażnik prezentował się w pełnej krasie 🙂

Już na rowerze 🙂

Krasa jest taka se (bądźmy uczciwi). Owszem wygląda ładnie, widać jednak z bliższa pewną niechlujność wykonania (krzywe spawanie rurek), które powodują lekkie odstawanie górnego „przycisku” (widać chyba na obrazku).
Dodatkowo , u mnie po najlepszym (wg mnie ustawieniu tak by nie wystawał bardzo do tyłu) niestety trzeba było dać błotnik nad nim. Ogranicza to nieco funkcjonalność sprzętu ale to już nie wina bagażnika, ot taki urok wszystkich komponentów (rower, chlapacz, bagażnik). Mi to jakoś nie przeszkadza, priorytetem było mocowanie sakw do boku.

Kolejny widoczek bagażnika

No powiedzmy, że ok. Rureczki bagażnika, w porównaniu do stalowych, są grubsze i troszkę miałem stracha czy będzie to „działać” z moimi sakwami. Trochę dziwnie też rozstawione są poprzeczki w bagażniku musiałem trochę nakombinować się jak sakwy ustawić. Szczęśliwie da się je założyć, przywiązać rzepami i trzyma się to jak należy. Każde kolejne zakładanie, ściąganie toreb kiedy już nabierzemy wprawy idzie coraz sprawniej.

Standardowy rozstaw – pasuje każde światełko

Od razu po montażu bagażnik został „rzucony na głęboką wodę” bo uczestniczył w objeździe Tatr, o którym pisałem tu:

Rowerem wokół Tatr

Powiem uczciwie, że sprawdził się bardzo dobrze. Obciążony sakwami, wytłuczony na krzywych drogach trzymał się bardzo dobrze. Nic się nie urwało. Nic się nie poluzowało – nie musiałem dokręcać żadnych śrubek na szlaku ani już po.

Finalnie należy więc powiedzieć, że sprzęt warty jest swojej ceny. 79 zł jakie za niego zapłaciłem to nie majątek. Owszem widać, że to tania chińszczyzna, ma niedokładności spasowania itp. ale skoro dał radę dla mnie ok.

Poncho przeciwdeszczowe Oxylane 520

Zimowy okres nie sprzyja wycieczkom rowerowym ale to dobry czas by przemyśleć czy potrzeba nam jakiegoś wyposażenia na przyszły sezon.

Podczas ostatniej wyprawy rowerowej udało mi się przetestować poncho przeciwdeszczowe z Decathlonu. W teorii model pozycjonowany do wycieczek miejskich całkiem dobrze poradził sobie z dłuższymi trasami turystycznymi.

Jeśli jesteście ciekawi co to jest, jak się to używa to zapraszam na film:

Poncho przeciwdeszczowe Oxylane 520 Decathlon

Po raz drugi i po raz trzeci

Zachciało mi się koloru to kupiłem sobie kolejne paski do Fenixa.

Pasek chiński numer 2 (bikolor XGSM) miał być tym ostatnim. Zakupiłem go w połowie września (na allegro), więcej się na niego wykosztowałem (bo kosztował koło 59 zł) więc zakładałem, że będę zadowolony.

Bikolor do Garmina

Do pewnego momentu tak było. Paseczek miły w dotyku, faktycznie w dwóch kolorach. To co od razu rzuca się w oczy to solidna klamra i solidne mocowanie quickfit (tym razem jakiś metal).

Niebieska wstawka z fajną fakturą
Tym razem solidne mocowanie QuickFit

Ślady zużycia jakieś na nim się pojawiły co chyba dobrze widać na poniższej fotce. Ale to takie przetarcia, które z daleka w oczy się nie rzucają.

Szlufka trochę dostała „w kość”

Fotki zrobione przy początku października, już prawie szykowałem się do opisu gdy parę dni później … pękł między dziurkami. No świetnie…

Zdegustowany jestem tym faktem. Oczywiście uszkodzenie w miejscu najbardziej używanym czyli pasek nieużyteczny. Na siłę można w sumie ścisnąć ze 2 dziurki dalej (tak czasem robię gdy zależy mi na pomiarze tętna) ale przecież nie o to chodzi. Niewygodne na co dzień.

Cóż. Jak widać większa cena nie eliminuje dziadostwa. Myślałem przez chwilę czy go nie reklamować bo miesiąc to jednak mało ale finalnie odpuściłem. Szkoda czasu, kasy na przesyłki a nie daj Boże przepychanki (jakby nie chcieli uznać). Na ten moment leży, być może spróbuję dokonać przeszczepu mocowania do pierwszego jaki kupiłem.

Jak już złość mi przeszła to uznałem, że zrobię podejście trzecie i ostatnie. Tym razem wyszukałem sobie paseczek sprzedawany w MediaExpercie (oczywiście też chiński). Firma – Tech-Protect IconBand. Kosztował 45 zł (ja dałem 42 bo wziąłem z outletu, z uszkodzonym opakowaniem).

Pasek Tech-Protect IconBand

Kolor ładny, oczodajny. Materiał na pierwszy rzut oka i dotknięcie ręki przyjemny, aksamitny i miękki (zrobiony z jakiegoś silikonu).

Także w tym pasku jest solidna klamra i mocowanie quickfit. Optycznie patrząc chyba takie same jak w poprzednim.

Ładny jest nie powiem
Tu też solidnie

Cóż tu więcej pisać. Mam go niecały miesiąc. Na ten moment „działa” ok. Nie ma śladów zużycia, nic nie wskazuje by miał „paść”. A jak będzie później to się zobaczy 🙂

Podsumowując. Patrząc jak krótko te paski wytrzymują (niezależnie od ceny) to widzę, że ich zakup to czysta loteria. Albo się uda albo nie. Szkoda trochę, do tej pory takich przebojów nie miałem. Kupiony lata temu chińczyk do Suunto, działa do tej pory. Widać szczęście zakupowe to ważna rzecz 🙂
3 paski jakie kupiłem to już około sto kilka złotych wydane i zastanawiam się czy nie lepiej by było polować na jakąś okazję na oryginalny. Pozostawiam to Waszej rozwadze.

Adidas Duramo SL

Mało piszę ostatnio o bieganiu ale co uważniejsi czytelnicy chyba zauważą, że coś tam jednak biegam 🙂

Nawarstwiło mi się przez ten czas sporo niezrealizowanych opisów sprzętu i nie wiem czy nawet jest już sens pisać (jak to u mnie) o starociach 🙂

Skoro jednak zakupiłem z okazji Półmaratonu Wałbrzyskiego nowe buty to chociaż się nimi trochę pochwalę.

Oj dawno nie kupowałem nowych butów do biegania. Te co mam, są wszystkie w sumie w całkiem dobrej formie (nie rozłażą się itp.) ale miałem wrażenie, że nie będą idealne na dłuższy bieg przy mojej słabej dyspozycji. Bałem się, są zbyt minimalistyczne (mała amortyzacja, drop), uklepane itp. więc gdy przeglądając co tam na wyprzedażach widać ,moja uwaga padła na tytułowe Adidasy to zakupiłem.

Adidas Duramo SL

Adidas Duramo SL to prosty i tani (w miarę) model buta. Nie ma żadnych skomplikowanych systemów, ot jest to but dla mniej wymagających (może zaczynających przygodę z bieganiem?) sportowców amatorów.

Bezpieczny zestaw kolorów, nie pobrudzi się za szybko.

Opisów tego buta trochę w sieci znajdziecie to nie będę wyważał otwartych drzwi. Napiszę tylko, że:
– nauczony doświadczeniem rozmiarowym z Adidasami (gdzie z reguły 45 są na mnie zbyt mocno dopasowane) wziąłem 46 2/3. Szkoda, że nie ma samego 46 bo ten jest minimalnie za duży. Sznurówkami da się to jednak skorygować i biega mi się dobrze. Po nodze nie lata, nie uciska przy tym wcale. Pasuje 🙂
– but jest bardzo podobny do innych tanich adidasów jakie miałem w przeszłości. Przede wszystkim solidnie wykonany, nie ma niedoróbek, skaz. Poza tym – podobny drop, podobna elastyczność, przewiewny. Podeszwa, która przy mokrym asfalcie sprawie wrażenie mniejszego trzymania ale jednak trzyma ok (nie ślizgam się, nie wywaliłem :)).

Bieżnik raczej na asfalt.

Podsumowując więc. Zakup jest udany, jestem z nich zadowolony. Na półmaratonie nie uraziły mnie z żadnej strony, nie zepsuły się nigdzie (ale na to jeszcze za wcześnie) czyli – jak nie macie pomysł co kupić sobie na start to może Adidasy?

Drugie życie – refurbished

O odnowionych przez producenta produktach słyszał pewnie każdy. Nie każdy pewnie miał jednak z nimi do czynienia. Cena wiadomo lepsza ale czy nie będzie to towar z wadami, gorszymi parametrami czy śladami używania? Obawy mogą nas odstraszać od pomysłu zakupu takiego urządzenia.

Specjalnie oznaczone pudełeczko

Do tej pory, sam raczej nie interesowałem się takimi sprzętami. Migały mi tu i ówdzie reklamy ale jak coś kupowałem to albo nowe albo używane. Myślę, że to tylko dlatego, iż nie udało mi się trafić na naprawdę dobrą okazję 🙂

Ostatnio jednak żona poprosiła mnie o pomoc w wyborze innego sportowego zegarka dla niej. Do tej pory używała Garmina Vivoactive 3, który w sumie jej pasował. No, poza czasem działania bo to miał słabe. Bateria w nim działała w sposób dość losowy mimo, że serwis Garmina twierdził, iż jest ok.

Wymagania: może być nowy, może używany ale ma dłuuuuggggoooo działać w trybie GPS. Wiadomo, przynajmniej tak fajny jak w.w. Vivo 🙂 Finalnie zaś – nie najdroższy, powiedzmy tak do 1k PLN.

Wybór niedrogich zegarków dość istotnie zawęża się jeśli zaczynamy szukać czegoś co wytrzyma z GPS ponad 12 godzin w jednym rzucie. I nie jest to przypadek a stała możliwość 🙂
Coś tam oglądałem, coś dumałem, gdy pomyślałem o Fenixie 5s. I pewnie bym jej taki polecił gdyby nie rzuciła mi się w oczy oferta Fenix 6s refurbished. Kosztował tyle co używane 5s, gwarancję wiadomo ma normalną no to bierzemy.

W zestawie są…

Nie będę tu przedłużał lania wody. Warto. Zegarek wygląda jak nowy. Nie ma żadnych śladów używania, żadnych skaz, wad. Na ekranie folijka taka jak w nowych. W pudełeczku (jak widać specjalnym) w sumie to co w nowym – zegarek, ładowarka, instrukcje.
Cóż… sprzęt działa tak jak powinien, teraz czasu GPS jej na pewno nie zabraknie 🙂

Z przodu (już odpalony)

Wiedząc teraz co to jest (przynajmniej w wydaniu Garmina) myślę, że nie warto bać się sprzętów refurbised.

Z tyłu

Finalnie mała uwaga – w aukcji na której go kupowałem była informacja, że producent nie gwarantuje pełnej wodoszczelności (jaką ma nowy). Nie wiem czy to asekuracja czy faktyczne ograniczenie ale warto wiedzieć. Dla nas w sumie to żaden problem bo żadne z nas w żadnym zegarku nie pływa, nurkuje.